28 maja 2020

Ataki hakerów na niemiecki Bundestag



Rzecznik Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydał dzisiaj (28 maja) następujące oświadczenie:

„Sekretarz stanu Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Miguel Berger zaprosił dzisiaj do Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych na rozmowy Siergieja J. Niekajewa, ambasadora Federacji Rosyjskiej. W imieniu rządu federalnego minister Berger potępił atak hakerów na niemiecki Bundestag w możliwie najostrzejszy sposób. Rosyjski ambasador został poinformowany o nakazie aresztowania wydanym przez sędziego śledczego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości na wniosek Federalnej Prokuratury Federalnej w dniu 29 kwietnia 2020 r. obywatela Rosji - Dmitrija Badina, oraz o tym, że rząd federalny zwróci się w Brukseli do UE o reakcję, powołując się na reżim cyber-sankcji wobec osób odpowiedzialnych za atak na niemiecki Bundestag, w tym pana Badina.

Nakaz aresztowania Badina został wydany na podstawie silnego podejrzenia, że oskarżony spiskował z innymi, dotychczas anonimowymi osobami w celu przeprowadzenia działań wywiadowczych przeciwko Republice Federalnej Niemiec w imieniu tajnych służb obcych sił.

 Oskarżony jest mocno podejrzany o to, że jako członek grupy APT28 jest odpowiedzialny za atak hakerów na niemiecki Bundestag w kwietniu / maju 2015 r. Istnieją wiarygodne dowody na to, że w czasie ataku był członkiem wywiadu wojskowego GRU.

Rząd federalny ocenia ten incydent także w świetle toczącego się śledztwa w sprawie morderstwa w Tiergarten i wyraźnie zastrzega sobie prawo do podjęcia dalszych środków.”

Z powyższego komunikatu MSZ RFN wynika, że Niemcy poza podejrzeniami nie mają żadnych konkretnych dowodów na przestępstwo cyberataku Dimitrija Badina na Bundestag oraz nie znają osób z którymi oskarżony rzekomo współpracował.
Jedyne, co niemieckie tajne służby wiedzą, to tylko, że oskarżony „przypuszczalnie jest” agentem rosyjskiego wywiadu i bardzo w to wierzą
Jak na trzy lata śledztwa, marne to ustalenia.
Nieco dziwne jest to oświadczenie niemieckiego MSZ, bowiem dwa tygodnie wcześniej, 5 maja br. rosyjska agencja informacyjna Interfax[1], za niemiecką gazetą Sueddeutsche Zeitung[2], podała że niemiecka prokuratura generalna wydała nakaz aresztowania rosyjskiego Dmitrija Badina, podejrzanego o atak hakerów na Bundestag, a także, że niemiecki prokurator uzyskał międzynarodowy nakaz aresztowania Rosjanina.Trudno, by rosyjski MSZ o tym nie wiedział, a tym samym - ambasada FR w Berlinie. Po co wezwano zatem ambasadora Rosji na dywanik do MSZ RFN w sprawie, o której obie strony doskonale były poinformowane? …
Pytanie bez odpowiedzi.
List gończy FBA za Dmitrijem Badinem
Według niemieckiej publikacji sprzed dwóch tygodni, śledczy byli w stanie zidentyfikować dwóch rosyjskich hakerów, ale tylko jednego uznali do ujawnienia z powodu „wystarczających dowodów winy” – Dimitrija Badina. Wg niemieckiej prokuratury jest on członkiem grupy hakerskiej Fancy Bear (Słodki Miś)[3], która rzekomo „odnosi się do GRU”, tj. rosyjskiego wywiadu wojskowego.
Natomiast amerykańska FBI szuka Dmitrija Badina z powodu rzekomego ataku na Światową Agencję Antydopingową (WADA), a także jest oskarżony o manipulację podczas wyborów w USA w 2016 r. „Uważa się, że Badin jest jednym z tych, którzy pomogli Trumpowi kradnąc i publikując e-maile od jego rywali Hillary Clinton”, napisała niemiecka gazeta trzy tygodnie temu.
Wg Sueddeutsche Zeitung, Dmitrij Siergiejewicz Badin urodził się 15 listopada 1990 r. w Kursku. I jest „uważany za seryjnego przestępcę”. I dodaje, że „mówi się, że jest hakerem w służbie cywilnej, cyber-żołnierzem w imieniu Władimira Putina”.
Jak donosiła niemiecka gazeta dwa tygodnie temu, śledczy uważają, że Dmitrij Badin jest jedną z głównych postaci ataku hakerów na Bundestag, a prokuratura poinformowała już przewodniczącego niemieckiego parlamentu Wolfganga Schäuble o wydaniu nakazu. Nie należy liczyć, zdaniem niemieckich dziennikarzy, na „szybki proces” poszukiwania i zatrzymania podejrzanego, a ponadto, jeśli zostanie on gdzieś zatrzymany, najpierw zostanie ekstradowany do Stanów Zjednoczonych.
Biuro Prokuratora Generalnego jest przekonane, że będzie w stanie udowodnić nie tylko, że Dmitrij Badin osobiście uczestniczył w ataku hakerów na Bundestag, ale także kiedy i jak (jeżeli to on zrobił)”, pisze gazeta. „Zakłada się, że 7 maja 2015 r. O godz. 13 : 29 Badin stworzył szkodliwe oprogramowanie VSC.exe i o 13:31 wykorzystał je i kontrolował ”.
Jak informuje rosyjski Interfax, już w 2018 r. Amerykański Departament Sprawiedliwości oskarżył kilku Rosjan, w tym Dimitrija Badina o działania związane z cyberatakami. Agencja twierdzi, że wszyscy są pracownikami GRU, dla których celem było zbieranie danych w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Europie.
Tą samą informację, którą podał dwa tygodnie temu Interfax, podało również w tym samym czasie Radio Swoboda[4], również powołując się na Sueddeutsche Zeitung. Radio dodaje tylko, że przejęte dokumenty w wyniku ataku hakerskiego zostały opublikowane na stronie WikiLeaks, oraz to, że 29-letni Dmitrij Badin (wg niemieckiej gazet) „przypuszczalnie jest pracownikiem jednostki wojskowej 26165, znajdującej się przy Alei Komsomolskiej w Moskwie”. Jak piszą niemieccy dziennikarze „jednostka ta jest znana z obsługi kryptografów i ekspertów ds. bezpieczeństwa komputerowego. W czasach radzieckich ta jednostka wojskowa była zaangażowana w deszyfrowanie i kryptoanalizę przechwyconych wiadomości dla 6. Dyrekcji GRU zajmującej się wywiadem radiowym”.

Jedno jest wiadome na pewno:

   * Atak hakerów na Bundestag trwał od 30 kwietnia do 20 maja 2015 r.

   * Hakerzy w ataku na Bundestag uzyskali dostęp do co najmniej 16 gigabajtów danych, w tym dużego archiwum korespondencji deputowanych do niemieckiego parlamentu. Są ujawnione na stronach WikiLeaks.

   * Korespondencja z siedziby Partii Demokratycznej USA i WADA także jest umieszczona na stronach WikiLeaks. Założyciel witryny, Julian Assange, czeka obecnie na proces ekstradycyjny w USA w Londynie. Władze USA zamierzają postawić mu 17 zarzutów naruszenia ustawy o szpiegostwie i jednego w spisku mającym na celu atak hakera w celu kradzieży tysięcy tajnych dokumentów dyplomatycznych i wojskowych.

  * Oficjalne władze Federacji Rosyjskie, w tym rosyjski MSZ, nie potwierdzają żadnej z wyżej podanych informacji dot. hakerskiego rosyjskich służb specjalnych Rosji na Bundestag.





[1] Interfax: „Германия выдала ордер на арест подозреваемого в хакерской атаке россиянина”, 5 maja 2020r., patrz: https://www.interfax.ru/world/707314

[2] Florian Flade, Georg Mascolo: “Bärenjagd” (Polowanie na niedźwiedzia), Sueddeutsche Zeitung, 5 maja 2020r, patrz: https://www.sueddeutsche.de/politik/hack-bundestag-angriff-russland-1.4891668

[3] Wg Sueddeutsche Zeitung: - „Fancy Bear” to nazwa jednostki rosyjskiej tajnej służby wojskowej GRU, która ma być odpowiedzialna za cyberatak na Bundestag 2015”.


[4] Радио Свобода (Radio Swoboda): „ФРГ объявила в розыск офицера российского ГРУ за хакерскую атаку на Бундестаг”, 5 maja 2020, patrz: https://www.svoboda.org/a/30593830.html

24 maja 2020

Podszczecińskie lotnisko w tarapatach


Restrykcje i obostrzenia nałożone przez państwo na obywateli oraz zakłady pracy z powodu zwalczania pandemii wirusa COVID-19, niosą za sobą negatywne skutki dla gospodarki, w tym także najboleśniejsze  – finansowe i widmo utraty pracy przez zatrudnionych, z powodu kryzysu w ich zakładach pracy, a tym samym niebezpieczny wzrost bezrobocia
Dotyczy to także transportu, dla którego wprowadzono bardzo poważne ograniczenia, zamykając lub mocno ograniczając jego funkcjonowanie.
Restrykcje były wprowadzane ad hoc, nikt się w sferach rządowych nie zastanawiał nad ich skutkami, ani nad sposobem ich łagodzenia. Rząd zlekceważył wcześniejsze sygnały ostrzegawcze o pandemii i nie przygotował państwa na jej uderzenie
Myślenie holistyczne, wielopoziomowe jest absolutnie obce obecnym elitom rządzącym Polską. Działają pod naciskiem chwili, bezrefleksyjnie, po partyzancku. I bez świadomości odpowiedzialności, jaka na nich ciąży.
 „Rząd jest odpowiedzialny za groźbę upadłości Portu Lotniczego Szczecin – Goleniów”, uważa marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz.
Decyzje rządu pozostawiły Port Lotniczy Szczecin - Goleniów bez możliwości
zarabiania i grożą bankructwem. Olgierd Geblewicz domaga się od rządu obiecywanego
wsparcia, którym przedsiębiorstwo nie zostało objęte: „Apeluję do pana premiera Mateusza Morawieckiego o natychmiastowe działania w zakresie realnego wsparcia dla regionalnych portów lotniczych. Niezbędny jest również zwrot kosztów wynikających z funkcjonowania lotniska i obowiązku spełniania użyteczności publicznej, a także realizacja obiecywanych inwestycji”.
Zdaniem marszałka Geblewicza, przez decyzje rządu Port Lotniczy Szczecin - Goleniów może podzielić los upadłej przed kilkoma tygodniami  fabryki ST3 Offshore.
Jeszcze na początku marca, rząd w związku z walką z koronawirusem COVID-1nałożył na lotniska w Polsce dodatkowe, kosztowne obowiązki, a 15 marca porty lotnicze pozbawiono możliwości komercyjnego funkcjonowania i zarabiania. Koszty jednak wciąż ponoszoną gdyż konieczne było zachowanie pełnej gotowości lotniska dla użytku publicznego.
Lotnisko to nie tylko komercyjne przeloty pasażerskie i cargo, ale obsługa państwowego medycznego lotnictwa  ratowniczego, p/pożarowego, policji, wojska, itp. W tym okresie na lotnisku przeprowadzono około 400 operacji lotniczych na rzecz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, Lasów Państwowych, wojska i policji. W trakcie 3 miesięcy suma wydatków przekroczyła 3,5 mln zł i grozi upadłością przedsiębiorstwa.
W Porcie Lotniczym Szczecin - Goleniów jest zatrudnionych 129 osób.
Do dziś regionalne lotniska nie otrzymały żadnej realnej pomocy. Mówi się o tym, że od czerwca ma być częściowo odmrożone niebo i operacje. Nikt natomiast nie interesuje się czy porty lotnicze w ogóle przetrwają. Państwo w tarczy antykryzysowej przewidział katastrofalną sytuację portów lotniczych, jednak nic w tej sprawie nie zrobiło. Uważam to za absolutnie skandaliczną sprawę. Apeluję do pana premiera Mateusza Morawieckiego natychmiastowe działania w zakresie realnego wsparcia dla regionalnych portów lotniczych w Polsce, ze wskazaniem na port lotniczy Szczecin-Goleniów, które wymaga natychmiastowej pomocy. Sprawą zainteresowałem także Związek Województwa RP. Okazuje się, że wszyscy marszałkowie, którzy są udziałowcami portów lotniczych, mają
dokładnie ten sam problem”, mówi marszałek Geblewicz.
Olgierd Geblewicz ma świadomość, że pandemia koronawirusa COVID-19 zamknęła wszystkie porty lotnicze w Unii Europejskiej, ale zwraca uwagę, że rząd polski nie dostrzegł problemu. Świadczy o tym bierność głównego udziałowca firmy, czyli Przedsiębiorstwa Państwowego "Porty Lotnicze".
W całej UE pomoc jest udzielana przy „zielonym świetle” ze strony Komisji Europejskiej w zakresie pomocy publicznej, przy wykorzystaniu powszechnego mechanizmu, jakim jest nałożenie obowiązku świadczenia usług na cele publiczne, czyli mówiąc trywialni dopłat do lotniska ze strony budżetu państwa za wykorzystywana lotniska przez jednostki ratownicze, wojsko czy policję, itp. oraz utrzymywanie gotowości lotniska na ich obsługę w każdym momencie. 
Na przykład: każdy helikopter czy samolot ratowniczy z ciężko rannym z wypadku czy chorym na pokładzie wymagającym szybkiego przewozu, musi mieć możliwość lądowania na lotnisku, doświadczyć kompletnej obsługi lotniczej, infrastruktura portu lotniczego musi być dostosowana do wjazdu karetki pogotowia bezpośrednio pod samolot czy helikopter. Muszą zostać opracowane stosowne procedury, a obsługa lotniska musi być specjalistycznie przeszkolona, itp. To są określone koszty, które muszą być pokrywane z budżetu państwa 
Już 6 lutego 2020 r. marszałek Olgierd Geblewicz wystąpił do Ministra Infrastruktury, by tego typu obowiązek był nałożony na Port Lotniczy Szczecin - Goleniów. 
30 marca w trakcie wideokonferencji z premierem Mateuszem Morawickim marszałek Olgierd Geblewicz poinformował, że ten problem dotyczy całej Polski, a niedługo skończą się pieniądze na bieżące funkcjonowanie portów lotniczych.
Pod koniec kwietnia z tym samym stanowiskiem wystąpiły inne porty lotnicze. Postulaty pozostają nie zrealizowane. 
Port Lotniczy Szczecin - Goleniów odgrywa niezwykle ważną rolę dla rozwoju Pomorza Zachodniego, co potwierdzają działania samorządów. 
Od 2013 r. Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego jako udziałowiec Portu Lotniczego Szczecin - Goleniów zainwestował w przedsiębiorstwo ponad 31,9 mln zł. Do 2028 r. planowane jest kolejne wsparcie w wysokości 40 mln zł. Miasto Szczecin zainwestowało już ponad 21,5 mln.
Pomimo obietnic ze strony premiera, strona rządowa do tej pory nie wywiązała się ze wsparcia inwestycyjnego. 
„Liczę jednak, że pan premier podejmie natychmiastowe działania w zakresie wsparcia finansowego. Liczę też na to, że pochyli się bardziej szczegółowo nad kwestią programów
inwestycyjnych dla polskich lotnisk”, dodaje marszałek Geblewicz.
List z żądaniem podjęcia stosownych działań zostanie przekazany na ręce premiera Morawieckiego. 


Miasto Szczecin postanowiło dokapitalizować - Port Lotniczy Szczecin – Goleniów w latach 2020-2028 kwotą - 34 028 000 zł
Tegoroczna pomoc dla lotniska ma wynieść 10 185 000 zł. Kwota została   wprowadzona do projektu zmian do budżetu, które prezydent miasta przedłoży podczas najbliższej sesji  Rady Miasta (26 05). Pomoc na kolejne lata została ujęta w Wieloletniej Prognozie Finansowej. 
„Zdajemy sobie sprawę, że ta kwota nie rozwiąże wszystkich problemów lotniska”, mówi Piotr Krzystek, prezydent miasta. „Tylko kompleksowe działania oraz pomoc rządu mogą powstrzymać upadłość lotniska w Goleniowie”.
Równolegle z działaniami samorządu i decyzją o dokapitalizowaniu spółki prezydent Krzystek wraz z marszałkiem województwa i burmistrzem Goleniowa podpisał pismo skierowane do Premiera RP, z wnioskiem, o podjęcie niezbędnych działań umożliwiających dalsze funkcjonowanie spółki zarówno w zakresie uruchomienia bieżących rekompensat, jak i deklarowanych środków na pomoc inwestycyjną.

Inf. oparta na komunikatach
Biura Prasowego Urzędu Marszałkowskiego
Województwa Zachodniopomorskiego
oraz
Centrum Informacji Miasta
Urzędu Miasta Szczecin




21 maja 2020

Broń atomowa: z Niemiec do Polski


Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) [1] kilka dni temu (18.05.2020) w swoich publikacjach sugeruje, że amerykańscy dyplomaci wykorzystują spór w niemieckiej koalicji dot. rozlokowania w RFN amerykańskich głowic atomowych i udział w „odstraszaniu nuklearnym”, by przypomnieć o swych zarzutach wobec Niemiec, ale i sformułować nowe propozycje.

Odstraszanie nuklearne” jest elementem  neo-trumanowskiej polityki odstraszania USA, stosowanej wobec Rosji od 1947r. i realizowanej obecnie w ramach polityki NATO, w którym dominującą rolę odgrywają USA.

Ambasador USA w RFN -  Richard Grenell
Po tym, jak pod koniec zeszłego tygodnia już tylko połowicznie obecny w Berlinie amerykański ambasador Richard Grenell zaapelował w artykule prasowym do rządu federalnego, by nie stawiał pod znakiem zapytania swego udziału w odstraszaniu nuklearnym, jego koleżanka w Warszawie zasugerowała Polskę jako nową lokalizację amerykańskich bomb atomowych” pisze FAZ.
Amerykańska ambasador w Polsce Georgette Mosbacher napisała na Twitterze: „Jeśli Niemcy chcą zmniejszyć potencjał nuklearny i osłabić NATO, to być może Polska – która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyko i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał i u siebie”.

  
NIEMCY NIE SĄ ZADOWOLENI Z AMERYKAŃSKICH „ATOMÓWEK”

USA modernizują broń atomową w RFN a w Niemczech: "Nikt nie będzie wiedział", piszą Nina Werkhäuser, Naomi Conrad  dziennikarki niemieckie z DW [2].

Ze względu na ważność poruszanego tematu, przytaczam ich artykuł w całości.
Niemcy protestują przeciwko "atomówkom" w ich kraju
10 lat temu Bundestag wezwał USA do wycofania z terytorium RFN broni atomowej. Broń nie tylko pozostała, a nawet ma zostać zmodernizowana.  
- Czuję się jak potencjalny cel – mówi Elke Koller z drżeniem w głosie. Ta niemiecka emerytka mieszka w pobliżu bazy lotniczej Büchel w Nadrenii-Palatynacie, w południowo-zachodnich Niemczech. Niemal codziennie słyszy odgłos silników samolotów wojskowych. Jednak ten hałas nie przeszkadza jej tak bardzo, jak świadomość, że na terenie pobliskiej bazy składowane są bomby atomowe; ostatnie, jakie pozostały na terytorium RFN. Ich liczbę eksperci szacują na 15 do 20. Dokładne dane objęte są tajemnicą.
 – Na początku wierzyłam, że po zakończeniu zimnej wojny bomby pozostaną może dwa, trzy lata – wspomina 77-letnia działaczka ruchu pokojowego. 
Myślałam, że zapomnieli je zabrać – dodaje. Bomby atomowe jednak do dziś pozostają w Büchel. Składowane są w podziemnych bunkrach, strzeżonych przez ciężko uzbrojonych amerykańskich żołnierzy. Nowe, masywne ogrodzenie otacza ten teren. Wkrótce atomowy arsenał z Büchel ma zostać unowocześniony, a bomby wymienione na nowszy model. 

POD NUKLEARNYM PARASOLEM 
W czasie zimnej wojny USA rozlokowały w Europie Zachodniej broń nuklearną, by odstraszyć Związek Radziecki. Większość tej broni Waszyngton wycofał po 1991 roku; pozostało szacunkowo około 150 bomb atomowych. Rozmieszczone są we Włoszech, w Turcji, w Belgii, Holandii i w Niemczech. To, że bomby znajdują się w miejscowości liczącej 1200 mieszkańców wie w Niemczech mało kto. Także Elke Koller, która sprowadziła się do Büchel w 1980 roku nic o tym nie wiedziała. 
To był dla mnie totalny szok – wspomina. Dowiedziała się o tym dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych z prasy. Niemiecki rząd nie potwierdził dotąd oficjalnie tych rewelacji. 

"NUKLEARNA PARTYCYPACJA" 
Büchel nie zostało jednak wybrane przypadkowo. Tutaj stacjonuje 33 Pułk Lotnictwa Taktycznego Luftwaffe. Gdyby doszło do ataku atomowego na Niemcy lub inne państwa NATO, niemieckie samoloty mogą zostać wyposażone w amerykańskie bomby. W natowskim żargonie nazywa się to nuklearną partycypacją; Niemcy nie dysponują bowiem bronią atomową. W tym modelu istnieje jasny podział zadań. Niemieccy piloci mogą przetransportować bomby nad cel; kody aktywacyjne znają tylko amerykańscy wojskowi. 

ODSTRASZANIE STARYMI SAMOLOTAMI 
Bomby atomowe są jasnym sygnałem odstraszania dla każdego potencjalnego przeciwnika – czytamy w strategii nuklearnej rządu USA. 
Czy jednak bomby z Büchel rzeczywiście mają moc odstraszania?
Niemieckie samoloty typu Tornado, które miałyby zostać wyposażone w te bomby, to konstrukcja z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Pod względem technicznym są przestarzałe i podatne na awarie. Eksperci powątpiewają, czy byłyby w stanie stawić czoła nowoczesnej obronie przeciwlotniczej Rosji. Niemiecki rząd nie podjął jak dotąd długo oczekiwanej decyzji, czym zastąpić wysłużone Tornado. 
Pod względem militarnym, składowana w Niemczech broń atomowa "z pewnością nie jest tak zwanym game changer", uważa Tobias Lindner, ekspert ds. obronności klubu poselskiego Zielonych w Bundestagu. Lindner uważa ją za "drogi, niebezpieczny i anachroniczny, symboliczny element po to, by mieć coś do powiedzenia w ramach NATO".
Podobnie widzi to Hans Kristensen, renomowany ekspert ds. wojskowości. 
Niemiecki rząd wierzy, że w ten sposób ma możliwość wpływania na decyzje USA w zakresie zastosowania broni atomowej. W mojej ocenie to całkowita iluzja – mówi duński naukowiec
Politycy w Berlinie zaprzeczają. – W chwili, gdy się z tego wycofamy, nikt już nie będzie nas pytać, jak ma wyglądać nuklearna strategia NATO – twierdzi poseł do Bundestagu Fritz Felgentreu (SPD). 

CIEŃ ROSJI 
10 lat temu, w marcu 2010 roku, Bundestag wezwał niemiecki rząd, by spowodował wycofanie broni atomowej z Niemiec. Jednak żaden z trzech rządów pod przywództwem Angeli Merkel nie zdobył się na ten krok. 
Od kiedy Rosja, gwałcąc prawo międzynarodowe, anektowała w 2014 r. ukraiński półwysep Krym i rozlokowała zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych rakiety średniego zasięgu w Obwodzie Kaliningradzkim, wycofanie amerykańskich bomb atomowych z Niemiec stało się mało prawdopodobne. 
Demonstrujemy w ten sposób, że stoimy u boku Amerykanów – mówi pilot Tornado, który przez długi czas służył w bazie w Büchel.
Rozlokowane w bazie bomby typu B61-3 i B61-4 mają już po 30 lat. Zastąpione mają zostać przez nowoczesny model B61-12 wyposażony w mechanizm sterujący. Program modernizacji ma kosztować 10 mld euro.
Krytycy obawiają się, że nowe, bardziej precyzyjne bomby zwiększają ryzyko konfliktu nuklearnego. 
Osobiście bardzo się boję, że konflikt Wschód-Zachód może wybuchnąć na nowo – mówi Elke Koller, która w 2019 r. za swoje zaangażowanie otrzymała Akwizgrańską Nagrodę Pokojową.
Kiedy nowe bomby atomowe dotrą do Büchel, jeszcze nie wiadomo. Eksperci spodziewają się, że będzie to najwcześniej w roku 2022. W każdym razie, wymiana nastąpi w najwyższej tajemnicy – przypuszcza pilot Luftwaffe, który zna bazę w Büchel jak własną kieszeń. I dodaje: – Lotnisko zostanie zamknięte, przyleci amerykański samolot i nikt nie będzie wiedział, czy przywiózł Coca-Colę, czy zabrał bomby.”

Rozmieszczenie broni nuklearnej w RFN jest właściwie okryte tajemnicą. Tymczasem tajemnicą Poliszynela jest, że w bazie Büchel w Nadrenii-Palatynacie składowana jest amerykańska broń nuklearna.

O sporze w łonie niemieckiej koalicji rządowej odnoszącym się do udziału Niemiec w strategii nuklearnego odstraszania NATO „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” pisała już wcześniej (3.05.2020) [3]:
Pod warstwą betonu, w Niemczech leży kilka amerykańskich bomb. Zapewne nie jest ich dużo, nie mają zbyt dużej siły rażenia i najprawdopodobniej znajdują się w bazie Buechel (Nadrenia-Palatynat w Niemczech zachodnich). W przypadku wojny nuklearnej Amerykanie sami nie zrzucą tych bomb. Przekażą je Niemcom, a ich samoloty Tornado dostarczą je do celu. Amerykańskie bomby i niemieckie bombowce składają się na nuklearny współudział. Ta współzależność istnieje od czasów zimnej wojny i żaden niemiecki rząd tego nie zmienił. Nawet kanclerze wywodzący się z socjaldemokracji nie zrobili tego, chociaż i SPD i Zieloni mieli wątpliwości” – uważa red .Konrad Schuller z FAZ.
Za przenoszenie amerykańskich głowic nuklearnych w czasie wojny odpowiedzialna jest niemiecka Luftwaffe.  
Nie podoba się to niemieckim politykom.  
Przewodniczący SPD - Norbert Walter-Borjans
 Szef SPD Norbert Walter-Borjans powiedział „FAS”, że jest przeciwny „stacjonowaniu, współdecydowaniu, a w szczególności użyciu broni jądrowej”. Dlatego też jest przeciwny planom zakupu amerykańskich samolotów F-18 przeznaczonych do przenoszenia broni jądrowej.

Słowo „współudział” sugeruje, że chodzi o nieszkodliwą przysługę, a w rzeczywistości chodzi o zastosowanie „nieludzkiego rodzaju broni” w czasach, gdy nieobliczalny prezydent USA podważa bezwarunkowe zaufanie do najważniejszego sojusznika i dopuszcza użycie małej broni atomowej  jako opcji”,  argumentuje polityk kierujący od grudnia współrządzącą w Niemczech SPD.
Podobne stanowisko reprezentuje szef klubu SPD Rolf Muenzenich. Jego zdaniem Niemcy nie powinny godzić się w przyszłości na stacjonowanie broni atomowej na swoim terytorium. Jego zastępczyni Gabriela Heinrich dodała, że odstraszanie za pomocą instrumentów z czasów zimnej wojny jest „anachronizmem”.
Ambasador USA w RFN - Richard Grenell i kanclerz RFN - Angela Merkel
Na wypowiedzi liderów SPD amerykański ambasador Richard Grenell zareagował w artykule, opublikowanym na łamach dziennika „Die Welt” w ubiegłym tygodniu: „Najwyższy czas, by Niemcy, zamiast podkopywać solidarność, która stanowi fundament atomowego odstraszania NATO, spełniły swoje zobowiązania wobec partnerów w sojuszu i systematycznie inwestowały w nuklearne współdzielenie w ramach NATO” – napisał ambasador USA. I zaapelował do politycznych przywódców Niemiec, a w szczególności do SPD, by wyraźnie potwierdzili, iż RFN "dotrzyma tych obietnic”.
FAZ natomiast ocenia, że Richardowi Grenellowi, który od niedawna pełni też obowiązki szefa Wywiadu Narodowego, „mogło umknąć” to, że jeszcze przed jego interwencją rząd federalny potwierdził zarówno udział RFN w „nuklearnym odstraszaniu", jak i wypełnianie zobowiązań w ramach NATO. 
Wypowiedzi liderów SPD jednoznacznie skomentował szef niemieckiej dyplomacji Haiko Maas.Jednostronne kroki, które podkopują zaufanie naszych najbliższych partnerów, nie zbliżają nas do celu, jakim jest świat wolny od broni atomowej. Wręcz przeciwnie. Osłabiają nasze sojusze” – oświadczył minister Maas, cytowany przez FAZ.
Gazeta wskazuje, że także Rolf Muetzenich odpierał zarzuty o podkopywanie współpracy w ramach Sojuszu. W wywiadzie dla grupy medialnej Funke ocenił, że to prezydent USA Donald Trump jest tym, który dzieli NATO. Podkreślił też, że „w żadnym wypadku nie kwestionuje NATO czy też niemieckiego członkostwa w Sojuszu”. Jak ocenił, „nie byłoby jednak dobrze dla Sojuszu Północnoatlantyckiego”, gdyby narzędziami, jakie ma do dyspozycji, były jedynie amerykańskie głowice atomowe ulokowane w Niemczech czy w innym miejscu.
Nie wszyscy socjaldemokraci podzielają krytyczne stanowisko szefa partii. 
Fritz Felgentreu, którego wypowiedzi są wyżej, polityk SPD zajmujący się problemami obronności ostrzegł, że rezygnacja ze współudziału spowoduje utratę wpływu Niemiec na strategię odstraszania NATO. 
Kierujący parlamentarną podkomisją do spraw rozbrojenia Karl-Heinz Brunner uważa natomiast, że daje to Niemcom „rzeczywiste prawo do współdecydowania”. Jednak „ostatnie słowo w sprawie użycia amerykańskiej broni atomowej z terytorium niemieckiego ma zawsze szef niemieckiego rządu – podkreślił.

OGRANICZONA WOJNA ATOMOWA?

Utrzymując swoje bomby na niemieckim terytorium Ameryka potwierdza, że atak na Niemcy byłby atakiem na amerykańskie mocarstwo atomowe. Ameryka nie może pozostawić Niemców samym sobie, ponieważ dała Niemcom pod zastaw coś, czego nie może stracić”,  tłumaczy  red. Konrad Schuller z FAZ.
Przeciwnicy udziału Niemiec w atomowym odstraszaniu zwracają uwagę, że głowice na terenie RFN są stosunkowo małe, co może skłonić prezydenta Donalda Trumpa do sprowokowania wojny nuklearnej o ograniczonym zasięgu. „W takim przypadku zniszczeniu uległyby Berlin i Mińsk, a nie Moskwa i Waszyngton” – czytamy w FAZ.
Ja dodaję jeszcze - Warszawę
Partie chadeckie CDU i CSU popierają udział Niemiec w nuklearnym odstraszaniu. SPD jest temu przeciwna.
Decyzja o zakupie F-18 zapadnie prawdopodobnie dopiero w następnej kadencji Bundestagu, po 2021 roku.






[1] Anna Widzyk: „FAZ: Ambasador USA sugeruje przeniesienie broni atomowej z RFN do Polski”, DW, 18.05.2020, patrz: https://www.dw.com/pl/faz-ambasador-usa-sugeruje-przeniesienie-broni-atomowej-z-rfn-do-polski/a-53478569



[3] Jacek Lepiarz: „Szef SPD nie chce w RFN broni atomowej USA”, DW, 3.05.2020, patrz:  https://www.dw.com/pl/szef-spd-nie-chce-w-rfn-broni-atomowej-usa/a-53316427