19 września 2019

Tu nie lubią Gorbaczowa


Kaliningradzki homlin (bursztynowy krasnal) - Dziadek Karl, 11.09.2019
W Kaliningradzie byłam drugi raz, pierwszy raz 2,5 roku temu i czuję się w tym mieście, jak u siebie — w Szczecinie. To piękne miasto, choć wymaga sporo nakładów i pracy, przede wszystkim podnoszącej estetykę osiedli poza centrum. Czasami wystarczy sprawny ogrodnik i nieco farby. Teraz jesienią, miasto po prostu urzeka.

Kaliningrad i Szczecina mają wiele wspólnego – są poniemieckimi miastami portowymi leżącymi nad rzekami uchodzącymi do zalewów a ludność w nich napływowa. Częściowo zachowały dawną niemiecką zabudowę i są skąpane w zieleni. Spacery nad Pregołą w okolicy Wioski Rybackiej i Wyspy Kanta w Kaliningradzie są podobne do spacerów nad Odrą w rejonie Wałów Chrobrego i pobliskim parku im. Żeromskiego. Wprawdzie kaliningradzki sobór Chrystusa Zbawiciela jest wielokrotnością szczecińskiej cerkiewki św. Mikołaja, to obie świątynie powstały niedawno i pachną jeszcze farbą.
Sobór Chrystusa Zbawiciela, Plac Zwycięstwa, Kaliningrad, 13 września 2019 r.
Rosyjską eksklawę od Szczecina dzielą setki kilometrów, równe 12 godzin jazdy autobusem linii międzynarodowej. Przez Szczecin autobus przejeżdża dwa razy w tygodniu, w każdą stronę. To linia Kaliningrad — Kilonia, przez Hamburg, Rostock, Berlin, Szczecin, Koszalin, Gdańsk i Elbląg. Najczęściej można w nim spotkać Rosjan z Niemiec, lub jadących do Niemiec. Czasem rdzennych Niemców i innych cudzoziemców, Polaków kilkoro. Na wojaż do Kaliningradu nie trzeba wydawać fortuny. Bilet ze Szczecina w jedną stronę autobusem kosztuje niewiele ponad 100 zł, wiza elektroniczna za darmo. Na razie korzystam z wielokrotnej wizy dziennikarskiej, ale za dwa lata sięgnę zapewne po elektroniczną.

Kaliningrad do niedawna był miastem zamkniętym dla obcych, gdyż stanowi bazę dla Bałtyckiej Floty, od niedawna otwarty dla turystów i przybyszy z zewnątrz. Jest miastem kontrastów, noszących wiele śladów po jelcynowskiej smucie i rządach Gorbaczowa. Jak wiele miast w Rosji. Sześć lat temu widziałam inne miasto rosyjskie, tak samo boleśnie dotknięte zmianami polityczno-ustrojowymi. Był to Kirowsk na Półwyspie Kolskim, u podnóża Masywu Chibińskiego.
Red. Andriej Wypołzow, 13.09.2019
 – Nikt tu go nie ceni – przyznaje Andriej, tutejszy dziennikarz, który przyjął na siebie rolę cicerone po mieście i obwodzie. – A czym się wam tak mocno Gorbaczow naraził, – pytam zaciekawiona z pamięcią o wiwatach na cześć “Gorbiego”, gdy był w Szczecinie w lipcu 1988r. – Może Zachód tego nie widzi, ale pierestrojka przyniosła nam stagnację, degradację i to jest odczuwalne przez każdego - wyjaśniał Andriej
Wioząc mnie i kolegę, z którym razem wybraliśmy się do Kaliningradu na Bałtyckie Forum Transportowe, z dworca autobusowego do hotelu, Andriej zaparkował samochód w alejkach osiedlowych budynków wokół ul. Uniwersyteckiej, tuż za hotelem. Samochód za samochodem, alejki rozryte i pełne dziur, trudno znaleźć miejsce do parkowania.
Co za kontrast! – Mówię do Andrieja. - Porządny asfalt na ulicach a tu pobojowisko, jakby dziki przeszły
 Popatrzył się nieco zdziwiony, bo nikt z miejscowych na to już nie zwraca uwagi, przyzwyczaili się. – Brak jest parkingów – mówi. – U nas przypadają średnio po dwa samochody na rodzinę - przyznaje. – Miasto nie wyrabia
Alejki między budynkami osiedlowymi nie są przystosowane dla samochodów, a administracje „mieszkaniówki” nie mają pieniędzy na nieustanne remontowanie zdewastowanych samochodami alejek. Nikt wjazdu na nie — nie zablokuje, bo w administracji też mają samochody, których nie ma gdzie parkować
Kaliningradczycy, tak samo jak Polacy niedawno, zachłystują się możliwością posiadania samochodu, traktowanego, jako zewnętrzny wyraz statusu społecznego. Samochodów chmara, wszystkie zachodnich marek. Na dodatek kaliningradczycy z reguły są na bakier z zasadami bezpiecznej jazdy i zawracanie na środku dwukierunkowej, wielopasmowej ulicy poza skrzyżowaniem, notabene w centrum miasta - jest tu nagminne.
Dom Rad, widok od strony Leninowskiego Prospektu i jego trasy przez Pregołę, 10.09.2019
Wprawdzie obok hotelu, właściwie naprzeciwko, stoi tzw. Dom Rad (Sowietów), wokół którego uporządkowano teren, wyeksponowano ruiny starego zamku i zrobiono olbrzymi parking, to mało, kto z niego korzysta. Na Placu Zwycięstwa, będącego na drugim krańcu Leninowskiego Prospektu, przy którym stoi hotel „Kaliningrad”, gdzie się zatrzymałam, pod centrum handlowym i restauracją „Chmiel” jest już podziemny parking i samochodów parkujących na krawężnikach prawie nie ma.
Nie zdołałam zapytać Andrieja, dlaczego nie skorzystał z zatoczki dla samochodów przed hotelem, ani z parkingu pod Domem Rad, odniosłam wrażenie, że często parkuje w alejkach między budynkami i kieruje się tam z nawyku.
Andriej miał nieco kłopotów z moimi pytaniami, bo chciałam zrozumieć, dlaczego mieszkańcy miasta nie do końca zwracają uwagę na to, w jakim otoczeniu mieszkają. Standardowa odpowiedź: „nie ma pieniędzy”, mnie nie satysfakcjonowała.
Zauważyłam, że tkwi w Rosjanach dziwne przekonanie, że lepiej budować nowe budynki, niż remontować stare
Zrozum, - mówi Andriej, - kiedy trzeba ocieplić dom, założyć prawdziwą kanalizację, to nikt nie myśli o odmalowaniu elewacji. A u nas trzeba było udrożnić cały system wodno-kanalizacyjny. To skutek gorbaczowskiej pierestrojki. Zastój w miejskich inwestycjach, brak pieniędzy. A teraz wszystko idzie na wojsko. 
Hmm..., trudna sprawa, pomyślałam. Uzbrojona Rosja to antidotum na zachodnie zabiegi, by Rosję rozwalać od środka. A eksklawa kaliningradzka to łakomy kąsek, niczym Ukraina. Ale on to chyba wie, pomyślałam. – Tylko zobacz, - mówię dyplomatycznie do Andrieja nieco zbaczając z tematu i pokazując mijaną posesję, - tu wystarczy sekator do przycięcia krzewów, grabie, skoszenie trawy. Od razu będzie schludniej. Wiaderko farby by odmalować płot nie jest wydatkiem horrendalnym 
- To sprawa mentalności. Te chaszcze nikogo nie dziwią, wszędzie dookoła tak jest. My, jak wy podglądaliście Niemców, teraz podglądamy Polaków, to i mentalność powoli się zmieni – odpowiedział mi Andriej.
Luksusowy, 5-gwiazdkowy hotel “Cristal House” nad Dolnym Stawem, Kaliningrad, 13.09.2019
O rany! Pomyślałam. Gdyby Zobaczył Szczecin, przeżyłby szok. Wprawdzie zieleńce są zadbane, klomby pełne kwiecia, ale na chodnikach, czasem krzywych i dziurawych - pety, ślady po gumie do żucia, brud. A tego w Kaliningradzie nie spotkałam. Ulice są czyste, czy to w centrum, czy na obrzeżach. Nasze miejskie parki dopiero zaczynają być rewitalizowane i daleko im jeszcze do urody terenów zielonych wokół Stawów Dolnego (prud Niznyj) i Górnego (prud Wierchownyj)
Szczecinianie zupełnie od niedawna w centrum miasta zaczęli dbać o trawniczki i ogródki przed kamienicami, w których mieszkają.
W mojej kamienicy, wspólnota mieszkaniowa zdecydowała się na rewitalizację zieleni przed budynkiem i postawienie nowego ogrodzenia dopiero w tym roku. I tylko dzięki dotacjom z budżetu miasta! Owszem, koszono wcześniej regularnie trawę, krzewy i drzewa przycinali czasem sami mieszkańcy i działo się tak od 1958r., kiedy to stary poniemiecki budynek odremontowano i oddano lokatorom. Dopiero po ponad 60 latach, przydomowe zieleńce przeszły gruntowną renowację, są nowe krzewy, zasadzono nowe drzewa, na miejsce starej wierzby i jabłonki.
Mimo, że mieszkam w dosyć reprezentacyjnej części miasta, nieopodal zamku książąt pomorskich, na głównym szlaku spacerowym do Wałów Chrobrego, to poszczerbione płyty chodnika przed moim domem doczekały się wymiany na nowe także w tym roku. A czekały dobre kilka dziesiątków lat na taką wymianę.
- Mamy podobne problemy w mieście, - pocieszałam strapionego nieco Andrieja. – U nas w centrum są czynszowe domy z mieszkaniami z ubikacją na półpiętrze i z piecami na węgiel, i spory problem, kto to zmieni, wyremontuje.

Szczecinianie i kaliningradczycy nieco odmiennie traktują niemiecką przeszłość miast, w których obecnie żyją.
O ile, Szczecin jest obecnie traktowany bezwzględnie jako polskie miasto, z ciekawą historią kreśloną przez różne państwa – Niemcy, Prusy, Szwecję a nawet Francję, to część tej historii szczecinianie akceptują, a wobec drugiej części— udają, że jej nie było.
Niemiecka przeszłość miasta nie wzbudza już takich emocji i kontrowersji, jak kiedyś, ale szczecinianie nie chcą manifestować, że jest miastem urodzenia niemieckiej księżniczki, która została wielką rosyjską imperatorową – Katarzyną II Wielką, wolą chwalić się jej... synową, matką carów rosyjskich Marią Fiodorową. 
Mało, kto ze szczecinian jest świadomy, że Szczecin był stolicą niepodległego przez ponad pół millenium państwa. Tego w historii miasta się nie uwypukla, bo rządzili nim wówczas zgermanizowani Gryfici, słowiańscy książęta, którzy przeszli na luteranizm. Ich szczątki po 1945r. Polacy potraktowali po barbarzyńsku.
“U ciotki Fiszer”, niemiecka restauracja z rosyjską duszą, Kaliningrad, ul. Szewczenko, 14.09.2019
Kaliningrad nadal boryka się ze swoją tożsamością w świadomości mieszkańców. Zresztą dzieje się to w całym obwodzie kaliningradzkim. Starsze pokolenie jest nastawione antyniemiecko, mając w świadomości skutki Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Mogłam to obserwować poza Kaliningradem. 
W wyprawie w poszukiwaniu miejsc po Stalagu 1 A w zachodnio-północnej części obwodu, w wiosce Dołgorukowo wyeksponowano przy drodze braterską mogiłę żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w marcu 1945r. Postawiono im pomnik, na tablicach wyryto nazwiska. Kilkaset metrów od tego miejsca był poszukiwany przeze mnie obóz jeniecki, w którym od 19 września 1939r. przebywał mój wujek, brat mamy. Ale o stalagu żadnej informacji nie widziałam. 
4 kilometry dalej udało nam się z trudem odnaleźć cmentarz pochowanych tam żołnierzy polskich, belgijskich i radzieckich z tego stalagu.
Dołgorukowo, braterska mogiła żołnierzy radzieckich,13.09.2019r.
Młodzież kaliningradzka natomiast jest ciekawa historii miasta i obwodu, czasem wręcz neoficko sięga po stare pruskie nazwy, symbole. Kaliningrad jest w gorszym położeniu niż Szczecin, bo leży w eksklawie, oddzielony od macierzy i ma spore kłopoty z integralnością z Rosją kontynentalną, zwłaszcza mentalne.

Przypomniałam sobie słowa Siergieja Jakimowa, dyrektora Obwodowego Muzeum Historyczno-Artystycznego z książki Adama Hlebowicza „Kaliningrad bez wizy”, wydanej w Gdańsku w 2012r.
Dyrektor Jakimow uważa, że najstarsi mieszkańcy Kaliningradu i obwodu, kombatanci II wojny światowej, „ciągle mają przed oczami traumę tamtej straszliwej wojny. Dla nich niemiecka przeszłość tych ziem nigdy nie będzie czymś, z czym chcą się utożsamiać. Średnie pokolenie z kolei, tak było kształcone; tu była terra incognita, ziemia z wypartą przeszłością. Inaczej młodzi, ich bardzo interesuje wszystko to, co tutaj działo się dawniej. To jest także poszukiwanie własnej tożsamości. Tu urodziło się już trzecie pokolenie Rosjan. Ci ludzie często nie znają Moskwy, Petersburga. Mało tego, młodym dzisiaj łatwiej wyjechać do Gdańska, Wilna czy Berlina niż do naszych wielkich stolic (...). Młodzi mają silne poczucie własnej odrębności, której najlepszy wyraz można odnaleźć w często tu przywoływanym sformułowaniu: „Kaliningrad to już nie Rosja, ale jeszcze nie Europa”.

No cóż, ja natomiast czułam się w Kaliningradzie jak w Rosji, która akurat tutaj od Europy daleko nie odbiega. 
Galeria PLAZA z marketem Wiktoria
 Przechadzając się ulicami Kaliningradu nie czułam się nieswojo. W sieci supermarketów Wiktoria zaopatrzenie o niebo lepsze niż w szczecińskim, “moim” pobliskim markecie Galaxy francuskiej sieci Auchan, czy markecie Kaskada z siecią Careffour. Ciekawszy asortyment i o dziwo… często taniej niż w Polsce. Wiele koncernów zachodnich produkuje specjalnie na rynek rosyjski, od kawy począwszy na paście do zębów kończąc. Moje kocury bez problemów miały by w Kaliningradzie swoje ulubione chrupki i paszteciki. Sieć marketów Wiktora wyszła za opłotki, można ją spotkać w mniejszych miastach obwodu.

Oczywiście sklepy taksowałam typowo, po babsku, i stwierdziłam, że kreacje dla pań – bardziej kobiece, o dziwo więcej firmowych sklepów zachodnich marek niż w Szczecinie. A i rdzennie rosyjskie butiki miały ciekawą ofertę. Ale najczęściej moje oko zawieszało się na sklepach z souvenirami z bursztynu. Kusiły co kilka kroków….
Oj kusił ten statek, kusił. Nie tylko on. Takich pięknych bursztynowych żaglowców widziałam w Kaliningradzie sporo, niestety ceny zbyt wysokie jak na moją kieszeń.Kaliningrad, 13.09.2019
Ale to nie koniec wrażeń z Obwodu Kaliningradzkiego. W następnej relacji — odwiedziny cmentarza jenieckiego Stalagu 1A , wizyta w prywatnym, a właściwie rodzinnym kombinacie rolno-przemysłowym i jego porcie w Swietłyj, miejscowości leżącej nad Kaliningradzkim Morskim Kanałem, w połowie drogi między Kaliningradem a Bałtyjskiem, oraz uroki prowincji, czyli za opłotkami Kaliningradu.
,
Kaliningrad: 10-14.09.2019r.
Szczecin, 19.09.2019r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz