Plac Czerwony w barwach jesieni |
Coś
tam zaplanuje, długo mi o tym opowiada, a potem wszystko przestawia jej się do
góry nogami. Więc dwie godziny po umówionym terminie dzwoni, że nie może dojść,
coś jej tam wypadło, ale wszak mogę sobie sama, co nieco pozwiedzać. To, co chciałam.
A chciałam zobaczyć wnętrza bajecznej
wręcz cerkwi na Placu Czerwonym, kupić kartę SIM rosyjskiego operatora do mego telefonu
oraz książki związane z prezydentem Putinem.
Mój
kolega, moskiewski dziennikarz, wprawdzie kupił mi je, ale nijak nie mi mógł
dostarczyć. No, to kupię sobie sama, postanowiłam.
MARZENIA O PLACU CZERWONYM
Kiedy
byłam w 2013 r. w Moskwie, Plac Czerwony pokonałam w galopującym tempie, w
stylu: „Po lewej GUM, po prawej Kreml,
idziemy dalej proszę wycieczki”. Obleciałam cerkiewkę katedralną pod
wezwaniem Świętego Wasyla Błogosławionego, (czyli po angielsku – Bazylego) dookoła,
zrobiłam zdjęcia i pognaliśmy dalej. I takie to było cztery lata temu
zwiedzanie.
Tego roku też tu byłam, w maju, ale na podobnych zasadach - galopem przez wewnętrzne dziedzińce Kremla i jego cerkwie, bo przewodnik ma tylko dwie godziny dla naszej grupy.
Tego roku też tu byłam, w maju, ale na podobnych zasadach - galopem przez wewnętrzne dziedzińce Kremla i jego cerkwie, bo przewodnik ma tylko dwie godziny dla naszej grupy.
Z
mapą w garści i końcem języka za przewodnika, bez problemów pokonałam trasę z
hotelu do placu. Przy okazji chciałam sprawdziłam drogę do Izby
Handlowo-Przemysłowej, gdzie w czwartek mam forum dot. gospodarki morskiej.
CZAPKA Z MOICH SNÓW
Ale
nim dotarłam do GUM, między hotelem Metropol a Muzeum Historycznym, przy jakiś
starych murach po lewej stronie - trafiłam na sklepik z pamiątkami, i tam
między tandetnymi uszatkami w bieliźnianych kolorach - trafiłam na rarytas, czapkę w
stylu bojarskim, skórzaną z otokiem z prawdziwego, mięciutkiego futra w
idealnym kolorze mojego futerka. Marzyłam o takiej od lat. Oczy stanęły dęba. Cena
kosmiczna (12 tys. rubli), ale dostałam 30% rabatu i w sumie już za wysoką, ale
przystępną dla mnie cenę została kupiona! Nawet nie przypuszczałam, że akurat
to marzenie mi się w Moskwie spełni. Poszłam dalej nie do końca wierząc w swoje
szczęście.
JEDENAŚCIE KOPUŁ WASYLA
Jako
„inostraniec” musiałam kupić bilet za 700 rubli (ok.40 zł.), podczas, gdy Rosjanie
płacą tylko 200 rubli. Ale remonty
zabytków kosztują, a widać, że cerkiewka jest szalenie zadbana, muzeum staranie
wyposażone i utrzymane.
Dla
wyznawcy nauk Lutra, bez kultu świętych, bez „świętych” obrazów, ze świątyniami
skromnymi o surowych wnętrzach, przepych prawosławnych cerkwi robi niesamowite
wrażenie, nie wiadomo gdzie oko zawiesić. Czasami jest tego wszystkiego za dużo
dla luterańskiego oka. Ale po chwili skupienia oko dostrzega cudowne dzieła
cerkiewnych artystów i wyłuskuje istne perełki. Bardzo lubię czasy średniowieczne
w sztuce, gotyckie malarstwo zachodnie mnie zniewala, z prawosławnymi ikonami
nie stykałam się zbyt często. Zwłaszcza tymi szalenie starymi.
Zaraz po wejściu do wnętrza, trafiłam na ikonostas, który mnie zachwycił. Z wizerunkiem Madonny z Dziecięciem, identycznym jak częstochowska Madonna.
A potem było tylko piękniej. Z kapliczki do kapliczki, krętymi korytarzykami. Niesamowite wrażenie. Dookoła tłum Azjatów, głownie Japończyków. Czasami jakiś Szwed lub Niemiec. No i ja.
Zaraz po wejściu do wnętrza, trafiłam na ikonostas, który mnie zachwycił. Z wizerunkiem Madonny z Dziecięciem, identycznym jak częstochowska Madonna.
A potem było tylko piękniej. Z kapliczki do kapliczki, krętymi korytarzykami. Niesamowite wrażenie. Dookoła tłum Azjatów, głownie Japończyków. Czasami jakiś Szwed lub Niemiec. No i ja.
GUM I ILIJANKA
Po
św. Wasylu Błogosławionym przyszła kolej na prozę życia i komercję. Czyli GUM,
MegaFon (karta SIM), księgarnię i lunch. W księgarni dorwałam ostatni egzemplarz
wywiadu Putina dla Olivera Stone’a, innych książek Putina już nie było. Szukałam
też jego myśli o Rosji. Nie było.
Kartę
SIM kupiłam i wylądowałam na I piętrze GUM, nad fontanną, gdzie w kafejce zjadłam
tradycyjny u mnie lunch w Rosji – sałatkę Cezar, podawaną tu z serem,
grzankami, przepiórczymi jajami i kurczakiem, plus sok pomarańczowy a na deser
francuskiego rogalika i cafe late. Wytwornie i po europejsku.
Po
odpoczynku - i wzmocnieniu sił, a dla mnie to ważne, bo stan zapalny mięśni i ścięgien
łydek wcale nie ustępuje, chociaż mam silne leki, i byle potknięcie odbija mi
się piekielnym bólem - ruszyłam na dalsze zwiedzanie. Przerwy w łazęgach są
wymagane.
Tym razem celem dalszej wędrówki było umiejscowienie w czwartkowej marszrucie Izby Handlowo-Przemysłowej, by się rano nie plątać z mapą w garści, a potem obrałam kurs – na park Zarjadie, bo jesień w parku o tej porze jest - zniewalająca.
Tym razem celem dalszej wędrówki było umiejscowienie w czwartkowej marszrucie Izby Handlowo-Przemysłowej, by się rano nie plątać z mapą w garści, a potem obrałam kurs – na park Zarjadie, bo jesień w parku o tej porze jest - zniewalająca.
BARWY MOSKIEWSKIEJ JESIENI
Zapadał
zmierzch a moskwiczan w parku przewalały się tłumy. Jak drzewa okrzepną i podrosną,
będzie tu bajecznie!. Ale te nasadzone młodzizny i teraz są urokliwe.
Park
wymaga w niektórych miejscach ogrodnika, by między krzewami czy kwiatami
chwasty powyrywał, ale może ma tak rosnąć, na „dziko”, tego nie wiem…
Panowie
(trzeźwi, jak aniołki i bardzo uprzejmi) w pomarańczowych uniformach, dbali o
porządek w parku na bieżąco, zresztą nikt tu nic nie łamał, nie niszczył, nie
psuł, ścian sprayem nie mazał…
W
parku zwiedziłam trzy obiekty.To m.in - muzeum podziemne mówiące o historii Moskwy,
bardzo ciekawie od strony audiowizualnej przygotowane. Młodzież ma tu dostęp do
wiedzy podanej w nowoczesny, atrakcyjny sposób. A starsze panie, jak ja, mogły zgłębić
tajniki budowania murów obronnych nad brzegiem rzeki, albo historię miasta
przez wieki, jak się rozrastało, mężniało, rozwijało.
Ale najpierw trafiłam do centrum informacyjnego - Media Center, gdzie można wypić kawę, kupić bilety do muzeum, zasięgnąć informacji. Mnie zauroczył tam ....sufit.
Ale najpierw trafiłam do centrum informacyjnego - Media Center, gdzie można wypić kawę, kupić bilety do muzeum, zasięgnąć informacji. Mnie zauroczył tam ....sufit.
Sufit w Media Ccenter |
Trzecim obiektem było centrum gastronomiczne, gdzie uroczy chłopak-kelner pomagał mi w
wyborze dań. Okazało się, że on nieco rozumie po polsku a ja, że nieco mówię po rosyjsku.
I że oboje lubimy kuchnię rosyjską. Więc na kolację było pielmieni „jak moja babuszka robiła”.
I
kiedy tak sobie smakowałam ulubione rosyjskie pierożki ze śmietaną - zadzwonił telefon.
Mój moskiewski kolega na tyle wydobrzał z koszmarnej grypy,
że może donieść książki, co mnie rzecz jasna, bardzo ucieszyło. Tak, więc,
kolejna niespodzianka tego dnia, nie liczyłam na nią…
Wstępnie
jesteśmy umówieni na obiad w ciekawej restauracji nieopodal Kremla, gdzie na
lunch wpadają tamtejsi urzędnicy. Kolega zachwalał knajpkę z powodu znakomitej
kuchni, a nie kremlowskich urzędników.
A JUTRO, KOLEJNY DZIEŃ
Do
Carycyna jutro znowu nie trafię, bo się z czasem nie wyrobię. Kochana Natasza
ma ambiwalentny stosunek do czasu, co podobnie jest cechą Rosjan, nie mogę ryzykować
wyprawy, z której nie zdołam wrócić na czas. Ale nic straconego, jutro z Nataszą,
czy bez niej, chcę zwiedzić Galerię Trietiakowską i …. Muzeum Morskiej Floty,
które w Moskwie odnalazła Natasza. Adres mam, wiem jak dojechać metrem, więc
trafię. Na razie delektuję się Moskwą.
Po
zmierzchu miasto tętniło życiem, ludzie uśmiechnięci, są w kawiarniach, na
spacerach, sale koncertowe pełne, w teatrach podobnie.
W centrum tłumy, ale jak wczoraj doświadczałam, w zaułkach też można spokojnie spacerować, oświetlone i bezpieczne. Jak na razie trafiłyśmy z Nataszą tylko na jednego śpiącego na ławce pijaka czy bezdomnego, ale jak zapewniła Natasza, długo nie pośpi, bo go niebawem policja zwinie. „Ci są najgorsi”, przyznała Natalia, wskazując na śpiącego pijaka.
W centrum tłumy, ale jak wczoraj doświadczałam, w zaułkach też można spokojnie spacerować, oświetlone i bezpieczne. Jak na razie trafiłyśmy z Nataszą tylko na jednego śpiącego na ławce pijaka czy bezdomnego, ale jak zapewniła Natasza, długo nie pośpi, bo go niebawem policja zwinie. „Ci są najgorsi”, przyznała Natalia, wskazując na śpiącego pijaka.
WSZĘDOBYLSKA POLICJA I
ROZWYDRZENI KIEROWCY
Nieopodal była kraksa... |
Ale w mieście jest bezpiecznie. Przed większymi lokalami gastronomicznymi, GUM, czy pod moim hotelem – są posterunki lub patrole policyjne lub ochrony. Pod moim hotelem jest stały posterunek policji a ja się z policjantem dyżurnym nawet zaprzyjaźniłam, bo mi pomaga w wyznaczaniu kierunków, w którym powinnam iść. O dziwo, zawsze potrafi wytyczyć najprostszą i najkrótszą drogę do celu. Bardzo uprzejmy z niego stróż prawa.
Moskwa
jawi mi w się, jak na razie - przepiękna jesienią, czyściutka i bezpieczna, z
sympatycznymi ludźmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz