31 grudnia 2018

2018 / 2019

***
Drogim Gościom bloga
z kraju i Rosji
z Australii, Danii, Niemiec i Francji,
z innych państw,
Przyjaciołom i Antagonistom
życzę
z całego serca
*
Дорогие гости блогa
из Польши и России,
из Австралии, Дании, Германии и Франции,
из других стран,
Друзьям и Aнтагонистам
желаю
от всего сердца
*
Dear Guests of the blog
from Poland and Russia
from Australia, Denmark, Germany and France,
from other countries,
Friends and Antagonists
wish
heartily



27 grudnia 2018

Odwrót od prawdy


Tegoroczne święta Bożego Narodzenia dla rusofobów, stały się okazją do popisów iście „katolickiej” miłości” bliźniego i afirmacji niezgłębionej nienawiści. 
Przede wszystkim do rosyjskiego prezydenta,

Lech Wałęsa
Na łamach rosyjskiej platformy informacyjnej - SPUTNIK, a dokładniej, jego polskiej redakcji, zostały w świąteczne dni zaprezentowane poglądy byłego prezydenta i noblisty Lecha Wałęsy oraz niezależnego senatora Macieja Grubskiego (rozmowa z red. Leonidem Swiridowem dla "Sputnika Polska") - na Rosję i jej prezydenta oraz obecnych i historycznych relacji polsko-rosyjskich.
Obaj politycy w zaprezentowanych wywiadach - o rosyjskim prezydencie wyrażali się nader pochlebnie.  
Dla senatora, Władimir Putin - „to naprawdę wysokiej klasy polityk, bardzo rozsądnie prowadzący politykę zagraniczną, bardzo rozsądnie prowadzący politykę wewnętrzną, Rosja się bardzo dobrze rozwija, więc ja jestem naprawdę pełen podziwu dla niego”.

B. prezydent Polski i noblista, uważa „Putina za mądrego człowieka” i obecnie rządzącym zwraca uwagę - „nie kłóćmy się z Rosją, bo ci trzeci na nas zarabiają. My musimy znaleźć rozwiązanie. Musimy ustąpić jeden drugiemu na miarę wielkości. Zrozumieć, a wtedy będziemy razem robić naprawdę dobrą politykę. I nam bliżej do Moskwy niż do Nowego Jorku”.

Wywiad z Lechem Wałęsą dla Rosyjskiej Agencji Informacyjnej „Nowosti”[1] , którego fragmenty przytoczył rosyjski portal informacyjny "Sputnik  Polska" - odnotowały wszystkie praktycznie media w Polsce.

Kolejną ofiarą rosyjskiej machiny propagandowej padł właśnie były prezydent Lech Wałęsa, który w wywiadzie dla państwowej agencji prasowej RIA Nowosti chwali Putina i nie chwali sojuszu Polski z USA”, napisał m.in.na Onet.pl redaktor naczelny tego portalu, Bartosz Węglarczyk. I dowodzi: "Takie wypowiedzi [Wałęsy] rozniosą się w rosyjskich mediach państwowych szeroko. Dowodzą bowiem, że Kreml ma rację, gdy mówi, że Zachód wcale nie jest solidarnie krytyczny wobec Władimira Putina i że są tu różne głosy, także takie apelujące o zniesienie międzynarodowych sankcji i domagające się powrotu do „normalnych” stosunków z Moskwą".
"Jestem zdania, że polscy politycy nie tylko mają prawo, ale wręcz powinni udzielać wywiadów rosyjskim mediom. Każde słowo rozsądnej krytyki postępowania rosyjskich władz, które uda się przemycić do Rosjan, jest na wagę złota",  dodał naczelny Onetu. „Udzielając wywiadów rosyjskim mediom państwowym należy jednak mieć pełną świadomość, że to zawsze pułapka: słowa zgodne z linią kremlowskiej propagandy będą uwypuklone, a te niewygodne - w najlepszym razie - zostaną głęboko zakopane", dowodzi red.Węglarczyk. 

To zawsze gra w kotka i myszkę. Lech Wałęsa jest kolejnym w tym roku politykiem, który tę grę przegrał, po Kornelu Morawieckim, senatorze Macieju Grubskim i Januszu Korwin-Mikke. O ile były europoseł nie odgrywa jednak znaczącej roli w polskiej polityce, a jego skrajnie prokremlowskie wypowiedzi są normą, o tyle pochwały byłego prezydenta, obecnego senatora i ojca premiera - dla Putina oraz ich krytyka polityki zagranicznej Polski zostały rozpowszechnione w Rosji szeroko. (...) Ominąć tę pułapkę udało się za to szefowi MSZ Jackowi Czaputowiczowi, który niedawno udzielił wywiadu „Kommiersantowi”, gazecie unikającej stosunkowo dobrze - jak na realia rosyjskie - bezpośredniego nadzoru Kremla. Polska cierpi dziś z powodu braku pomysłów na wznowienie praktycznie nieistniejących stosunków z Moskwą. Polscy politycy powinni istnieć w rosyjskiej przestrzeni publicznej, ale nie na warunkach Kremla”.
Przytaczam wypowiedź red. Węglarczyka praktycznie w całości z pełną premedytacją. 
Jej przekaz jest jednoznaczny.
O Władimirze Putinie i władzach Rosji należy wypowiadać się wyłącznie krytycznie i tylko w rosyjskich mediach opozycyjnych lub niezależnych, ale nigdy w państwowych. 
Polska z mediami koncernu MIA „Rossija segodnia” (Russia Today/RT) jest w stanie ostrej wojny hybrydowej. 
Jakakolwiek publicznie wyrażona opinia o Rosji i jej prezydencie mająca obiektywny charakter lub im przychylna -  jest uważana przez polityków i dosyć szerokie grono polskich dziennikarzy - za zdradę stanu.

Na portalach medialno-informacyjnych i społecznościowych - na senatora Grubskiego i Lecha Wałęsę wylano, oczywiście, potoki paszkwili, pomówień i agresywnego chamstwa. 
I co ciekawe, w tym gronie adwersarzy w stanie ekstremalnej rusofobii -  jest spora grupa dziennikarzy;  zjawisko nader niepokojące, bo ci ludzie starają się narzucać publicznie swoje prywatne, czy też przekazane z nakazu politycznego opinie - ogółowi czytelników.

Gdyby było to tylko „obsobaczanie”, pisane sobie a muzom, jak w przypadku wywiadu z Lechem Wałęsą, można byłoby wytrzymać, ale ludzie dotknięci rusofobią pozwalają sobie na znacznie więcej.

Na Facebook stworzono specjalne konto - „Sputnik Polsza”, alternatywne dla rosyjskiego „Sputnika Polska”, w którym piętnuje się z imienia i nazwiska osoby, uznane za „zagrożenie” dla Polski z powodu wyrażanych na rosyjskim „Sputniku”  pozytywnych opinii o Rosji i jej prezydencie lub aktywnie działających na rzecz zachowania nekropolii żołnierzy radzieckich i pomników, chwalących ich męstwo bojowe w czasie II wojny światowej na terenie Polski.

Jest to pełna agresji i niewybrednego chamstwa platforma, prowadzona rzecz jasna - anonimowo. Facebook w przypadku konta „Sputnik Polsza” jest nader powściągliwy i wyjątkowo obojętny na naruszanie tam wszelkich zasad etyki obowiązującej na FB.

Walka hybrydowa Polski z Rosją i jej polskimi sympatykami jest bezpardonowa, z zastosowaniem wszelkich chwytów poniżej pasa.

26 grudnia, czyli w drugi dzień świąt, „Sputnik Polsza” na Twitterze skierował pytanie do MGMi ŻŚ (Ministerstwa  Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej)  -  „Jeśli spółki skarbu państwa sponsorują publikacje „publicystki” Sputnika i Kremla (@Z.Jelonek) – to płacą za obiektywne publikacje czy wskazanie, które decyzje będą zgodne z oczekiwaniami Kremla. Także aspekt moralny – to współpracownica SB”.

Ponieważ resort nie bardzo wiedział o co chodzi, „Sputnik Polsza” wyjaśniał dalej: „Pismo to namiary.pl/o nas/[2] (Organ Krajowej Izby Gospodarki Morskiej) – autorka to Zofia Bąbczyńska-Jelonek (inne jej publikacje dostępne na Sputniku – przy lekturze uważać na ilość wazeliny względem Kremla – co jest między innymi, powodem, dlaczego wątpimy obiektywizm artykułów)”.

Ministerstwo odpowiedziało nawet dosyć przytomnie: „Choć nie mamy wpływu na zamieszczone w przywołanym czasopiśmie, to dziękujemy za wrócenie uwagi na sprawę”. 
Odpowiedz nie zadowoliła jednak rusofobów ze „Sputnika Polsza” i sięgnęli po cięższy kaliber hybrydowej amunicji: „Pismo wydawane ze składek członkowskich, wpływających do Izby Morskiej[3] – w bardzo dużej części to spółki skarbu państwa – a czytelnicy to zarządzający tymi spółkami. Polecamy uwadze jej „twórczość” dotyczącą Nord Stream 2. Tyle w temacie, miłego dnia.”

No cóż, na piramidalną rusofobię nie ma ratunku a o poziomie wiedzy rusofobów właściwie powinno się pomilczeć. Ale gwoli wyjaśnienia dodam, że żadne spółki skarbu państwa nie utrzymują Izby Morskiej, jest to instytucja sądowa opłacana, jak inne sądy z budżetu państwa, natomiast armator, który przegrał sprawę w Izbie Morskiej pokrywa koszty tej rozprawy.

Co do informacji o gazociągu Nord Stream 2, (gdziekolwiek je piszę) - są one absolutnie obiektywne i wiarygodne, sprawdzane w kilku niezależnych źródłach, choć nie muszą się one polskim politykom czy „Sputnikowi Polsza” akurat podobać. 
Moim dziennikarskiej obowiązkiem jest informować o faktach zgodnie z ich rzeczywistym stanem. I jeśli w rosyjskim „Sputniku Polska” napisałam, że do budowy gazociągu włączyła się giełdowa spółka z Norwegii, to jest to informacja publiczna, łatwa do sprawdzenia i zweryfikowania, a ja ją przedyskutowałam osobiście z prezesem tej firmy (Norwegiem, a nie Rosjaninem), podczas pobytu w Moskwie na rosyjsko - norweskiej konferencji biznesowej dot. gospodarki morskiej na Dalekiej Północy. Polski czytelnik powinien znać prawdę o tym gazociągu, a nie polityczne mrzonki naszych polityków czy różnej maści „ekspertów” ect. Ale to już się rusofobom z „Sputnika Polsza” nie podoba.

Nie wiem, czego oczekują ludzie kryjący się za tym FB-owym kontem „Sputnik Polsza” – nacisków politycznych ze strony ministerstwa, zmuszających  redakcję "Namiarów" do zerwania  współpracy ze mną?
A nawet jeśli szefostwo redakcji ulegnie naciskom politycznym i zerwie współpracę ze mną – to co się stanie? Nic. Bo ja mam zawsze możliwość dotarcia z informacją, gdzie uważam za stosowne..
Stracę honoraria? Wolne żarty, redakcja płaci symbolicznie, to niszowe pismo. Poza tym nie jest ono pismem KIGM, ale jej organem prasowym, czyli udostępnia gratisowo jedną kolumnę (stronę) na potrzeby Krajowej Izby Gospodarki Morskiej. 
Jedno się tylko zgadza – ma 7 tys. czytelników z branży morskiej i cechuje je  od lat wysoki poziom merytoryczny.  
Takie działania przypominają mi czasy stalinowskie. Już to przerabiałam w najbliższej rodzinie - ojciec wyleciał z pracy i ...partii (!), dostał zakaz pływania (czyli wykonywania zawodu oficera marynarki handlowej) a matkę pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Brytyjczyków, chociaż szpiegiem nigdy nie była - osadzono w więzieniu na kilka lat, Podobnie jak obecnie Mateusz Piskorski spędziła blisko dwa lata w areszcie. Potem kolejne - w ciężkich kobiecych więzieniach. Objęła ją amnestia, wyszła na wolność 1 maja 1956r. Dopiero w 1960r. sąd zauważył, że szpiegiem nigdy nie  była....
Za kilka dni, 2 stycznia minie 65 lat od chwili jej aresztowania.Polska rusofobia właśnie mi o tym przypomniała.Miałam wtedy zaledwie 10 lat....
To, co robią ludzie spod znaku "Sputnik Polsza" w stosunku do mnie,  niczym się nie różni od tego ,co wyprawiano w Polsce na początku lat 50. minionego wieku - wobec moich rodziców.. 
Dla mnie osobiście - to polityczna reaktywacja podłych praktyk politycznych.
I nic więcej.




[1] Pełen tekst wywiadu z L. Wałęsą (w jęz. rosyjskim) – patrz:  https://ria.ru/20181226/1548670144.html

[2] „Namiary na morze i handel” z którym współpracuję jako stały korespondent


[3] Izba Morska  to państwowy organ quasi-sądowy w Polsce. Podstawą prawną ich organizacji jest ustawa z dnia 1 grudnia 1961 r. o izbach morskich. Izby morskie są zorganizowane na wzór sądów powszechnych i podlegają: Ministrowi Sprawiedliwości – w zakresie trybu postępowania, nadzór bezpośredni sprawuje w tym zakresie prezes sądu okręgowego przy którym działa dana izba morska;  Ministrowi Gospodarki Morskiej – w pozostałym zakresie. W skład izby morskiej wchodzą: przewodniczący oraz jeden lub więcej wiceprzewodniczących, którzy są sędziami sądów powszechnych, posiadającymi znajomość zagadnień morskich, ławnicy posiadający kwalifikacje zawodowe oraz odpowiednią praktykę w zakresie zagadnień występujących w sprawach rozpoznawanych przez izby morskie. Tekst ustawy o Izbach morskich: http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20160001207/O/D20161207.pdf

24 grudnia 2018

Rosyjskie rękodzieło i wzornictwo, czyli złoty widelec od Putina


WIGILIJNA OPOWIEŚĆ

Od zawsze urzekało mnie oryginalne rękodzieło i sztuka ludowa, ostatnio - rosyjskie, chociaż nie brakuje mi w domu uroczych drobiazgów z Niemiec czy Skandynawii. Takie wyroby to jądro każdej sztuki narodowej, jej autentyczne korzenie.

W każdym razie, nie przechodzę obok nich obok obojętnie, przy czym nie preferuję żadnej "cepelii", to jest - masowej produkcji dla turystów.

Buszuję w ich poszukiwaniu głównie na jarmarkach, nie tylko adwentowych - w pobliskiej Skandynawii i w przygranicznych miastach i miasteczkach niemieckich. 
Od pewnego czasu nie omijam lokalnych, szczecińskich jarmarków, na które przyjeżdżają także nasi wschodni sąsiedzi. Między nimi pojawia się na nich stragan białoruski, pełen ziół, roślinnych medykamentów i kosmetyków ludowych, miniaturowych ikon, matrioszek, drewnianych koników, ozdobnych pudełek, drewnianej biżuterii ręcznie malowanej, ceramiki i tp. - rzeczy wyrabianych w przyklasztornych warsztatach. Oferuje je Swiato-Elizawietinskij Monastyr (prawosławny klasztor św. Elżbiety) z Mińska.

Pierwszy raz zetknęłam się z nim, tj. z mińskim monastyrem - kilka lat temu, przypadkiem zresztą, na Międzynarodowym Jarmarku Wyrobów Klasztornych w Bierzwniku, wsi zachodniopomorskiej.
Potem spotkałam na przykościelnym Jarmarku Jakubowym w Szczecinie, a teraz na Jarmarku Bożonarodzeniowym.
Mniszka z monastyru, jak mniemam nie tyle z Mińska, co z jego filii w pobliskim Berlinie, nb. mówiąca dosyć płynnie po polsku, poszerzyła handlową ofertę o wyrobu z Rosji. Cechą ich jest to, że są to także wyroby rzemieślników pracujących dla monastyrów, tyle, że rosyjskich, często szalenie oryginalne.
Miałam okazję być w kilku takich przyklasztornych sklepikach w Moskwie i w Petersburgu, skąd także przywiozłam cudowne rosyjskie rękodzieło. Jest urokliwe.

W Moskwie, kilka lat temu (2013) trafiłam do filii słynnego monastyru waalamskiego  (główna siedziba znajduje się na jednej z wysepek na jeziorze Ładoga). W efekcie – piękna ceramika w gżelu, salaterki ręcznie malowane[1].

Kubek z cerkiewką
W tym roku trafiłam do sklepiku przy cerkwi na Wyspie Wasilewskiej w Petersburgu, nieopodal stacjonującego na Newie zabytkowego lodołamacza i domowa płytoteka wzbogaciła się w nagrania cerkiewnego chóru. 

Podczas wczorajszej wizyty na szczecińskim jarmarku, na stoisku monastyru z Mińska wpadła mi w oko urokliwa rosyjska ceramika - kubek, z wiejskim jesiennym pejzażem, rzeczką, cerkiewką.
To oryginalna garncarska robota. Obraz ma swoją fakturę, można pod palcami wyczuć lekko zarysowane konary drzew, obrys cerkiewki i chaty, brzegi rzeczki... Obraz został wypalony, nie został namalowany na wierzchu polewy, czyli musiał być stworzony przed wypaleniem w piecu, ręczna robota.
A i sam obrazek też jest urokliwy, przypomina akwarelkę.
Krzysiek, mój kolega, a właściwie przyjaciel domu, występujący w roli tragarza przy ostatnich przedświątecznych zakupach, wypatrzył natomiast komplet sztućców z motywem Bożonarodzeniowym – aniołkiem, grającym na jakimś instrumencie dętym. Interesująca grawerska robota. Jemu się podobał. bardzo, mnie nieco mniej, bo nie gustuję specjalnie w złotych kolorach, ale mu nie mówiłam. Może kupił dla kogoś bliskiego: żony, córki. Nie komentowałam, bo i po co.

Kiedy zatargał zakupy na to moje III piętro starego budownictwa bez windy i z wysokim parterem - zauważyłam w torbach etui ze sztućcami.
- Zostawiłeś swoją świąteczną zastawę stołową, - mówię do niego i podaję etui.
- Kupiłem dla ciebie, przecież masz fioła na punkcie takich rzeczy a to ruska robota i spodoba ci się, przecież lubisz rosyjskie wzornictwo! Z życzeniami ode mnie i nas wszystkich, całej rodziny! Teraz możesz się chwalić, że dostałaś od Putina w prezencie na święta - złoty widelec i wszystkich rusofobów szlag trafi! - Odparł ze śmiechem i poleciał do domu, bo tam czekały go kolejne przedświąteczne obowiązki.

"Złoty widelec od Putina" - prezent od przyjaciela domu

I tak mam "złote", świątecznie sztućce z „widelcem od Putina”, zdobione przez rzemieślników-płatnerzy, niczym mój dagestańsko-czeczeński kindżał, który przywiozłam w ub. roku z Północnego Kaukazu.