Na ul. Twerskiej, |
Moskwa
powitała mnie w poniedziałek (15 października) słoneczną, złocistą jesienią i mnóstwem niespodzianek. Jedne -
cudowne, inne – mniej.
Hotel
Matrioszka – nawalił. Mimo, że stosownie wcześniej go rezerwowałam - obniżył mi
standard pokoju bez mojej zgody, koszt też - ale nieznacznie, zaledwie o ok. 150
zł, a zaserwowany pokój na mansardzie jest
niewygodny.
Nie
mam gdzie położyć walizki, brakuje zapowiedzianych kosmetyków łazienkowych, szafy
rzecz jasna nie ma, zamiast widoku na miasto mam okno sufitowe nad łóżkiem,
niczym ekran dla sąsiadów budynku obok, więc okno zasłoniłam żaluzją i muszę
pracować przy lampie w dzień, patrząc się na brudne ściany pokoju. Kodu do
Internetu też nie dostałam, chociaż powinnam, muszę korzystać z sieci
ogólnodostępnej.
Pościel
czysta, prysznic działa, woda ciepła, więc jakoś wytrzymam, grunt, że wszędzie blisko.
Oczywiście będzie odpowiednia skarga do portalu hotelowego za rekomendację Przecież
płacę obecnie za ten pokój ze śniadaniem 4,4 tys. rubli! (264 zł). I to jedyny,
jak na razie mankament.
Lotnisko
Szeremietwiewo opanowałam, kupowanie biletów i jazdę areoekspressem tudzież
metrem – też, nigdzie się nie zgubiłam, w przejściach nie zaklinowałam,
oznakowanie metra – przyswoiłam, komunikacje po Moskwie mam przetestowaną.
Na Dworcu Białoruskim czekała na mnie taksówka zamówiona przez moją przyjaciółkę Nataszę, do hotelu
dojechałam bez problemu.
Spotkałyśmy
się wieczorem pod salą koncertowa im. P. Czajkowskiego, obok pomnika
Majakowskiego przy ul. Twerskiej. Nataszy udało się dostać bardzo przyzwoite
miejsca na gościnne występy baletu Moisiejewa! Ceny jak w Polsce w takich
przypadkach, ok. 150 zł (2,5 tys. rubli).
Zespół dawał dwa przedstawienia dla moskwiczan, wczoraj, na którym byłam, i dzisiaj. Więc swego rodzaju rarytas! To się nazywa - mieć szczęście!
Zespół dawał dwa przedstawienia dla moskwiczan, wczoraj, na którym byłam, i dzisiaj. Więc swego rodzaju rarytas! To się nazywa - mieć szczęście!
Sala
– przepiękna, widownia w bieli z galeriami bez mała pod sufit. Miałyśmy miejsca
na parterze, ale w amfiladzie, w III jej rzędzie, prawie po środku, z doskonałą
widocznością, nie za blisko, nie za daleko. Idealnie.
Sala
wypełniona po brzegi a widownia do pozazdroszczenia! Brawa, okrzyki, kwiaty dla
tancerzy po każdym z tańców. Coś niesamowitego. Ale też i zespół Moisijewa jest
niesamowity, a jego choreografie i wykonania wręcz legendarne.
Występ, który oglądałam opiszę oddzielnie, jak Natasza odda mi program. Każdy z punktów programu wart jest omówienia.
Występ, który oglądałam opiszę oddzielnie, jak Natasza odda mi program. Każdy z punktów programu wart jest omówienia.
Po
spektaklu, Natasza postanowiła mnie zabrać na powitalną kolację i jak to
Natasza, powędrowałyśmy nieco okrężną drogą, ale śladami wielkiej rosyjskiej
literatury po starej Moskwie.
Najpierw
był pomnik Majakowskiego, potem wędrówka tropem Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa,
następnie pomnik Kryłowa i opowieści literackie.
Aż wreszcie po poplątaniu się
po zakamarkach i uliczkach, przepytywaniu przechodniów i odczytywaniu wskazówek
z nawigacji satelitarnej w telefonie Nataszy - trafiłyśmy do restauracji o tajemniczej nazwie - „Mari Vanna”,
co jest slangowym skrótem, jak wyjaśniała Natasza, od „Marii Iwanownej”.
Restauracyjka kameralna, z cudownym klimatycznym wnętrzem i przepyszną rosyjską kuchnią. Kocham takie maleńkie stylowe knajpki o rodzinnej atmosferze.
Śledzik pod pierzynką, pomidorki małosolne i takież same ogóreczki, w końcu autentyczne pielmieni, na deser sorbet z rokitnika i herbatka „leśna” o smaku szyszek. Na dodatek w w ceramice z Bolesławca.
A na koniec kilka minut z uroczym kotem Benjaminem, rezydentem knajpki.
Czekam na występ genialnych tancerzy |
Suita - żydowskie wesele |
Tańce meksykańskie |
Pomnik Kryłowa |
Restauracyjka kameralna, z cudownym klimatycznym wnętrzem i przepyszną rosyjską kuchnią. Kocham takie maleńkie stylowe knajpki o rodzinnej atmosferze.
Jedzonko typowo rosyjskie i pyszne! |
Śledzik pod pierzynką, pomidorki małosolne i takież same ogóreczki, w końcu autentyczne pielmieni, na deser sorbet z rokitnika i herbatka „leśna” o smaku szyszek. Na dodatek w w ceramice z Bolesławca.
A na koniec kilka minut z uroczym kotem Benjaminem, rezydentem knajpki.
Ale
to nie wszystko.
Była
już północ a Natasza nadal wodziła mnie literackimi szlakami.
Moje błagania, że jestem praktycznie ponad 24 godziny „na chodzie” i potwornie zmęczona, na nic się zdały.
Dobrze, że miniona noc była spędzona w pociągu i wagonie sypialnym, czyli na leżąco, ale z mizernym spaniem. Zmęczenie dawało się jednak we znaki.
Moje błagania, że jestem praktycznie ponad 24 godziny „na chodzie” i potwornie zmęczona, na nic się zdały.
Dobrze, że miniona noc była spędzona w pociągu i wagonie sypialnym, czyli na leżąco, ale z mizernym spaniem. Zmęczenie dawało się jednak we znaki.
Więc
najpierw dom, gdzie u przyjaciela-poety Sołowiowa gościł Błok, i stosowna do tego opowieść, że o Błoku się pamięta, ale o właścicielu mieszkania, już mniej, chociaż też był sławny.
Tuż obok był dom Aleksandra Tołstoja i dalej - przepiękna kamienica w stylu rosyjskiej secesji fabrykanta Riabuszynskiego, gdzie mieszkał Gorki. Riabuszynskiemu dom zabrali bolszewicy. W spadku porewolucyjnym dostał ją Gorki, Dzisiaj jest tam jego muzeum.
Naprzeciwko muzeum Gorkiego,jest cerkiew gdzie brał ślub Aleksander Puszkin.
Mniej niż 50 m chodnikiem,i bez mała cała literacka Rosja,
Po drodze uczelnia Nataszy.
Czy ja to wszystko rozpoznam w dzień? Bóg raczy wiedzieć.
Wreszcie Natasza zlitowała się, posadziła mnie na ławeczce pod domem Gorkiego z zamówiła wymarzoną taksówkę. Przyjechałam i … nie padłam jak długa na łóżko! Najpierw przeniosłam zdjęcia z telefonu na komputer. Ległam w pościeli koło drugiej…
Tuż obok był dom Aleksandra Tołstoja i dalej - przepiękna kamienica w stylu rosyjskiej secesji fabrykanta Riabuszynskiego, gdzie mieszkał Gorki. Riabuszynskiemu dom zabrali bolszewicy. W spadku porewolucyjnym dostał ją Gorki, Dzisiaj jest tam jego muzeum.
Naprzeciwko muzeum Gorkiego,jest cerkiew gdzie brał ślub Aleksander Puszkin.
Mniej niż 50 m chodnikiem,i bez mała cała literacka Rosja,
Po drodze uczelnia Nataszy.
Czy ja to wszystko rozpoznam w dzień? Bóg raczy wiedzieć.
Wreszcie Natasza zlitowała się, posadziła mnie na ławeczce pod domem Gorkiego z zamówiła wymarzoną taksówkę. Przyjechałam i … nie padłam jak długa na łóżko! Najpierw przeniosłam zdjęcia z telefonu na komputer. Ległam w pościeli koło drugiej…
Uff
co dzień!
Jutro - Carycyno!
Jutro - Carycyno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz