Dymitr Maslejew - wybitny rosyjski pianista |
KULTURA
POLSKA<ROSJA
Dzień 13 marca był nieco zwariowany i pod znakiem muzyki. Istna wieża Babel doznań, wydarzeń i niespodzianek.
Udało
mi się dokupić drugi bilet na recital znakomitego rosyjskiego pianisty Dymitra Maslejewa, laureata Konkursu Pianistycznego im. Piotra Czajkowskiego, który akurat w
imieniny Krystyny koncertował w Szczecinie. Idealny prezent dla przyjaciółki.
Zapowiadał się interesujący wieczór. Przepadamy z Krystyną za muzyką klasyczną
a młody rosyjski wirtuoz fortepianu właśnie taki repertuar przygotował. Miód na
nasze serca, bo filharmonia raczej preferuje muzyczną awangardę i do
prezentowania klasyki mniej skora. „Nareszcie
coś do słuchania”, stwierdziła Krysia. „I
to w znakomitym wykonaniu”, dodałam.
Nieco
wcześniej chciałam imieninową Krysię uraczyć książką, nie wiedziałam czy uda mi
się dostać dodatkowy bilet do filharmonii. Martwiłam się na próżno. Środa jest
dniem meczowym w telewizji a na dodatek przy popularnych imieninach Krystyn i
Bożen o zapełnienie sali koncertowej było trudno. Miejsc wolnych w sali koncertowej
było sporo.
Nieopodal
domu mam galerię handlową „Galaxy” z marketem Auchon, kilkoma kawiarenkami,
księgarnią EMPiK. Wszystko, co trzeba w jednym miejscu, wnętrza estetyczne, przestronne
z udogodnieniami dla ludzi w moim wieku. Pomysły rządzących w ograniczaniu
usług takich galerii handlowych nie trafiają mi do gustu. Są kuriozalne. Handel
jest dla klienta a mnie akurat odpowiada robienie zakupów w niedzielę, tak samo
jak, jadanie serów z Francji i Włoch a nie z naszej Mlekowity, picie
francuskich i węgierskich win, szkockiej whisky zamiast rodzimego cydru, smakowanie
cytrusów z Maroka i truskawek z Hiszpanii, zamiast naszych jabłek.
Mam
dwa malutkie sklepiki w budynku, w którym mieszkam i omijam je z daleka. Znacznie
wyższe ceny, skromny asortyment nie zawsze świeży, weekendowych usług sklepiki
nie świadczą. Po różnych eksperymentach ograniczają się teraz do zaopatrywania
w śniadania i przekąski okolicznych funkcjonariuszy z wojewódzkiej komendy
policji, tajniaków z ABW, pracowników NBP, lekarzy i personel z pobliskiej
przychodni.
Wpadłam
do Galaxy, by zapełnić lodówkę i kupić kwiaty dla pianisty, skoro honorowy
konsul Rosji w Szczecinie o tym nie pamięta. A przy okazji coś wyszperać do
czytania dla Krysi.
W
salonie EMPIK trafiłam na niewielką książeczkę francuskiego pisarza o
niemieckim nazwisku i mieszkającego do niedawna w Belgii - Erica-Emannuela
Schmita pod dosyć intrygującym tytułem „Madame Pylińska i sekret Chopina”.
Pasuje do dzisiejszego wieczoru, pomyślałam i kupiłam. Po kupieniu brakującej zawartości lodówki,
w jednej z kawiarenek przysiadłam na kawę. Przeglądanie książeczki trwało ponad
godzinę i skończyło się przeczytaniem jej w całości jednym tchem, ma mniej niż
100 stron.
Niestety,
Krysia jej nie dostała, została w domowej bibliotece. Kupię jej drugi
egzemplarz, jak będzie jeszcze w księgarni. Książeczka wymaga odrębnego,
specjalnego omówienia, bo jest niezwykła. Dawno nie czytałam tak urzekającej i
bardzo osobistej opowieści o muzyce i jej słuchaniu, a właściwie
interpretowaniu Chopina i niespodzianek, jakie słuchanie muzyki przynosi w
codziennym życiu. Dymitr Maslejew zaprezentował szczecińskim melomanom trzy
utwory Chopina, dwa nokturny i słynny polonez As-dur z op. 53. A ja go
odkrywałam na nowo, zwłaszcza nokturn cis-moll z op.27 nr 1 w przepięknej
interpretacji Rosjanina. Lektura wyraźnie wpłynęła na moją percepcję Chopina.
Czas
naglił, więc jeszcze na zakończenie sesji zakupowej w Galaxy – kwiaciarnia. Przemiła florystyka
wybrała jedenaście dorodnych pąsowych róż, kunsztownie przybrała zieleniną i po
pewnych poszukiwaniach znalazła wstążeczki w barwach rosyjskiej flagi. Bukiet
prezentował się pięknie.
Wieczór
w filharmonii był urzekający ale, niestety, z niedopuszczalnymi mankamentami.
Filharmonia udostępniła pianiście nie do końca nastrojony fortepian! Dla mnie – skandal.
Wyraźnie
było słychać fałszywe tony jego strun w pierwszej części recitalu. Wolę sobie
nie wyobrażać, jak czuł się pianista przy klawiaturze i co przeżywał. W czasie
przerwy filharmoniczny stroiciel przy nim majstrował, ale z mizernym skutkiem,
bo instrument nadal był w nie najlepszym stanie.
Bogusław
Rottermund, który miał rzec „słowo o muzyce”, z pewnym zażenowaniem tłumaczył
melomanom, omawiając repertuar pierwszej części recitalu, w której znalazły się
utwory Czajkowskiego i Prokofiewa, że Rosjanie mają w zwyczaj grać... muzykę
swoich kompozytorów, tak jakby była ona zakazana, czy też gorsza z jakiś idiotycznych powodów. Melomani okazali
się niewzruszeni na takie nonsensy i po brawurowym wykonaniu utworów rosyjskich
kompozytorów Dymitr Maslajew dostał wspaniałe brawa, o wiele większe, niż za interpretację
jednej z sonat Beethovena.
I były to brawa wysoce zasłużone, bowiem wielki polonez koncertujący (Polacca de concert Es-dur), będący siódmą częścią 18 Morceaux z op.72 Piotra Czajkowskiego - był porywający. Czajkowski dedykował go wybitnemu rosyjskiemu pianiście ówczesnych czasów, Paulowi Pabstowi, urodzonemu notabene w obecnym Kaliningradzie, profesorowi klasy fortepianu w moskiewskim konserwatorium. Krytyka muzyczna nazywała Pabsta „pianistą z Bożą iskrą”. Dedykowany mu utwór był fajerwerkiem możliwości dla wybitnego instrumentalisty. I tym razem też tak było.
I były to brawa wysoce zasłużone, bowiem wielki polonez koncertujący (Polacca de concert Es-dur), będący siódmą częścią 18 Morceaux z op.72 Piotra Czajkowskiego - był porywający. Czajkowski dedykował go wybitnemu rosyjskiemu pianiście ówczesnych czasów, Paulowi Pabstowi, urodzonemu notabene w obecnym Kaliningradzie, profesorowi klasy fortepianu w moskiewskim konserwatorium. Krytyka muzyczna nazywała Pabsta „pianistą z Bożą iskrą”. Dedykowany mu utwór był fajerwerkiem możliwości dla wybitnego instrumentalisty. I tym razem też tak było.
W
drugiej części recitalu rosyjski pianista zaprezentował kolejnego poloneza, tym
razem Chopina, też napisanego w tonacji durowej. Tak ułożył program recitalu,
że mieliśmy urzekające rosyjsko-polskie porozumienie wspaniałej muzyki, która łączy
a nie dzieli.
Sonaty
Prokofiewa,zaproponowane w programie przez Dymitra Maslejewa, słyszałam po raz
pierwszy w życiu na żywo. Cudowna konfrontacja. Słabo znam od tej strony
Prokofiewa, bardziej jego muzykę orkiestrową – opery, balety, suity, symfonie...
Rosjanin wybrał najwcześniejsze dzieła kompozytora - dwie jednoczęściowe sonaty
– nr.1 (f-moll z op.1) i nr 3 (a-moll z
op.28).
Pierwsza
z nich, jak sam Prokofiew określił - „naiwna” ma wiele odbić Skriabina i Schumanna,
ale w wykonaniu Maslejewa była urocza. Natomiast następna, o wyraźnych dwóch wątkach
muzycznych, jednym - energicznym i motorycznym, drugim - łagodnym i lirycznym,
bardzo semplice e dolce, porwała słuchaczy. I choć
kompozytor dał obu sonatom podtytuł „ze starego notatnika”, to zabrzmiała
ona pod palcami rosyjskiego pianisty pięknym współczesnym dźwiękiem, a nie muzycznej
ramoty. Widownia nagrodziła pianistę za to rzęsistymi brawami.
W drugiej części recitalu,
królował Chopin, na finał Dymitr Maslejew wybrał mniej znaną rapsodię Lista –
"Hiszpańską" (S.254). Zagrał ją brawurowo a ja się modliłam, by struny w nieszczęsnym
fortepianie nie zbiesiły się do końca i pozwoliły pianiście pokazać swój
kunszt. Sala oszalała, solista zrewanżował się dwoma bisami (Czajkowski),
dostał oszałamiające brawa na stojąco.
Panienka z obsługi, nieco zagubiona i spóźnialska, chciała mu wręczyć moje róże po pierwszym bisie, ale nie zdążyła, bo pianista zasiadał już do drugiego bisu. Odwróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Kiedy skończył grać, znowu się spóźniła. Wręczyła mu kwiaty, gdy chciał już schodzić ze sceny.
Panienka z obsługi, nieco zagubiona i spóźnialska, chciała mu wręczyć moje róże po pierwszym bisie, ale nie zdążyła, bo pianista zasiadał już do drugiego bisu. Odwróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Kiedy skończył grać, znowu się spóźniła. Wręczyła mu kwiaty, gdy chciał już schodzić ze sceny.
Filharmonia honoruje dyrygentów i
solistów pojedynczą białą różą, zaraz po wykonaniu ostatniego utworu. Z
kwiatami od melomanów bywa różnie, z reguły artyści dostają je w ostatnim
momencie. Po ewentualnych bisach.
Brzydki zwyczaj, bo kwiaty (i te "dyrekcyjne" i te od melomanów) - dla
dyrygenta powinny być wręczane na zakończenie koncertu a solistom – po zakończeniu
recitalu, zaś koncertującym z towarzystwem orkiestry – po zakończeniu utworu.
Preferowanie białej róży od dyrekcji a lekceważenie kwiatów od melomanów jest objawem braku kultury, bo to meloman jest w filharmonii najważniejszy. To dla niego dyrygent, orkiestra i soliści starają się grać najlepiej, jak potrafią. I chcą być za to docenieni. Kwiaty to forma hołdu za ich trud, talent, często mistrzowską maestrię, której melomani od nich oczekują.
Preferowanie białej róży od dyrekcji a lekceważenie kwiatów od melomanów jest objawem braku kultury, bo to meloman jest w filharmonii najważniejszy. To dla niego dyrygent, orkiestra i soliści starają się grać najlepiej, jak potrafią. I chcą być za to docenieni. Kwiaty to forma hołdu za ich trud, talent, często mistrzowską maestrię, której melomani od nich oczekują.
Szanowna Pani Redaktor, na recitalu nie byłem (byłem za to na niedawnym szczecińskim recitalu innego młodego rosyjskiego pianisty, Denisa Kożuchina ),ale mogę sobie wyobrazić ten roztrojony fortepian gdyż już taki przypadek był w poprzednim sezonie. Generalnie ten ich fortepian pod koniec sezonu zwykle już ledwo zipie. Rozumiem, że recitali fortepianowych szczecińska Filharmonia organizuje sporo, ale może powinna w związku z tym zainwestować w jeszcze jeden doby instrument? Jedną mam uwagę do Pani artykułu. Otóż nie mogę się zgodzić, że Filharmonii Szczecińskiej jest mało klasyki a dużo awangardy. Gdyby tak było byłbym szczęśliwy gdyż ja akurat gustuję w muzyce współczesnej. Jednak wydaje mi się, że niemal wszystkie symfoniczne piątki są wypełnione repertuarem dziewiętnastowiecznym w porywach I połowa XX wieku. Z rzadka trafi się coś barokowego. Owszem gdy grała w styczniu orkiestra BBC to zaprezentowano polskie prawykonanie utworu Pawła Szymańskiego, niedawno też zabramiał koncert aktówkowy żydowsko-rosyjsko-niemieckiego komppozytora Sznitkego (utwór z 1985), ale jednak i tak w II części królował Rachmaninow, którego za awangardę trudno uznać. Pozdrawiam serdecznie. Za polityką nie przepadam, ale wrażenia z koncertów zawsze chętnie czytam. Robert.
OdpowiedzUsuńWrażenia a koncert Schnittke będą niebawem, byłam słuchałam i jestem zachwycona. Pisząc o klasyce miałam na myśli przede wszystkim Bacha,Brahmsa, Wagnera, Respighiego, Beethovena,Lista,Dworzaka, wielkiej klasycznej symfoniki. itp.
UsuńPoza tym nie lubię koncertów mieszanych ze skakaniem z epoki na epokę.
Moja percepcja współczesnej muzyki kończy się na Lutosławskim, z małymi wyjątkami.
Cenię sobie harmonie w muzyce i melodyczność.
Na razie cieszę się muzyka rosyjską, jest jest sporo i to utworów, których nie znam.
Pozdrawiam serdecznie.