16 października 2018

Moskwa – balety, pisarze, pielmieni i sorbet z rokitnika

Na ul. Twerskiej,

Moskwa powitała mnie w poniedziałek (15 października) słoneczną, złocistą jesienią i mnóstwem niespodzianek. Jedne - cudowne, inne – mniej.
Hotel Matrioszka – nawalił. Mimo, że stosownie wcześniej go rezerwowałam - obniżył mi standard pokoju bez mojej zgody, koszt też - ale nieznacznie, zaledwie o ok. 150 zł, a zaserwowany pokój na mansardzie jest niewygodny.
Nie mam gdzie położyć walizki, brakuje zapowiedzianych kosmetyków łazienkowych, szafy rzecz jasna nie ma, zamiast widoku na miasto mam okno sufitowe nad łóżkiem, niczym ekran dla sąsiadów budynku obok, więc okno zasłoniłam żaluzją i muszę pracować przy lampie w dzień, patrząc się na brudne ściany pokoju. Kodu do Internetu też nie dostałam, chociaż powinnam, muszę korzystać z sieci ogólnodostępnej.
Pościel czysta, prysznic działa, woda ciepła, więc jakoś wytrzymam, grunt, że wszędzie blisko. Oczywiście będzie odpowiednia skarga do portalu hotelowego za rekomendację Przecież płacę obecnie za ten pokój ze śniadaniem 4,4 tys. rubli! (264 zł). I to jedyny, jak na razie mankament.
Lotnisko Szeremietwiewo opanowałam, kupowanie biletów i jazdę areoekspressem tudzież metrem – też, nigdzie się nie zgubiłam, w przejściach nie zaklinowałam, oznakowanie metra – przyswoiłam, komunikacje po Moskwie mam przetestowaną.
Na Dworcu Białoruskim czekała na mnie taksówka zamówiona przez moją przyjaciółkę Nataszę, do hotelu dojechałam bez problemu.
Spotkałyśmy się wieczorem pod salą koncertowa im. P. Czajkowskiego, obok pomnika Majakowskiego przy ul. Twerskiej. Nataszy udało się dostać bardzo przyzwoite miejsca na gościnne występy baletu Moisiejewa! Ceny jak w Polsce w takich przypadkach, ok. 150 zł (2,5 tys. rubli). 
Zespół dawał dwa przedstawienia dla moskwiczan, wczoraj, na którym byłam, i dzisiaj. Więc swego rodzaju rarytas! To się nazywa - mieć szczęście!
Sala – przepiękna, widownia w bieli z galeriami bez mała pod sufit. Miałyśmy miejsca na parterze, ale w amfiladzie, w III jej rzędzie, prawie po środku, z doskonałą widocznością, nie za blisko, nie za daleko. Idealnie.
Sala wypełniona po brzegi a widownia do pozazdroszczenia! Brawa, okrzyki, kwiaty dla tancerzy po każdym z tańców. Coś niesamowitego. Ale też i zespół Moisijewa jest niesamowity, a jego choreografie i wykonania wręcz legendarne. 
Występ, który oglądałam opiszę oddzielnie, jak Natasza odda mi program. Każdy z punktów programu wart jest omówienia.
Po spektaklu, Natasza postanowiła mnie zabrać na powitalną kolację i jak to Natasza, powędrowałyśmy nieco okrężną drogą, ale śladami wielkiej rosyjskiej literatury po starej Moskwie.  
Czekam na występ genialnych tancerzy
Suita - żydowskie wesele
Tańce meksykańskie
 
Najpierw był pomnik Majakowskiego, potem wędrówka tropem Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa, następnie pomnik Kryłowa i opowieści literackie.
Pomnik Kryłowa
Aż wreszcie po poplątaniu się po zakamarkach i uliczkach, przepytywaniu przechodniów i odczytywaniu wskazówek z nawigacji satelitarnej w telefonie Nataszy - trafiłyśmy do restauracji o tajemniczej nazwie - „Mari Vanna”, co jest slangowym skrótem, jak wyjaśniała Natasza, od  „Marii Iwanownej”.
Restauracyjka kameralna, z cudownym klimatycznym wnętrzem i przepyszną rosyjską kuchnią. Kocham takie maleńkie stylowe knajpki o rodzinnej atmosferze.
Jedzonko typowo rosyjskie i pyszne!


Śledzik pod pierzynką, pomidorki małosolne i takież same ogóreczki, w końcu autentyczne pielmieni, na deser sorbet z rokitnika i herbatka „leśna” o smaku szyszek. Na dodatek w w ceramice z Bolesławca.
A na koniec kilka minut z uroczym kotem Benjaminem, rezydentem knajpki.
Ale to nie wszystko.
Była już północ a Natasza nadal wodziła mnie literackimi szlakami. 
Moje błagania, że jestem praktycznie ponad 24 godziny „na chodzie” i potwornie zmęczona, na nic się zdały.
Dobrze, że miniona noc była spędzona w pociągu i wagonie sypialnym, czyli na leżąco, ale z mizernym spaniem. Zmęczenie dawało się jednak we znaki. 

Więc najpierw dom, gdzie u przyjaciela-poety Sołowiowa gościł Błok, i stosowna do tego opowieść, że o Błoku się pamięta, ale o właścicielu mieszkania, już mniej, chociaż też był sławny.
Tuż obok był dom Aleksandra Tołstoja i dalej  - przepiękna  kamienica w stylu rosyjskiej secesji fabrykanta Riabuszynskiego, gdzie mieszkał Gorki. Riabuszynskiemu dom zabrali bolszewicy. W spadku porewolucyjnym dostał ją Gorki, Dzisiaj jest tam jego muzeum. 
Naprzeciwko muzeum Gorkiego,jest cerkiew  gdzie brał ślub Aleksander Puszkin.
Mniej niż 50 m chodnikiem,i bez mała cała literacka Rosja,
Po drodze uczelnia Nataszy. 
Czy ja to wszystko rozpoznam w dzień? Bóg raczy wiedzieć.
Wreszcie Natasza zlitowała się, posadziła mnie na ławeczce pod domem Gorkiego z zamówiła wymarzoną taksówkę. Przyjechałam i … nie padłam jak długa na łóżko! Najpierw przeniosłam zdjęcia z telefonu na komputer. Ległam w pościeli koło drugiej…
Uff co dzień!
Jutro - Carycyno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz