17 października 2018

Moskwa. Rozkołysane dzwony


Środa (17 października) na luzie i typowo „babska”, czyli buszowanie po GUM i kontentowanie, co elegancka (i bogata) Moskwa nosi, co najwięksi projektanci mody jej oferują, słowem, na czym oko zawiesić. Do tego - popołudniowe pogaduchy z kolegą i wieczorny koncert na Placu Czerwony w wykonaniu …. cerkiewnego dzwonnika.

Po dwóch dniach intensywnego, jak na mnie zwiedzania, organizm domagał się nieco odpoczynku, w końcu za miesiąc kończę 3 x po 25 lat, czyli wkroczę wiek klasycznej „babuszki” z ZUS-owskim dodatkiem „pielęgnacyjnym”.
GUM. Prawdziwe, żywe storczyki

Po późnym śniadaniu, do umówionego, popołudniowego spotkania z red. Lonią Swiridowem na obiad – spokojnie oddawałam się prasówce i lekturze oraz kąpielom, siedząc w swoim mansardowym pokoiku hotelowym. 
Spokój zamąciła wieść o tragicznych wydarzeniach w krymskim Kerczu. Moja komórka, wprawdzie chodząca na rosyjskiej karcie SIM, zameldowała w serwisie wiadomości o tym zdarzeniu. Przeszłam natychmiast w komputerze na rosyjskie portale informacyjne, by się czegoś dowiedzieć więcej. Włączyłam telewizor…  
Z chaosu różnych informacji wyłaniał się dramat ze szkoły średniego typu, o politechnicznym profilu. Zginęło 20 uczniów i nauczycieli, kilka dziesiątków zostało rannych, na pewno był jakiś wybuch, drzwi frotowe szkoły zdemolowane, szyby na parterze wyleciały z okien….

Pamięć natychmiast podsunęła mi Biesłan i tamtejszy cmentarz dziecięcy z ofiarami napadu terrorystycznego bojowników czeczeńskich na szkołę podczas inauguracji roku szkolonego….  Byłam na nim w ub. roku.
Rzeczywistość okazała się przerażająca. 18 - letni chłopak, uczeń ostatniej kasy szkoły, fascynujący się ….masowymi mordami, z niewiadomych przyczyn najpierw zdetonował bombę domowej roboty wypełnioną żelastwem a potem strzelał do każdego, kto mu się pod karabin napatoczył. Na koniec sam się zastrzelił.
Jak wniósł karabin do szkoły, a wcześniej szedł z nim przez miasto i skąd u nastolatka broń – będzie musiała wyjaśnić policja. Tak samo -  dlaczego nikt w szkole – ani wychowawcy, ani rodzice - nie zwrócili uwagi na chłopaka o wyraźnie zwichrowanej psychice. 
To nie jest akurat jedyny przypadek w Rosji, wcześniej też się zdarzały takie dramatyczne epizody, wynikające z zaburzeń psychicznych niezrównoważonych młodych ludzi, sięgających po broń. Nie jest to przypadłość wśród młodzieży wyłącznie amerykańskiej.

GUM

GUM.Oferta Versace dla panów
Z Lonią umówiłam się w GUM, idealnym miejscem do spotkań. Klasycznie, w okolicy fontanny. Dla niewtajemniczonych – GUM, to taki super market w zabytkowym budynku z towarami z najwyższej półki i nie na każdą kieszeń. Ekskluzywny, nawet w czasach ZSRR.

Wyszłam nieco wcześniej z hotelu z racji kłopotów z chodzeniem a że trasę z hoteliku do GUM mam już doskonale opanowaną, przyszłam blisko godzinę wcześniej a Lonia przysłał SMS, że nieco się spóźni. Cudownie, pomyślałam. Zrobię parę zdjęć z serii „moda i uroda”. W GUM nie brakowało ku temu okazji.
GUM. Oferta Versace dla pań
W GUM jest wszystko, co świat może oferować z najlepszych marek na świecie. Z samochodami włącznie, jak się okazało. I to dla dużych i małych chłopców. 
GUM. Coś dla małych i dużych chłopców
GUM.Dla dużych i bogatych chłopców

U Gucciego – obłędne torebki, u Versace – królował kobaltowy granat w prezentowanych kreacjach, u innego projektanta – barwy jesieni. W PRADO – eleganckie obuwie, oczywiście wykwintna skóra. Zdecydowanie górowała elegancja nad modą, w kreacjach dla pań – kobiecość. 
GUM. Torebki od Gucci'ego
GUM.Kobieco i elegancko

Fontannę usytuowaną po środku magazynu, otaczają przede wszystkim eleganckie perfumerie, sklepy z zegarkami najsłynniejszych szwajcarskich i światowych firm, salony  jubilerskie, saloniki kosmetyczne, a nawet znalazła się oferta - złotej wanny!
GUM. Do kupienia - "złota " wanna!
Pooglądałam, powąchałam cudowności perfumerii, w międzyczasie zjadłam najsłynniejsze moskiewskie lody (waniliowo-rokitnikowe) i stwierdziłam, że mając pękaty portfel mogłabym się dzisiaj pokusić na niewielkie zakupy. 
GUM. Male co nieco na przekąskę
Kontemplację wielkiego świata mody w Rosji zakończyłam w kawiarence przy fontannie delektując cafe late.
GUM. Bistro przy fontannie, w oczekiwaniu na Lonię
ILJINKA I BEEF STROGONOW

GUM ograniczają dwie ulice, interesująca mnie Iljinka, bo tam w czwartek spędzę ¾ dnia oraz Nikolska, tętniąca życiem zwłaszcza wieczorową porą, z kafejkami, sklepikami z pamiątkami, ławeczkami, ulicznymi wystawami zdjęć lub obrazów, ulicznymi grajkami nakryta siateczką ze światełkami.

Nadszedł Lonia i obraliśmy kurs fontanna GUM – Iljinka, bo kilkadziesiąt metrów za ministerstwem finansów i Izbą Przemysłowo-Handlową, w bocznej uliczce była knajpka, do której zaprosił mnie mój kolega redakcyjny.

Oczywiście jedzonko – rosyjskie: barszcz (ze śmietanką), wołowina a la Strogonow, w pysznym grzybowym sosie, surowizna warzywna o tajemniczym składzie, na pewno była w niej marchewka i kilkugodzinne pogawędki. Książki odebrałam, moja „putinowska” lektura pęcznieje. Do książek na dokładkę było pudło firmowych czekoladek ze Sputnika
Zagrypiony red.Lonia Swiridow z firmową czekoladką "Sputnika" - "białoruską".
Pożyteczny prezent do kawy. Pochłanialiśmy poszczególne czekoladki – redakcjami, którymi nazwano czekoladki. Lonia zaczął od „białoruskiej” i przerzucił się na „brazylijską”, wzdychając coś o wakacjach nad ciepłym morzem, ja zaczęłam „agenturalnie” od „polskiej” a potem pochłonęłam „angielską”, ale i tak zostało kilkadziesiąt kolejnych….

GUM. Coś dla elegantek z dużymi pieniędzmi
Leonid ledwo co wstał po wyczerpującej grypie i zabiegach chirurgicznych, nie wypadało go zbytnio męczyć, a i moje ścięgna dawały znać o sobie. Byliśmy duetem z przysłowia „wiódł ślepy kulawego”,  tak nam wyszło. 
Skierowaliśmy się do wyjścia. Lonia skręcił do metra a ja kilka kroków dalej, na ul. Nikolską i deptak przy GUM. 
Do uszy dobiegały dźwięki grajków, siatka nad głową skrzyła światełkami, wszędzie mnóstwo ludzi, otwarte sklepy wabiły pamiątkami, i kiczowatymi i pięknymi, wedle gustów.

KONCERT NA KILKA DZWONÓW

Człapię sobie powolutku w kierunku Krasnego placu, krokiem staruszki, mało przejmując się bolącymi coraz wyraźniej nogami i staram się z chaosu dobiegających dźwięków wyłonić te, które przypominały kremlowskie kuranty, ale chyba kurantami, jednak nie były.

Na rogu ul. Nikolskiej z Placem Czerwonym ludzie patrzyli się na przycupniętą w rogu cerkiewkę. Muzyka dzwonów dobiegała z jej wieżyczki. Dzwonnik wg sobie znanego klucza pociągał za sznureczki a rozkołysane dzwony niosły swoje pieśni po placu… 
Stanęłam jak inni, słuchałam.
Ul. Nikolska, koło GUM
Roztańczone dzwony z Czerwonego Placu
Po 10 minutach dzwony umilkły, znieruchomiali ludzie ocknęli się, ruszyli dalej, ja też.   
W mansardowym pokoiku „Matrioszki”, wzięłam prysznic i zasiadłam do spisania całodziennych wrażeń, gdy zadzwoniła Natasza.
I zaczyna swoje: a że wolałaby mi zamiast czwartkowego wieczoru z muzyką Rachmaninowa w Sali "Zarjadie" zaoferować spektakl teatralny ze sztuką, „kultową, moją ukochaną”, czyli romansem rosyjsko-polskim uwikłanym w realia lat 60-tych minionego wieku. Wylicza aktorów, opowiada treść, jak to Natalia. Równą godzinę

- Ależ Natalia, przecież ustaliłyśmy kilka godzin wcześniej, jak byłam z Lonią na obiedzie, że… - usiłuję jej przerwać.

A Natasza swoje.

- O, nie! – Warknęłam w końcu rozeźlona, bo już spałam. – Nic polskiego! Nie po to przyjechałam do Rosji, by oglądać romanse polsko-rosyjskie. Ustaliłyśmy wcześniej, że jest w programie nowa sala koncertowa Zarjadie i Rachmaninow. Więc jest Rachmaninow, i już!

W czwartek rano musiałam wcześniej wstać, przygotować się do Rosyjsko-Norweskiego Forum Biznesowego, w którym uczestniczyłam, a wieczorem, chciałam wypocząć słuchając dobrej rosyjskiej muzyki, przy okazji zobaczyć nowy przybytek sztuki w Moskwie. Telefon Natalii przerwał mi odpoczynek, noc przespałam jak zając, budząc się co jakiś czas, by sprawdzić godzinę...

Oczywiście – na Forum byłam, Rachmaninowa wysłuchałam, ale o tym już jutro.
Dobranoc Moskwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz