Tak dalej być nie może. Garnki niepomyte, sterta prasowania, na dodatek piękna pogoda, kwiaty zdrowo rosną, loggia staje się powoli zielonym salonikiem. Człowiek wyciągnąłby się na leżaku z kubkiem neski, nałożył na uszy słuchawki i zasłuchał w pieśniach Krutoja śpiewanych przez Chworostowskiego, delektował jego: „Choczu byt’ twojeju muzykoj”, a tu d..a zimna. Nic z tego.
Sama
sobie jestem winna. Miotam się od ściany do ściany między zawodową potrzebą
śledzenia naszej polskiej rzeczywistości, bycia na bieżąco, a przy okazji
powolnym uzależnieniem się od Internetu, nośnika informacji - a zdrowym
rozsądkiem, który nakazuje mi nie ulegać zbytnio tej potrzebie, nie dać się
zniewolić, zwolnić nieco, dać sobie czas na inne sprawy.
Zamiast
delektowania się rozkoszami wypieszczonej loggii - z komputera wali we mnie kanonada
płaczów, załamywania rąk i wielkie dzielenie włosa na czworo. Głowa pęka od tego biadolenia na temat wyników
wyborów do Parlamentu Europejskiego. PiS urządził sobie trening wyborczy przed
wyborami w Polsce oraz skuteczny skok na kasę. W PE, PiS-owcy się nie napracują,
są w ugrupowaniu marginalnym, bez znaczenia, odpowiedzialność żadna a apanaże
spore i zabezpieczenie na przyszłość. Ponad połowa Polaków zignorowała wybory
do „euro kołchozu”, jak młódź mawia, i ja mam się tym podniecać, jak nasza
opozycja i media? A w życiu!...
Do
tego, jak z worka Kasandry, wysypują się medialnie idiotyzmy dnia codziennego:
obalenie kanclerza w Austrii przez tajniaków ze statystkami udającymi Rosjanki,
kolejny nożownik w akcji, trupy na autostradach, strzelanina w szkole, niczym w
USA, powódź, traktowana, jako rekwizyt propagandy politycznej, gwiazda
intelektu PiS, posłanka Pawłowicz z kuriozalnymi oświadczeniami, kolejna kraksa
żołnierzy USA, strzały w samolocie czeskiego premiera, walka z władzami o życie
stada dziko żyjących od lat krów, Paulina Młynarska chce płakać. I tak
codziennie.
Ten oszalały świat i Polska, zaczynają być poza możliwością przyswajania, poza moją percepcją. Nawet najbardziej odporna psychika z czasem ma tego wszystkiego serdecznie dosyć. Jest to naruszenie podstawowej potrzeby każdego człowieka – życia z poczuciem bezpieczeństwa, w świecie pokoju i harmonii. Przerost negatywnych emocji nad rozumem w Polsce jest przerażający. Trzeba się jakoś przed tym zjawiskiem bronić.
Ten oszalały świat i Polska, zaczynają być poza możliwością przyswajania, poza moją percepcją. Nawet najbardziej odporna psychika z czasem ma tego wszystkiego serdecznie dosyć. Jest to naruszenie podstawowej potrzeby każdego człowieka – życia z poczuciem bezpieczeństwa, w świecie pokoju i harmonii. Przerost negatywnych emocji nad rozumem w Polsce jest przerażający. Trzeba się jakoś przed tym zjawiskiem bronić.
Efekty
wyborcze pozostawiam socjologom, bo jest, nad czym się zastanawiać. I specom od
edukacji społeczeństwa, bo jest, nad czym popracować.
Natomiast
z całej tej wyborczej kołomyjki interesuje mnie jedno: jak Grupa „Czworga” - ex
szefów polskiej dyplomacji - zaistnieje na europejskim forum parlamentarnym.
Moja ulubienica Anna Fotyga z PiS, będzie miała teraz do wsparcia Witolda
Waszczykowskiego. Czy poskromią apetyty chadeka Radka Sikorskiego, kolejnego
mojego beniaminka? To be, or not to be,
that is the, question - że się tak wyrażę Szekspirem... I jak się w tym gronie zachowa socjalista
Włodzimierz Cimoszewicz? Całe to grono, mniej lub bardziej jest antyrosyjskie,
ma ambiwalentny stosunek do Ukrainy i przerośnięte ego. Jedno jest pewne – na
najbliższe kilka lat mam zapewnione tematy do pisania! Polityczne fajerwerki –
murowane.
W
pewnym sensie interesuje mnie też Marek Belka. Jak się odnajdzie, czy europejscy
socjaliści potrafią wykorzystać jego ogromną wiedzę i wielkie doświadczenie,
umiar i rozsądek? Oby umieli. I na tym kończą się moje zainteresowania wyborami
europosłów.
y/s "Mir" w Szczecinie |
Dni
Morza, to takie sentymentalne, osobiste święto, w którym wracam pamięcią do
bliskich. Do ojca, który w swojej karierze, nie tylko, jako kursant a potem
wykładowca, pływał przed wojną na polskim żaglowcu „Dar Pomorza”, ale po wojnie,
podczas kariery pedagogicznej w szkolnictwie morskim, bywał jego dowódcą i
szkolił na nim przyszłe pokolenia kapitanów. Wracam pamięcią do Tadka, mojego brata,
który wprowadzał mnie w tajniki żeglarstwa. Do dzisiaj pamiętam wrzynające się
w tyłek burty jachtu przy balastowaniu w walce z wiatrem, gdy ściągaliśmy z
trzcin regatowe hornety, urwane z przystani w czasie szkwału. Pamiętam
niejednego guza nabitego bomem, bo nie uważałam. Każdy żaglowiec, każdy większy
jacht, jaki wpływa do Szczecina, jest dla mnie ich przypomnieniem.
W
tym roku, w połowie czerwca, z okna gabinetu nie zobaczę charakterystycznych
czerwonych masztów wielkich rosyjskich żaglowców. Mam do nich wielki sentyment,
miałam je okazje zwiedzać, rozmawiać z ich kapitanami, poznać załogi. Bywały
okrasą szczecińskich Dni Morza. Dla nich przebudowano nawet w ciągu toru
wodnego połączenie energetyczne z naziemnego na podwodne, by mogły swobodnie do
miasta wpływać.
To
efekt durnej decyzji premiera Morawieckiego, który wydal „rozkaz” administracji
morskiej nie wpuszczania na polskie wody terytorialne ze względu na kursantów –
załogantów z Krymu - rosyjskiego barku „Siedow”. Swoimi decyzjami premier
naruszył wiele artykułów Konwencji ONZ „O prawie morza”.
Po
takim afroncie, żaden rosyjski żaglowiec nie przyjmie zaproszenia od naszego
miasta. Mnie to nie dziwi, ale tracą szczecinianie. Nie zobaczą pysznych
sylwetek „Kruzensterna”, „Siedowa”, „Mira”, nie wejdą na ich pokłady.
Jedyną
ozdobą tego roku będzie hiszpański żaglowiec „Juan Sebastian de Elcano”. Ale ze
względu na zanurzenie nie przycumuje do Wałów Chrobrego, reprezentacyjnych
nabrzeży w Szczecinie. Kiedyś Urząd Morski w Szczecinie, przed wpłynięciem
wielkich żaglowców zlecał pogłębianie tego fragmentu Odry.
Poza
tym, wybuchła awantura między organizatorem, czyli miastem Szczecin, a
właścicielem nabrzeża przy Wałach Chrobrego, czyli Polską Żeglugą Morską, którą
rządzi obecnie PiS. Oczywiście poszło o pieniądze. Właściciel nabrzeży zażądał
pół miliona zł za wydzierżawienie na trzy dni nabrzeża dla żaglowców.
Organizatorzy takiej kwoty nie mają i w reprezentacyjnym miejscu miasta
pięknych żaglowców nie będzie. Tak wygląda „morskość” Polski pojmowana przez
PiS. Nic tu nie pomogą frazesy serwowane przez ministra Gróbarczyka. Między
propagandowym gadaniem a rzeczywistością – istnieje ogromna przepaść.
Jest
już wieczór i nareszcie mam czas dla siebie. Słychać jeszcze ptaki, szpak flirtuje
namiętnie, stroka skrzeczy grzebiąc w koszu na śmieci. Gwar miasta ucicha
powoli. Słychać tylko szum fontanny przed zabytkowym kościółkiem naprzeciwko. Wyciągam
się rozkosznie na leżaku, otulam kocem, na stoliku obok kubek kawy z płatkami
imbiru i plasterkiem cytryny. Z kubka
patrzy na mnie Putin w admiralskiej czapce. Przypominam sobie miłą dziewczynę z
petersburskiego sklepiku, która skopała cały magazyn, by wyszukać mi kubek z
„morskim” Putinem.
Wielkie żaglowce przy Wałach Chrobrego w Szczecinie, 2014 |
–
No i widzisz Wowa, - mówię w myślach do Putina na kubku, - na ciężką rusofobię
nic nie poradzisz. Ty przynajmniej postawiłeś na edukację, rozwój intelektualny
Rosjan, na budowanie społeczeństwa obywatelskiego... Ech, nie ma, o czym
gadać.
Na kubku, spod daszka ze złotą „kapustą”, jak mawiają starzy kapitanowie, patrzą na mnie nieco zamyślone, nieco smutne oczy. Zdają się mówić: - Nic to Zosia, to kiedyś minie...
– Nie wiem, czy tego dożyje, - odpowiadają moje oczy.
Na kubku, spod daszka ze złotą „kapustą”, jak mawiają starzy kapitanowie, patrzą na mnie nieco zamyślone, nieco smutne oczy. Zdają się mówić: - Nic to Zosia, to kiedyś minie...
– Nie wiem, czy tego dożyje, - odpowiadają moje oczy.
W
odbiorze kręgu znajomych, PiS ugruntował swoją władzę. Kolega, obrotny chłopak,
imający się działań, które egzystują wyłącznie na bazie znajomości,
zapowiedział, że podczas weekendu nie pomoże mi zdejmować do prania firan i
wieszać wypranych w oknach, bo ma spotkanie z PiS-owcami. Do tej pory
preferował takie weekendowe spotkanka organizowane przez ludzi SLD.
–
Wiesz, jak to jest, - peroruje przez telefon, - jeden pisior, taki radny z
miasta, zaprosił mnie na spotkanie powyborcze, będzie ambasador Węgier, więc
idę. Trzeba się jakoś teraz poukładać, bo PiS osiadł na długo. Realia życia, sama
rozumiesz, - tłumaczy mi kolega.
W
pewnym sensie rozumiem go, chce jakoś żyć, pracować, zarabiać, poukładać się z
ludźmi władzy. I znowu PiS zwyciężył, prania firan na razie nie będzie. Mieszkam
w tzw. starym budownictwie, gdzie pokoje mają 3,4 m wysokości i firany wiesza
się przy pomocy drabiny. W moim wieku włażenie na drabinę raczej jest
niewskazane. Ale jeśli PiS nadal będzie u władzy, będę musiała zaryzykować
drabinową akrobatykę, brudnych okien i firan – nie ścierpię.
Opublikowano
SPUTNIK Polska
30 maja 2019r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz