Wyjazd studyjny do Rosji
21 - 26 września 2013
Najsłynniejszą
moskiewską ulicą, Arbatem zaraził mnie Bułat Okudżawa. Swego czasu szalenie
popularny w Polsce, często w radio i telewizji można było posłuchać jego ballad
i opowieści. Mnie urzekła jego ballada „Oh, Arbat, mój Arbat”. Na początku - mniej
treścią, bardziej melodią - nostalgiczną, na wskroś rosyjską. Potem wsłuchałam
się w jej słowa - o ulicy, która płynie jak rzeka i jest dla rosyjskiego barda
powołaniem, radością i zarazem
nieszczęściem. O ludziach z niej, niewielkich, zabieganych, gdzieś pędzących….
Gdy
zainstalowałam w domowym komputerze podłączenie do Internetu, sprowadziłam
przez niego z Sankt Petersburga płytkę kompaktową z pieśniami i opowieściami
Okudżawy o Arbacie. Wiele razy towarzyszyła mi w pracy, a Arbat coraz mocniej
kodował się w pamięci.
Kojarzył mi się też z „Mistrzem i Małgorzatą” Bułhakowa, ale w jakieś wersji
wieczornej, nocnej, nie wiem dlaczego.
Jadąc po raz
pierwszy do Rosji i Moskwy – marzyłam, by znaleźć się na Arbacie, zobaczyć
ulicę, która potrafi tak zniewalać ludzi. Program pobytu właściwie wykluczał
zwiedzanie Moskwy, ale dzięki uprzejmości kolegi z RIA Novosti Leonida
Swiridowa, moje marzenie się spełniło. Zgodził się być Cicerone po Moskwie i z
programu pobytu wykroił trzy godziny na jej zwiedzanie. Zwiedzanie
było klasycznym standardem każdego turysty prowadzone ostrym galopem.
Przede
wszystkim – moskiewskie metro i krótkie przerwy, by zobaczyć urok niektórych
stacji, powstałych często przed wojną. Przebiegliśmy błyskawicznie Plac
Czerwony, okrążyliśmy cerkiewkę św. Bazylego, przebiegliśmy GUM z przerwą na
pyszną lemoniadę i metrem dotarliśmy do starego Arbatu.
Stanęłam jak
wryta. Ulicę wyobrażałam sobie z zabudową
podobną do europejskich starówek, no może nieco większą niż słynna Złota Uliczka w Pradze.
Jeszcze nie przyswoiłam sobie faktu, że Moskwa jest miastem monumentalnym i
taki musiał być też Arbat.
Czekała mnie ostra konfrontacja. Przed oczyma miałam
ulicę zamieniana w deptak, szeroką, bo ze zlikwidowaną jezdnią, otoczoną
wysokimi, wielopiętrowymi domami, między nim,jak zauważyłam w dalszej wędrowce - trafialy się też i dworki i parterowe zabudowy z wielkim gmaszyskiem w socrealistycznym stylu rosyjskiego MSZ na zwieńczeniu.tej niesamowitej ulicy. Istny architektoniczny misz-masz.. Jakieś caffe japońskie, azjatyckie, it. i
klasyczna rosyjska „czekoladnica”,
cukierenka i sklepik z kakao i czekoladą. Stwarzały niesamowitą mieszankę,
której raczej nie oczekiwałam.
|
Czekoladnica na Arbacie |
Przy okazji dowiedziałam się, że Rosja jest
potentatem na rynku czekoladowym i nadal dyktuje na nim ceny, a rosyjska
czekolada nie ma równych sobie na całym świecie. Jeszcze w czasach ZSRR
podpisywano długoletnie kontrakty
handlowe z państwami afrykańskimi, które za inwestycje przemysłowe płaciły i
płacą nadal (!) ziarnem kakaowym.
Ale im
głębiej wchodziłam, tym bardziej mnie Arbat zniewalał. Odnalazłam w nim
przepiękne kamienice, starannie odnowione, z początków minionego wieku, a nawet
XIX-wieczne. Detale architektoniczne przypominały niekiedy polską secesję.
Nie miałam
czasu na smakowanie ulicy, gnaliśmy jak podmiejski moskiewski ekspres na
lotnisko w Szeremietiewie. To tak, jakby miasto poznawać z okien jadącego
tramwaju… Ale oko dostrzegało co raz jakieś niesamowitości – a to w bocznej
uliczce drewniany, domek, a to przyczepioną do murów, niczym jaskółcze gniazdo
architektoniczną ciekawostkę, a to arbackie podwórka, zapomniane przez Boga i
ludzi, w których czas się zatrzymał od dziesięcioleci, a to jakby z księżyca
postawioną budę gastronomiczną z niemieckim jadłospisem. Były też niedźwiedzie
na ulicy, a jakże, nawet urocze i duże.
|
Pomnik Bulata Okudżawy na Arbacie |
Znalazłam również
Okudżawę na Arbacie, pędził gdzieś wychodząc z bramy, spiżowy, odlany jak żywy,
nie zwracając uwagi na turystów robiących z nim zdjęcia.
Szczerze
żałuję, że Arbat właściwie przebiegłam, bez delektowania się jego urokami.
Niedzielne południe na Arbacie było senne, nie było muzyków, malarze
prezentowali w większości dzieła amatorskie, nie było okazji by wstąpić do
licznych tu księgarenek.
Miałam
zdecydowanie za mało czasu. Można rzec, że tylko liznęłam nieco Arbatu, ale go
nie posmakowałam…. Więc nadal marzę o Arbacie.
Kiedy tak
wspominam wojaż do Rosji i moskiewski Arbat, zauważam, że zabrakło mi pewnego
zagospodarowania tego deptaku małą architekturą. Są tam ładne, stylowe latarnie, ale nie ma ławek,
stanowisk na rowery, donic czy dużych pojemników z kwiatami, jak np. na ul.
Świdnickiej we Wrocławiu.
|
Ścienne napisy ku czci W. Coja |
Sklepy z pamiątkami, stoiska artystyczne czy
księgarzy ulicznych wymagały by jakiegoś uporządkowania, większej
estetyzacji. Pomnikowi Puszkina z panią
Gonczarow przydałoby się wyzwolenie z koszmarnej i tandetnej teatralnej
dekoracji. Warto też zwracać uwagę na to, co jest na przyległych uliczkach, bo
czasem obrzydliwie szpecą Arbat swoim niechlujnym wyglądem. Ściana z graffiti
poświecona Wiktorowi Cojowi wymaga pewnej oprawy i informacji, bowiem na razie
straszy swoją brzydotą.
Po prostu
Arbat wymaga ze strony włodarzy miasta jakieś spójnej koncepcji
zagospodarowania, tak by nic nie stracił ze swego uroku, a zyskał.
FOTO-GALERIA
|
"Plomba" architektoniczna w jednej z bocznych uliczek Arbatu |
|
Ciekawie zaprojektowany Dom Aktora |
|
Przykład odnowionej i pięknej rosyjskiej secesji na Arbacie |
|
Prezentacje i kiermasze malarzy, od amatorów po zawodowców, mnie urzekło "Czerwone pianino" |
|
Arbat, w głębi monumentalny budynek rosyjskiego MSZ |
|
Rosyjski niedźwiedź na Arbacie, zresztą nie jeden.... |
|
Kolejne przyklady rosyjskiej secesji na Arbacie |
|
Arbackie podwórko domaga się odnowienia i porządku |
|
Ciekawe zastosowanie na Arbacie wyeksplotowanego miejskiego autobusu |
|
Teatr i jego widz |
|
Misie na Arbacie czują się jak widać znakomicie |
|
Niemiecki poczmistrz z piwem w bocznej uliczce Arbatu |
|
"Udekorowany" tandetą Puszkin i spiżowa pani Gonczarow. |
|
Idąc prosto przed siebie Arbatem dojdziemy do Kremla, miniemy po prawej stronie błękitny dworek w którym mieszkał ongiś Puszkin..... |
Trochę inaczej wyobrażałem sobie Arbat.
OdpowiedzUsuńBardziej kameralnie.
Widać że to taki szeroki deptak.
Nie widać artystów, ławek i kawiarni .
Ciekawe jak wygląda w nocy.
No i skąd ta nazwa Arbat.
Arbat, jak piszę, zaskoczył mnie. I jak Rosjanie popracuja nad jego uporządkowaniem, mała architektura, bo na pewno będzie to sliczny deptak. Oby nie tylko dla turystów....
OdpowiedzUsuńCo do nazwy , to wg Wikipedii - nie do końca ustalone jej jest jej pochodzenie, ponoć arabskie.Chcialam przed wyjazdem do Moskwy kupic przewodnik po niej, ale nie ma, ani w księgarniach, ani w magazynałl mi prosto sprzed nosa! Jedynie udało mi się po długich poszukiwaniach kupić mapę Moskwy. A w samej Moskwie nie miałam czasu na takie zakupy i wędrówkę po sklepach, tak samo bylo na dalekiej pólnoicy Rosji, w Kirowsku. Ale tam udalo mi się w sklepie z pamiątkami, jedynego do jakiego mnie zawieziono kupić autentyczne rękodzielo z wzornictwem ludów Morza Białego.Nb. jedyne w calym sklepie.Mapki ściagałam sobie z Internetu.