28 września 2014

Ambasador prowadzący




John Tefft
John Tefft, do niedawna ambasador USA w krajach post-radzieckich ogarniętych „kolorowymi” rewolucjami (na Ukrainie, a wcześniej w Gruzji) - złożył na początku września listy uwierzytelniające w rosyjskim MSZ i rozpoczął oficjalnie pracę w Moskwie. Po ceremonii w MSZ powiedział: „Jako ambasador mam dwa główne obowiązki: jestem tu przede wszystkim po to, aby promować, bronić i wyjaśniać interesy USA. Po drugie jestem po to, aby pomóc mojemu państwu zrozumieć cele i perspektywy Rosji”. 
Wcześniej zasłynął tym, że do pracy wywiadowczej wykorzystywał Petro Poroszenkę, ówczesnego ministra spraw zagranicznych Ukrainy, a dzisiaj jej prezydenta.

Ale o szczegółach pracy ambasadora na rzecz rozwalania porządku prawnego w państwie, w którym pełni obowiązki - będzie nieco dalej. 

Moskiewskie powitanie ambasadora

Moskwa powitała ambasadora Teffta, kilka dni po wizycie w rosyjskim MSZ tak, jakby sobie to wymarzył - legalnie zorganizowanym w kosmicznym tempie przez ruchy i partie opozycyjne - Marszem Pokoju przeciwko wojnie na Ukrainie i przeciwko Putinowi.

O jakichkolwiek manifestacjach rosyjskiej opozycji od miesięcy było głucho.

Pod egidą: kilku partii opozycyjnych - Jabłoko, Solidarność, 5 Grudnia, Postępu oraz Republikańskiej Partii Rosji - Parnas, zamanifestowało, wg różnych źródeł - od 5 do 20 tys. ludzi. Media rosyjskie oświadczyły, że była to od roku „jedna z bardziej ambitnych manifestacji”. Zważywszy, że Moskwa to kilkunasto-milionowe miasto ze sporą diasporą ukraińską, to rozmiar marszu należy uznać za nadzwyczaj skromny, chociaż jak nigdy dotąd poprzedzony był szeroką akcją propagandową.

AFP, powołując się na Siergieja Dawidisa, jednego z organizatorów demonstracji, informuje, że "organizatorzy marszu zebrali tak wielu ludzi, bo przyszły pieniądze na reklamy w metrze, w internetowych sieciach społecznych i w popularnych witrynach”.

Manifestacje organizowane także poza Moskwą w innych miastach Rosji - zgromadziły niewielu zwolenników. Służby policyjne podały, że w samej Moskwie manifestowało 5 tys. ludzi, w Sankt Petersburgu ok. tysiąca, w Pietrozawodzku i Saratowie po 20 osób, w Permie do marszu stanęło ok. 50 ludzi, w Jekatierinburgu - stu, a w Nowosybirsku zaledwie 10 osób.

W tym samym czasie uaktywnił się też przebywający za granicą, przedwcześnie zwolniony z więzienia na mocy łaski prezydenta Putina - rosyjski oligarcha Michaił Chodorkowski, który odsiadywał wyrok za przekręty finansowe, uznane nawet  przez wymiar sprawiedliwości UE, jako zasadnie osądzone przez rosyjski wymiar sprawiedliwości.
W dniu moskiewskiego Marszu Pokoju zapowiedział w mediach zachodnich, że gotów jest zostać prezydentem Rosji i będzie konkurował z Władimirem Putinem.

Można podsumować – jest kandydat na prezydenta za Putina i jest opozycja zdalnie kierowana, teraz czas na kolejną „kolorową” rewolucję made in USA, tym razem w Rosji. 
Cele działań ambasadora zostały zaprezentowane do wiadomości publicznej.

- Tafft najprawdopodobniej uwzględnia także nieudane doświadczenie poprzedniego ambasadora McFaula w sferze publicznej, lecz w sumie, wszystkie te czynniki zawężają  postrzeganie jego osoby do roli organizatora „kolorowych rewolucji” – uważa Armen Oganiesian, komentator Głosu Rosji[1].


Kim jest nowy ambasador USA w Rosji

65 letni John Tefft w służbie dyplomatycznej USA pracuje od 1972r. Został zatwierdzony przez Senat USA na ambasadora w Rosji 31 lipca tego roku.  W od listopada 2009 do czerwca 2013 r. z nominacji Baraka Obamy był ambasadorem USA na Ukrainie. Tefft przybył na Ukrainę w dniu 2 grudnia 2009 a prezydent Wiktor Juszczenko przyjął jego listy uwierzytelniające 7 grudnia. Ambasador wyraził wówczas nadzieję na owocną współpracę i swoje przemówienie wygłosił w języku ukraińskim. W lutym 2013 r. Obama zmienił swego przedstawiciela w Kijowie, mianował nowym ambasadorem USA na Ukrainie Geoffreya R. Pyatta, został on zaprzysiężony 30 lipca 2013 i  3 sierpnia przyjechał do Kijowa, a John Tefft wrócił do Stanów Zjednoczonych.

W lipcu 2014 roku prezydent Obama powołał Teffta na ambasadora USA w Rosji. Ambasada USA w Moskwie była bez szefa od lutego tego roku, od czasu, gdy Michael McFaul, odszedł ze stanowiska. Przeprowadzono kilka prób powołania nowego ambasadora, ale bezskutecznie. W końcu Senat USA zatwierdził jego kandydaturę. Atutem Teffta jest to, że jest zawodowym dyplomatą o długim doświadczeniu, zna Rosję i włada językiem rosyjskim.

W latach 1996 – 1999 pełnił funkcję zastępcy szefa misji w ambasadzie USA w Moskwie, (gdy Pickering był ambasadorem), od listopada 1996 r. do września 1997r. był, chargé d'affaires w ambasadzie.

John Tefft był też m.in. dyrektorem biura ds. spraw Europy Północnej w Sekretariacie Stanu USA (1992-1994), wcześniej (1989 – 1992) był tam z-cą dyr. biura Związku Radzieckiego (później Rosji i WNP).

Z wyglądu i wykształcenia przypomina nieco polskiego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pochodzi z Madison w stanie Wisconsin, uzyskał stopień licencjata (1971) na Uniwersytecie Marquette w Milwaukee (Wisconsin) oraz dyplom magistra historii (1978) na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie.

Małżonka - Mariella Cellitti Tefft, z zawodu jest pielęgniarką. Mają dwie córki, Christine, prawniczkę w Departamencie Stanu USA i Cathleen, analityka-programistkę, też pracuje w Waszyngtonie.


Rosja okrzepła wobec działań opozycji

Opinie i oceny Centrum Lewada[2], wydane na podstawie badań socjologicznych z początku września tego roku, wykazują, że: tylko 17% Rosjan dopuszcza możliwość zorganizowania w kraju masowych wystąpień społeczeństwa przeciwko spadkowi poziomu życia lub w obronie swoich praw. 

78% społeczeństwa uważa takie akcje za mało wiarygodne. Jeszcze w lutym 2012 roku taką możliwość dopuszczało 28% respondentów, a przeciwnego zdania było  66%. Oprócz tego, Rosjanie nie tylko nie wierzą w wiarygodność przeprowadzanych wieców w obronie swych praw, ale również nie mają ochoty brać w nich udziału. Na protest przeciwko obniżeniu poziomu życia, wg badań socjologicznych - pójdzie zaledwie 8% mieszkańców kraju a 86% pozostanie w domach. Równo rok temu - 77% Rosjan.

Komentatorzy polityczni w Rosji i kręgi zbliżone do rosyjskiego MSZ nie dają szans ambasadorowi USA na realizowanie wytyczonych celów.

Jeden z priorytetów działań Johna Teffta Rosji, jakim jest szerokie wykorzystywanie środków finansowych USA do realizacji zamierzonych celów - jest nie do zrealizowania w obecnych warunkach. Zwłaszcza po wprowadzeniu zakazu działania w Rosji dla Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Dzięki tej decyzji wpływ USA na procesy polityczne i instytucje społeczeństwa obywatelskiego w Rosji został mocno ograniczony w kontekście wsparcia finansowego.

Ponadto, wszelkie organizacje pozarządowe w Rosji, mogące służyć celom USA - są pod ostrą kontrolą odpowiednich służb.

Rosja bez złudzeń

Rosyjska karykatura - "Droga Teffta na Moskwę"
Rosjanie doskonale wiedzą, że John Tefft jest dyplomatą, jak to określają - o szerokim „diapazonie” aktywności. Bez względu na zaawansowany wiek należy on do nowej generacji pracowników Departamentu Stanu USA, grupy dyplomatów, która jako cel i swoją misję obrała realizację amerykańskiej doktrynypromowania demokracji poprzez intensywną pracę z opozycją i społeczeństwem obywatelskim.

Ta maksymalnie zideologizowana generacja dyplomatów w swoim czasie została negatywnie oceniona przez ambasadora USA w Związku Radzieckim J. Matlocka, który uważał, że: Transformacja innego kraju nie powinna być i nie może być zadaniem dyplomatów. Takie podejście do zadania zmusza do dopatrywania się w amerykańskich dyplomatach - agentów, organizatorów „V kolumny” w każdym kraju, mającym rozbieżności z USA”.


Ukraińskie doświadczenia Teffta

Amerykańskiego dyplomatę w ostatnim okresie zapamiętano w Rosji, jako aktywnego zwolennika, a nawet uczestnika kijowskiego Majdanu.

Światło na jego działalność rzuca jedna z odtajnionych i ujawnionych w bazie Wikileaks tajnych depesz[3], które kierował, jako ambasador USA w Kijowie  - do swoich mocodawców.

Chodzi dokładnie o relację ambasadora Johna Teffta [4] skierowaną do Sekretarza Stanu USA ze spotkania z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych, a dzisiejszym prezydentem Ukrainy – Petro Poroszenko 12 lutego 2010 r. na terenie ambasady USA w Kijowie. 
Rozmowa dotyczy prezydenta – elekta Wiktora Janukowycza, przedstawia też stanowisko Poroszenki wobec Julii Tymoszenko. Poroszenko, zgodnie z treścią depeszy, zdaje dokładne relację o „urabianiu” przez  niego prezydenta – elekta, pod kątem realizacji celów wytyczonych w Waszyngtonie, w tym związanych m.in. z bronią atomową. 
Poroszenko uzgodnił, że podczas kwietniowego Szczytu Bezpieczeństwa Nuklearnego (Nuclear Security Summit) odbywającego się niebawem po Inauguracji Janukowycza może zaistnieć szansa posunięcia do przodu kwestii HEU” – pisze ambasador Trefft do swoich szefów. W innym miejscu donosi, że „Poroszenko zobowiązał się, że MSZ będzie się usilnie starać, by inauguracja Janukowycza (zaplanowana na 25 lutego) była sukcesem. Poroszenko zaapelował o przysłanie z USA delegacji na wysokim szczeblu, najlepiej na czele z sekretarz stanu - Clinton. Przypomniał, że podniósł już ten problem kilka tygodni wcześniej, na spotkaniu z sekretarz w Londynie.

Najciekawsze są wywody Poroszenki n.t wyborów prezydenckich, w których zwyciężył Wiktor Janukowicz. Wg Poroszenki przeprowadzone były: zgodnie z podstawowymi celami „pomarańczowej rewolucji” - wolne i przejrzyste wybory i pokojowe przekazanie władzy. Zgodne z rok 2004 rokiem, Tymoszenko musi zaakceptować wynik”.

Ciekawe są też sugestie jak urabiać Janukowycza, by ten zaakceptował wstąpienie Ukrainy do UE (część 8 C depeszy). Poroszenko informuje także ambasadora Treffa o ewentualnych koalicjach parlamentarnych, sugeruje, które są korzystne a jakie nie (część 11C depeszy).

Ambasador Tefft podsumował rozmowy z Poroszenko, w ten sposób: starał się on wykorzystać spotkanie w celu podkreślenia jego bliskość (lub co on przedstawia, jako bliskość) wobec Janukowycza”.

Portal Wikileaks w opublikowanych pismach i depeszach ujawnia, że obecny prezydent Ukrainy pracował dla amerykańskiego rządu, co najmniej od 2006 roku. Potwierdza to też raport Hilary Clinton [5], sekretarza stanu USA ze spotkania z szefem ukraińskiego MSZ Petro Poroszenko w dniu 9 grudnia 2009 r. Na tym spotkaniu szef ukraińskiej dyplomacji zawiadamia swoją koleżankę z USA, że popiera... "nadanie znaczenia Krymowi i że amerykańska obecność na nim byłaby korzystna dla Ukrainy”.

Informator o statusie szefa dyplomacji Ukrainy, który bez skrępowania przekazuje poufne i tajne informacje przedstawicielowi rządu obcego mocarstwa – to nie licha gratka dla ambasadora Teffta. Nie każdy oficer prowadzący kolaboranta ma takie efekty!

***

Czytając, te i inne tajne depesze i raporty dyplomacji USA nt. Teffta, Ukrainy i Petro Poroszenki, opublikowane w bardzo bogatej bazie portalu Wikileaks można stwierdzić, że obecny prezydent Ukrainy a w omawianym okresie - jej minister spraw zagranicznych - rzeczywiście naruszał ukraińskie prawo, ujawniając obcemu państwu informacje o strategicznym znaczeniu. Z uwagi na to, że informacje te zostały użyte do zrobienia puczu przeciwko prezydentowi Janukowiczowi, nasuwa się tylko jeden wniosek: –  Petro Poroszenko, m.in. dzięki współpracy z ambasadorem Johnem Tefftem, dopuścił się zdrady stanu.
Przykład współpracy Petro Poroszenki z ambasadorem Tefftem pokazuje jak daleko USA są gotowe wejść, nawet przy użyciu swoich ambasadorów, z działaniem dywersyjnym, by obalić legalną władzę. Jak głęboko są gotowe korumpować wysokich dostojników rządowych, by dojść do wytyczonych celów.
Rosja i jej władze, a zwłaszcza prezydent Władimir Putin, w przypadku ambasadora Teffta doskonale wiedzą z kim mają do czynienia i jakimi metodami te cele chcą je osiągnąć Amerykanie w Rosji.
Rosja będzie reagować na te amerykańskie zabiegi - niewątpliwie bezwzględnie.  




[1] A. Oganiesian : „Kim Pan jest, panie Tefft?”, redakcja polskojęzyczna Głosu Rosji, 23 września 2014 r., patrz: http://polish.ruvr.ru/2014_09_23/Kim-Pan-jest-Panie-Tefft-4533/

[2] Centrum Lewada (Автономная некоммерческая организация Аналитический Центр Юрия Левады (АНО Левада-Центр) – autonomiczna, niekomercyjna organizacja  Analityczne Centrum Jurija Lewady. Zgodnie z komunikatem centrum, wszyscy tam zatrudnieni  „czołowi naukowcy zostali przeszkoleni w ośrodkach badawczych USA i Europy zachodniej”. W maju 2013 Centrum Lewady zostało przez administrację państwa  wpisane na listę organizacji pozarządowych, określanych  jako „agent zagraniczny” , czyli instytucji korzystających ze wsparcia merytorycznego i finansowego z zagranicy. Materiały analityczne centrum  są pod linkiem: www.levada.ru

[3] Na język rosyjski została przetłumaczona niewielka część depesz wysyłanych przez Johna Teffta i opublikowanych w bazie Wikileaks, ale ze względu na objęcie przez niego placówki w Moskwie, niebawem zostaną one przetłumaczone i podane do wiadomości publicznej w Rosji.

[4] Tajna depesza (canonical ID: 10KYIV246_a) „AMBASSADOR'S MEETING WITH FM POROSHENKO” z dnia 17 lutego 2010r, skierowana do Sekretariatu Stanu USA  oraz do Group Destinanation Commonwealth of Independenst States  i  NATO – European Union Cooperative, patrz:  https://search.wikileaks.org/plusd/cables/10KYIV246_a.html


[5] Tajna depesza (canonical ID 09STATE129520_a) „SECRETARY CLINTON'S DECEMBER 9, 2009 MEETING WITH UKRAINIAN FOREIGN MINISTER PETRO POROSHENKO” z dnia 18 grudnia 2009 r., skierowana  od sekretarza stanu USA do CIA (Central Intelligence Agency) ,Moldova Chișinău,  NATO,  Organization for Security and Co-operation in Europe, Secretary of Defense oraz  do Kijowa (Ukraina). Patrz: http://wikileaks.org/plusd/cables/09STATE129520_a.html

)

18 września 2014

Medialny kac ukraiński


Media w Polsce, ale także i liczne na Zachodzie nie bardzo mogą się pozbierać po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie.
Najpierw dostały mentalnego kociokwiku z powodu wymuszonego przez prezydenta Putina na prezydencie Poroszence - rozejmu między walczącymi stronami w wojnie domowej. Nieco wcześniej dostawały histerii z powodów rosyjskich konwojów z pomocą humanitarna dla wschodnich regionów Ukrainy.

Putin - gołąbkiem pokoju? To było już za wiele dla mediów, które od miesięcy uprawiały na kanwie wydarzeń ukraińskich antyrosyjską propagandę, wmawiając światu, iż to Rosja napadła na Ukrainę, że ”zielone ludziki” walczą z „terrorystami” ramię w ramię przeciwko „europejskim” i „demokratycznym” władzom z Kijowa.
Potem dobiło je podpisanie układu stowarzyszeniowego z UE na warunkach, o jakie zabiegał wygnany z Ukrainy prezydent Janukowicz. W międzyczasie szczyt NATO nie spełnił oczekiwań Kijowa i armia Ukrainy nie dostała upragnionej broni i wojskowego wyposażenia ofensywnego.

Cała misternie utkana i sterowana rewolta na kijowskim Majdanie straciła sens.

Na dodatek kruchy rozejm w wojnie domowej, wymuszony przez Rosję na Ukrainie - jawnie wspiera Angela Merkel i Komisja Europejska. Unia Europejska, a właściwie Niemcy razem z Rosją - nałożyły nowym władzom Ukrainy pewnego rodzaju kaganiec.   

Media szaleją nie tylko w Polsce, w Niemczech też nie bardzo dają sobie radę z interpretacją wydarzeń.  I lamentują, „Ukraina została zdradzona”, „Krew na Majdanie przelana na próżno”, „Unia boi się Putina”.

Po donosach niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung" o rozmowie ustępującego szefa KE Jose Manuela Barroso z prezydentem Poroszenko, media uderzyły w kolejny alarm i ogłosiły, że … Putin planował inwazję na unijne państwa wschodnioeuropejskie.
Ów plan nakreślił ponoć sam Putin zwracając się do prezydenta Poroszenki słowami: "Gdybym chciał, rosyjskie oddziały mogłyby w ciągu dwóch dni być nie tylko w Kijowie, ale także w Rydze, Wilnie, Tallinie, Warszawie lub Bukareszcie".

Osobiście nie widzę w tym stwierdzeniu prezydenta Rosji żadnych planów inwazji, jak alarmują polskie i zachodnie media, ale potwierdzenie faktu o wielkiej sprawności i mobilności rosyjskich sił zbrojnych, doskonalonych i modernizowanych pod okiem gen. Siergieja Szojgu. 
O tym, że Rosjanie są w stanie przerzucić swoje wojska, i to w znacznej ilości, wraz z całym niezbędnym wyposażeniem w ciągu 48 godz. na bardzo duże odległości, wiadomo od dawna, bo to nieustannie ćwiczą i wcale się z tym nie ukrywają. Wszelkie tego typu manewry sił zbrojnych Rosji są podawane do publicznej wiadomości. Mają Rosjanie w swoich siłach zbrojnych specjalne, elitarne jednostki szybkiego reagowania, skoordynowany system dowodzenia i logistyki, oraz ustalone procedury.
Niemniej jednak media ogłosiły alert i ogłosiły stan najwyższego zagrożenia dla Unii Europejskiej. Aż Komisja Europejska musiała zająć stanowisko i wylać kubeł zimnej wody na rozpalone do białości głowy w niektórych redakcjach.
Oświadczyła, że nie zamierza komentować doniesień prasy, jakoby prezydent Rosji Władimir Putin w trakcie rozmowy z ukraińskim prezydentem Petrem Poroszenką groził krajom NATO i UE inwazją. - Nie będziemy prowadzić dyplomacji za pośrednictwem mediów ani dyskutować o poufnych rozmowach - powiedziała rzeczniczka KE Pia Ahrenkilde Hansen. - Dla UE i Komisji Europejskiej liczy się to, aby przyczynić się do trwałego pokoju, stabilności i dobrobytu na Ukrainie (...) Na tym się koncentrujemy, a nie na poufnych rozmowach, opisanych w prasie sposób wyrwany z kontekstu - dodała.
Nieoficjalnie w Komisji Europejskiej stwierdzono, że tymi słowami rosyjski prezydent obalał zarzut, iż jego celem była inwazja na Ukrainę czy wschodnioeuropejskie kraje UE, bo gdyby naprawdę chciał je zaatakować, to w ciągu dwóch dni rosyjskie wojska dotarłyby do stolic tych państw.
Wg KE interpretacja słów Putina przez media jest błędna.
No i teraz media mają moralnego kaca. Bo kubeł zimnej wody z KE jest wymowny.

Gdyby media zamiast uprawiać propagandę pod dyktando władz Kijowa, USA i państw totumfackich wobec Amerykanów, zajęły się rzetelnym dziennikarstwem i raczyły zauważyć, jaki wielki wysiłek włożyła Rosja, a ostatnio i Niemcy, by wygaszać wojnę na Ukrainie i posprzątać w UE, to, co w niej m.in. Polska i inne pro-amerykańsko nastawione państwa unijne i ich rządy narozrabiały – to by nie kreowały wyimaginowanych zagrożeń w Europie, nie straszyły ludzi, nie hołdowały rusofobii, nie budziły ksenofobii i ducha nacjonalizmów, nie faworyzowały neofaszystowskich postaw.
Europejscy politycy, którzy wykreowali wojnę na Ukrainie – odchodzą w polityczny niebyt, lub dostają kopniaka w górę na prestiżowe, ale nie decyzyjne stanowiska. Tak jest w Polsce, w Komisji Europejskiej, tak jest w NATO. Na to też polska żurnalistyka powinna zwrócić uwagę.
Jeśli w dziennikarstwie zamiast wiedzy jest bezzasadna wiara w pomówienia i kłamstwa, zamiast bezstronnej prezentacji faktów – propaganda, to w efekcie, prędzej czy później, nadejdzie kac, niesmak i zażenowanie.

12 września 2014

Bajki Bronisława Komorowskiego



Różne są ruchy i zjawiska, które zagrażają wolności – inne są w Iraku, w inne w Syrii, Libii, na Ukrainie czy w Rosji. Łączy je jednak wszystkie wspólny mianownik – pogarda dla praw człowieka, dla rządów prawa i dla swobód obywatelskich. Pogarda dla ludzi, którzy pragną wolności i solidarności, którzy chcą być demokratycznym narodem. Nie przypadkiem fundamentaliści islamscy biorą za cel lokale wyborcze, dzięki którym naród może decydować o swojej przyszłości. Nie przypadkiem ci Ukraińcy, którzy wyszli na kijowski Majdan głosząc, że to oni są suwerenem w swoim państwie, wzbudzili wściekłość ościennego mocarstwa, które zdecydowało się na bezprecedensową wojnę, agresję w Europie.Na naszych oczach odradza się nacjonalistyczna ideologia, która pod zasłoną humanitarnych słów o ratowaniu narodowych mniejszości, łamie prawa człowieka i prawa narodów.

Bronisław Komorowski, prezydent RP

Fragment wystąpienia w Bundestagu 10 września 2014 r.,
wygłoszonego z okazji 75-lecia  wybuchu II wojny światowej[1]



Bronisław Komorowski w emocjonalnym wystąpieniu oskarżył Rosję o „pogardę dla człowieka, dla rządów prawa i dla swobód obywatelskich”, przypisując Ukraińcom z Majdanu, walkę o suwerenne państwo w którym panuje poszanowanie godności człowieka, rządów prawa i swobody obywatelskie. Wg polskiego prezydenta Ukrainie zagraża Rosja i jej „nacjonalistyczna ideologia”. 

Bronisław Komorowski przed  niemieckim parlamentarzystom, wystąpił jako „syn partyzanta AK i oficera Wojska Polskiego, który w marszu na Berlin dotarł w walce aż na Łużyce” oraz jako powinowaty stryja, który „zginął na rozkaz niemiecki w okupowanym Wilnie za walkę o wolną Polskę, gdy miał 16 lat”. 

Ja natomiast, jako córka oficera polskiej marynarki handlowej, który w czasie II wojny światowej, pływał w alianckich konwojach, m.in. do Murmańska z zaopatrzeniem dla Armii Czerwonej i teletypistki ze sztabu gen. Sikorskiego w Londynie, oraz siostrzenica dwóch lotników, braci mojej mamy, bohaterów II wojny światowej, z których jeden zginął w obronie Łodzi w pierwszych dniach wojny, a drugi barwach RAF, kilka miesięcy przed moim urodzeniem, i których imieniem nazwano jedną ze szkół podstawowych w Płocku – nie wiem, czy prezydent mego kraju wierzy w to, co mówił z trybuny Bundestagu, ale wiem na pewno, że rzeczywistość na Ukrainie i w Rosji wygląda zgoła inaczej.
Nie wiem też dlaczego sięga po pomówienia, insynuacje i kłamstwa.

Ukraina praktykuje w szerokim zakresie wszystkie grzechy główne, które Bronisław Komorowski przypisał Rosji. Nie ma tam rządów prawa, swobód obywatelskich, aparat obecnej władzy nie szanuje godności ludzkiej.  

Ale tego prezydent Komorowski nie widzi, jest ślepy i głuchy, zaślepiony swoją rusofobią. Woli kłamać, występując w imieniu polskiego społeczeństwa przed parlamentarzystami Niemiec, proponując Europie jawnie i publicznie działania dywersyjne wobec Rosji, zmierzające do obalenia legalnie tam działających władz, byle tylko zrealizować scenariusze kreowane przez USA.

I to ma być polska racja stanu?



Europejskie wartości w wersji ukraińskiej


List otwarty Eleny Bondarenko

Ja, Elena Bondarenko, deputowana z ramienia Partii Regionów, która jest w opozycji do obecnego rządu na Ukrainie, chcę poinformować, że władze Ukrainy posuwają się do bezpośrednich gróźb fizycznej eliminacji polityków opozycji na Ukrainie, do pozbawienia prawa do wolności wypowiedzi opozycji w parlamencie i poza nim, a także - do współudziału w przestępstwach nie tylko przeciwko politykom opozycji, ale również ich dzieciom.
Stałe groźby, nieoficjalny zakaz obecności opozycji w większości ukraińskich mediów, ukierunkowane prześladowania – są dziś elementem codziennego życia posła opozycji na Ukrainie.

Każdy, kto wzywa do pokoju na Ukrainie, natychmiast zapisywany jest przez władzę jako wróg narodu, jak to było na przykład w Niemczech, w latach 30-40 ubiegłego wieku, lub w czasach maccartyzmu w polityce Stanów Zjednoczonych.
Kilka dni temu, minister spraw wewnętrznych Ukrainy, Arsen Awakow, który jest gorącym zwolennikiem tak zwanej "partii wojny " na Ukrainie, powiedział: "Kiedy wchodzi na mównicę parlamentarną przemawiać Elena Bondarenko, sama ręka sięga po pistolet." Chcę podkreślić, że jest to człowiek odpowiedzialny za policję w kraju.

Dokładnie tydzień temu, przewodniczący ukraińskiego parlamentu Oleksandr Turczynow wyłączył głośnik pozbawiając mnie również prawa do przemawiania z trybuny parlamentarnej, jako przedstawiciela frakcji opozycyjnej - "Partia Regionów". Wyłączył mi głośnik tylko za to, że powiedziałem, że "władza, która wysyła armię aby bombardować spokojne miasta - jest przestępcą". Po tym, on również dał możliwość wykrzykiwania radykałom parlamentarnym, że "opozycję należy rozstrzelać”.
Mając na uwadze, to że pod koniec ubiegłego roku, kiedy w Kijowie ekstremiści byli już uzbrojeni - mój samochód został ostrzelany, a fakt ten został zarejestrowany przeze mnie w oświadczeniu dla policji, odnoszę się do takich gróźb skierowanych do mnie całkiem poważnie.
Informuję również tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że obecni rządzący mają odwagę podnieść rękę nie tylko na opozycjonistę-posła, ale i na syna innego opozycyjnego polityka Władimira Olejnika. Rusłan Olejnik, wykonując obowiązki prokuratora, został pobity w miejscu pracy, przez co jego życie i zdrowie zostały zagrożone. Zamiast badać fakt ataku na prokuratora podczas wykonywania swoich obowiązków i fakt, że stanowi to nielegalny nacisk na lidera opozycji i jego rodzinę, sprawę prokuratura umorzyła. Od kolegów, w tygodniu słyszałam o biciu ich asystentów, o przeszukaniach i rewizjach w firmach ich zwolenników, o groźbach i ataków na ich życie, zdrowie i majątek.
Przestrzeń ukraińskich mediów prawie całkowicie "oczyszczona” jest z tych informacji i zwykli Ukraińcy nie są nawet świadomi, że na Ukrainie trwa przestępcza walka z opozycją, że konstytucyjne prawo do wolności wypowiedzi jest siłą tłumione. 
Część redakcji, które pokonując strach, uczciwie informują o faktach, atakowane są przez grupy nacjonalistyczne, a organizatorzy i uczestnicy pogromów redakcji, mimo że zidentyfikowani na wideo i materiałach fotograficznych - nie zostali jeszcze pociągnięci do odpowiedzialności.
Zwracam się do organizacji międzynarodowych, które deklarują zaangażowanie w szerzenie demokratycznych zasad, by nie tylko zwróciły na to uwagę, ale także apeluję o włączenie się do walki o zachowanie i poszanowanie praw demokratycznych i wolności obywateli Ukrainy.
Metody ukraińskiej junty w walce o władzę, to budowa dyktatury na Ukrainie i nie ma to nic wspólnego z pojęciem "demokracja". 
Bezczynność społeczności międzynarodowej w odniesieniu do tych skandalicznych faktów będzie wyglądać na współudział i milczącą zgodę wszystkich w przestępstwach, które popełniane są obecnie na Ukrainie.
Wolny świat traci kolejną placówkę - Ukraina.
Każdy, kto nie w słowach, lecz w czynach, walczy o demokrację, prawa człowieka i wolność, może zrobić dużo.
Po tym wszystkim, tylko pracując razem możemy zatrzymać juntę i bratobójczą wojnę na Ukrainie!
Z poważaniem,
deputowana ludowa Ukrainy 
Elena Bondarenko

Posłanka z ramienia Partii Regionów - Elena Bondarenko o obecności wojsk rosyjskich na Ukrainie:
"Rosja wysłała wojska? Udowodnij to! Ukraina wypowiedziała wojnę Rosji? Udowodnij wejście wojsk rosyjskich! Jesteś uczestnikiem wojny informacyjnej i kłamiesz! – odpowiedziała na zadane pytanie dziennikarki deputowana Elena Bondarenko[2] - U nas walczą Polacy, którzy znajdują się na lotnisku w Doniecku, walczą Francuzi, oni walczą po różnych stronach. Chcesz powiedzieć na podstawie tych faktów, że z nami walczy Francja i Polska?"
Oskarżając dziennikarkę o sianie dezinformacji prowokacyjnych, stwierdziła: „By wygrać wojnę informacyjną, trzeba mówić prawdę” . 
I to zdanie ukraińskiej posłanki dedykuję  prezydentowi Komorowskiemu, ku pilnej uwadze.



[1] Treść wystąpienia prezydenta Komorowskiego – www.prezydent.pl 
[2] Wypowiedź deputowanej Eleny Bondarenko nt.  obecności wojsk rosyjskich na Ukrainie : http://www.hotnewsportal.ru/v-mire/item/1220-deputat-verkhovnoj-rady-elena-bondarenko-zayavila-smi-chto-rossiya-ne-vvodila-vojska


05 września 2014

Kurewstwo



Bywają sytuacje, w których żaden literacki, elegancko serwowany język ojczysty, po prostu nie pasuje do opisywanej rzeczywistości wywołującej wyłącznie negatywne emocje.

Na ogół nie używam wulgaryzmów. Ani w mowie, ani w piśmie. Ale tym razem posłużę się słownictwem ze „Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów” Macieja Grochowskiego, wydanym w ramach serii „Słowniki Języka Polskiego przez PIW w 1995 r. 
Słownik  polskich przekleństw i wulgaryzmów, str 86.

Zacznijmy od tytułowego „kurewstwa”.
Wg wspomnianego słownika – jest to wulgarne określenie „łajdactwa”, „draństwa”, „postępowania nieetycznego”.
Kurewstwo” to też, wg tego samego słownika -   „zbiorowość, o której mówiący myśli, jako o czymś bardzo złym”, ze złością.



W Europie, na granicy unijnej, dzięki USA i przy wsparciu niektórych państw UE, rozgrywa się straszliwy dramat społeczny – wojna domowa na Ukrainie. Giną ludzie, tysiące rannych i zabitych cywilów, setki tysięcy ludzi na emigracji. Niszczona jest infrastruktura miast i wsi. Wojska rządowe, wsparte nacjonalistycznymi bojówkami, walcząc z własnym społeczeństwem dopuszczają się bestialstw, Strzela się do kobiet, dzieci, starców, kalek, dziennikarzy….

Wojska rządowe ponoszą klęski jedna za drugą, całe jednostki dezerterują, uciekają do Rosji, lub się poddają się powstańcom walczącym na obszarach południowo-wschodniej Ukrainy.

Ani obecne władze tego państwa, ani USA - jej główny inspirator, oraz niektóre z państw UE, zwłaszcza te z Europy środkowo-wschodniej – nie są zainteresowane ograniczeniem tej wojny i podejmują wiele decyzji, które konflikt społeczny na Ukrainie tylko zaostrzają.

Niestety, w tym negatywnym procesie o nieoszacowanych skutkach społeczno-gospodarczych nie tylko dla Ukrainy, ale Europy i świata, bierze czynny udział Polska. Wszystko, dlatego, że USA i jej NATO prowadzą cudzymi rękami niewypowiedzianą wojnę z Rosją.

Kilka miesięcy temu, w połowie maja, publicysta „The Guardian”, John Pilger jednoznacznie stwierdził, że Stany Zjednoczone dążą do wojny z Rosją, a rola Waszyngtonu w kryzysie ukraińskim może mieć olbrzymie konsekwencje dla całego świata. "Po raz pierwszy od czasów Reagana USA prą do światowego konfliktu. Ukraina, ostatni bufor przed Rosją, jest rozdzierana przez faszystowskie siły wspierane przez USA i UE" - czytamy w serwisie internetowym gazety.

"Nazwa wroga Za­cho­du zmie­nia­ła się na prze­strze­ni lat. Wcze­śniej był to ko­mu­nizm, teraz są to is­lam­scy ter­ro­ry­ści. (...) Ge­ne­ral­nie są to nie­za­leż­ne spo­łe­czeń­stwa zaj­mu­ją­ce stra­te­gicz­ne, bądź bo­ga­te w złoża te­ry­to­rium" - pisze John Pil­ger. Li­de­rzy tych spo­łe­czeństw są prze­waż­nie bru­tal­nie usu­wa­ni. John Pil­ger do­da­je, że li­de­rzy uznanych przez USA - wro­gich rządów - są szka­lo­wa­ni w za­chod­nich me­diach. Tak, jak wcze­śniej Fidel Ca­stro i Hugo Cha­vez, teraz Wła­di­mir Putin.

"Po zaplanowanym zamachu stanu w lutym przeciwko demokratycznie wybranemu rządowi w Kijowie, Waszyngton chciał przejąć bazę marynarki Rosji w Sewastopolu" - dowodzi John Pilger. Były prowadzone na ten temat rozmowy premiera Ukrainy w Waszyngtonie. Nie udało się. Rosjanie obronili się. Krym wszedł w skład Federacji Rosyjskiej i to beż żadnych stratach w ludziach! 
"Militarne okrążenie NATO doznało przyspieszenia wraz z atakami kierowanymi przez USA i sojuszników na Rosjan na Ukrainie. Jeśli Putin da się sprowokować i pójdzie im z pomocą, będzie to uzasadniało prowadzoną przez NATO partyzancką wojnę, która może rozlać się także w samej Rosji" – pisał w maju John Pilger na łamach "The Guardian". "Jak wcześniej Irak czy Afganistan, Ukraina została przekształcona w park rozrywki dla CIA, prowadzony osobiście przez dyrektora agencji Johna Brennana. Nadzoruje on ataki na ludzi, którzy przeciwstawili się zamachowi stanu w lutym" – dodaje.

Przypomina też niedawny pożar w Odessie, gdzie zginęło 41 osób. "Lekarze chcieli ratować ludzi, ale nie zostali dopuszczenie do potrzebujących przez pro-ukraińskich radykałów. »Jeden z nich odepchnął mnie brutalnie, mówiąc, że wkrótce mnie i innych Żydów z Odessy spotka ten sam los. Takie rzeczy nie działy się nawet podczas faszystowskiej okupacji w II wojnie światowej. Zastanawiam się, dlaczego świat milczy»" - przytacza relację naocznego świadka tamtych zdarzeń.

"Rosjanie na Ukrainie walczą o przetrwanie. Gdy Putin ogłosił wycofanie wojsk z ukraińskiej granicy, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony w rządzie Arsenija Jaceniuka, Andrij Parubij, założyciel faszystowskiej partii Swoboda, mówił, że operacja przeciwko terrorystom będzie kontynuowana. W Orwellowskim stylu propaganda na Zachodzie atakuje Moskwę, próbując ją sprowokować" - uważa autor.

Głowni gracze szczytu NATO w Newport, spotkanie z prezydentem Ukrainy
W podobnym duchu trwają obecnie rozmowy na szczycie NATO w brytyjskiej Walii (w Newport 4-5 września br.). Dyskusja dot. głównych założeń nowej strategii Sojuszu, związanej z konfliktem na Ukrainie i „działaniami Rosji”, która wg NATO bierze w nim aktywny, militarny udział.

 Z zapowiedzi Andersa Fogha Rasmussena wynika, że podstawą nowej strategii ma być zwiększenie "gotowości" sił Sojuszu do reagowania na zagrożenia, co ma zostać ujęte w Planie Działań na Rzecz Gotowości (Readiness Action Plan, RAP). 
Poza tym dla Rosji, jak mantra, NATO, USA i UE domagają się: – sankcji, sankcji, sankcji. Gdzie się da – w rosyjskiej gospodarce, kulturze, nawet sporcie, niwecząc szlachetne idee sportu olimpijskiego.

Tymczasem, grupa weteranów służb wywiadowczych USA skierowała  list otwarty do kanclerz Angeli Merkel[1], w którym apeluje o powstrzymanie działań USA i NATO na Ukrainie. 
Został on opublikowany wczoraj, 4 września, m.in. na łamach portalu "Politik im Spiegel"
Co piszą byli agenci amerykańscy do kanclerz Niemiec?

    My, niżej podpisani, byli wieloletni pracownicy amerykańskich agencji wywiadowczych, podejmujemy niezwykły krok i piszemy list otwarty do Pani – napisali amerykańscy tajniacy, - by poinformować Panią przed szczytem NATO (4 -5 września) o naszych poglądach na temat aktualnej sytuacji na Ukrainie.

Musi Pani wiedzieć - piszą dalej tajniacy z USA, - że oskarżenie, iż wojska rosyjskie przeniknęły na dużą skale na obszar Ukrainy, podawane przez nasze władze -  nie są konieczne poparte wynikami prac wywiadu. Rzekome „odkrycia” wydają się być wątpliwe i są manipulacją, podejmowaną ze względów politycznych, tak samo, jak było w przypadku „odkryć” „uzasadniających” amerykańską inwazję na Irak 12 lat temu.

W tym czasie nie było wiarygodnych dowodów na istnienie broni masowego rażenia w Iraku, tak, jak do tej pory nie ma wiarygodnych dowodów na rosyjską inwazję (na Ukrainę). Nie zostały one przedstawione – tłumaczą kanclerz Merkel agenci służb specjalnych USA i przypominają jej, że „kanclerz Gerhard Schröder, ze względu na niedostatek przedstawionych ‘dowodów na istnienie irackiej broni masowego rażenia’ odmówił udziału w ataku na Irak. Z naszego punktu widzenia - tłumaczą kanclerz Merkel amerykańscy agenci, - należy zarzuty, które podnoszą urzędnicy Departamentu Stanu i NATO o rzekomej inwazji Rosji na Ukrainę z Rosją – uznać za podejrzane”.

Swoje oceny agenci uzasadniają notorycznie stosowanymi praktykami USA przy wmawianiu światu – nieprawdy, podając na to liczne przykłady. 
Podważają też wiarygodność obecnego szefa NATO: „Mamy nadzieję, że zwraca Pani uwagę na brak wiarygodności sekretarza generalny NATO Andersa Fogha Rasmussena”. I dodają: „Wypowiedzi Rasmussena wciąż wydają się być pisane w Waszyngtonie. To było jasne już w przeddzień kierowanej przez USA inwazji na Irak. W tym czasie Rasmussen, jako premier Danii, przed swoim parlamentem mówił: Irak ma faktycznie broń masowego rażenia. Wierzymy, że nie tylko my o tym wiemy."

Przypominają również szefowej niemieckiego rządu manipulacje Collina Powella ze zdjęciami satelitarnymi z Iraku, na które to manipulacje zwrócił uwagę nawet prezydent Bush.

Agenci przypominają, że prezydent Putin, jak do tej pory na konflikt z Ukraina reaguje z wielką niechęcią i przypominają, że „Rosja może rozprzestrzenić „szok i przerażenie”, wobec tego, co się na Ukrainie dzieje.

Agenci USA dzielą się z Angelą Merkel podejrzeniem, że NATO i Stany Zjednoczone  pomimo „żadnych dowodów na inwazję wojsk rosyjskich na Ukrainie”,  by zapewnić sobie bardziej „merytoryczne” argumenty - są gotowe - sprokurować je, by móc na szczycie NATO uzyskać i zastosować wobec Rosji kolejne prowokacyjne środki. 
Agenci przywołują też w liście otwartym, na ujawnioną, przez WikiLeaks depeszę z 1 lutego 2008 r., skierowaną przez ambasadę USA w Moskwie do ówczesnej sekretarz stanu USA Condolezze Rice, w której ambasador William Burns, powołując się na rozmowę z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem, informuje ją, że Rosja nie akceptuje członkostwa Ukrainy w NATO. 
Jak podano w depeszy, minister Ławrow wyraźnie ostrzegał „przed możliwością gwałtownego podziału Ukrainy na dwie części, które spowodują wojnę domową i zmusi Rosję do interwencji". Burns zatytułował swoją depeszę, jak podają agenci - dosyć niezwykle: "Niet, niet pozostaje: czerwona linia Rosji w rozszerzeniu NATO na Wschód” i wysłał ją do Waszyngtonu, jako wiadomość błyskawiczną.

Dwa miesiące później – piszą do kanclerz Merkel agenci z USA – na szczycie NATO w Bukareszcie zdecydowano, że Gruzja i Ukraina powinny być dopuszczone do NATO”. I zadają retoryczne pytanie – czy doradcy kanclerz Merkel o tym wiedzą i czy ją tym informują.

List otwarty do Angeli Merkel zawiera wiele jeszcze interesujących przykładów prowokacyjnych działań NATO i USA wobec Rosji, wiodących jednoznacznie do konfrontacji o nieobliczalnych skutkach.

Agenci kończą swój list  do kanclerz Merkel apelem: „Konieczne są wspólne wysiłki do zawieszenia broni w sytuacji, w której, jak wiadomo, Kijów zawsze się uchyla.

Co teraz musi się zdarzyć? Ich zdaniem należy wbić w głowę Poroszence i Jaceniukowi, że „członkostwo Ukrainy w NATO nie wchodzi w rachubę, ponieważ NATO nie zamierza prowadzić żadnej wojny z Rosją - w szczególności, nie ma na celu wsparcia pokonanej armii ukraińskiej. Do tego należy również przekonać innych członków NATO”.

W imieniu organizacji: „Veteran Intelligence Professionals for Sanity” list otwarty podpisali: William Binney, były dyr. ds. analizy geopolitycznej i wojskowej w NSA; Larry Johnson, b. pracownik CIA i Departamentu Stanu USA;  David MacMichael, b. członek Narodowej Rady Wywiadu (iR) USA; Ray McGovern, b. oficer wywiadu Armii USA i analityk CIA (iR); Elizabeth Murray, zastępca szefa Wywiadu Narodowego na Bliskim Wschodzie (iR); mjr rezerwy Todd E. Pierce, prawnik US Army; Coleen Rowley; b. agent specjalny FBI; płk Ann Wright, oficer armii USA (w stanie spoczynku), b. pracownica Departamentu Stanu USA.

***

Chyba nie muszę wyjaśniać, kogo i jakie działania miałam na myśli pod wulgarnym określeniem „kurewstwo”.






[1]Ehemalige US-Geheimdienstler warnen Bundeskanzlerin Merkel vor "Geheimdiensterkenntnissen" über eine russische Invasion der Ukraine”, Der Spiegel – Politik im Spiegel,  4.09.2014, patrz:  http://politik-im-spiegel.de/ehemalige-us-geheimdienstler-warnen-bundeskanzlerin-merkel-vor-geheimdiensterkenntnissen-ber-eine-russische-invasion-der-ukraine/