08 listopada 2018

To nie moja rocznica


100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę


Mój wuj - Tadeusz Jeziorowski
Mam ambiwalentny stosunek do obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.  Z jednej strony - jest to realna historia wpisana w dzieje mojej najbliższej rodziny. Z drugiej strony - czuję obrzydzenie do wszelkich form jej obchodów, jakie serwują mi sfery obecnie rządzące Polską. 
Przekłamania, nachalna narracja, przewartościowanie ówczesnych idei i preferowana agresja – są zdecydowanie obce mojej psychice i intelektowi. Wywołały wewnętrzny opór. W mojej pamięci historycznej wydarzenia sprzed stulecia nie mają faszystowskich i ksenofobicznych treści.

Od pewnego czasu, powoli, z dnia na dzień, stawała mi się ta rocznica coraz bardziej obca i daleka. Świętem rodziców, wujów i ciotek, pokolenia, które już odeszło. Przestała być moją rocznicą. Spoglądam na nią, jak na 200-lecie wojen napoleońskich, których dzieje oglądałam niedawno w moskiewskim Muzeum 1812 r. Z ciekawością, ale z dystansu i bez emocjonalnego zaangażowania.

Koncentruję się przede wszystkim na mojej małej ojczyźnie, z którą jestem związana od 70 lat i która nie ma nic wspólnego z dziejami Polski w 1918r. Moja mała ojczyzna mieści się na niewielkim kwartale Szczecina. Jestem, jak inni, ludnością napływową w tym mieście, przydzielonym Polsce po II wojnie światowej dzięki decyzjom Stalina.

HISTORIA WPISANA W RODZINĘ

W wydarzeniach sprzed stu lat brali czynny udział członkowie mojej najbliższej rodziny – mama i jej rodzeństwo, przede wszystkim jej bracia – Józef i Tadeusz Jeziorowcy. Ich czyny bojowe zostały zapisane na kartach polskiej historii.

Dyplom nadania odznaki "Orlęta" Józefowi Jeziorowskiemu
Józef, starszy z maminych braci, w stopniu starszego ułana, „za dzielność i wierną służbę Ojczyźnie, ku pamięci przebytych bojów w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich w r. 1918-1919”, z rąk gen. Tadeusza Rozwadowskiego, dowódcy Armii „Wschód”, otrzymał 19 marca 1919r. we Lwowie odznakę honorową „Orlęta”.

Niedawno wyszperałam w dokumentacji historycznej informację, że Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich w Galicji Wschodniej (Armia „Wschód”), utworzone z polskich żołnierzy służących armii austriackiej i Legionach Piłsudskiego, w listopadzie 1918r. zostało skierowane do walki z Ukraińcami.

W polskiej historii raczej pomija się wysiłek zbrojny i rolę Armii „Wschód”, chociaż w wojnie polsko-ukraińskiej jej żołnierze walczyli ze znacznie większymi siłami ukraińskimi, którym przy przewadze liczebnej - nie udało się zdobyć Lwowa i wyprzeć polskich wojsk za San. Towarzysze broni, a właściwie szabli i lancy, wuja Józefa leżą pochowani na Cmentarzu Orląt we Lwowie.

1918 r., rozbrajanie Niemców na ulicach Warszawy
Współorganizatorem Armii „Wschód” był gen. Władysław Sikorski. Po ćwierćwieczu, gen. Sikorski ponownie wkroczył w życie naszej rodziny. Moja mama: Jadwiga Bąbczyńska, z domu – Jeziorowska, po przedostaniu się z zaatakowanej przez hitlerowców Gdyni do Wielkiej Brytanii, zostaje teletypistką w londyńskim sztabie gen. Sikorskiego.

I tak w dziejach rodziny obie wojny światowe mają swoje epizody. Z rodzinnych opowieści o wydarzeniach sprzed 100 lat, moja pamięć zachowała ich strzępy, ale pamiętam, jak mama, wówczas 13-latka, opowiadała o rozbrajaniu Niemców na ulicach Warszawy, w chwili zakończenia I wojny światowej.

Młodszy z maminych braci – Tadeusz, należy do najmłodszych odznaczonych Krzyżem Walecznych. Otrzymał go za udział w obronie Płocka w dniach 18-19 sierpnia 1920r. 
Dekoracja Tadeusza Jeziorowskiego przez marszałka Piłsudskiego

Miał wtedy niespełna 12 lat i dostarczał amunicję na barykady. Z opowieści babci, zachowała się anegdota o tym, jak „Tadzio z kulomiotem przed bolszewikami Płocka bronił”.  
W uzasadnieniu przyznania mu bojowego odznaczenia napisano: „....kiedy wybito obronę barykady koło poczty a ranni żołnierze opuścili barykadę pozostawiając karabin maszynowy, ochotnik Tadeusz Jeziorowski porwał i uniósł wymieniony karabin. Pędzony przez konnych bolszewików w ostatnim momencie ciałem swym go przykrył. Krzyż otrzymał z rąk marszałka Piłsudskiego 10 kwietnia 1921r. W nagrodę został też skierowany do Korpusów Kadetów, najpierw w Modlinie, potem we Lwowie, gdzie zdał maturę. 
Płock, 10 kwietnia 1921r., uroczystość nagradzania za obronę Płocka
Losy wuja Tadeusza na zawsze związane były z polskim wojskiem. Został lotnikiem. Skończył szkołę podchorążych w Dęblinie, w 1931 r. prezydent II RP mianuje go podporucznikiem a minister spraw wojskowych, przydziela do 3 Pułku Lotniczego w Poznaniu.  W chwili wybuchu II wojny światowej służył jako oficer taktyczny w III Dywizjonie Myśliwskim tego pułku. Zginął 4 września 1939r w walce powietrznej z hitlerowskim Luftwaffe nad lotniskiem polowym dywizjonu w Widzewie.

Pośmiertnie, w stulecie swoich urodzin (2008r.), „w uznaniu czynu wybitnej odwagi i męstwa, okazanego w walce z niemieckim najeźdźcą”, został odznaczony Krzyżem Srebrnym (V kl.) Virtuti Militarni.

Tadeusz Jeziorowski wraz z bratem Józefem i Zbigniewem, też lotnikiem, który zginął nad Zatoką Walijską w czasie II wojny światowej – patronują obecnie Szkole Podstawowej nr 1 w Płocku. Sam Tadeusz Jeziorowski jest patronem kilku drużyn harcerskich.

Historia mojej najbliższej rodzina jest wpisana w stulecie niepodległej Polski, tak samo jak w obie wojny światowe ubiegłego wieku. Mama urodziła się w zaborze rosyjskim, tata w austriackim, ja w „emigranckiej” Szkocji, mieszkam na dawnych ziemiach pruskich i III Rzeszy.

To wszystko jest stygmatami tej samej współczesnej Polski. Stulecie powinno przykryć kurzem historii te stygmaty, zabliźnić je, zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy częścią zjednoczonej Europy. Tyle, że ja coraz bardziej obco czuje się we własnym, przeraźliwie podzielonym kraju, w którym jego historia - nie łączy, a dzieli społeczeństwo.

I CO DALEJ?...

Nie miałam okazji poznać swoich wujków. Ale słuchałam opowieści rodzinnych na ich temat. Była pamięć o nich i ich dokonaniach, nie było natomiast jakiegoś nienaturalnego kultu.

Ten kult pojawił się od niedawna u niektórych kuzynów. Zaczęli wygrywać na tym swoje polityczne profity. Bo moje pokolenie, moje kuzynostwo – jest głęboko podzielone ideologicznie i mentalnie, jak cała Polska. Rozmawianie o rodzinnej przeszłości kończy się kosmicznymi awanturami, więc umyka ona gdzieś w zakamarki świadomości, jako zbędny balast.

Mieszkając na pograniczu polsko-niemieckim, w mieście urodzenia wielkiej rosyjskiej imperatorowej Katarzyny II, skąd mam bliżej do Berlina i Wiednia, niż do Warszawy, bywając w Rosji i Niemczech – patrzę się na historię Polski przez pryzmat wydarzeń w całej Europie, a nie polonocentrycznie.

Wydarzenia w Polsce po zakończeniu I wojny światowej traktuję normalnie, a nie wyjątkowo. I szalenie mi brakuje w publicznym przekazie o minionym stuleciu i jego korzeniach - owej normalności, dystansu do wydarzeń.

Moja mała ojczyzna należy do Polski od 1945r. Nie ma w niej żadnych miejsc pamięci czy postaci w historii, związanych z setną rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę. Można by się ewentualnie spierać o Katarzynę II, ale i tak jej udział w rozbiorach Polski jest szalenie wypaczany w polskim przekazie historycznym. I nie ta epoka. Tu nikt nie walczył o ziemie dla odradzającej się Polski, nie toczył bitew z armią bolszewickiej Rosji ani wojskami ukraińskimi, nie rozbrajał Niemców w wyniku zakończenia I wojny światowej. Bo tu sto lat temu nie było po prostu żadnej Polski.

We współczesnym Szczecinie mieszka już trzecie i czwarte pokolenie Polaków. Przybyli tu z różnych regionów Polski, także z dawnych Kresów Wschodnich, z emigracji. Pewnie są wśród nich i tacy, których najbliżsi walczyli na różnych frontach I wojny światowej lub wnosili wkład w odzyskanie przez Polskę niepodległości. I być może, stulecie odzyskania niepodległości jest dla nich ważne.

Dla mnie jest o niebo ważniejsze, komu zawdzięczam, że Szczecin, moja mała ojczyzna, jest polski, a ja od dziesięcioleci żyję w nim w pokoju.

Moja wdzięczna pamięć nie sięga stu lat, ale końca II wojny światowej, decyzji Józefa Stalina, pierwszych osadników i budowania zrębów polskiej władzy na tych ziemiach.

Obchody 100-lecia odzyskania niepodległości Polski w stalinowskim podarunku dla naszego kraju, przy jednoczesnym burzeniu pomników wdzięczności dla radzieckich żołnierzy, dzięki którym tu mieszkam – jest chyba największym paradoksem naszej najnowszej historii. Smutnym i ponurym. 

Chyba nie o taką Polskę - skłóconą, podzieloną, o plugawych zachowaniach wobec tych, którzy na jej ziemi oddali życie w bojach z hitlerowskim najeźdźcą - walczyli moi wujowie sto lat temu. Nie tak pojmowali polską niepodległość.
Opublikowano
SPUTNIK Polska (Rosja)
8 listopada 2018r
***


Dekoracja Krzyżem Zasługi Tadeusza Jeziorowskiego  
(żołnierza-harcerza, ostatniego w szeregu) 
przez marszałka Piłsudskiego

4 komentarze:

  1. A jeśli powiem, że się popłakałam czytając te refleksje, bo się popłakałam , to niech to znaczy co znaczy, a znaczy, że czuję tak samo. Choć biologicznych rodziców nie znam, a z lakonicznych opowieści wiem jedynie, że ojciec był oficerem WP, a adopcyjny podoficerem ... to wiem jedno, każdy naszych przodków, w danej dziejowej chwili i potrzebie, służył jak potrafił, jak mógł i każdy na swoim "odcinku". Ani patos, ani szydera, ani umniejszanie, ani triumfalizm nie są tymi składowymi, które mają prawo być dawkowane garściami przez kogokolwiek właśnie dziś. Paradoksalnie przecież oni wszyscy też są przekonani, że służą najlepiej, tam gdzie są, w czasach i okolicznościach jakie ... no właśnie , jakie tworzyły POKOLENIA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, i dlatego właśnie podaję fakty z historii mojej rodziny, uwikłanej w historię kraju, w którym żyła, ale ich nie oceniam.
      Dla mnie historia - to właśnie te fakty. Fakty, które tworzyły pokolenia naszych rodzin.
      Rozumiem Pani łzy, i ich przyczynę...
      Jest mi niezmiernie przykro, że współcześni Polacy nie potrafią spoglądać na historię Polski racjonalnie, uczciwie, że de facto - bardzo mało o niej wiedzą.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Podzielam pogląd i solidaryzuje się z opinią. Pozdrawiam
    jasny gwint

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam, mając nadzieję,że może dożyję czasu, gdy nasi rodacy będą na rodzimą historię patrzyli normalnie i nie robili z niej okazji do wszczynania burd, promocji faszyzmu czy skrajnych nacjonalizmów, nie pławili się na jej tle w nienawiści światopoglądowej.
      To co się teraz dzieje - jest nie do wytrzymania.

      Usuń