31 maja 2019

Polskie realia po obaleniu „komunizmu”


INTERNET
POLSKA


W gronie znajomych na Facebook’u jest Małgorzata Bratek, kobieta, którą los zmusił do osiedlenia się na po PGR-owskiej wsi. Z wykształcenia muzykolog po uniwersyteckich studiach w Poznaniu. Mieszka na wsi w gminie wiejsko-miejskiej Wieleń, w powiecie czarnkowsko-trzciańskim (woj. wielkopolskie).
Właśnie podsumowała polskie realia po 1989r. Za jej zgodą, postanowiłam je szerzej upublicznić. Mąż pani Małgorzaty, o którym wspomina, zmarł niedawno.
Małgorzata Bratek i jej motorower, zwany komarkiem
Pan Piotr Gadzinowski[1], tak, tak, ten z "Nie", którego nieprzerwanie od lat lubię i cenię, lubić i cenić nie przestanę, był tak miły i popróbował wytłumaczyć jakoś Kryśkę Jandę[2] z tego, że za ilustrację swego powyborczego stanu ducha uznała obrzydliwy w swej wymowie rysunek z wiejską babą, dającą głos w zamian za 500+...
Uznałam, że trzeba coś wyjaśnić... I będzie po "prywatnych"...
1.
Od trzynastu lat mieszkam na wsi, w bloku po-PGR-owskim, dokąd uciekliśmy wraz z Mężem, chorym na SM, niewidomym i sparaliżowanym z poznańskiego mieszkania (ilekroć to piszę, tylekroć pewna działaczka SLD śmie to pisanie nazwać "rozdzieraniem szat")

Uciekliśmy w roku, w którym rząd pod przewodnictwem Leszka Millera - bez żadnych osłon socjalnych - zrealizował "uwolnienie czynszów". W praktyce oznaczało to, że każdy, kto zamieszkiwał w lokalu, stanowiącym część prywatnej kamienicy, musiał podołać wszelkim kaprysom czynszowym właściciela tej kamienicy. W naszym przypadku oznaczało to konieczność natychmiastowej, comiesięcznej zapłaty 1,5 krotności renty Męża. Do wyboru mieliśmy: most albo ucieczkę. Byle gdzie i byle jak. Ciężka choroba, bezrobocie nie stanowiły żadnej okoliczności łagodzące
Dzisiejsze wyniesienie Leszka Millera na salony europarlamentu odczuwam jak plunięcie w twarz wszystkim, którzy w wyniku tego gestu "skapitalizowanego lewicowca" zmarli w schroniskach dla bezdomnych, powiesili sie w chwili, gdy ekipa eksmitująca wyważała drzwi (podkreśl właściwe). Lista milczących ofiar jest bardzo, bardzo długa.
2.
Mieszkając tu, a nie gdzie indziej, na własnej skórze odczuliśmy, czym były "reformy" rządów Unii Wolności, SLD, AWS... Z mapy powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego[3] zniknęły autobusy, likwidowano dworce kolejowe i kolejne kursy pociągów. Na szosy powróciły stare rowery i "komarki"[4], ci, co ich nie mieli, wędrowali do pracy po 10 km pieszo. Trudno zapomnieć mi pewną mieszkankę małej wsi Mniszki[5], która do grzybiarni w Rosku[6] dojeżdżała dzień w dzień - 20 km - rowerem. Także - jesienią, także - zimą

Na coraz częściej spóźniające się, a rzadko kursujące pociągi czekaliśmy po godzinie, dwie, przed zamkniętymi na cztery spusty dworcami kolejowymi (Trzcianka). Gdy już dojechaliśmy do stacji węzłowej, dalej przesiadaliśmy się na rowery i rozmaite "komary"
Taki był wynik liberalnej reformy transportu zbiorowego, zaprojektowany z całą pewnością przez miejskich inteligentów.
3.
Chorzy na wsi nie mogli liczyć na żadną poważniejszą pomoc lekarską. Był to wynik koszmarnej reformy służby zdrowia, której podstawą stał się kapryśny, chamowaty, szybko bogacący się przedsiębiorca, zwany "lekarzem rodzinnym". Ponieważ był "podmiotem prywatnym" mógł zapisać chorego lub nie, wystawić skierowanie lub nie, leczyć lub nie leczyć

I taki to lekarz rodzinny odmówił trzeciej - przez cały rok - wizyty u Męża na kilka dni przed śmiercią. I nie było takiej siły, która by go do złożenia tej wizyty zmusiła.
Czy wsadzono do więzienia tych UD, SLD, AWS-skich ministrów zdrowia, którzy tak a nie inaczej tę strukturę "pomocy medycznej" skonstruowali
Kto poniósł odpowiedzialność za to, że ciężko chory na wsi nie może liczyć na pomoc neurologa, dentysty czy psychologa, a gdy okaże się, że konieczna byłaby pomoc tzw. opiekunki, to miejscowy MGOPS[7] jest w stanie przysłać jedynie - tak jak było w naszym przypadku - alkoholiczkę z wyrokiem karnym za nożownictwo
Gdy zatem widzę dzisiejsze wyniesienie posłanki Kopacz, trafia mnie szlag. Was nie?
4.
W ramach innej reformy kazano pracować m.in. kobietom do 67 roku życia, zaś przydzielane im emerytury to dziś 1000 zł w porywie. Za te pieniądze aktualny europoseł nie przeżyłby nawet tygodnia. Wydłużenie czasu koniecznej - do osiągnięcia emerytury - pracy przyniosło tu, na prowincji i taki obrazek: oto kobieta, lat 61, z widoczną przepuchliną, nogami jak banie, dźwiga wielkie wory z gąbką i kładzie pod maszynę pikującą - szkoda, żeście nie widzieli, jak - mokra od potu - spieszyła się, aby wyrobić normę

Taki los zgotowali jej warszawscy na ogół inteligenci, czynni w polityce.
5.
Polityka winna być służbą. Skutkiem tej służby - dobrobyt wszystkich lub prawie wszystkich.
Polska polityka po 1989 roku nie była służbą, a jedynie torowaniem sobie przez mniejszość dróg do osiągnięcia osobistego powodzenia

Polska polityka po 1989 roku była też wielkim zmasowanym ruchem kamerdynerów, gotowych obsłużyć każdy zagraniczny "kierunek". Rodak w oczach tych kamerdynerów, taki, co potrzebował pracy, mieszkania, autobusu, co by go do tej roboty dowiózł - g..no znaczył
I nic się nie zmieniło. Urągliwy, chamski rysunek udostępniony przez Kryśkę Jandę, co to się jej wydało, że jest jaką George Sand, a nie jest, najlepszym na to dowodem.

Małgorzata Bratek 
Facebook
30 maja 2019r. 
https://www.facebook.com/malgorzata.bratek.9/posts/10275703241085

***

Nie będzie z mojej strony żadnego komentarza, mogę tylko polecieć na dokładkę oglądnięcie kilku programów telewizyjnych Katarzyny Dowbor dla telewizji Polsat: „Nasz nowy dom”. Obrazuje w jakich warunkach żyją ludzie w naszym kraju, zwłaszcza na wsiach.

Z mediów[8]:

W wielu miejscach nadal biednym jest ten, który nie ma na jeden posiłek dziennie. Oto straszna rzeczywistość polskich wsi. Tu nie trafia 500+... (...) Według większości Polaków biednym jest się wówczas, gdy brakuje pieniędzy na jeden posiłek dziennie, podstawowe opłaty i rachunki. Tak przynajmniej wynika z badań CBOS-u „Społeczne postrzeganie ubóstwa”. (...
W 2017 r. częściej niż przedstawiciele ludności miejskiej biedy doświadczali mieszkańcy wsi. Na wsi mieszka ponad 15 mln ludzi. W skrajnym ubóstwie żyje ponad 7 procent z nich. Co to znaczy: skrajne ubóstwo? To termin wymyślony przez urzędników. Wyznacza go ustalana przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych kwota, którą trzeba mieć, żeby zaspokoić podstawowe potrzeby. Gdy jej brakuje mamy do czynienia z „biologicznym wyniszczeniem”. W 2017 roku GUS podał, że do przeżycia jednej osobie konieczna była kwota 574 zł na miesiąc. Rodzina 2-osobowa musiała mieć minimum 966 zł, a 3-osobowa 1396 zł.
Fakty są takie, że ponad 1 mln mieszkańców polskiej wsi żyje poniżej tego minimum. Najwięcej ubogich mieszka na Podkarpaciu, w Małopolsce, na Warmii i Mazurach oraz na Podlasiu. Tak z wynika z badań „Wskaźniki zasięgu ubóstwa ekonomicznego według województw w 2017 roku”. W tych regionach najwięcej osób korzysta z pomocy społecznej. Są gminy, w których 60 procent mieszkańców utrzymuje się z zasiłków.

W niewielkiej gminie Turośl na Podlasiu po zasiłki do opieki przychodzi 300 osób. Są wśród nich samotni, bezrobotni, ale także rodziny, które już nie są w stanie utrzymać się z gospodarstwa – mówi Elżbieta Cicha, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Turośli. Wiadomość dobra jest taka, że 4 lata temu było ich więcej, bo 400. – Może być tak, że ci, którzy dostają świadczenie Rodzina 500 plus wstydzą się teraz przyjść po dodatkową pomoc – rozważa pani kierownik.
Kiedy bowiem rozgląda się po swojej gminie, to widzi: odkąd pozamykano zlewnie mleka w okolicy, małe gospodarstwa się zwijają, a rolnicy tracą jedyne źródło dochodu. Dobrze radzą sobie tylko ci, którzy mają dużo hektarów i sztuk bydła oraz mogli stworzyć wyspecjalizowane farmy mleczne.
Mówi się, że „wieś wyżywi się sama”, ale to nieprawda, bo przecież tylko co 4 mieszkaniec wsi utrzymuje się z rolnictwa. – Kto nie ma kury, krowy, ziemniaków na polu, ten wszystko musi kupić. A u nas sklep jest jeden w okolicy, więc dyktuje ceny. W efekcie mamy drożej niż w mieście, a zarobki są u nas znacznie niższe – porównuje nasza rozmówczyni.

Oczywiście, wieś wsi nierówna. To, jak żyje się jej mieszkańcom, zależy od wielu czynników. Na przykład od tego, czy miejscowość leży w pobliżu miasta czy przeciwnie – „daleko od szosy”. Ważny jest też jej profil: jest typowa rolnicza czy „wielofunkcyjna”. Znaczenie ma również turystyczna atrakcyjność regionu, bo wówczas można zarabiać prowadząc gospodarstwo agroturystyczne. 
Z najnowszego raportu „Monitoring rozwoju obszarów wiejskich" (to cykliczny projekt Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN oraz Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej) jasno wynika, że wieś jest rozwarstwiona. Są wyspy dobrobytu i oceany niedostatku. 
Posługując się językiem przeszłości – wciąż możemy mówić o Polsce A i B. 
Ta pierwsza jest lepiej rozwinięta, bogatsza, z wsią „wielofunkcyjną”, tzn. nie zdominowaną przez rolnictwo. 
Ta druga rozwija się słabiej. Granica podziału przebiega (mniej więcej) zgodnie z podziałem Polski między zabór rosyjski i pruski. Dawny zabór rosyjski (nie licząc sąsiedztwa dużych miast) jest dużo gorzej rozwinięty niż dawny zabór pruski (czyli zachodnia część kraju). 
Z czego to wynika? Najgorzej jest tam, gdzie wciąż dominuje tradycyjne, niewyspecjalizowane rolnictwo, ponieważ coraz trudniej z niego wyżyć. (...)





[1] Piotr Gadzinowski - dziennikarz związany z tygodnikiem „NIE” Jerzego Urbana
[2] Krystyna Janda - polska aktorka. 
[3]  Zarząd Powiatu Czarnkowsko-Trzcianieckiego: „Raport o stanie powiatu czarnkowsko-trzcianieckiego za 2018 rok”,  http://bip.czarnkowsko-trzcianecki.pl/artykul/1042/5016/raport-o-stanie-powiatu-czarnkowsko-trzcianeckiego-za-2018-
[4] „Komarek” – motorower.
[5] Mniszki – wioska wchodzi w skład sołectwa Mnichy-Mniszki, w gm. Międzychód w pow. międzychodzkim, woj. wielkopolskim. Do 1945r. folwark baronów von Unruh. W czasie II wojny światowej przedstawiciele tego rodu byli w znacznym stopniu poddani szykanom okupacyjnych władz niemieckich łącznie z pobytem w obozach koncentracyjnych, gdzie dwie osoby straciły życie. W dawnych zabudowaniach folwarku, po 2006r.  zrekonstruowano warsztaty wiejskich rzemieślników. m.in. garncarza, kowala i szewca - oraz zgromadzono wiele sprzętów, używanych dawniej w gospodarstwach zachodniej Wielkopolski. W jednym z pomieszczeń odtworzono dawna izbę lekcyjną, a w następnym skład kolonialny - sklep z luksusowymi wówczas artykułami sprowadzanymi z krajów kolonialnych (kawę, herbatą, orientalne przyprawy). Utworzenie na miejscu dawnego folwarku - skansenu ożywiło niewielką wieś. Pracuje tam kilka osób, kilka innych dorabia w ramach tzw. prac społeczno-użytecznych organizowanych przez Klub Integracji Społecznej. Gospodynie z Mniszek oraz z pobliskich wsi Mnichy i Tuczępy mają okazję zaprezentować swoje kulinarne i artystyczne uzdolnienia podczas festynów, w pomieszczeniach biurowych dawnego folwarku powstała świetlica. W skansenie odbywają się tzw. zielone lekcje. Część pomieszczeń wyremontowała spółka Clean City, która prowadzi Zakład Utylizacji Odpadków koło Mnich. 
[6] Rosko - zabytkowa wieś w gm. Wieleń, pow. czarnkowsko-trzcianiecki, woj. wielkopolskie, liczy ok. 1,7 tys. mieszkańców. 
[7] MGOPS – Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej
[8] Anna Dąbrowiec: „Tak wygląda bieda! Nie uwierzysz, że jest jej tak dużo!” (fragmenty artykułu), Fakty24,  7 stycznia 2019r., patrz: https://www.fakt.pl/pieniadze/za-miastem/tak-wyglada-bieda-nie-uwierzysz-ze-jest-jej-tak-duzo/kbh8efz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz