26 maja 2015

Wojna hybrydowa w niemieckim stylu



 Cnoty Europa nie utrzymała, a i kopiejki na tym nie zarobiła

Paweł Kowal, MEP



Polsko-Niemieckie Dni Mediów, organizowane przemiennie w Polsce i RFN przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej i fundację Robert Bosch Stiftung, w tym roku przebiegały pod hasłem: „Polska i Niemcy – nowe kotwice w Europie. Rola mediów w trakcie kryzysu politycznego” i stały się, wbrew założeniom, okazją, by przyglądnąć się dokładniej …wojnie hybrydowej, prowadzonej przez Niemcy i NATO wobec Rosji.


Celem Dni Mediów, zorganizowanych w Szczecinie (21-22 maja), było zastanowienie się, jak mają współdziałać dziennikarze polscy i niemieccy na wschodzie Europy, oraz jak powinna wyglądać polityka Unii Europejskiej wobec konfliktu na Ukrainie i wobec Rosji. Uczestnicy Dni dyskutowali na ten temat w grupach warsztatowych, które zajęły się m.in.: rolą „armii europejskiej” w polityce bezpieczeństwa i obrony UE. Specjalne warsztaty dot. zarządzania mediami w czasie kryzysu zorganizowano dla szefów mediów i redaktorów naczelnych.

Wcześniej zaproszeni do Szczecina dziennikarze mieli okazję posłuchać, co mają do powiedzenia o Rosji i Ukrainie ambasadorzy RFN w Polsce i Polski w RFN, przemówienia wiceprezesa Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Warszawie oraz dyskusji panelowej pod hasłem „Nauki z kryzysu wokół Ukrainy. Jak Polska i Niemcy mogą w przyszłości współdziałać na wschodzie Europy”.

Przyznam, że takiego ładunku werbalnej agresji, arogancji i bezpodstawnych zarzutów pod adresem Rosji dawno nie słyszałam. Przy czym, cały czas, wszyscy dyskutanci panelowi czy prowadzący warsztaty dla dziennikarzy - usiłowali narzucić swoje opinie i sądy słuchaczom. Ktokolwiek odważył się mieć odmienne zdanie, mógł narazić się na aroganckie odpowiedzi, kwitowane nieodmiennie – to „rosyjska propaganda”.

Dyplomaci o Rosji

Rolf Nikel, ambasador RFN w Polsce nie ma żadnych wątpliwości, że sankcje nałożone przez Zachód na Rosję odnoszą skutek, „nie szybko, ale  średnio i długoterminowo”. Ważna jest konsolidacja i jedność w sprawach Ukrainy i wobec niej, „bo inaczej poddamy się Moskwie” - dowodził. „Musimy odpowiedzieć na rosyjską propagandę - apelował. - Propaganda działa, ale jest ograniczona. Jej skutki, są widoczne w Niemczech, ale większość Niemców jest krytycznie nastawiona wobec Putina i jego stosunku do Ukrainy”.

Ambasador Nikel uważa, że sukcesem ustaleń w Mińsku jest to, że „konflikt jest pod kontrolą. (…) Kiedy wszystko ustalone w Mińsku zostanie zrealizowane – sankcje zostaną zniesione”.  Pamiętał też o odbywającym się w tym samym czasie w Rydze - szczycie państw Partnerstwa Wschodniego. „Chodzi o to – przekonywał dziennikarzy, - by stosunki z państwami na wschodzie postawić na mocnych fundamentach. Droga do UE jest dla nich trudna i ciężka”.

Dla Jerzego Margańskiego, ambasadora Polski w RFN Rosja z trudnego partnera stała się trudnym przeciwnikiem, który stara się różnymi metodami rozbić jedność Europy. A na dodatek Rosja rozbiła podstawy bezpieczeństwa Europy”. Dlatego „Europa po raz pierwszy stanęła przed zadaniem wprowadzenia polityki odstraszania Rosji”. Nie wyjaśnił jednak, że polityka odstraszania, to nic innego jak Doktryna Trumana i jej rozwinięcie - Doktryna „E” (Eisenhowera), które leżą u podstaw zimnowojennej polityki zagranicznej USA i są narzucone przez Amerykanów Europie w jej stosunkach z Rosją.  Problemem dla ambasadora jest też Krym, bo „nie wiadomo jak Rosja rozwiążę dostarczanie tam energii, gazu, wody, zaopatrzenia”. „Czy porozumienie czy też przebicie korytarza i wojenna eskalacja”- zastanawiał się przed dziennikarzami, dochodząc do wniosku, że „uregulowania spraw z Rosją bez USA nie da się zrobić”.

Jerzy Margański podobnie jak Rolf Nikel, widzi zagrożenie jedności w UE ze strony „rosyjskiej propagandy” i sugeruje, że skrajne partie i ruchy lewicowe oraz ultraprawicowe w Europie mogą być „poufnie finansowane przez Rosję”. 

Natomiast nieco inaczej widzi Partnerstwo Wschodnie, twierdząc, że kryzys na Ukrainie wpływa na to, że staje się ono coraz trudniejsze. „Rosja będzie w dalszym ciągu różnymi sposobami blokować integrację państw na wschodzie Europy z UE”. Nieobecność UE w tamtym regionie, wg niego, będzie przyzwoleniem działań dla Rosji. Dlatego też Ukraina powinna być celem UE ze względu na „agresywną politykę Rosji”.

Jednostronna debata

Po tej dawce zachodniej propagandy o Rosji dziennikarze polskich i niemieckich mediów lokalnych pasa transgranicznego, studenci politologii z obu stron granicy i pozostali słuchacze, wysłuchali debaty o Rosji i Ukrainie. Rozmówcy zastanawiali się „czy Rosja dokonując agresji na kraj sąsiedni może być traktowana, jako partner demokracji zachodniej?” Zastanawiali się, jakimi metodami politycznymi można rozwiązać konflikt na wschodniej Ukrainie oraz nad tym, jaką rolę pełnią media w tym konflikcie i co robić, by nie stać się w nim stroną. Do rozmowy zaproszono polityków a obu państw, polskich dziennikarzy o ukraińskim rodowodzie, którzy relacjonowali wydarzenia na Ukrainie oraz komentatora z „Der Spiegel”. Przedstawicieli Rosji – nie było. Moderowania dyskusji podjął się politolog i historyk dr Andrzej Gajewski z  katolickiego tygodnika „Gość Niedzielny”, członek polsko-rosyjskiej Grupy ds. Trudnych i członek międzynarodowej rady Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

Wspominam o tym nie bez kozery. Podczas dyskusji, jeden ze studentów politologii w Kilonii, stwierdził, że jest rozczarowany debatą o Ukrainie, w której dużo się mówi o agresji Rosji, zapominając, że największym agresorem na świecie są Stany Zjednoczone, mające niechlubny udział w wydarzeniach na Ukrainie. „Krytyka Rosji jest bez sensu, tak długo, jak długo nie dostrzega się zbrodni USA” – dowodził. Wywód studenta przerwał red. Gajewski stwierdzając arogancko: „To czysta propaganda Putina i gdyby pan był wtedy na wschodzie, to by pan takich bredni nie opowiadał! To nie USA zajęły Krym, i nie USA terroryzują ludność Donbasu, ale kozacy, Czeczeńscy i b. żołnierze rosyjscy”. W słowo wszedł mu jeden z panelistów, Paweł Pieniążek, młody dziennikarz niezależny, który relacjonował wydarzenia na Ukrainie: „USA staje po stronie, która nie jest agresorem, tj. po stronie Ukrainy”. Red. Pieniążek podczas rozmów z mieszkańcami Donbasu doszedł do wniosku, że sami nie wiedzą, czego chcą. Twierdził, że media rosyjskie są cały czas w republikach separatystów i dostają instrukcje od różnych organów władzy, co mają robić. Władze DRL nie mają, jego zdaniem, stałych poglądów, a z ludnością ciężko jest się dogadać i czegokolwiek dowiedzieć.

Paweł Kowal, prawicowy deputowany Parlamentu Europejskiego i przewodniczący Komisji UE – Ukraina PE, wypowiadał się dosyć umiarkowanie o ukraińskich wydarzeniach.  Dla niego Ukraina przypomina znane w historii wschodnie państwa magnackie, gdzie obecnie zamiast magnatów są oligarchowie. Polska i Niemcy, jego zdaniem, powinny zrobić rzetelne analizy i powiedzieć prawdę o tym, co się tam dzieje. Nie ukrywał, że Zachód obecnie buduje „nową żelazną kurtynę przed Rosją”.  Metoda współdziałania w UE się rozpadła a „Układ Normandzki” - to układ mocarstwowy. Debaty na temat Ukrainy w PE zostały wyciszone, tak samo dzieje się w instytucjach KE. Metoda ‘koncert mocarstw’ też się skończyła” – dowodził. „Cnoty Europa nie utrzymała, a i kopiejki na tym nie zarobiła”. Paweł Kowal, choć uważa, że „trzeba stanąć przeciwko rewizjonizmowi rosyjskiemu”, to nie jest zwolennikiem militarnych rozwiązań na Ukrainie, ani też udzielania jej bezsensownej pomocy. Humanitarna – owszem, zbroić – nie należy. Na razie brak wspólnego planu pomocy Ukrainie, polski rząd też takiego nie ma zdaniem Pawła Kowala.

Nie zabrakło również ocen stosunku Polaków do Putina.  Poseł Kowal nie widzi w Polsce miłości do Putina, natomiast red.Gajewski uważa, że dwie trzecie Polaków nie chciałoby Putina w Polsce i jego sposobu rządzenia.

Dla Violi von Cramon, deputowanej Związku 90/Zieloni w Bundestagu problemem byli osiadli w RFN Niemcy nadwołżańscy, którzy uważają, że Putin wobec Krymu czy Ukrainy postępuje słusznie. Skoro te 6 mln Niemców nadwołżańskich „kocha cara Putina, to niech wracają do Rosji, baraki gułagów w Syberii jeszcze stoją” - perorowała zdumionym dziennikarzom. Jedyną reakcją na Rosję, jej zdaniem, powinny być naciski ekonomiczne (sankcje) i wsparcie dla Ukrainy, ale „mamy dużą niezgodę w naszym MSZ”.

Moritz Gathmann ze Spiegla, był natomiast przekonany, że „Rosja czuje się bardzo mocna, a społeczeństwo rosyjskie jest bardzo skonsolidowane wokół Putina, nawet jego przeciwnicy”.

Większość panelistów uważała, że sankcje gospodarcze wobec Rosji są jedynym skutecznym sposobem na wymuszenie na niej zmiany stanowiska wobec Ukrainy. Jedynie red. Barbara Włodarczyk, która w imieniu organizatorów prowadziła Dni Mediów w Szczecinie, zwróciła uwagę, że istotą jest zrozumienie mentalności Rosjan, którzy nigdy nie kryli, jej zdaniem, swoich zapędów imperialnych. „Rosja nie potrzebuje Zachodu. Sankcje i aneksja Krymu skonsolidowały Rosjan w niesamowity sposób – dowodziła. – Im Zachód więcej krytykuje Rosję i Putina, tym bardziej Rosja staje się skonsolidowana i silna. Rosjanie porównują czasy Putina z czasami Jelcyna, i to, co robi UE, wpływa na Rosjan odwrotnie, od zamierzonych celów”.

***
O reakcji NATO na pomysły powołania „europejskiej armii” i opinie NATO-wskiej generalicji na temat Rosji i Ukrainy, jakie zaprezentowano na 8. Polsko-Niemieckich Dniach Mediów w Szczecinie - w następnym artykule

19 maja 2015

Szpieg. Cz. 1



Dojrzewałam powoli do zabrania głosu na temat red. Leonida Swiridowa, korespondenta RIA Novosti (koncern medialny MIA Russia Segodnia),którego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) usiłuje wydalić z Polski. 
Jest kilka ku temu powodów – znam osobiście red. Swiridowa, byłam razem z nim na wyjeździe studyjnym w Rosji, gdzie zwiedzałam zakłady chemiczne i kopalnie apatytów będące własnością Grupy Acron, w których głównym udziałowcem jest W.M. Kantor; jestem dziennikarzem, tak samo jak red. Swiridow; jestem też publicystką, która, publikuje swoje artykuły, analizy oraz felietony w Sputniku; wreszcie jestem córką kobiety, którą ongiś władze polskie, w dobie tzw. stalinowskiej, oskarżyły o szpiegostwo i osadziły w areszcie a potem w więzieniu na ponad trzy lata.

Wiem też, co to jest polska racja stanu i gdy, moim zdaniem, była ona ewidentnie naruszona – zgłaszałam to osobiście ABW[1].

Ale kroplą, która przelała kielich mej goryczy - była audycja TVP Info „Studio Wschód”[2] w której red. Maria Przełomiec zajęła się sprawą red. Swiridowa a na konsultanta poprosiła Macieja Sankowskiego „specjalistę” (analityka ds. służb specjalnych) z portalu Defence24.pl.

Korzystając z zaproszenia do studia postanowił on postraszyć najpierw ABW a potem prokuratorem, dziennikarzy współpracujących z rosyjskimi mediami z powodu, jak to stwierdził „działań szkodzących wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej”, w podtekście – szpiegostwa na rzecz Rosji, o co zresztą oskarżał też red.Swiridowa. 

Sprawa red. Leonida Swiridowa, którego ABW chce wydalić z Polski pod zarzutem bliżej niesprecyzowanym - ciągnie się miesiącami. Z tzw. „kontrolowanych przecieków medialnych” wynika, że wprawdzie nie ma twardych dowodów, że jest szpiegiem, ale swoją działalnością szkodzi, wg ABW - Polsce.

W jaki sposób szkodzi - też nie dokładnie wiadomo, ale media, karmione przeciekami z ABW zaliczają do działań „szkodliwych” - pomoc przy wyjeździe studyjnym do Rosji polskich dziennikarzy na zaproszenie Wiaczesława Mosze Kantora, udziałowca w polskiej Grupie Azoty SA, pośrednictwo w zapraszaniu czołowych postaci z polskiego życia publicznego i medialnego na doroczne spotkanie z udziałem prezydenta Putina - rosyjskiego elitarnego Klubu Dyskusyjnego „Wałdaj”, organizowanego m.in. przez RIA Novosti, pomoc w wykreowaniu polskich publicystów w radio Sputnik (MIA Russia Segodnia) i na jego polskojęzycznej platformie internetowej.

Jakie szkody to Polsce przyniosło – nie wiadomo, bowiem wszystko, co dotyczy red. Swirydowa, wg ABW, jest tajne.

Córka szpiega

Establishment polityczny i jego służby, jak ABW, które z upodobaniem szafują pojęciem „szpieg”, chyba nie do końca zdają sobie sprawę, w co się tak na serio bawią. Jako córka szpiega w spódnicy, przez wiele lat żyłam z brzemieniem, jak to w domu mówiliśmy „politycznego garbu”. Rodzina zapłaciła olbrzymią cenę za domniemania ówczesnych władz, które w końcu okazały się pomówieniem, chociaż one dysponowały twardymi, a nie miękkimi dowodami, bo zeznaniami szefa siatki szpiegowskiej. Potrzebowały „Gomułkowskiej odwilży” i prawie 7 lat, by to zrozumieć.

Szpieg - Jadwiga Bąbczyńska, 1956 r.
Moja mama, Jadwiga (1906-1982), w ciężkich więzieniach kobiecych w Inowrocławiu i Fordonie spędziła ponad trzy lata (3.01.1953 – 2.05.1956) i nigdy nie została zrehabilitowana. Zaaresztowana po Nowym Roku 1953, została oficjalnie oskarżona dopiero po 2,5 latach więziennego życia (14 września 1955r.) przez Rejonowy Sąd Wojskowy w Szczecinie za „przystąpienie do siatki szpiegowskiej zorganizowanej przez Adama Helińskiego” i skazana na 12 lat więzienia. Prokurator wojskowy żądał kary śmierci. Wyrok ten utrzymał Sąd Najwyższy wyrokami z 11.12. 1955 r. i 1.02.1956 r., łagodząc karę do 6 lat odsiadki. Po trzech miesiącach, od tej decyzji mama wyszła na wolność.
Po czterech kolejnych latach Sąd Wojewódzki w Szczecinie (IV Wydział karny)[3] rozpatrywał ponownie sprawę i w sentencji wyroku z dnia 29.11. 1960 r. stwierdził, że moja mama nie była wprawdzie szpiegiem, ale w listopadzie 1952 r. została poinformowana przez Adama Helińskiego o nawiązaniu przez niego „kontaktu z ośrodkiem wywiadowczym jednego z obcych państw i nie powiadomiła natychmiast o tym władzy powołanej do ścigania przestępstwa, tj. o czyn z ar. 18 paragraf 2. dekretu „O przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa” z dnia 13 czerwca 1949 r.

List z więzienia (do mnie)
Gwoli wyjaśnienia, Adam Heliński vel Heller był absolwentem Państwowej Szkoły Morskiej (PSM) w Szczecinie, w której mój ojciec Bolesław, kapitan żeglugi wielkiej, był wykładowcą i wicedyrektorem. Po jej ukończeniu, Adam Heliński zamustrował na s/s „Kraków” i jak napisał Sąd Wojewódzki w swoim orzeczeniu „nie wyklucza się (jego) pracy z obcym wywiadem, skoro został prawomocnie skazany i odbył karę ponad czterech lat więzienia”. Sprawa mojej mamy została definitywnie zakończona w 1960 r., bowiem, jak podał w sentencji orzeczenia sąd - w sprawach o czyny przewidziane we wspomnianym dekrecie, popełnione przed 15 kwietnia 1956 r. na podstawie art.2 ust.1 Ustawy o amnestii z dnia 27.04.1956 r. – „postępowania się nie wszczyna a wszczęte – umarza”.

Moi rodzice wrócili latem 1947 r. do Polski z Wielkiej Brytanii, gdzie przebywali od rozpoczęcia II wojny światowej. Ojciec pływał w alianckich konwojach, m.in do Murmańska i Algierii, mama pracowała, jako teletypistka w londyńskim sztabie gen. Sikorskiego. Tam urodziła im się też dwójka dzieci. Na przełomie 1952-1953 r., po świętach Bożego Narodzenia i Nowym Roku mama planowała pójść do pracy i szukała opiekunki do dzieci. Jedną z rozmów z potencjalnymi kandydatkami prowadziła z żoną młodego absolwenta PSM i w tym czasie jej mąż zwierzał się mamie, zważywszy na jej londyńskie koneksje, ze swoich planów szpiegowskich, które mama taktowała, jako klasyczne bajdurzenia młodego człowieka, o czym w czasie przesłuchań prokuratorom i śledczym nieustannie powtarzała. Traf chciał, że młody człowiek został zaaresztowany i opowiedział przesłuchującym, z kim rozmawiał o swojej pracy wywiadowczej.

I tak moja mama w oczach ówczesnych władz została brytyjskim szpiegiem. Mamę aresztowano za „wiedziała a nie powiedziała”, jak mawiała w późniejszych latach, ojca wyrzucono z pracy w szkole morskiej i z PZPR, dostał zakaz nauczania i pływania a PSM – zlikwidowano. Władza uporała się w ten sposób ze szpiegami i elementem niepewnym. Ojcu pozwolono wrócić do pracy w 1956, ale przy biurku, a nie na morzu - w Polskiej Żegludze Morskiej, wcześniej pracował jako pracownik techniczny w stoczni. Prawo pływania otrzymał dopiero w 1957r., bo szukano kogoś, kto poprowadzi statek z polską ekspedycją polarną na Spitsbergen, prawa członkowskie PZPR przywrócono mu w 1958r., gdy trzeba było dowodzić kolejnym statkiem, tym razem z nielegalnym ładunkiem broni do Indonezji. Rodzina się rozpadła.

Taka była cena, jaką moja rodzina zapłaciła za szpiegomanię doby stalinowskiej w PRL. Mnie ta rodzinna tragedia nauczyła jednego - jeśli polska racja stanu jest naruszana, trzeba to zgłaszać stosownym służbom. I zawsze to czynię.

O red. Swiridowie  – nie rozmawiałam z ABW, bowiem nie widzę w jego działaniu, z jakim osobiście się stykałam i stykam – żadnych działań wymierzonych przeciwko Polsce, a tym bardziej - szpiegowskich.

Aczkolwiek mam pełną świadomość, iż moje kontakty z red. Swiridowem są w sferze aktywnych zainteresowań ABW i monitorowane.

Użyteczny Lonia

Nie widzę nic złego, czy nagannego w pomocy red. Swiridowa przy organizowaniu wyjazdu studyjnego polskich dziennikarzy do Moskwy i na Półwysep Kolski we wrześniu 2013 r. Ani w tym, że udziałowiec Grupy Azoty - W.M.Kantor chciał polskiej żurnalistyce pokazać swoje zakłady i kopalnie. 
Wielu dziennikarzy przyjeżdża do Polski z innych państw i są hołubieni przez władze czy podmioty gospodarcze. Spotykam ich często, nawet w moim przygranicznym Szczecinie. Niebawem jadę do Poczdamu i moim cicerone będzie polski dziennikarz pogranicza, mieszkający w RFN.  Nieco wcześniej będę w Rostoku i spotkam się tam z grupą niemieckich dziennikarzy zajmującą się problematyką morską w celu wymieniania interesujących nas informacji o portach bałtyckich.. 
Co w tym złego?

Dziennikarze we wspomnianym wyjeździe byli z różnych mediów, od „Rzeczpospolitej i TVP, po „Trybunę”, po wyjeździe pisali i mówili, co chcieli. 
Nikt na ich ogląd Rosji i zakładów Grupy Acron – nie wpływał.

…. I „korumpowanie” polskiej żurnalistyki

Wiaczysław M. Kantor, który słynie z wielkiej filantropii i jest znany z tego na całym świecie, polskim dziennikarzom zafundował wieczór w Teatrze Bolszoj, gdzie na słynnej scenie w Sali Historycznej mogli oglądać występy Baletu Opery Paryskiej, siedząc wygodnie w lożach, na poziomie loży prezydenckiej.

Teatr Bolszoj, oparta o balustradę red. M.Przełomiec (TVP Info)
Fakt ten bardzo mocno zbulwersował media prawicowe m.in. Wprost. Oceniły to, jako „przekupstwo”, „korupcję” dziewiczo czystej polskiej żurnalistyki. I nie ważne było, czym przekupuje się owe dziennikarskie niewiniątka, narażone przez Kantora na rosyjską kulturalną propagandę, ale ceny biletów do teatru. Redakcji „Wprost” nie stać byłoby całej naszej ósemce zafundować taki rarytas. 
Daj mi Boże być  „korumpowaną” w ten sposób nieustannie. Bo ja za Teatrem Bolszoj wprost przepadam, a balet klasyczny – po prostu lubię.

Przekąska z kawiorem, poczęstunek w fabryce Acronu
Za to nie lubię kawioru w przeciwieństwie do reprezentacji dziennikarstwa polskiego, która w Moskwie szalała za kawiorem i go dostała gratis w stosownych ilościach z wódeczką w kryształowej karafce na dodatek, a potem, zgodnie z niepisanymi dyrektywami - piętnowała w mediach szefa Grupy Acron za usiłowanie „wrogiego przejęcia grupy Azoty SA”.

Więc, jakie tu działanie szkodliwe dla Polski red. Leonida Swiridowa?

Rosyjski dziennikarz wyszedł natomiast na przeciw prośbom niektórych polskich dziennikarzy i wygospodarował w Moskwie nieco czasu na zwiedzanie Arbatu, pl. Czerwonego, GUM i pyszności podniebienia, jazdę moskiewskim metrem. Nawet trafiłam, dzięki jego uprzejmości, pod hotel (Metropol), w którym ongiś, w czasie wizyt w Moskwie, bywał mój ojciec, ustalając z rosyjskimi kolegami trasy dla statków Północną Drogą Morską, daleko wcześniej niż o tym zaczęto mówić powszechnie.

Red. Swirydow, tak jak my wszyscy, nigdy nie był za kołem podbiegunowym, na Półwyspie Kolskim i dla niego, tak samo jak dla jego polskich koleżanek i kolegów był ten wyjazd okazją by poznać nieznane obszary Rosji. W tym wyjeździe był takim samym dziennikarzem, jak my wszyscy, tyle, że jednocześnie niańką, tłumaczem i przewodnikiem.

Red. L. Swiridow (drugi od lewej) z polskimi dziennikarzami w GUM (Moskwa)
Jestem mu za to szalenie wdzięczna, bowiem pokonaliśmy kilka stref geograficznych, czasowych, tysiące kilometrów w ciągu niewielkiego czasu. Ciężko przeziębiona przez moją nierozwagą na lotnisku w Goleniowie w czasie czekania na opóźniony samolot do Warszawy, owocującą nieprzyjemnymi skutkami - miałam zapewnioną dzięki niemu opiekę medyczną na Dalekiej Północy i stosowne leki. Wojaż do Rosji, dzięki niemu, nie zakończył się dla mnie ciężkim zapaleniem płuc.

Nie ja jedna doznawałam pomocy ze strony red. Swiridowa w czasie tego wspólnego wypadu do Rosji.O wiele więcej może powiedzieć ekipa polskiej telewizji (TVP Info), która prosto z Moskwy jechała na Białoruś uczestniczyć w wielkich manewrach wojskowych z udziałem prezydenta Putina, nb, jako jedyna zagraniczna.  Gdyby nie red. Swiridow, ich wyjazd i dojazd na czas stałby pod znakiem zapytania.

Działanie na szkodę Polski? 
Przeciwnie, to było działanie wysoce pozytywne, bardzo pomocne dla polskiej telewizji publicznej.
***
Ciąg dalszy, poniżej -  w cz. II "Szpiega"





[1] Sprawa dot. kolportowania po Polsce faxem dokumentów poufnych szefa MSZ (dot. polskiej granicy morskiej z RFN), które wyciekły z biurka jednego z ministrów i trafiły do moich rąk od dyrektora urzędu administracji państwowej. Dokument został za pokwitowaniem przekazany ABU ze stosownym wyjaśnieniem okoliczności wejścia w jego posiadanie.

[2] TVP – „Studio Wschód”, 16 maja 2015r, patrz: http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/studio-wschod/wideo/16052015/19817286


[3] Sąd Wojewódzki w Szczecinie, sygn.akt.IV.K.254/59.




Szpieg.Cz. II



Dojrzewałam powoli do zabrania głosu na temat red. Leonida Swiridowa, korespondenta RIA Novosti (koncern medialny MIA Russia Segodnia), którego ABW usiłuje wydalić z Polski. 
Jest kilka ku temu powodów – znam osobiście red. Swiridowa, byłam razem z nim na wyjeździe studyjnym w Rosji, gdzie zwiedzałam zakłady chemiczne i kopalnie apatytów będące własnością Grupy Acron, w których głównym udziałowcem jest W.M. Kantor; jestem dziennikarzem, tak samo jak red. Swiridow; jestem też publicystką, która, publikuje swoje artykuły, analizy oraz felietony w Sputniku; wreszcie jestem córką kobiety, którą ongiś władze polskie, w dobie tzw. stalinowskiej oskarżyły o szpiegostwo i osadziły w areszcie a potem więzieniu na ponad trzy lata



Po Rosji…

Polscy dziennikarze w drodze do kopalni odkrywkowej, Red. L. Swiridow (ciemne okulary) obok niego - red. M. Przełomiec (TVP Info)
Tak się składa, że po powrocie z wyjazdu studyjnego do Rosji - byłam chyba jedynym dziennikarzem, który napisał materiał o kopalniach apatytów nieopodal Murmańska. Artykuł  nie spodobał się bardzo kierownictwu Grupy „Azoty” SA. 
W „Trybunie”, wizyta w Rosji zaowocowała esejem z muzeum Kirowa w Kirowsku, „Rzeczpospolita” zajęła się „złotą akcją” Azotów a w „Studio Wschód” TVP Info - moją rozmowę z Kantorem juniorem nt. możliwości inwestowania Grupy Acron  w Zakłady Chemiczne Police - przerobiono na swój wywiad z wiceprezesem Grupy. Oczywiście, usuwając całkowicie mój udział w tej rozmowie. Takie są tam obecnie standardy dziennikarskie.

No cóż, ja jestem dziennikarzem gospodarczym i dla mnie liczą się fakty i realia ekonomiczne. I zgodnie z rachunkiem ekonomicznym, korzystniejsze dla Zakładów Chemicznych Police k. Szczecina byłoby sięgniecie po koncentrat apatytowy, jaki oferował Wiaczesław Kantor i jego zakłady Olejnij Rucziej koło Kirowska w masywie Chibińskim na Półwyspie Kolskim, niż ściąganie fosforytów z kopalni Senegalu. Przeważa tu, jak wspomniałam, rachunek ekonomiczny, trasa dostaw oraz względy środowiskowe.

Były naciski na moją macierzystą redakcję, groźby pod moim adresem, apele o uwzględnienie „polskiej racji stanu” raczej bliżej nieokreślonej. Wszystko na nic, artykuł się ukazał. Oparty był na realnych wyliczeniach, informacjach uzyskanych w Moskwie i Kirowsku, a przede wszystkim poparty …raportami giełdowymi Grupy Azoty.  Moja macierzysta redakcja uznała moje racje.

Red. Swiridow tego artykułu za mnie nie pisał, nie ustalał ze mną jego treści, bo i jak. On jest klasycznym „depeszowcem”, dziennikarzem agencji informacyjnej a nie dziennikarzem branżowym, ekonomicznym. Nie ma takiej wiedzy jak moja, bo nie musi. 
Jego jedynym „przewinieniem” było to, że był w tej samej dziennikarskiej wycieczce studyjnej, co ja.

Wyjazd do Rosji nie był tajemniczy

W.W. Putin i W.M. Kantor
I jeszcze jedno – nim wyjechałam do Moskwy o wyjeździe zawiadomiłam tydzień wcześniej oficjalnie rzecznika marszałka woj. zachodniopomorskiego. Urząd Marszałkowski otrzymał trasę i program wyjazdu, wiedział z kim się spotkam w Rosji i kiedy. Jeszcze wcześniej, w prywatnej rozmowie poinformowałam o wyjeździe  wicepremiera Janusza Piechocińskiego.

Zrobiłam to celowo, świadoma, że w Polsce jest rozpętana medialnie polityczna histeria związana z „próbami wrogiego przejęcia przez Rosjan Grupy Azoty”. I choć Wiaczesław M.Kantor nie miał zamiaru nic wrogo przejmować, działał w granicach prawa i zgodnie z zasadami giełdowymi – histeria była nieprzytomna. Z kontaktów z Wiaczesławm M. Kantorem tłumaczyć się musiał nawet b.prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Jawny wyjazd, zgłoszony wcześniej, dawał, być może złudną w moim mniemaniu, nadzieję, że zostanie potraktowany w naszym kraju – w kanonach normalnej działalności dziennikarskiej.
Niestety, tak się nie stało. Do Moskwy ze Szczecina, via Warszawa towarzyszył mi w samolocie dyskretnie pewien sympatyczny mężczyzna. 
Potem, po powrocie do Polski rozpętała się medialna awantura  o ten wyjazd, inspirowana przez dziennikarzy „Wprost”, która w końcu, w kolejnym ataku politycznej rusofobii na kanwie wydarzeń na Ukrainie – zaowocowała wydalaniem red. Swiridowa przez ABW z Polski. 

We mnie tkwi natomiast bolesny kolec przeświadczenia, że mam swój udział w kłopotach red. Swiridowa.

Być może, gdybym nie zawiadamiała swoich regionalnych władz o wyjeździe do Rosji?....

Choć przecież ukazałyby się i tak artykuły „wycieczkowiczów” do Rosji - w "Rzeczpospolitej", w Studio Wschód TVP Info, w "Trybunie", czy też moje w branżowej prasie. Reakcja byłaby ta sama.
.
Klub Wałdaj i Sputnik

Nie wiem, dlaczego akurat pomoc red. Swiridowa przy wybraniu dyskutantów na coroczne plenarne obrady elitarnego rosyjskiego klubu dyskusyjnego Wałdaj - jest działaniem przeciwko Polsce, czy też, jak sugerował „ekspert” Sankowski – wizerunkowym działaniem na szkodę Polski.

Współtwórcą klubu jest rosyjska agencja informacyjna RIA Novosti a red. Swiridow jest rosyjskim korespondentem tej agencji w Polsce. I doskonale orientuje się, jak każdy zresztą zagraniczny korespondent w Warszawie, kogo z osób publicznych w Polsce można na takie obrady zaprosić, zwłaszcza, że przewidziane jest w nim spotkanie, dyskusja a potem wspólny obiad z prezydentem kraju. Nikt nie będzie sugerował zaproszenia nieodpowiedzialnych polityków czy nawiedzonych dziennikarzy. Zwłaszcza, że obowiązuje zaproszonych gości dyskrecja dot. tematyki poruszanych zagadnień. 
Zresztą, to wszystko można wyczytać na stronie internetowej Klubu Wałdaj [1].

Mogę dodać, że poza ludźmi polskiej lewicy: Józefem Oleksym, Leszkiem Millerem czy Włodzimierzem Cimoszewiczem, na spotkaniu z Putinem w ramach Klubu Wałdaj był też red. Adam Michnik, który nawet zadał mu osobiście „kłopotliwe” pytanie! 

Wysyłanie do Rosji na spotkanie z Putinem jego zajadłego medialnego wroga, jakim jest red. Adam Michnik – to ma być działaniem red. Swiridowa przeciwko Polsce?! 
Wolne żarty!...

Natomiast nie jest już żadnym żartem straszenie polskich dziennikarzy współpracujących z rosyjskimi państwowymi mediami – rozmowami z ABW czy prokuratorskim przesłuchaniem. jak to uczyniono w czasie emisji audycji Studia Wschód TVP Info.
To, że komuś się nie podobają krytyczne uwagi, kierowane przez nich pod adresem politycznego establishmentu, wytykające mu chorobliwą rusofobię – to tego kogoś wyłączna sprawa. Sugerowanie, że pobieranie za artykuły honorariów jest przestępstwem, kwalifikowanym jako płatną zdradę, szpiegostwo czy też działania szkodzące wizerunkowi Polski – jest karygodne. A takie uwagi padały pod adresem dziennikarzy publikujących w rosyjskim „Sputniku” podczas ostatniej audycji Studia Wschód TVP Info.

Polska konstytucja daje polskim obywatelom niezbywalne prawo [2] wyrażania swojej opinii w sposób nieskrępowany i gdzie chcą. Nawet w rosyjskim medium.  Sprawę honorariów za artykuły i ich opodatkowanie regulują umowy bilateralne między Polską a Rosją. Sprawę przedruków artykułów natomiast – „Prawo prasowe”, „Prawo autorskie” oraz ustawodawstwo międzynarodowe.

Każdy dziennikarz z prawdziwego zdarzenia pracuje niczym wywiadowca służb specjalnych. Ma swoją siatkę sprawdzonych i wiarygodnych informatorów, analizuje dane statystyczne, raporty giełdowe, doktryny, strategie, plany i inne strategiczne dokumenty, wypowiedzi znaczących osób, specjalistów, polityków, spędza kilka godzin nad „prasówką” krajową i zagraniczną, analizuje dostarczane mailowo biuletyny i inne zamówione dane. 
Taki samymi socjotechnikami i taką samą metodologią, jak rasowy tajniak, posługuje się każdy dobry dziennikarz przy prowadzeniu wywiadów czy rozmów dziennikarskich. To jest warsztat rasowego, współczesnego i kompetentnego dziennikarza. Inaczej nie miałby wiedzy w dziedzinie, którą się zajmuje. Jest tym lepszym w zawodzie, im lepszy jest jego warsztat pracy. Im doskonalsza u niego analityka, bogatsza baza danych i nieustanne logiczne myślenie, tym jest lepszy zawodowo.

Zbieranie informacji nie jest żadnym przestępstwem, u dziennikarza jest natomiast – koniecznością zawodową. 
Przestępstwem jest wyłącznie podstępne wyłudzenie lub kradzież danych tajnych i poufnych.

Zarzuty, jakie serwowano w tej materii w „Studio Wschód” pod adresem red. Swiridowa można określić, jako śmieszne.

Służby wywiadowcze i „eksperci” od nich - muszą wiedzieć, że nie tylko one posługują się wyżej opisanym warsztatem pracy. Robię to, jak wiele moich koleżanek i kolegów „po piórze” - od bardzo wielu lat i doskonalę swój warsztat pracy wraz z rozwojem technologii, m.in. informatyki.



Kto komu szkodzi

Wizerunkowi Polski nie szkodzą dziennikarze pisząc w rosyjskich mediach o karygodnych zachowaniach naszych elit politycznych, ale ci, którzy je popełniają.

I dobrze byłoby by o tym pamiętali, i funkcjonariusze ABW i „eksperci” wypowiadający się publicznie, jak Maciej Sankowski.

Oskarżenie kogokolwiek o szpiegostwo czy też działania wrogie polskiej racji stanu - jest  poważnym zarzutem, niosącym potem poważne konsekwencje dla oskarżanego człowieka przez całe jego życie. 
Aresztowanie i bezpodstawne oskarżenie mojej matki, której niewinności dowiodły sądy dopiero po zmianach politycznych w kraju i w siedem lat po jej aresztowaniu i osadzeniu w więzieniu - stygmatyzuje moje życie do dzisiaj.

Jak mało kto, wiem co to znaczy być oskarżonym o szpiegostwo. I wiem, jaką cenę płaci człowiek niesłusznie posądzony.

Polska jest krajem rządzącym obecnie przez mało odpowiedzialnych ludzi. Krajem, w którym zaduch polityczny odbiera chęć do życia i zawodowej aktywności.

I to nie dziennikarze zagraniczni w Polsce czy polscy, piszący zagranicą – szkodzą ojczyźnie. Szkodzą jej nieodpowiedzialne, zdegenerowane i niemoralne elity polityczne oraz ich aparat władzy, które dla partykularnych celów politycznych są gotowe łamać nawet ustawę zasadniczą.

Red. Leonid Swiridow – swoją działalnością dziennikarską i poza dziennikarską – nigdy nie szkodził i nie szkodzi w niczym Polsce. Jego działania są zgodne ze współczesnym warsztatem pracy każdego zagranicznego korespondenta na całym świecie. Jest dziennikarzem państwowej agencji informacyjnej i pracuje pod kątem jej potrzeb. Trudno, by reprezentował jednocześnie antypaństwowe postawy, mile widziane w Polsce.

Jeśli już o jakiś szkodach mowa – to Polska, siłami swoich polityków, służb specjalnych i upolitycznionych mediów - sama sobie szkodzi, czego dowodem jest aktualna kampania wyborcza o urząd prezydenta RP. Polskie społeczeństwo jasno i dobitnie wskazało, co myśli o takim rządzeniu naszym krajem. 

I bez względu, jakie wyroki zaciążą jeszcze z woli ABW na red. Leonidzie Swiridowie, Rosjaninie, który od kilkunastu lat związał swój los z Polską - ja swojej opinii o całej tej sprawie nie zmieniam.

A ponieważ publicznie via TVP, ostrzega się mnie o rozmowach z ABW – proszę kolegów funkcjonariuszy ABW, by ten materiał potraktowali, jako moje oficjalne, a zarazem publiczne zeznanie, wydrukowali i wpięli do mojej teczki.

Zapewniam też kolegów z ABW, że nadal będą musieli czytać moje felietony, artykuły i analizy na moim blogu oraz w rosyjskim „Sputniku”, australijskim „Bumerangu Polskim” i Bóg jeden wie gdzie jeszcze.


[1] Klub Wałdaj, patrz: http://valdaiclub.com/


[2] Konstytucja RP, art.54 ust. 1 i 2.