Festiwal w Sopocie oglądany na żywo, to zasługa Głosu Rosji (GR). Miałam
z koncertów pierwszego dnia, w tym konkursowego festiwalu - zrobić recenzję dla polskojęzycznej redakcji
internetowej GR a przy okazji poznać kolegów dziennikarzy z którymi współpracuję
na co dzień, z zastępcą red. naczelnego GR, ds. informacji
międzynarodowych na czele, któremu szczególnej pieczy podlegają kraje Europy Zachodniej
i Ameryki Łacińskiej. W planie było także spotkanie z ambasadorem Rosji i jego
małżonką.
Z tej okazji zostałam zaliczona do grona VIP festiwalu, ale zapomniano o akredytacji prasowej, z czym sobie jakoś poradziłam.
Z tej okazji zostałam zaliczona do grona VIP festiwalu, ale zapomniano o akredytacji prasowej, z czym sobie jakoś poradziłam.
Relacja dla Głosu Rosji:
po polsku:
po polsku:
po rosyjsku:
Wyprawa do Sopotu na festiwal kosztowała mnie sporo wysiłku. To bez
mała dobę na nogach, dosłownie. Wstałam 23 sierpnia o 4-tej rano by
zdążyć na pociąg do Gdańska odchodzący o 6 rano. 5,5 godz. jazdy ze słońcem
prosto w oczy, co oczywiście dało się we znaki memu błędnikowi. Głowa i
oczy błagały o chwilę wytchnienia, żołądek przyklejał się do kręgosłupa, torsje
też dopadły. Typowe dla choroby lokomocyjnej. Marzyłam o chwili odpoczynku. Nic z tego, gdańszczanie uważają, że doba hotelowa ma 18 godzin i do pokoju w hoteliku Artus wpuścili mnie dopiero o 15-tej. Od 11-tej do 15-tej, czyli kolejne 4 godz. bez odpoczynku. Pozwiedzałam z konieczności nieco Gdańsk, byłam w cudownej, jak zwykle bazylice mariackiej, w której oczywiście nie zabrakło elementów propagandy politycznej, trafiłam do Ośrodka Kultury Morskiej, gdzie z tarasu restauracji "Cała naprzód" podziwiałam s/s "Sołdka" i zjadłam lekki obiad, bo żołądek po podróży nie uspokoił się.
Moja wina, zapomniałam przed jazdą pociągiem zażyć niezawodnego aviomarinu. Skoro zapomniałam, to cierpiałam.
Ul. Mariacka, Gdańsk |
Nad Motławą znowu Japończycy mnie zaskoczyli kupując na straganie gdańskiej kramarki ….rosyjskie matrioszki, reklamowane jako …”hel do gadania”. Co to miało znaczyć, nie mam pojęcia. Widok czysto abstrakcyjny z serii pure nonsens.
Propaganda polityczna w bazylice mariackiej |
A od 17,30 – jazda bez trzymanki – próby, jeden koncert, drugi koncert, godzina czekania na jakiś transport z Opery Leśnej do hotelu rosyjskich gości, przesiadka do innego samochodu i jazda na pamięć do mego hoteliku na gdańskiej starówce z kolegą, który dysponował autem i miał hotel po drodze, we Wrzeszczu. Trochę się poplątaliśmy, pomogli informacją nocni piwosze i taksówkarz.
Matrioszki w roli "helu do gadania" |
Padłam jak długa i zasnęłam ciężkim snem do … 6,30. Byłam zbyt
zmęczona, na dłuższy zdrowy sen… Potem było już takie lekkie drzemanie. Na
śniadanie nie mogłam się patrzeć i podreptałam do najbliższej apteki, żołądek
szalał. Recepcjonistka, bardzo miłe dziewczę, widząc, że ledwo stoję na
nogach pozwoliła przedłużyć pobyt w hotelu do 16-tej, o 17-tej miałam powrotny
do Szczecina. Trochę odespałam nocne
zaległości a kupiony aviomarin przyhamował brewerie mego żołądka. Organizm przy
okazji nieco odpoczął i wyczyścił z toksyn, bo jedynym moim posiłkiem była woda
mineralna przez cały czas, aż do następnego ranka. Taka zdrowotna dieta, nieco
z przymusu.
Jazda do domu była cudowna. Wolny przedział, tylko urokliwa Polka z
Goeteborga jadąca do brata do podmiejskiej dzielnicy Szczecina. Wyciągnęłyśmy
się jak długie na siedzeniach, poplotkowały po babsku i dopiero wtedy poczułam,
że zmęczenie zaczyna ze mnie odparowywać. I tak trochę drzemiąc, trochę
plotkując dojechałam do Szczecina. Uff!
Oczywiście, nie żałuję całej tej męczącej przygody, bo warto było. I to
nie tylko że względu na koncerty festiwalowe. Nie widziałam do tej pory Opery
Leśnej, poznałam na własnej skórze oddziaływanie decybeli (fatalne!), oglądanie
takich imprez w telewizji daje szansę na regulowanie dźwięku.
Karykaturzysta z Długiego Targu |
Kiedy przychodzi mi ocenić sam festiwal – mam potworne problemy. Moja
pamięć nie zakodowała żadnej piosenki z koncertu konkursowego. Było zdecydowanie
za głośno, decybele odczuwałam drganiem każdego nerwu, każdej komórki. W pewnym
momencie było to ponad moją fizyczną tolerancję. Zdecydowanie wolę oglądac
takie imprezy w telewizorze.
Drugą przeszkodą była publiczność. Siedząc w sektorze dla VIP,
teoretycznie doskonale usytuowanym na widowni Opery Leśnej, mając u boku z
lewej strony ambasadora Rosji w RP i jego żonę, z prawej - rosyjskich kolegów
dziennikarzy, nie przewidziałam, że w gronie polskich VIP też panują obyczaje oszalałych
nastolatków z koncertów heavy metalu. Rząd przede mną siedziała para - ona
elegancka, jakieś 28-30 lat, on w
podobnym wieku z piwem w garści. Ich reakcja na muzykę to - stanie, skakanie,
kolebanie się i machanie rękami. Na tyle skuteczne, że osoby siedzące za nimi
nie widzą sceny ani nawet obrazu na telebime.
Obok nich siedziała podobna para,
nieco mniej elegancko ubrana, i nieco młodsza z podobnymi manierami. Na dyskretne
zwrócenie uwagi, że za nimi siedzą goście z zagranicy i chcieli by oglądać
artystów na scenie a nie cudze tyłki w podrygach – elegancka pani odpowiedziała
– Na festiwalu się tańczy, a ja też
jestem VIP. I pokazała stosowną plakietkę. No cóż na ambasadora ta pani nie
wyglądała, co najwyżej na sekretarkę jakiegoś miejscowego notabla albo znajomą występującego
piosenkarza lub organizatorów. Kolejnym razem prosząc ją o umożliwienie mi
jednak oglądania tego, co się dzieje na scenie, nieco wkurzona szepnęłam jej półgłosem
– Ma pani jak na VIPa nieco prostackie
maniery – kręcenie dupą i piwo w garści. Też nie poskutkowało.
Zamiat sceny przed oczami - zadki |
Kolejnym zgrzytem była propaganda polityczna. Otóż między występami
kolejnych artystów, w czasie koncertu przypominającym przeboje muzyczne lat
80-tych, Polsat serwował na telebimach wstawki filmowe, niczym kroniki filmowe ze
stalinowskiej PRL, nieco tylko mniej nachalne - kolejki, ocet na pustych ladach sklepowych, papież, stan
wojenny i starannie wyselekcjonowana w kadrach szara rzeczywistość Polski, dla
której ratunkiem, wg TV Polsat były zagraniczne
piosenki prezentowane w Spocie w minionych edycjach.
Wondraczkowa bardziej apetyczna niż zadki publiczności |
Rosjanie zaskoczyli mnie szalenie pozytywnie. Ambasador jest ciepłym,
komunikatywnym i szalenie inteligentnym człowiekiem z uroczą małżonką. Cudownie
się z nim rozmawia. Typ Europejczyka, nawet z urody. Dziennikarze rosyjscy –
mili, nieco wyciszeni, eleganccy i ciekawi Sopotu. Preferujący dobre marki we
wszystkim. Jedynie nie mogłam ścierpieć upodobania do cygar wice naczelnego GR.
Cygara dla mnie po postu cuchną. No, ale trudno. W sumie był tylko jeden ogarek
w popielniczce. Dało radę wytrzymać.
W sumie – był to nader udany wyjazd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz