Osobiste
wspomnienia Władimira Kirianowa, redaktora
naczelnego „Rosyjskiego Kuriera Warszawy” (za
zgodą autora na przetłumaczenie i opublikowanie w języku polskim), widziane
przez pryzmat polskiej historii, której był i jest naocznym świadkiem i
bezpośrednim uczestnikiem. Napisane zostały kilka lat temu, we wrześniu 2016r. z okazji
ćwierćwiecza pisma, ale są nadal szalenie aktualne.
I ZNOWU DWADZIEŚCIA PIĘĆ
Część.2 – Praca wydawnicza
Część.2 – Praca wydawnicza
Więc,
po co i w jakim charakterze przyjechałem do Polski ćwierć wieku temu?
Pozycja moja była solidna, w ramach kontraktu na cztery lata: pierwszy wiceprezes i redaktor naczelny polsko-radzieckiej firmy wydawniczo-poligraficznej "Orbita" z siedzibą w Warszawie i oddziałem w Moskwie. Założycielami tego jednego z pierwszych wspólnych przedsięwzięć naszych krajów były dwa przedsiębiorstwa Soweksportkniga (Совэскпорткнига) i «Prasa-Książka-Ruch». Cel – wydawać i sprzedawać w obu krajach najciekawsze książki w języku polskim i rosyjskim. Nasza siedziba znajdowała się w pięknym miejscu - na ulicy Miodowej, naprzeciwko Starego Miasta. Wśród pracowników warszawskiego centrum naszej "spółki " byłem jedynym przedstawicielem rosyjskiego współzałożyciela.
Byłem też jednocześnie akredytowanym zagranicznym korespondentem tygodnika "Recenzja Książki".
Trzeba zwrócić uwagę, że w tym czasie stosunek do zagranicznej prasy w Polsce był zupełnie inny niż dziś. Tak, jak dyplomatom - wszystkim akredytowany przy MSZ zagranicznym korespondentom wydawano specjalne tablice rejestracyjne na samochody, mieli możliwość korzystania ze specjalnych sklepów i rządowych instytucji medycznych. Po matczynemu opiekowała się nami Polska Agencja Informacyjna - załatwiała dla dziennikarzy przedwyborcze spotkania, wszelkiego rodzaju konferencje, narodowe wieczory. Ojczysta ambasada, na równi z dyplomatami, zapraszała korespondentów na swoje poufne spotkania informacyjne.
I znowu: cóż, czy można w to teraz uwierzyć?!
Po pierwsze, już od dawna nikt o nas, korespondentów zagranicznych - nie tylko nie dba, ale również – nasz status, nawet w przybliżeniu, nie dorównuje statusowi dyplomatycznemu. Dawno już nie korzystamy z rządowej przychodni, nie leczymy się w niej, MSZ nie zaprasza na spotkania – lista jest długa. Zagranicznych dziennikarzy przeniesiono do kategorii przedstawicieli zagranicznego biznesu.
Pozycja moja była solidna, w ramach kontraktu na cztery lata: pierwszy wiceprezes i redaktor naczelny polsko-radzieckiej firmy wydawniczo-poligraficznej "Orbita" z siedzibą w Warszawie i oddziałem w Moskwie. Założycielami tego jednego z pierwszych wspólnych przedsięwzięć naszych krajów były dwa przedsiębiorstwa Soweksportkniga (Совэскпорткнига) i «Prasa-Książka-Ruch». Cel – wydawać i sprzedawać w obu krajach najciekawsze książki w języku polskim i rosyjskim. Nasza siedziba znajdowała się w pięknym miejscu - na ulicy Miodowej, naprzeciwko Starego Miasta. Wśród pracowników warszawskiego centrum naszej "spółki " byłem jedynym przedstawicielem rosyjskiego współzałożyciela.
Byłem też jednocześnie akredytowanym zagranicznym korespondentem tygodnika "Recenzja Książki".
Trzeba zwrócić uwagę, że w tym czasie stosunek do zagranicznej prasy w Polsce był zupełnie inny niż dziś. Tak, jak dyplomatom - wszystkim akredytowany przy MSZ zagranicznym korespondentom wydawano specjalne tablice rejestracyjne na samochody, mieli możliwość korzystania ze specjalnych sklepów i rządowych instytucji medycznych. Po matczynemu opiekowała się nami Polska Agencja Informacyjna - załatwiała dla dziennikarzy przedwyborcze spotkania, wszelkiego rodzaju konferencje, narodowe wieczory. Ojczysta ambasada, na równi z dyplomatami, zapraszała korespondentów na swoje poufne spotkania informacyjne.
I znowu: cóż, czy można w to teraz uwierzyć?!
Po pierwsze, już od dawna nikt o nas, korespondentów zagranicznych - nie tylko nie dba, ale również – nasz status, nawet w przybliżeniu, nie dorównuje statusowi dyplomatycznemu. Dawno już nie korzystamy z rządowej przychodni, nie leczymy się w niej, MSZ nie zaprasza na spotkania – lista jest długa. Zagranicznych dziennikarzy przeniesiono do kategorii przedstawicieli zagranicznego biznesu.
A
po drugie, samych rosyjskich korespondentów jest teraz znacznie mniej. Jeśli
kiedyś w Warszawie można było spotkać przedstawicieli prawie wszystkich
wiodących stacji telewizyjnych w Rosji, w tym ich własnych operatorów, to teraz
nie ma ani jednego. To prowadzi do tego, że w redakcji naszego
"Kuriera", jak do ostatniej instancji, ciągle dzwonią całkowicie
bezradni edytorzy kanałów telewizyjnych i radiowych z prośbą o natychmiastową
pomoc. A to trzeba im znaleźć kogoś z wybitnych Polaków lub krewnych
rosyjskich gwiazd muzyki pop. To chcieliby wystąpić na żywo z Pałacu
Prezydenckiego z okazji ważnego wydarzenia, to... Nie da się zliczyć!
Nie przestaję się dziwić z tego powodu. Tworzy się całkowicie fałszywe wyobrażenie o stanie finansów największych rosyjskich mediów, które rzekomo nie pozwalają im utrzymać zagranicznych korespondentów. I nie chodzi tylko o kanały telewizyjne. Możliwą przyczyną takiego stanu może być osłabienie do najniższego poziomu zainteresowania polską tematyką w Federacji Rosyjskiej...
Nie przestaję się dziwić z tego powodu. Tworzy się całkowicie fałszywe wyobrażenie o stanie finansów największych rosyjskich mediów, które rzekomo nie pozwalają im utrzymać zagranicznych korespondentów. I nie chodzi tylko o kanały telewizyjne. Możliwą przyczyną takiego stanu może być osłabienie do najniższego poziomu zainteresowania polską tematyką w Federacji Rosyjskiej...
Osobiście
u mnie – z redakcjami szczęśliwie. Przez ćwierć wieku ani przez jeden dzień nie
przestałem być korespondentem. Po „Przeglądzie Książkowym” (Книжного
обозрения), przeszedłem do gazety Administracji Prezydenta FR „Rosyjskie
Wiadomości” (Российские Вести), a potem do tygodnika „Argumenty i Fakty”
(Аргументы и Факты).
Szczęśliwie,
i z uwagą, którą okazują mi tutejsze media, wszystkie te długie lata
nieustannie zmuszające mnie do żywotnego polsko-rosyjskiego dialogu,
przekładają się na szerokie grona audytorium.
Już nie wyobrażam siebie bez tej ważnej misji.
Już nie wyobrażam siebie bez tej ważnej misji.
Rosyjski Kurier Warszawy |
Zrobić to na samym początku lat dziewięćdziesiątych nie było proste. Powiem tak, cudzoziemiec bez osobistej zgody ministra spraw zagranicznych (i do tej pory) nie można zostać redaktorem zarejestrowanego w Polsce pisma. Zagraniczna firma - wydawca - musiała wtedy wnieść kapitał zakładowy i należało zapłacić na porządek kwotę co najmniej 50 tysięcy "zielonych". Skąd pieniądze?!
Na szczęście wszystko dobrze się potoczyło. Wizjoner i mądry minister Zbigniew Skubiszewski wydał zezwolenie. Kapitał zakładowy w nowej ustawie o firmach z kapitałem zagranicznym wkrótce został obniżony do 10 mln zł (wtedy do tysiąca dolarów). Pierwszy numer gazety ukazał się już 3 grudnia 1991 roku.
Przy czym, wcześniej tego typu rosyjskojęzycznych czasopism w postkomunistycznej Europie nie było. Na prośbę niemieckich kolegów w ciągu tego roku zdarzyło się odwiedzać i spotykać się z redaktorem naczelnym tego samego wydawnictwa w Niemczech - pod nazwą "Wschodni Ekspres”. Powstawał w Warszawie, a gotowe składy do druku wysyłano do RFN.
Było
to!
W ogóle, aby opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się Polsce przez ćwierć wieku nie starczyłoby i rocznika "Kuriera".
W ogóle, aby opowiedzieć o wszystkim, co wydarzyło się Polsce przez ćwierć wieku nie starczyłoby i rocznika "Kuriera".
Być
może nadszedł czas, aby napisać książkę. A w niej o procesach przejścia Polski
na drugą stronę - przystąpieniu do NATO, UE, Schengen, o wydarzeniach na linii
Warszawa-Moskwa, o zmianach w polityce kraju, o życiu zwykłych Polaków, w tym,
oczywiście, i naszych Rodaków - przygotować, w końcu nie kompilację z
najstarszych publikacji, a prawdziwą książkę o współczesnych „Rosjanach w
Polsce"...
Władimir Kirianow
Warszawa, wrzesień 2016r.
Warszawa, wrzesień 2016r.
Bardzo sympatyczny, kulturalny i mądry Pan. Wcześniej można było spotkać go w programach telewizyjnych gdzie ciekawie opowiadał spotykając się niejednokrotnie z chamstwem ze strony polskich prawicowców.
OdpowiedzUsuńNiestety, to prawda.Chamstwo w mediach mamy obecnie niesamowite, a red. Kirianow jest rzeczywiście człowiekiem wielkiej kultury osobistej.
OdpowiedzUsuń