WIGILIJNA
OPOWIEŚĆ
Od zawsze
urzekało mnie oryginalne rękodzieło i sztuka ludowa, ostatnio - rosyjskie, chociaż nie
brakuje mi w domu uroczych drobiazgów z Niemiec czy Skandynawii. Takie wyroby to
jądro każdej sztuki narodowej, jej autentyczne korzenie.
W każdym
razie, nie przechodzę obok nich obok obojętnie, przy czym nie preferuję żadnej
"cepelii", to jest - masowej produkcji dla turystów.
Buszuję w
ich poszukiwaniu głównie na jarmarkach, nie tylko adwentowych - w pobliskiej Skandynawii i w
przygranicznych miastach i miasteczkach niemieckich.
Od pewnego czasu nie omijam lokalnych, szczecińskich jarmarków, na które przyjeżdżają także nasi wschodni sąsiedzi. Między nimi pojawia się na nich stragan białoruski, pełen ziół, roślinnych medykamentów i kosmetyków ludowych, miniaturowych ikon, matrioszek, drewnianych koników, ozdobnych pudełek, drewnianej biżuterii ręcznie malowanej, ceramiki i tp. - rzeczy wyrabianych w przyklasztornych warsztatach. Oferuje je Swiato-Elizawietinskij Monastyr (prawosławny klasztor św. Elżbiety) z Mińska.
Pierwszy raz zetknęłam się z nim, tj. z mińskim monastyrem - kilka lat temu, przypadkiem zresztą, na Międzynarodowym Jarmarku Wyrobów Klasztornych w Bierzwniku, wsi zachodniopomorskiej.
Potem spotkałam na przykościelnym Jarmarku Jakubowym w Szczecinie, a teraz na Jarmarku Bożonarodzeniowym.
Mniszka z monastyru, jak mniemam nie tyle z Mińska, co z jego filii w pobliskim Berlinie, nb. mówiąca dosyć płynnie po polsku, poszerzyła handlową ofertę o wyrobu z Rosji. Cechą ich jest to, że są to także wyroby rzemieślników pracujących dla monastyrów, tyle, że rosyjskich, często szalenie oryginalne.
Miałam okazję być w kilku takich przyklasztornych sklepikach w Moskwie i w Petersburgu, skąd także przywiozłam cudowne rosyjskie rękodzieło. Jest urokliwe.
Od pewnego czasu nie omijam lokalnych, szczecińskich jarmarków, na które przyjeżdżają także nasi wschodni sąsiedzi. Między nimi pojawia się na nich stragan białoruski, pełen ziół, roślinnych medykamentów i kosmetyków ludowych, miniaturowych ikon, matrioszek, drewnianych koników, ozdobnych pudełek, drewnianej biżuterii ręcznie malowanej, ceramiki i tp. - rzeczy wyrabianych w przyklasztornych warsztatach. Oferuje je Swiato-Elizawietinskij Monastyr (prawosławny klasztor św. Elżbiety) z Mińska.
Pierwszy raz zetknęłam się z nim, tj. z mińskim monastyrem - kilka lat temu, przypadkiem zresztą, na Międzynarodowym Jarmarku Wyrobów Klasztornych w Bierzwniku, wsi zachodniopomorskiej.
Potem spotkałam na przykościelnym Jarmarku Jakubowym w Szczecinie, a teraz na Jarmarku Bożonarodzeniowym.
Mniszka z monastyru, jak mniemam nie tyle z Mińska, co z jego filii w pobliskim Berlinie, nb. mówiąca dosyć płynnie po polsku, poszerzyła handlową ofertę o wyrobu z Rosji. Cechą ich jest to, że są to także wyroby rzemieślników pracujących dla monastyrów, tyle, że rosyjskich, często szalenie oryginalne.
Miałam okazję być w kilku takich przyklasztornych sklepikach w Moskwie i w Petersburgu, skąd także przywiozłam cudowne rosyjskie rękodzieło. Jest urokliwe.
W Moskwie,
kilka lat temu (2013) trafiłam do filii słynnego monastyru waalamskiego (główna siedziba znajduje się na jednej z wysepek na
jeziorze Ładoga). W efekcie – piękna ceramika w gżelu, salaterki ręcznie
malowane[1].
Kubek z cerkiewką |
Podczas wczorajszej wizyty na szczecińskim jarmarku,
na stoisku monastyru z Mińska wpadła mi w oko urokliwa rosyjska ceramika -
kubek, z wiejskim jesiennym pejzażem, rzeczką, cerkiewką.
To oryginalna garncarska robota. Obraz ma swoją fakturę, można pod palcami wyczuć lekko zarysowane konary drzew, obrys cerkiewki i chaty, brzegi rzeczki... Obraz został wypalony, nie został namalowany na wierzchu polewy, czyli musiał być stworzony przed wypaleniem w piecu, ręczna robota.
A i sam obrazek też jest urokliwy, przypomina akwarelkę.
Krzysiek, mój kolega, a właściwie przyjaciel domu, występujący w roli tragarza przy ostatnich przedświątecznych zakupach, wypatrzył natomiast komplet sztućców z motywem Bożonarodzeniowym – aniołkiem, grającym na jakimś instrumencie dętym. Interesująca grawerska robota. Jemu się podobał. bardzo, mnie nieco mniej, bo nie gustuję specjalnie w złotych kolorach, ale mu nie mówiłam. Może kupił dla kogoś bliskiego: żony, córki. Nie komentowałam, bo i po co.
Kiedy zatargał zakupy na to moje III piętro starego budownictwa bez windy i z wysokim parterem - zauważyłam w torbach etui ze sztućcami.
- Zostawiłeś swoją świąteczną zastawę stołową, - mówię do niego i podaję etui.
- Kupiłem dla ciebie, przecież masz fioła na punkcie takich rzeczy a to ruska robota i spodoba ci się, przecież lubisz rosyjskie wzornictwo! Z życzeniami ode mnie i nas wszystkich, całej rodziny! Teraz możesz się chwalić, że dostałaś od Putina w prezencie na święta - złoty widelec i wszystkich rusofobów szlag trafi! - Odparł ze śmiechem i poleciał do domu, bo tam czekały go kolejne przedświąteczne obowiązki.
I tak mam "złote", świątecznie sztućce z „widelcem od Putina”, zdobione przez rzemieślników-płatnerzy, niczym mój dagestańsko-czeczeński kindżał, który przywiozłam w ub. roku z Północnego Kaukazu.
To oryginalna garncarska robota. Obraz ma swoją fakturę, można pod palcami wyczuć lekko zarysowane konary drzew, obrys cerkiewki i chaty, brzegi rzeczki... Obraz został wypalony, nie został namalowany na wierzchu polewy, czyli musiał być stworzony przed wypaleniem w piecu, ręczna robota.
A i sam obrazek też jest urokliwy, przypomina akwarelkę.
Krzysiek, mój kolega, a właściwie przyjaciel domu, występujący w roli tragarza przy ostatnich przedświątecznych zakupach, wypatrzył natomiast komplet sztućców z motywem Bożonarodzeniowym – aniołkiem, grającym na jakimś instrumencie dętym. Interesująca grawerska robota. Jemu się podobał. bardzo, mnie nieco mniej, bo nie gustuję specjalnie w złotych kolorach, ale mu nie mówiłam. Może kupił dla kogoś bliskiego: żony, córki. Nie komentowałam, bo i po co.
Kiedy zatargał zakupy na to moje III piętro starego budownictwa bez windy i z wysokim parterem - zauważyłam w torbach etui ze sztućcami.
- Zostawiłeś swoją świąteczną zastawę stołową, - mówię do niego i podaję etui.
- Kupiłem dla ciebie, przecież masz fioła na punkcie takich rzeczy a to ruska robota i spodoba ci się, przecież lubisz rosyjskie wzornictwo! Z życzeniami ode mnie i nas wszystkich, całej rodziny! Teraz możesz się chwalić, że dostałaś od Putina w prezencie na święta - złoty widelec i wszystkich rusofobów szlag trafi! - Odparł ze śmiechem i poleciał do domu, bo tam czekały go kolejne przedświąteczne obowiązki.
"Złoty widelec od Putina" - prezent od przyjaciela domu |
I tak mam "złote", świątecznie sztućce z „widelcem od Putina”, zdobione przez rzemieślników-płatnerzy, niczym mój dagestańsko-czeczeński kindżał, który przywiozłam w ub. roku z Północnego Kaukazu.
Piękne ...jestem pełen podziwu...pozdrawiam Michał
OdpowiedzUsuńLubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuńKiedyś również miałam kilka rzeczy tak zdobionych ręcznie i muszę przyznać, że faktycznie robią one wrażenie. Aktualnie jeśli chodzi o naczynia do picia to chwalę sobie zestawy szklanek i kieliszków od https://duka.com/pl/jedzenie-i-serwowanie-potraw/naczynia-do-serwowania-napojow/zestawy-szklanek-i-kieliszkow które jak dla mnie są zdecydowanie numerem jeden.
OdpowiedzUsuńZnam sklep DUKA, ale rękodzieło skandynawskie to ja wyszukuje na ryneczkach w Trelleborgu lub Ystad, gdzie zawijają polskie promy. Na tych ryneczkach, na "pchlich targach" starsze panie często wyprzedają domowe rupiecie a w nich prześliczne cudeńka za grosze. Wiele tak skandynawskiego rzemiosła, tego oryginalnego, z wiosek i miasteczek.
UsuńPewnie niebawem ta moja mała kolekcja rosyjskiego rękodzieła się zwiększy, bo wybieram się na dwa jarmarki adwentowe , u siebie w Szczecinie, gdzie niewątpliwie pojawi się stoisko mniszek z Mińska i do Berlina. Sztuka rosyjska, a właściwie prawosławna, kultywowana przy monastyrach i sprzedawana w sklepikach przy cerkwiach lub na takich jarmarkach - ma swoisty urok, a przede wszystkim nie jest sztampową produkcją dla turystów. Za każdym takim drobiazgiem jest konkretny człowiek a nie taśma produkcyjna.I to ma dla mnie wielką wartość.
OdpowiedzUsuń