11 października 2013

Śladami Okudżawy – Arbat


Wyjazd studyjny do Rosji
21 - 26 września 2013 

Najsłynniejszą moskiewską ulicą, Arbatem zaraził mnie Bułat Okudżawa. Swego czasu szalenie popularny w Polsce, często w radio i telewizji można było posłuchać jego ballad i opowieści. Mnie urzekła jego ballada „Oh, Arbat, mój Arbat”. Na początku - mniej treścią, bardziej melodią - nostalgiczną, na wskroś rosyjską. Potem wsłuchałam się w jej słowa - o ulicy, która płynie jak rzeka i jest dla rosyjskiego barda powołaniem, radością i  zarazem nieszczęściem. O ludziach z niej, niewielkich, zabieganych, gdzieś pędzących….

Gdy zainstalowałam w domowym komputerze podłączenie do Internetu, sprowadziłam przez niego z Sankt Petersburga płytkę kompaktową z pieśniami i opowieściami Okudżawy o Arbacie. Wiele razy towarzyszyła mi w pracy, a Arbat coraz mocniej kodował się w pamięci.

Kojarzył mi się  też z „Mistrzem i Małgorzatą” Bułhakowa, ale w jakieś wersji wieczornej, nocnej, nie wiem dlaczego.

Jadąc po raz pierwszy do Rosji i Moskwy – marzyłam, by znaleźć się na Arbacie, zobaczyć ulicę, która potrafi tak zniewalać ludzi. Program pobytu właściwie wykluczał zwiedzanie Moskwy, ale dzięki uprzejmości kolegi z RIA Novosti Leonida Swiridowa, moje marzenie się spełniło. Zgodził się być Cicerone po Moskwie i z programu pobytu wykroił trzy godziny na jej zwiedzanie. Zwiedzanie było klasycznym standardem każdego turysty prowadzone ostrym galopem.

Przede wszystkim – moskiewskie metro i krótkie przerwy, by zobaczyć urok niektórych stacji, powstałych często przed wojną. Przebiegliśmy błyskawicznie Plac Czerwony, okrążyliśmy cerkiewkę św. Bazylego, przebiegliśmy GUM z przerwą na pyszną lemoniadę i metrem dotarliśmy do starego Arbatu.

Stanęłam jak wryta. Ulicę wyobrażałam sobie  z zabudową podobną do europejskich starówek, no może nieco większą niż słynna Złota Uliczka w Pradze. Jeszcze nie przyswoiłam sobie faktu, że Moskwa jest miastem monumentalnym i taki musiał być też Arbat. 
Czekała mnie ostra konfrontacja. Przed oczyma miałam ulicę zamieniana w deptak, szeroką, bo ze zlikwidowaną jezdnią, otoczoną wysokimi, wielopiętrowymi domami, między nim,jak zauważyłam w dalszej wędrowce -  trafialy się też i dworki i parterowe zabudowy z wielkim gmaszyskiem w socrealistycznym stylu rosyjskiego MSZ na  zwieńczeniu.tej niesamowitej ulicy. Istny architektoniczny misz-masz.. Jakieś caffe japońskie, azjatyckie, it. i klasyczna rosyjska  „czekoladnica”, cukierenka i sklepik z kakao i czekoladą. Stwarzały niesamowitą mieszankę, której raczej nie oczekiwałam.
Czekoladnica na Arbacie
Przy okazji dowiedziałam się, że Rosja jest potentatem na rynku czekoladowym i nadal dyktuje na nim ceny, a rosyjska czekolada nie ma równych sobie na całym świecie. Jeszcze w czasach ZSRR podpisywano  długoletnie kontrakty handlowe z państwami afrykańskimi, które za inwestycje przemysłowe płaciły i płacą nadal (!) ziarnem kakaowym.

Ale im głębiej wchodziłam, tym bardziej mnie Arbat zniewalał. Odnalazłam w nim przepiękne kamienice, starannie odnowione, z początków minionego wieku, a nawet XIX-wieczne. Detale architektoniczne przypominały niekiedy polską secesję.

Nie miałam czasu na smakowanie ulicy, gnaliśmy jak podmiejski moskiewski ekspres na lotnisko w Szeremietiewie. To tak, jakby miasto poznawać z okien jadącego tramwaju… Ale oko dostrzegało co raz jakieś niesamowitości – a to w bocznej uliczce drewniany, domek, a to przyczepioną do murów, niczym jaskółcze gniazdo architektoniczną ciekawostkę, a to arbackie podwórka, zapomniane przez Boga i ludzi, w których czas się zatrzymał od dziesięcioleci, a to jakby z księżyca postawioną budę gastronomiczną z niemieckim jadłospisem. Były też niedźwiedzie na ulicy, a jakże, nawet urocze i duże.

Pomnik Bulata Okudżawy na Arbacie
Znalazłam również Okudżawę na Arbacie, pędził gdzieś wychodząc z bramy, spiżowy, odlany jak żywy, nie zwracając uwagi na turystów robiących z nim zdjęcia.

Szczerze żałuję, że Arbat właściwie przebiegłam, bez delektowania się jego urokami. Niedzielne południe na Arbacie było senne, nie było muzyków, malarze prezentowali w większości dzieła amatorskie, nie było okazji by wstąpić do licznych tu księgarenek.

Miałam zdecydowanie za mało czasu. Można rzec, że tylko liznęłam nieco Arbatu, ale go nie posmakowałam…. Więc nadal marzę o Arbacie.

Kiedy tak wspominam wojaż do Rosji i moskiewski Arbat, zauważam, że zabrakło mi pewnego zagospodarowania tego deptaku małą architekturą. Są  tam ładne, stylowe latarnie, ale nie ma ławek, stanowisk na rowery, donic czy dużych pojemników z kwiatami, jak np. na ul. Świdnickiej we Wrocławiu.
Ścienne napisy  ku czci W. Coja
Sklepy z pamiątkami, stoiska artystyczne czy księgarzy ulicznych wymagały by jakiegoś uporządkowania, większej estetyzacji.  Pomnikowi Puszkina z panią Gonczarow przydałoby się wyzwolenie z koszmarnej i tandetnej teatralnej dekoracji. Warto też zwracać uwagę na to, co jest na przyległych uliczkach, bo czasem obrzydliwie szpecą Arbat swoim niechlujnym wyglądem. Ściana z graffiti poświecona Wiktorowi Cojowi wymaga pewnej oprawy i informacji, bowiem na razie straszy swoją brzydotą.
Po prostu Arbat wymaga ze strony włodarzy miasta jakieś spójnej koncepcji zagospodarowania, tak by nic nie stracił ze swego uroku, a zyskał.


FOTO-GALERIA
"Plomba" architektoniczna w jednej z bocznych uliczek Arbatu
Ciekawie zaprojektowany Dom Aktora
Przykład odnowionej i pięknej rosyjskiej secesji na Arbacie
Prezentacje i kiermasze malarzy, od amatorów po zawodowców, mnie urzekło "Czerwone pianino"
Arbat, w głębi monumentalny budynek rosyjskiego MSZ
Rosyjski niedźwiedź na Arbacie, zresztą nie jeden....
Kolejne przyklady rosyjskiej secesji na Arbacie
Arbackie podwórko domaga się odnowienia i porządku
Ciekawe zastosowanie na Arbacie wyeksplotowanego miejskiego autobusu
Teatr i jego widz
Misie na Arbacie czują się jak widać znakomicie
Niemiecki poczmistrz z piwem w bocznej uliczce Arbatu
"Udekorowany" tandetą Puszkin i spiżowa pani Gonczarow.
Idąc prosto przed siebie Arbatem dojdziemy do Kremla, miniemy po prawej stronie błękitny dworek w którym mieszkał ongiś Puszkin.....

2 komentarze:

  1. Trochę inaczej wyobrażałem sobie Arbat.
    Bardziej kameralnie.
    Widać że to taki szeroki deptak.
    Nie widać artystów, ławek i kawiarni .
    Ciekawe jak wygląda w nocy.
    No i skąd ta nazwa Arbat.




    OdpowiedzUsuń
  2. Arbat, jak piszę, zaskoczył mnie. I jak Rosjanie popracuja nad jego uporządkowaniem, mała architektura, bo na pewno będzie to sliczny deptak. Oby nie tylko dla turystów....
    Co do nazwy , to wg Wikipedii - nie do końca ustalone jej jest jej pochodzenie, ponoć arabskie.Chcialam przed wyjazdem do Moskwy kupic przewodnik po niej, ale nie ma, ani w księgarniach, ani w magazynałl mi prosto sprzed nosa! Jedynie udało mi się po długich poszukiwaniach kupić mapę Moskwy. A w samej Moskwie nie miałam czasu na takie zakupy i wędrówkę po sklepach, tak samo bylo na dalekiej pólnoicy Rosji, w Kirowsku. Ale tam udalo mi się w sklepie z pamiątkami, jedynego do jakiego mnie zawieziono kupić autentyczne rękodzielo z wzornictwem ludów Morza Białego.Nb. jedyne w calym sklepie.Mapki ściagałam sobie z Internetu.

    OdpowiedzUsuń