26 listopada 2015

Polska rewolucja kulturalna

Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński
 „Rewolucja kulturalna” w Polsce ma charakter pełzający od 1989r., przy czym uaktywniła się w czasach dominacji rządów PO i nasiliła po objęciu władzy przez PiS, usiłując zniszczyć polski i europejski dorobek kulturalny. Jest to swoisty paradoks. Elity postsolidarnościowe sięgają po metody sprawowania władzy przez nich potępiane, wykazując przy tym gorliwość neofitów.

 Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński domaga się od marszałka dolnośląskiego „w trybie natychmiastowym” zdjęcia z afisza sztuki opartej na prozie Elfriede Jelinek, austriackiej noblistki z 2004 r., bo kojarzy mu się z pornografią.

Szkoci mogą grać Prokofiewa, Polacy już nie powinni...
Samorządowcy z PiS domagają się od Filharmonii Łódzkiej wyrzucenia z repertuaru utworów Szostakowicza i Prokofiewa, bo kompozytorzy kojarzą się z komunizmem. Podobnie reagują grupy „narodowo-patriotyczne” na przyciągające tłumy występy Chóru Aleksandrowa. Przedstawiciele władzy zastraszają różnymi metodami media rosyjskie działające w Polsce, a obecnie również krajowe. Resort oświaty zapowiada zmianę kanonu lektur szkolnych, kultury - mediów publicznych, a prezydent państwa - wprowadzenie polityki historycznej wg partyjnych kryteriów PiS. 
.
Media

Zastraszanie mediów przez przedstawicieli władzy politycznej narusza elementarne standardy demokratyczne”, napisało Towarzystwo Dziennikarskie w oświadczeniu wydanym po zawieszeniu przez prezesa TVP red. Karoliny Lewickiej, która spięła się w programie TVP Info z Piotrem Glińskim (22.11. br.). „W państwie demokratycznym zdobycie władzy politycznej nie uprawnia do narzucania standardów pracy dziennikarskiej, które podobnie jak standardy akademickie stanowią ważny dorobek kulturalny społeczeństw europejskich. Minister Gliński nie posiada żadnych szczególnych prawnych ani profesjonalnych kompetencji do oceniania, ani tym bardziej narzucania, norm warsztatowych dziennikarzom, których zaproszenia przyjmuje”, pisze dalej Towarzystwo Dziennikarskie.

Tym bardziej nie posiadają ich władze administracyjne i służby specjalne, oceniające standardy działalności dziennikarskiej pracującego w Polsce od kilkunastu lat rosyjskiego dziennikarza Leonida Świridowa, w ponad rok trwającej procedurze pozbawienia go praw rezydenta UE.

Można ubolewać, że polskie środowiska dziennikarskie zauważają nadużycie władzy wobec dziennikarzy, dopiero wtedy, gdy je osobiście dotykają I zapominają, że te same środowiska dziennikarskie, w ramach programowej rusofobii, zainicjowały nagonkę i działania ABW wobec rosyjskiego kolegi po piórze, pracującego w Polsce oraz innych polskich żurnalistów, którzy byli razem z nim 2,5 roku temu na wyjeździe studyjnym w Rosji. Teraz mogą się przekonać na własnej skórze, że kij ma dwa końce.

Propaganda i casus Swiridowa

Mecenas Jarosław Chełstwoski, pełnomocnik red. Swiridowa, składając do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargę na decyzję Szefa Urzędu ds. Cudzoziemców dot. pobytu dziennikarza w Polsce, wraz z prośbą o wstrzymaniu wykonalności zaskarżanej decyzji, zwraca uwagę na szereg naruszeń polskiego i międzynarodowego prawa, w tym dyrektyw unijnych, lub ich błędną interpretację zawartą w tej decyzji. M.in.: na przekroczenie zasady swobodnej oceny dowodów (art. 77 § 1 k.p.a.), tj. przyjęciu, że dalszy pobyt rosyjskiego korespondenta w Polsce „może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. 
Mec. Chełstowski podkreśla upublicznienie w mediach (w formie przecieków) sprawy red. Swirydowa, w „kontekście domniemanych zarzutów: szpiegostwa, nielegalnego lobbingu czy też działalności propagandowej, ogólniej zaś - w kontekście działania na szkodę państwa polskiego”. Wskazuje, że media sugerują red. Swiridowowi czyny, stanowiące przestępstwa, za które posądzany o nie dziennikarz powinien dawno siedzieć w więzieniu, o ile je rzeczywiście popełnił i są na to niezbite dowody. 
„Jako wyjątek od tej zasady wskazać jednak można, jak sądzę, działalność propagandową, która zresztą pojawiła się w wypowiedziach medialnych rzecznika prasowego ABW, jako zarzut” - uważa mec. Chełstowski. I dodaje: „Zmierzam oczywiście do tego, że jedną z najważniejszych deklarowanych politycznie zasad funkcjonowania państwa polskiego, jako państwa demokratycznego jest wolność wypowiedzi oraz swoboda poglądów politycznych (oczywiście z zastrzeżeniem propagowania filozofii reżimów totalitarnych). Jeżeli zarzuty (wobec red. Swiridowa) sprowadzają się właśnie do zarzutu wykonywania działalności propagandowej, czy to samodzielnie, czy też za pośrednictwem osób trzecich, zaskarżona decyzja nie może się utrzymać w mocy, ponieważ przeczyłoby to założeniom konstytucyjnym państwa polskiego.

Jak na razie, słowo szefa  ABW jest postawione ponad prawem.

Nie tylko szef ABW ma problemy z propagandą. Dziennikarze – także. Zespół TVP Info wystosował list otwarty do ministra Glińskiego, w którym protestuje przeciwko wypowiedzianym przez niego słowom, że stacja „uprawia propagandę”. „Czujemy się Pańskimi słowami dotknięci. Nie życzymy sobie, by ani Pan, ani ktokolwiek inny, posiadający lub nieposiadający władzę, tak mówił o nas lub innych dziennikarzach”, stwierdzili pracownicy TVP Info wraz z prezesem Januszem Daszczyńskim. Inne stanowisko reprezentują długoletnie dziennikarki telewizyjne: Agata Ławniczak i Elżbieta Ruman, które w specjalnym oświadczeniu napisały: „Od dawna mamy poczucie, że telewizja publiczna nie pełni roli, do jakiej została powołana, nie jest zdolna do rzeczywistego pluralizmu i respektowania przez dziennikarzy zasady bezstronnego opisu rzeczywistości. Zbyt wielu dziennikarzy pracujących dla TVP pomyliło role - stali się stroną w walce politycznej, światopoglądowej i kulturowej, i tym samym utracili wiarygodność”.

Resort kultury pod przewodnictwem prof. Glińskiego postanowił zrobić porządek z mediami publicznymi i „uprawianą w nich propagandą”.

Teatr i muzyka

Piotr Gliński, przez próbę zastosowania cenzury z powodów obyczajowych wobec spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, opartego na prozie Elfriede Jelinek w Teatrze Polskim we Wrocławiu - trafił na łamy wielu pism europejskich. Prestiż ministra i jego resortu został mocno nadwyrężony.

Przed teatrem w dniu premiery ustawiła się Krucjata Różańcowa i bojówkarze ONR, członkowie Krucjaty głośno modlili się a bojówkarze stworzyli kordon, który miał uniemożliwić widzom dotarcie na przedstawienie. Pornografii, którą dostrzegał minister Gliński, jednak nie było. Były za to przepychanki z policją, skandowane głośno okrzyki ("Gestapo! Gestapo!"), były wyzwiska rzucane w stronę widzów ("Ty sodomitko", "Ty pedale"), a jeden z fotoreporterów oberwał nawet różańcem. „To delikatny, subtelny spektakl” uznała Dorota Monkiewicz, dyrektorka Muzeum Współczesnego we Wrocławiu. „Gratulacje dla twórców – że się nie ugięli i doprowadzili całą rzecz do końca”. Teatrolog Milan Lesiak komentował: „ Z całą pewnością nie było w spektaklu pornograficznej intencji. Teatr to sztuka, nawias, cudzysłów. I to się obroniło”. Publicysta "Polityki" Edwin Bendyk po premierze na Facebooku zadedykował „Śmierć i dziewczynę " wszystkim bigotom i kabotynom, którzy się niezdrowo podniecili, licząc na pornografię (...) Muszę was rozczarować, pornografii nie było, była znakomita sztuka najwyższej próby. Żałuję, że minister kultury zamiast stanąć po stronie sztuki, zaatakował artystów próbując wprowadzić cenzurę prewencyjną i odwołać premierę. Tego dawno nie było". Spektakl otrzymał też pozytywną recenzję na łamach katolickiego periodyku - „Tygodnika Powszechnego”.

PiS ma apetyt na cenzurę od dawna, nie tylko spektakli teatralnych, ale też repertuarów filharmonii i oper. Tym razem prowadzonej na gruncie systemowej rusofobii.

Samorządowcy PiS wpadli na pomysł wyrzucenia z programów koncertowych i operowych twórczość Prokofiewa i Szostakowicza.

Szostakowicz znany jest na całym świecie
W kwietniu tego roku, Piotr Adamczyk szef klubu PiS w łódzkim sejmiku wojewódzkim złożył interpelację z pytaniem: "Dlaczego repertuar koncertowy Filharmonii Łódzkiej jest tak ubogi, że w większości wykonywany jest z wykorzystaniem kompozytorów rosyjskich? Czy aby na pewno publiczność łódzka chce słuchać muzyki jednego kompozytora, jak na przykład D. Szostakowicz i jego szczególnej twórczości proradzieckiej (XII Symfonia - dla Lenina, New Babylon - muzyka filmowa do filmu o działaczce Komuny Paryskiej) czy S. Prokofiewa - kantata "Aleksander Newski"? Radny PiS uważa, że „utwory były tworzone pod kątem pewnego systemu totalitarnego. Można powiedzieć, że pisane były na zamówienie lub pod presją ówczesnych władz Rosji. To jednak utwory, które nie powinny być grane. Mają one mniejszą wartość artystyczną niż coś, co wychodzi z głębi serca danego kompozytora”.

Na interpelację odpowiedział marszałek województwa Witold Stępień (PO). Napisał m.in., że "XII Symfonia Szostakowicza ostatecznie nie została wykonana w Filharmonii Łódzkiej, jednak wykonują ją muzycy m.in. filharmonii berlińskiej, amsterdamskiej i liverpoolskiej, co świadczy o randze tej kompozycji". Z kolei kantata "Aleksander Newski" jest w repertuarze siedmiu innych filharmonii w Polsce, w tym Narodowej. „Sztuka powinna bronić się sama. Łączenie jej z polityką prowadzi do klęski” uważa marszałek województwa.

 „Znamy twórczość Wagnera, którą wykorzystywał aparat propagandy hitlerowskiej. Kolejny przykład to Richard Strauss, którego postawa życiowa była bardzo kontrowersyjna. Jego utwory są grane na całym świecie i wykorzystywane chociażby w filmach”, zwraca uwagę Tomasz Bęben, dyrektor Filharmonii Łódzkiej.

 KOMENTARZ

Sądy kapturowe rodem z Inkwizycji, cenzura obyczajowa i antyrosyjska, narzucanie „jedynie słusznych” trendów w kulturze i sztuce, ingerowanie w ich autonomię, zastępowanie informacji medialnej – propagandą; dziennikarze, kompozytorzy, pisarze i poeci na indeksie, i temu podobne zabiegi reżimów totalitarnych, Polacy mieli już okazję poznać w ostatnim stuleciu. Są one całkowicie skompromitowane w świadomości społecznej.

A mimo to, polska „rewolucja kulturalna” pełzając - rozprzestrzenia się…


MIA Russia Segodnia - Sputnik
25 listopada 2015  
"Szostakiewicz i Prokofiew kojarzą się w Polsce z komunizmem"

21 listopada 2015

Wyjątkowy koncert urodzinowy - Julianna Adwiejewa



Julianna Awdiejewa w Filharmonii Szczecińskiej
Mam swoje marzenia, jak każdy. Życie nauczyło mnie jednak realnie patrzeć się na świat, więc i marzenia mieszczą się w granicach spełnienia. Nie mniej jednak, gdy się spełniają, ogarnia mnie radość i szczęście.

O usłyszeniu na żywo Julianny Awdiejewej, laureatki głównej nagrody poprzedniego Konkursu Chopinowskiego (z 2010r) marzyłam od dawna. Od dziesięcioleci jestem zafascynowana wielką pianistyką, zwłaszcza w repertuarze klasycznym. Odzwierciedla to m.in.: moja domowa płytoteka, w której nie brakuje znakomitych rosyjskich pianistów. A koncertująca w Szczecinie Rosjanka jest utalentowaną, szalenie dojrzałą pianistką, dysponującą doskonałą techniką i mimo filigranowej postury - mocnym, niemalże męskim uderzeniem, przy czym bardzo wyczuloną na wszelkie muzyczne niuanse granych utworów. Jest w światowej czołówce wielkich pianistów jej pokolenia.

Wykonawców tej miary, co Awdiejewa, szczecińska filharmonia nie gości zbyt wielu, więc zdobycie biletu, zwłaszcza, gdy chce się go kupić tydzień przed koncertem, okazało się sztuką nie lada, ale się udało. Bilety były od dawna wyprzedane, ponad 900 osób wybierało się tego dnia posłuchać Julianny Awdiejewej w Szczecinie.

Panie w kasie zapisały mnie na listę rezerwową, ale do dnia koncertu nie było żadnego „wolnego” biletu.  Koncert przypadał w przeddzień moich urodzin i kolejnym moim marzeniem było spędzić ten dzień właśnie w filharmonii.  Miły akcent na zakończenie kolejnego roku życia.

Zmaterializowane marzenie
Pełna ufności, że dobry Bóg będzie sprzyjał moim marzeniom i los nie wywinie złośliwego figla, ubrałam wyjściowy garniturek i poszłam wczoraj (20 listopada) do filharmonii. Akurat, kiedy przekroczyłam jej progi, godzinę przed koncertem, jakaś firma, która kupiła bilety grupowe, oddała do kasy dwa i moje marzenie stało się realnością. Odbiorcą drugiego biletu był szalenie miły starszy pan, znalazłam w nim potem ciekawego partnera w rozmowie o muzyce.

Rozradowana zdobyciem biletu zdążyłam jeszcze kupić w niedalekiej kwiaciarni bukiet róż ze storczykami i poprosić obsługę filharmonii o wręczenie ich w moim imieniu artystce na zakończenie występów. Taki symboliczny, bardzo prywatny gest podziękowania za radość w obcowaniu z muzyką w jej wykonaniu i piękny wieczór w wigilię urodzin.

Repertuar koncertu, który kierownictwo filharmonii określiło jako „Amplitudę wrażeń”, był imponujący, z nietypowym jego ułożeniem. Rozpoczynał się nie jakąś uwerturą, czy niewielkim utworem orkiestrowym, lecz przepięknym, monumentalnym V Koncertem fortepianowym Es-dur, op. 73 Ludwika van Beethovena, który wypełnił całkowicie pierwszą część wieczoru w filharmonii. Po przerwie słuchacze mogli ponownie podziwiać Juliannę Awdiejewą w całkowicie mi nieznanym Capriccio na fortepian i orkiestrę Igora Strawińskiego. Byłam szalenie ciekawa i utworu, i jego wykonania. Rosyjska muzyka w rosyjskim wykonaniu i słyszana po raz pierwszy w życiu…. Duże przeżycie dla mnie.

Mało, kto z melomanów ma okazję wysłuchać na żywo jednocześnie oba utwory. Szczecinian spotkało wielkie wyróżnienie ze strony Julianny Awdiejewej. Za kilka dni w Toronto (25.11.br) i Montrealu (26 i 28.11.br) artystka zagra z tamtejszymi filharmonikami Capriccio Strawińskiego pod batutą Kenta Nagano, a V Koncert Beethovena  – 4 i 6 grudnia w Pittsburgu pod batutą Manfreda Honecka. Amerykańscy i kanadyjscy melomani obu utworów jednocześnie – nie usłyszą. Szczecin był, więc ostatnią wielką próbą przed tournee pianistki po zachodniej półkuli - w Kanadzie i USA.

Jakub Chrenowicz i Julianna Awdiejewa w Szczecinie
Wieczór kończyła IV Symfonia „Włoska” A-dur z op. 9 Feliksa Mendelssohna Bartholdy Całość poprowadził wprawdzie młody, ale zdolny dyrygent, starannie wykształcony w kraju i zagranicą - Jakub Chrenowicz. Trzeba przyznać, że sprostał zadaniu, zwłaszcza  w akompaniamencie do V koncertu Beethovena. Była to bardzo dojrzała i starannie przemyślana interpretacja, za co dostał  zasłużone brawa nie tylko od melomanów, ale i od solistki.  
Brawa dla dyrygenta i orkiestry od  Julianny Awdiejewej
W domowej płytotece, na tradycyjnych płytach i kompaktowych oraz taśmach mam kilka nagrań tego koncertu, m.in. w wykonaniu Eugene Istomina (na taśmie), Gruzina - Vakbtanga Badrishvilli (CD), Czecha – Panenki (na płycie winylowej), przepiękne wykonanie Artura Schnabla z Orkiestrą Symfoniczną w Chicago (CD). Tym bardziej ciekawiła mnie interpretacja Awdiejewej. Sprawiła mi ona wiele satysfakcji, zwłaszcza podczas II części koncertu - andante un poco moto, zagranym z powiewem, rzec można, nieco rosyjskiej duchowości. Pierwsza, monumentalna część koncertu Beethovena została potraktowana przez pianistkę zgodnie z oczekiwaniem, iście po królewsku. Nie na darmo nazywa się ten koncert - „Cesarskim”.

Ale najbardziej oczekiwałam na Strawińskiego. Kompozytor, o polskich korzeniach, urodził się w Oranienbaum (obecnie - Łomonosow) niedaleko Petersburga. Ojciec kompozytora pochodził z polskiej kresowej szlachty Strawińskich herbu Sulima. Sam kompozytor jednemu z synów, który był pierwszym, poza kompozytorem - wykonawcą ojcowskiego Capriccio, dał na imię … Sulima.  Kompozytor nie ukończył żadnej uczelni muzycznej, lecz wydział prawa na Uniwersytecie w  Petersburgu.  Do grona amatorów i samouków nie można go jednak zaliczyć, prywatnie kształcił się, bowiem, pod kierunkiem Rimskiego-Korsakowa, który zauważywszy jego wielki talent, kierował jego pierwszymi próbami kompozytorskimi.  

Capriccio Igora Strawińskiego powstało w 1929 r., łączy w sobie współczesną Strawińskiemu awangardę muzyczną z tradycyjnymi formami, szczególnie fugą, w którym można odnaleźć: i Bacha, i Mozarta, i nawet Webera. Wesoły, iskrzący się muzycznym dowcipem i urokliwą melodyką neoklasyczny utwór. Zasłuchałam się szczególnie w jego środkowej części – andante rapsodio, nie do końca poważnym i bardzo efektownym, zwłaszcza dla pianistki.  W czasie jego słuchania, pamięć nasunęła mi przed oczy obrazki z …otwarcia olimpiady letniej w Soczi, przede wszystkim epizody widowiska, obrazujące epokę wielkiej industrializacji, przeplatane obrazkami krotochwili i żartów.  I tak na pół godziny, Rosja lat 30-tych zawładnęła moim wzrokiem i słuchem. Przyznam, że to raczej niespotykane przeżycie dla mnie. Nie spodziewałam się akurat takich reakcji.

W kolejne lata życia wkraczam dzisiaj radosna, pełna wspaniałych wczorajszych wrażeń, z nadzieją, że będą to lata udane, tak jak miniony rok z mego życiorysu. I chociaż serwował mi, szczególnie w drugim półroczu - problemy i stres, które udało się jednak rozwiązać pomyślnie, jak i odejścia bliskich mi przyjaciół i znajomych, to oceniam go pozytywnie. Cieszę się, że udało mi się go zamknąć wspaniałym muzycznym wieczorem z udziałem Julianny Awdiejewej.

KOMENTARZ

W kontekście opisanych wyżej wydarzeń, z osłupieniem przyjmuję zabiegi radnych miejskich Łodzi, którzy dążą do wykreślenia z repertuaru tamtejszej filharmonii utworów rosyjskich kompozytorów, którzy za swój muzyczny kunszt dostawali nagrody państwowe w czasach ZSRR.  Dotyczy to szczególnie utworów Szostakowicza i Prokofiewa, ponieważ ci kompozytorzy byli laureatami Nagród Stalinowskich, i podpadają wg oceny łódzkich radnych spod znaku PIS, pod kategorię symboli propagujących totalitaryzm. Hitler z upodobaniem słuchał Beethovena i Wagnera, nagradzał wykonawców tych utworów, czy z tego powodu mają one zniknąć z sal filharmonicznych i scen operowych w naszym kraju? Nie należy w Polsce wystawać baletu „Romeo i Julia” Prokofiewa? A co z Filharmonią Berlińską, do której czasem zaglądam, mam sobie odpuścić w niej koncerty, bo w repertuarze na stale gości Szostakowicz, który w Polsce jest zakazany?

Na kanwie takich pomysłów rodzi się faszyzm.



***

Julianna Awdiejewa (ur. 1985r.)

Naukę gry na fortepianie rozpoczęła w wieku 5 lat pod kierunkiem Eleny Iwanowej, z którą pracowała także, jako studentka Rosyjskiej Akademii Muzyki im. Gniesinych. Kształciła się w Hochschule für Musik und Theater w Zurychu (u Konstantina Szerbakowa) i na Międzynarodowej Akademii Pianistycznej w Como (Academia Internationale del Pianoforte Lago), gdzie kontynuowała studia pod kierunkiem Dmitrija Baszkirowa i Fou Ts'onga.

Koncertowała w Rosji, Austrii, Wielkiej Brytanii, USA, Francji, Niemczech, Izraelu, Belgii, Japonii, Grecji, Włoszech i Afryce Południowej. Występowała w słynnych salach w Wiedniu i Londynie.

Dokonała licznych nagrań płytowych, telewizyjnych i radiowych. Dwupłytowy album z nagraniami jej występów podczas ostatniego Konkursu Chopinowskiego zainaugurował „Błękitną Serię" Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina.

Julianna Awdiejewa występowała na Festiwalu „Chopin i jego Europa" w latach 2008, 2011, 2012. W styczniu przyszłego roku artystka będzie koncertowała w Chinach. Da dwa wielkie recitale, m.in. w Szanghaju, podczas których, w pierwszej części wykona szereg utworów Chopina, w a drugiej - VIII sonatę B-dur „Wojenną” z op. 84 Sergiusza Prokofiewa.  

Podczas XVI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w 2010r. zdobyła I miejsce oraz nagrodę Krystiana Zimermana za najlepsze wykonanie sonaty. Dostała też główną nagrodę na LXI Konkursie Pianistycznym w Genewie w 2006 r. Jest laureatką innych nagród na międzynarodowych konkursach dla młodych pianistów:

- VII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy (2007) – II miejsce
-  Fifteenth 'Citta di Cantù' International Competition for Piano and Orchestra w Cantù (2005) – II miejsce
-  Kurt Leimer Piano Competition w Zurychu (2005) – III miejsce
- Bremen Piano Competition in Germany w Bremie (2003) – II miejsce
- Fourth Spanish Composers International Piano Competition w Madrycie (2003) – II miejsce
-  Twelfth A. M. A. Calabria International Piano Competition w Lamezia Terme (2002) – I miejsce
- V Międzynarodowy Konkurs Młodych Pianistów „Arthur Rubinstein in memoriam” w Bydgoszczy (2002) – I miejsce
- First All-Russia Open Competition w Moskwie (2000) – Grand Prix
- Carl Czerny Young Pianists Competition w Pradze (1997) – I miejsce

Zdjęcia z koncertu w Szczecinie: 
Sebastian Wołosz (GS24)

09 listopada 2015

Małpy z brzytwą



Nie  czas zastanawiać się, dlaczego mniejszość polityczna będzie rządziła Polską. Połowa uprawnionych do głosowania Polek i Polaków nie skorzystała ze swoich praw obywatelskich, druga połowa, wybrała to, co wybrała. Dzięki temu, partia, która nie potrafiła przekonać do siebie ponad ¾  dorosłego społeczeństwa w Polsce sięga po władzę i to bez żadnej konkurencji. Ma większość w Sejmie, Senacie i swego wybrańca, jako prezydenta Polski. To olbrzymia odpowiedzialność za średniej wielkości państwo europejskie. Zwłaszcza w szalenie trudnej sytuacji politycznej w UE i na świecie. 
.
Jako niekwestionowany zwycięzca wyborów parlamentarnych, partia ta - zachowuje się jak małpa z brzytwą - wysoce nieodpowiedzialnie, totalnie ignorując porządek prawny państwa i polską rację stanu.  Jednoznacznie objawiając cechy nieobliczalnej dyktatury, dążącej do bliżej nieokreślonego celu, którego korzenie tkwią na przełomie XIX i XX .
Nie jest to dobra zapowiedź dla Polski.
.
 „Prawo i Sprawiedliwość” (PiS), bo o tej partii mowa, mając „swego” prezydenta, powinowatego z premierem - już rządziła, wprawdzie koalicyjnie, ale z fatalnym skutkiem. Skończyło się to rządzenie skandalem i przedterminowymi wyborami.
Osiem lat bycia w opozycji niewiele PiS nauczyło. Dzisiaj wyznaczona przez PiS na premiera, wice-szefowa tego ugrupowania - Beata Szydło zaprezentowała kandydatów na ministrów nowego rządu. Nie jest to rząd autorski Beaty Szydło, ani też zapowiedziany rząd fachowców. Jest to rząd wyznaczony personalnie przez szefa PiS – Jarosława Kaczyńskiego.  Patrząc się na listę nazwisk, można wyciągnąć wniosek, że PiS cierpi na brak kwalifikowanych kadr, a fachowcy są rodzynkami w gronie znanych publicznie partyjnych aparatczyków z najbliższego kręgu akolitów prezesa PiS.
Trzy znaczące resorty dla struktur państwa – obrony narodowej, sprawiedliwości z funkcją prokuratora generalnego i spraw wewnętrznych mają się dostać w ręce polityków, którzy nigdy nie powinni mieć dostępu do instrumentów władzy. Przeszłość wskazuje, że posiadając władzę w państwie - zachowują się jak małpa z brzytwą.  Powierzenie strategicznych resortów w państwie, takim politykom, jak: Antoni Macierewicz (MON), Mariusz Błaszczak (MSW), Mariusz Kamiński (koordynator służb specjalnych), Witold Waszczykowski (MSZ), Zbigniew Ziobro (resort sprawiedliwości) – nie wróży niczego dobrego.
.
Antoni Macierewicz, kandydat na szefa MON, jest ogarnięty ideą fixe nt. przyczyn katastrofy smoleńskiej, wcześniej swoimi działaniami kompletnie zniszczył polski wojskowy kontrwywiad (WSI) ujawniając publicznie nazwiska agentów tych służb.  Żaden kraj na świecie tak nie robił i nie robi. Będąc ostatnio w USA publicznie zapowiedział, że … opublikuje aneks do raportu likwidacji WSI.
Witolda Waszczykowskiego, kandydata na szefa polskiej dyplomacji, b. wiceministra w MSZ za czasów PIS - cechuje bezkrytyczna miłość do NATO i USA, irracjonalny lęk przed Rosją i postawa rusofobiczna, niezbyt mile widziana w UE, zwłaszcza przez tzw. „stare” państwa Unii, ale bardzo aprobowana w USA. Był głównym negocjatorem ulokowania w Polsce amerykańskiej „tarczy antyrakietowej”.  Od lat 90. pracował w MSZ, odpowiadał między innymi za kontakty z NATO i Bliskim Wschodem. Publicznie głosi  że Rosja ...wypowiedziała Polsce wojnę.
Zbigniew Ziobro ledwo wywinął się przed odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu. Kilka tygodni temu Sejm przegłosował, że Ziobro nie stanie przed Trybunałem Stanu. Do przegłosowania wniosku potrzeba było 276 głosów. "Za" było 271 osób, zabrakło 5 głosów.
Wnioski o postawienie Zbigniewa Ziobry oraz b. premiera a obecnie szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego - przed Trybunałem Stanu złożył w 2012 roku klub PO. Zbigniewowi Ziobrze zarzucano naruszenie konstytucji, ustawy o Radzie Ministrów oraz ustawy o działach administracji rządowej.
Ministrem w Kancelarii Premiera i koordynatorem służb specjalnych ma zostać Mariusz Kamiński, nad którym ciąży nieuprawomocniony jeszcze wyrok za naruszanie prawa i nadużycia władzy, oraz 10-letni sądowy zakaz pełnienia funkcji państwowych. Beata Szydło, liczy, że zostanie on wkrótce uniewinniony. Należy dodać, że, przez swego partyjnego kolegę.
Nie ważne czy wyżej wymienione osoby są z PiS czy z innych partii.
Ważne jest, że na większości z nich ciążą naprawdę bardzo poważne zarzuty - naruszanie i nadużywania prawa na najwyższym, krajowym poziomie, a tym samym - działanie na szkodę państwa. Jeśli istnieje choćby cień podejrzeń, dopóki nie zostaną ci ludzie uwolnieni od zarzutów przez rzeczywiście obiektywne i niezależne sądy – nigdy nie powinni kandydować do stanowisk rządowych.
Z prostej zresztą przyczyny – osoby te przynoszą ujmę nie tylko wizerunkowi partii, która je lansuje, ale także Polsce, jako państwu, zarówno w wymiarze wewnątrzkrajowym, jak i zagranicznym.
Budują obraz Polski, jako państwa nieobliczalnego bezprawia, o tendencjach dyktatorskich i działaniach wobec własnego społeczeństwa i samego państwa – bezprzykładnych, z naruszeniem wszelkich norm prawnych, krajowych i międzynarodowych. Są zapowiedzią licznych, kompromitujących Polskę awantur na arenie międzynarodowej.
.
Jarosław Kaczyński, prezes zwycięskiej w wyborach partii, który układa obecnie puzzle władzy w Polsce, jest z wykształcenia prawnikiem, zatem trudno uważać, że nie wie, co robi.
Rodzi się podstawowe pytanie: dlaczego to robi. Dlaczego z całą premedytacją, świadomie  naraża państwo na międzynarodową kompromitację? 
Robi to na złość rywalom z PO? Jeśli tak – to nonszalancko i szalenie ryzykownie igra z organizmem państwowym. Jest najbardziej niepoważnym, a zarazem niebezpiecznym politykiem.
Marzy mu się zamordystyczna dyktatura i postawienie siebie ponad prawem?
Prędzej czy później skończy się to dramatem. Piłsudski, idol Jarosława Kaczyńskiego, wprawdzie na mocy zamachu majowego wprowadził wojskową dyktaturę w Polsce po 1926 r., ale skończyło się to dla Polski fatalnie. I w aspekcie militarnym i w aspekcie politycznym.
Jakby nie patrzeć – personalne decyzje prezesa PiS mogą i na pewno budzą wielki niepokój, i to nie tylko w Polsce, ale i za jej granicami.