30 września 2019

30 września, symboliczna data dla pewnej cerkiewki


PRESS - TOUR DO ROSJI  (KALININGRAD)

Cerkiew w Bagrationowsku, 13.09.2019
Dzisiaj, 30 września wg jednych, a wg innych – 17 września (wg kalendarza juliańskiego), przypada w rosyjskim prawosławiu dzień pamięci męczennic: Wiery, Nadieżdy, Lubow i ich matki Zofii.
Po raz pierwszy spotkałam się z ich kultem dwa tygodnie temu, podczas niedawnego pobytu w Obwodzie Kaliningradzkim.
Po drodze z wyprawy na tereny dawnego Stalagu 1 A w okolicy miejscowości Dołgorukowo i niedaleko od niej położonego cmentarza jenieckiego, gdzie spoczywają m. in.: prochy polskich żołnierzy września 1939r., (o czym napiszę odrębnie) — na przedmieściach miasteczka powiatowego Bagrationowsk, zobaczyłam lśniący w słońcu zespół budynków cerkiewnych ze „świętym źródełkiem” i ogrodem. U stóp niewielkiego wzgórza, na którym stała cerkiew, zachowane były pozostałości po zamku krzyżackim. Wiozący mnie red. Andriej Wypołzow, kaliningradzki dziennikarz, zatrzymał samochód i zaproponował zwiedzanie.


Bagrationowsk,na lewo - podejście do zamku i cerkiewki
To był w pewnym sensie niesamowity widok. Wyjechaliśmy z lasów, tutaj liściastych, pełnych olch, topoli, trzcin i niesamowitego zielska - barszczu Sosnowskiego - w rozrzucone nieco bez ładu poniemieckie zabudowania z jednej strony i skryte za drzewami po drugiej stronie drogi pozostałości po zamku krzyżackim z górującym nad nim białym kompleksem sakralnym, do którego wiodła nieco pod górkę wąska, ale krótka droga, wykładana brukiem jeszcze w czasach pruskich.
Najpierw oglądnęliśmy pozostałości po krzyżakach, a potem podejście do cerkiewki.

Świątynia była niewielka, śliczna, zadbana, wręcz wypielęgnowana, z bielutkimi murami, tarasem widokowym na okolice i piękną ikoną Matki Boskiej ozdobioną licznymi wotami. Z napisu na bramie wiodącej na dziedziniec wynikało, że jest to chram „Wiary, Nadziei i Miłości”, jak go sobie przetłumaczyłam.
Wokoło krzątała się grupka ludzi sprzątających i podmalowujących mury i barierki tarasu. Zieleń przystrzyżona, wszystko lśniące czystością. Wyraźny kontrast do domów i zieleni na ulicy Krasnoarmiejskiej, przylegającej do świątyni.
Przez dziedziniec przemknął szybko mnich w średnim wieku instruując po drodze pracujących ludzi. W szaro-beżowym habicie przepasanym skórzanym paskiem, z przystrzyżoną krótko brodą - nie przypominał mi popów, jakich na ogół widywałam. Miał szlachetną męską, inteligentną twarz i zamyślone, piękne jak u gazeli oczy.

Bagrationowsk, cerkiew, ikona z wotami
Kobiety pilnujące wewnątrz świątynię i dbające o jej czystość pozwoliły mi wejść a nawet zrobić zdjęcia, pod warunkiem nałożenia stosownej chusty na głowę. W przedsionku cerkwi, było drewniane pudełko, pełne starannie złożonych chust, we wzory, w kwiaty, jednobarwnych, do wyboru
Sięgnęłam po pąsową z niewielką ozdobą w jednym z rogów wyszytą srebrnymi paciorkami. Tak, jak cała świątynia, pachniała nowością. Zarzuciłam na głowę, jeden z końców przerzuciłam przez ramię i weszłam do świątyni...
Nie szukałam ikon z trzema czy czterema świętymi. Nie kojarzyłam ich z patronującymi świątyni chrześcijańskimi cnotami: Wiarą, Nadzieją i Miłością. Madonna z ikony z wotami też mi nic nie sugerowała.
Cerkiewka została zbudowana stosunkowo niedawno. Kamień węgielny położono 30 września 1993r. Dzisiaj mija dokładnie 26 lat od tego momentu...Po roku stanęły ściany cerkiewki, rozpoczęto prace we wnętrzu. Kobiety, które spotkałam w świątyni, mówiły, że przy budowie pracowało wielu ochotników, ludzi z miasteczka, czasem za symboliczną opłatę. „Każdy chciał jakoś pomóc w tej budowie, mój mąż też chodził”, dodała jedna z nich. „A teraz ja dbam o naszą cerkiew”, szepnęła cichutko, pucując szmatką szkło ramy, w której oprawiono ikonę Chrystusa. „W 1995r. zaczęto tutaj odprawiać pierwsze nabożeństwa”, wtrąciła druga. Kobiety odeszły do swojej pracy a ja zerknęłam na ulotki rozłożone na stoliku przy wyjściu z cerkwi.

Z lektury ulotki wynikało, że dzień 30 września jest symboliczną datą w jej historii. Co raz się powtarza. 22 lata temu, właśnie w tym dniu 1997r., odbyła się uroczysta konsekracja świątyni, której przewodniczył ówczesny patriarcha smoleński, dzisiejszy patriarcha moskiewski i Wszech Rusi – Kiryłł. 
Powiedział wtedy m.in.:
Wybrano cudowne miejsce, z jednej strony - centrum Bagratianowska, z drugiej – świątynia stoi na wzgórzu, a postawił ją lokalny architekt Oleg Kopyłow. Atmosfera świątyni, otaczający ją krajobraz, wszystko to inspiruje myśli, decyduje o duchowości, radości i wierze. Cerkiew wygląda pięknie, przestronnie i zaskakująco delikatnie”.

Widok z tarasu cerkwi na miasteczko, po prawej stronie pozostałość po zamku krzyżackim.
To prawda, cerkiew wnętrze ma przestronne, choć niewielkie, kameralne.
Po powrocie do hotelu w Kaliningradzie, przerzucając zdjęcia z telefonu komórkowego na komputer, zerknęłam do Internetu w poszukiwaniu informacji o patronach napotkanej cerkwi. I oczywiście mam teraz solidny mętlik w głowie.
Imiona trzech sióstr, rzeczywiście w języku rosyjskim są określeniem owych chrześcijańskich cnót: Wiera – wiary, Nadieżda – nadziei a Lubow – miłości. Analogicznie po grecku: Pistis, Elpis, Agape (Πίστις, Ἐλπίς, Ἀγάπη) a po łacinie: Fides, Spese, Caritas. Tylko ich matka Zofia pozostaje z grecka Zofią i oznacza – mądrość. Wg wierzeń - mieszkały w Rzymie i zginęły wspólnie w 137 r. (II w.)

Zgodnie z legendą Zofia, wdowa z Mediolanu, przybyła do Rzymu i zamieszkała u bogatej kobiety o imieniu Thessamnia. Trzy jej córki zostały wychowane w chrześcijańskiej pobożności. Kiedy dowiedział się o tym cesarz Hadrian, próbował zwieść je z chrześcijańskiej ścieżki i skłonić do pokłonienia się bogini Dianie, najpierw obietnicą bogatych darów, a potem groźbami. Niestety, niczym bohaterowie sienkiewiczowskiego „Quo Vadis” pozostały przy swojej wierze w Chrystusa. Cesarz, widząc, że nic nie skłoni ich do porzucenia nowej wiary, jaka szerzyła się w Rzymie, wydał rozkaz wzięcia na tortury córek Zofii. Ale i to przetrzymały, w końcu zostały ścięte. W chwili śmierci, Wiera miała 12 lat, Nadieżda – 10 lat a Lubow – 9 lat. Cesarz wydał ciała dziewczynek udręczonej matce, potem pochował je z honorami. Jak głosi legenda, zmarł trzy dni po uroczystościach pogrzebowych. Tych Informacji nie ma w starożytnej historii a pierwsze dowody czci św. Zofii i jej córek pochodzą z VII w.
Wg Bollandists [1], katolickiego zespołu, którego nazwa pochodzi od jednego z założycieli — Jeana Bollanda, składającego się głównie z jezuickich uczonych, którzy zbierają, opisują i publikują życiorysy świętych – owe dziewczynki - męczennice są uosobieniem cnót chrześcijańskich a nie realnymi postaciami. 
Greckie imiona dziewczynek: Pistis, Elpis i Agape - zostały przetłumaczone na starosłowiański (Вера, Надежда, Любовь), a jedynie imię ich matki Zofii („Mądrość”) pozostało bez tłumaczenia. Od XII w. św. Zofia jest wymieniana z trzema córkami (Pistis, Elpis i Agape / Fides, Spese i Caritas / Wierą, Nadieżdą i Lubow).
Co ciekawe, opisana wyżej Zofia z Rzymu jest świętą katolicką o tym samym imieniu, pochodzi z tego samego miasta, gdzie mieszkała w IV w., a jej relikwie według źródeł niemieckich - są przechowywane w opactwie Saint Trophime, dawnym opactwie Sainte Sophie w niewielkiej miejscowości Eschau (Francja).
Która z tych opowieści jest prawdziwa?… Nie mam pojęcia.

Opactwo, w którym spoczywają szczątki św. Zofii i jej córek było przez siedem i pół wieku (770-1525) siedzibą wspólnoty benedyktynek założoną przez biskupa Remigius ze Strasburga. 10 maja 777r. bp Remigiusz przenosi z Rzymu do opactwa otrzymane od papieża Adriana szczątki św. Zofii, ustanawia ją patronką klasztoru a bazylikę poświęca Matce Boskiej i św. Trofimowi. W całym średniowieczu opactwo Eschau było celem pielgrzymek do grobów św. Zofii i jej córek. Pielgrzymki szczególnie rozkwitły w XII w.
Wokół opactwa rozbudowało się miasteczko. Opactwo w 1516r. zostaje sprzedawane przez bp Austrii - Leopolda - Wielkiej Kapitule Katedry w Strasburgu, w międzyczasie jest rujnowane przez najazdy i wojny. Nie mniej jednak w swojej architekturze pozostaje do dziś jako jedyny zespół klasztorny w stylu romańskim. Od XIX w. ma status zabytku.

I tak w przygranicznym z Polską Obwodzie Kaliningradzkim zetknęły się ze sobą historia i współczesność w urokliwej cerkiewce na wzgórzu, gdzie wiara, nadzieja i miłość chcą od ćwierćwiecza być najważniejszymi cnotami w życiu człowieka.

A ja przy okazji dowiedziałam się co nieco o patronce mego imienia.


Bagrationowsk, 13 września 2019 r.
Szczecin, 30 września 2019 r.





[1] Н . В . Герасименко. Вера, Надежда, Любовь и София // Православная энциклопедия. — М. : Церковно-научный центр «Православная энциклопедия», 2004. — Т. VII. — С. 702-704. — 752 с. — 39 000 экз. — ISBN 5-89572-010-2.

29 września 2019

Jedyny taki „Kurier” w Polsce. Cz. 1


Dwadzieścia osiem lat temu zostało oficjalnie zarejestrowane w Warszawie jedyne obecnie rosyjskie pismo adresowane do Polaków i Rosjan mieszkających w Polsce - „Русский курьер Варшавы” / „Rosyjski Kurier Warszawy”.

Periodyk jest wydawany w dwóch językach i kierowany od samego początku przez redaktora Władimira Kirianowa [1] korespondenta rosyjskiego tygodnika „Argumenty i Fakty”.

Z tej okazji, poza serdecznymi gratulacjami dla Pisma i jego Twórcy, przedstawiam (za zgodą autora na przetłumaczenie i opublikowanie w języku polskim) - osobiste wspomnienia red. Władimira Kirianowa - "I znowu dwadzieścia pięć", widziane przez pryzmat polskiej historii, której był i jest naocznym świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem. Napisane zostały kilka lat temu, we wrześniu 2016r. z okazji ćwierćwiecza pisma, ale są nadal szalenie aktualne.
Ze względu na wielkość wspomnień  - publikuje je w dwóch częściach
Śródtytuły pochodzą ode mnie 

I ZNOWU DWADZIEŚCIA PIĘĆ![2]  
Cz. 1 – Jak te lata szybko lecą

Dzisiejsze 25-lecie rejestracji naszego "Kuriera" w RP przypomniało mi o innym jubileuszu, obchodzonym trzy lata temu - moje własne 25 lat w Polsce.

Przyszłość na wszystko zmienia widzenie, ... albo:

    "Żyj jeszcze choćby ćwierć wieku
     Wszystko będzie tak. Wyjścia nie ma.
     Umrzesz - zaczniesz znowu od początku
     I powtarza się wszystko, jak kiedyś:
     Noc, lodowate fale kanału,
     Apteka, ulica, latarnia..."

***

    "Живи ещё хоть четверть века, 
    Bсе будет так. Исхода нет
    Умрешь - начнешь опять сначала
     И повторится все, как встарь
     Ночь, ледяная рябь канала,
     Аптека, улица, фонарь..."

Chciałbym zgodzić się z genialnym Aleksandrem Błokiem[3], piszącym te piękne strofy na początku XX wieku. Ale, szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę własne ćwierć wieku pracy w Polsce, nie chciałbym myśleć, że mimo tylu włożonych wysiłków, za kolejne ćwierć wieku wszystko powtórzyło by się "jak kiedyś".
Nie, dziękuję!

Wchodząc na próg swojego przyszłego, polskiego dwudziestopięciolecia, pojawiło się we mnie przekonanie, by podzielić się pewną tajemnicą, przypomnieć niektóre odczucia tamtych czasów z dzisiejszej perspektywy.
Jak napisał inny geniusz rosyjskiej poezji, Borys Pasternak[4]:

    "Przyszłość na wszystko zmienia pogląd, 
     I dziwne rzeczy, bujdom podobne,
     Postrzegane dawno temu,
     Sprawdzić nie byliśmy w stanie...”

***

    "Грядущее на все изменит взгляд, 
     И странностям, на выдумки похожим,
     Оглядываясь издали назад,
     Когда-нибудь поверить мы не сможем..."

I rzeczywiście, czy to nie interesujące - spojrzeć na te wszystkie naprawdę niepojęte, niesamowite dla wyobraźni "dziwne rzeczy"? Ocenić to, co się wydarzyło na oczach tutejszego rosyjskiego korespondenta z "legitymacją" polskiego MSZ, ze stałym, przez całe ćwierć wieku, numerem "5"?
Nawiasem mówiąc, do takiej podróży w przeszłość niespodziewanie pojawił się jeszcze jeden powód: dopiero co odbyło się spotkanie w auli Uniwersytetu Warszawskiego z przyszłymi polskimi dziennikarzami i socjologami, na który zostałem zaproszony jako gość specjalny Instytutu Socjologii, by opowiedzieć o doświadczeniu pracy korespondenta zagranicznego w Rzeczypospolitej Polskiej.
Wspomnień z przeszłości – mnóstwo, chociaż, jak mówią, nie można objąć ich ogromu...
Od czego wszystko się zaczęło
Po pierwsze: przyjechałem tu, oczywiście, nie na stałe, tylko na jakiś czas - tak, jak to było w zwyczaju w tamtych czasach, gdy mało komu udawało się pozostawać się zagranicą dłużej niż cztery lata z rzędu..
Ale wszystko wyszło inaczej. Gdy w 1988 roku w służbowym "Żiguli" jechałem z rodziną do polskiej stolicy, a wyposażenie domowe - lodówka, pralka, dywany i inny sprzętowy "luksus" jechał równoległe pociągiem - nie mogłem wtedy wiedzieć, jak długo Polska będzie moim domem i jakie ogromne zmiany jeszcze pojawią się w Europie.
Dokładnie, jak u Pasternaka „przewidzieć tego nie byliśmy w stanie"..., 
Czy można było przewidzieć, że właśnie z Warszawy będę obserwował sierpniowy pucz w Moskwie, pancerne ataki na Biały Dom, siedzibę rządu, zniknięcie pozornie „wieczne żywej” KPZR, rozpad wielkiego Związku Radzieckiego, narodziny z jego kawałków gromady niepodległych państw?..
A w Polsce? Że z dnia na dzień stanę się "złotówkowym" milionerem, a wynagrodzenie, które otrzymywałem raz w miesiącu, bez żadnej przedpłaty - zacznę wydawać prawie w całości w jeden dzień; że, aby coś chronić od szalonej inflacji - metki w sklepach zmieniały się trzy razy w ciągu dnia?...
Przy okazji, mimo to, księgowość naszej ojczystej ambasady, wiedząc o moich dochodach w lokalnej walucie, bez owijania w bawełnę wywłaszczała jej część przekraczającą wynagrodzenia głównego tutejszego dyplomaty. Są takie, mówiono, zasady - ani jeden delegowany Rosjanin nie może otrzymać więcej od samego ambasadora..
Zresztą, co tam wynagrodzenie! W samej Polsce w końcu lat osiemdziesiątych działo się coś nie do pomyślenia na arenie politycznej. Słynne Aleje Jerozolimskie, kiedy jechałem nimi po przyjeździe z Moskwy, czasami przypominały drogę, na której przeszło niszczycielskie tornado - pobite szyby, deski z gwoździami, zerwane reklamowe gabloty. Co się stało, pytałem potem u sąsiadów? Manifestacja, odpowiedzieli.

Innymi słowy, po przybyciu do Polskiej Republiki Ludowej, w czasach socjalistycznego rządu Mieczysława Rakowskiego, musiałem z dnia na dzień obserwować rozpad całego dotychczasowego układu dawnej epoki. Widziałem, jak zbierał się słynny Okrągły Stół - opozycji i starej władzy. Cel - spokojne i stopniowe przekazywanie władzy w kraju na zasadzie: prezydent jeszcze wasz, premier - już nasz
Widziałem, jak ze łzami w oczach, z sali ostatniego posiedzenia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzano partyjny sztandar. Wybierając się w podróż służbową samochodem do NRF, przekroczyłem granicę z NRD w dniu, kiedy we wschodnim Berlinie zebrały się dziesiątki tysięcy młodych Niemców dla poparcia sekretarza generalnego Honeckera.
Ale już tydzień później, wracając od naszego niemieckiego partnera z Oldenburga przez Berlin Zachodni, nie znalazłem żadnej granicy pomiędzy dwoma, latami rozdzielonymi częściami Niemiec. Wraz z radującymi się Niemcami, ulegając powszechnemu nastrojowi, także tłukłem młotkiem w słynny Mur Berliński, odcinając kawałki szarego betonu na wieczną pamiątkę. Czy możecie w to uwierzyć?! Jechałem ja do NRD, a wróciłem - już ze zjednoczonej RFN!...
Pamiętam zaraz po tym - Polakom pozwolono swobodnie jeździć do Berlina, by mogli pohandlować na jego przestronnych "pchlich targach". Czas był trudny, zarobić można nawet na sprzedaży kostki polskiego masła lub kiełbasy. Z powrotem zabrać ubrania i inne towary, hojnie proponowane przez Niemców i Turków.
No tak, ale Moskwa i ZSRR wciąż jeszcze trwały. Nie przypadkowo Polacy, pasażerowie pociągu "Polonez" na trasie Moskwa-Warszawa-Moskwa, starali się na dworcu (po stronie ZSRR) w dwóch restauracjach na raz - zjeść obiad, płacąc w przygranicznym Brześciu zgromadzonymi radzieckimi rublami. 
Można ich zrozumieć - po tamtej stronie granicy wszystko wciąż było o wiele tańsze. Także bilet do Warszawy w przeliczeniu z rubli - kosztował tylko jednego amerykańskiego dolara. I czy można w to teraz uwierzyć?!
(...)
Ciąg dalszy niżej  – I ZNOWU DWADZIEŚCIA PIĘĆ Część.2 – Praca wydawnicza

Władimir Kirianow 
Warszawa, 2016r.





[1] Władimir Kirianow – od 1988r. korespondent mediów rosyjskich,wcześniej - radzieckich  w Polsce, założyciel i redaktor naczelny jedynej rosyjskojęzycznej gazety ukazującej się w Polsce „Rosyjskiego Kuriera Warszawy”. W 1996 roku otrzymał nagrodę państwową, wręczoną przez ówczesnego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna – "Order Przyjaźni". W 2006 r. otrzymał honorowe odznaczenie - medal "Roszarubieżcentra" (Rosyjskiego Ośrodka Międzynarodowej Współpracy Naukowo-Kulturowej). Z kolei w 2010 r. otrzymał od Władimira Putina dyplom uznania za "wyjątkowy wkład w dziedzinie rozwoju i zachowania języka i kultury rosyjskiej". Ma syna Władimira juniora, również dziennikarza. 
[2] Całość wspomnień, ukazała się na FB 28.09. 2019 r. w jęz. rosyjskim – patrz: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1119595421456619&set=a.103691379713700&type=3&theater&ifg=1 
[3] Tłumaczenie wiersza Aleksandra Błoka - własne 
[4] Tłumaczenie wiersza Borysa Pasternaka - własne



Jedyny taki „Kurier” w Polsce. Cz.2


Osobiste wspomnienia Władimira Kirianowa, redaktora naczelnego „Rosyjskiego Kuriera Warszawy” (za zgodą autora na przetłumaczenie i opublikowanie w języku polskim), widziane przez pryzmat polskiej historii, której był i jest naocznym świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem. Napisane zostały kilka lat temu, we wrześniu 2016r.  z okazji ćwierćwiecza pisma, ale są nadal szalenie aktualne.

I ZNOWU DWADZIEŚCIA PIĘĆ
 Część.2 – Praca wydawnicza

Więc, po co i w jakim charakterze przyjechałem do Polski ćwierć wieku temu?
Pozycja moja była solidna, w ramach kontraktu na cztery lata: pierwszy wiceprezes i redaktor naczelny polsko-radzieckiej firmy wydawniczo-poligraficznej "Orbita" z siedzibą w Warszawie i oddziałem w Moskwie. Założycielami tego jednego z pierwszych wspólnych przedsięwzięć naszych krajów były dwa przedsiębiorstwa Soweksportkniga (Совэскпорткнига) i «Prasa-Książka-Ruch». Cel – wydawać i sprzedawać w obu krajach najciekawsze książki w języku polskim i rosyjskim. Nasza siedziba znajdowała się w pięknym miejscu - na ulicy Miodowej, naprzeciwko Starego Miasta. Wśród pracowników warszawskiego centrum naszej "spółki " byłem jedynym przedstawicielem rosyjskiego współzałożyciela.
Byłem też jednocześnie akredytowanym zagranicznym korespondentem tygodnika "Recenzja Książki". 
Trzeba zwrócić uwagę, że w tym czasie stosunek do zagranicznej prasy w Polsce był zupełnie inny niż dziś. Tak, jak dyplomatom - wszystkim akredytowany przy MSZ zagranicznym korespondentom wydawano specjalne tablice rejestracyjne na samochody, mieli możliwość korzystania ze specjalnych sklepów i rządowych instytucji medycznych. Po matczynemu opiekowała się nami Polska Agencja Informacyjna - załatwiała dla dziennikarzy przedwyborcze spotkania, wszelkiego rodzaju konferencje, narodowe wieczory. Ojczysta ambasada, na równi z dyplomatami, zapraszała korespondentów na swoje poufne spotkania informacyjne.
I znowu: cóż, czy można w to teraz uwierzyć?!
Po pierwsze, już od dawna nikt o nas, korespondentów zagranicznych - nie tylko nie dba, ale również – nasz status, nawet w przybliżeniu, nie dorównuje statusowi dyplomatycznemu. Dawno już nie korzystamy z rządowej przychodni, nie leczymy się w niej, MSZ nie zaprasza na spotkania – lista jest długa. Zagranicznych dziennikarzy przeniesiono do kategorii przedstawicieli zagranicznego biznesu.

A po drugie, samych rosyjskich korespondentów jest teraz znacznie mniej. Jeśli kiedyś w Warszawie można było spotkać przedstawicieli prawie wszystkich wiodących stacji telewizyjnych w Rosji, w tym ich własnych operatorów, to teraz nie ma ani jednego. To prowadzi do tego, że w redakcji naszego "Kuriera", jak do ostatniej instancji, ciągle dzwonią całkowicie bezradni edytorzy kanałów telewizyjnych i radiowych z prośbą o natychmiastową pomoc. A to trzeba im znaleźć kogoś z wybitnych Polaków lub krewnych rosyjskich gwiazd muzyki pop. To chcieliby wystąpić na żywo z Pałacu Prezydenckiego z okazji ważnego wydarzenia, to... Nie da się zliczyć!
Nie przestaję się dziwić z tego powodu. Tworzy się całkowicie fałszywe wyobrażenie o stanie finansów największych rosyjskich mediów, które rzekomo nie pozwalają im utrzymać zagranicznych korespondentów. I nie chodzi tylko o kanały telewizyjne. Możliwą przyczyną takiego stanu może być osłabienie  do najniższego poziomu zainteresowania polską tematyką w Federacji Rosyjskiej...

Osobiście u mnie – z redakcjami szczęśliwie. Przez ćwierć wieku ani przez jeden dzień nie przestałem być korespondentem. Po „Przeglądzie Książkowym” (Книжного обозрения), przeszedłem do gazety Administracji Prezydenta FR „Rosyjskie Wiadomości” (Российские Вести), a potem do tygodnika „Argumenty i Fakty” (Аргументы и Факты).

Szczęśliwie, i z uwagą, którą okazują mi tutejsze media, wszystkie te długie lata nieustannie zmuszające mnie do żywotnego polsko-rosyjskiego dialogu, przekładają się na szerokie grona audytorium. 
Już nie wyobrażam siebie bez tej ważnej misji.

Rosyjski Kurier Warszawy
Ale chyba najważniejszym dla mnie wydarzeniem minionego ćwierćwiecza – było stworzenie w Polsce jedynej rosyjskiej gazety, którą trzymam teraz w rękach.
Zrobić to na samym początku lat dziewięćdziesiątych nie było proste. Powiem tak, cudzoziemiec bez osobistej zgody ministra spraw zagranicznych (i do tej pory) nie można zostać redaktorem zarejestrowanego w Polsce pisma. Zagraniczna firma - wydawca - musiała wtedy wnieść kapitał zakładowy i należało zapłacić na porządek kwotę co najmniej 50 tysięcy "zielonych". Skąd pieniądze?!
Na szczęście wszystko dobrze się potoczyło. Wizjoner i mądry minister Zbigniew Skubiszewski wydał zezwolenie. Kapitał zakładowy w nowej ustawie o firmach z kapitałem zagranicznym wkrótce został obniżony do 10 mln zł (wtedy do tysiąca dolarów). Pierwszy numer gazety ukazał się już 3 grudnia 1991 roku.
Przy czym, wcześniej tego typu rosyjskojęzycznych czasopism w postkomunistycznej Europie nie było. Na prośbę niemieckich kolegów w ciągu tego roku zdarzyło się odwiedzać i spotykać się z redaktorem naczelnym tego samego wydawnictwa w Niemczech - pod nazwą "Wschodni Ekspres”. Powstawał w Warszawie, a gotowe składy do druku wysyłano do RFN.

Było to!
W ogóle, aby opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się Polsce przez ćwierć wieku nie starczyłoby i rocznika "Kuriera".

Być może nadszedł czas, aby napisać książkę. A w niej o procesach przejścia Polski na drugą stronę - przystąpieniu do NATO, UE, Schengen, o wydarzeniach na linii Warszawa-Moskwa, o zmianach w polityce kraju, o życiu zwykłych Polaków, w tym, oczywiście, i naszych Rodaków - przygotować, w końcu nie kompilację z najstarszych publikacji, a prawdziwą książkę o współczesnych „Rosjanach w Polsce"...

Władimir Kirianow 
Warszawa, wrzesień 2016r.