11 stycznia 2018

(Nie)oczekiwana dymisja



Premier Morawiecki zaprezentował 9 stycznia (we wtorek) nowy rząd.
Antoni Macierewicz
Zmiany szefów resortów rządowych, najbardziej skompromitowanych w oczach opinii publicznej (wg posłanki PiS Krystyny Pawłowicz – „totalnej opozycji i lewaków”), były od dawna oczekiwane, ale jednak największą niespodzianką, zwłaszcza dla samego PiS-u, było odwołanie ministra Antoniego Macierewicza

Media prawicowe oszalały ze złości, posypały się gromy na prezydenta Dudę, któremu przypisuje się wymuszenie na premierze, a właściwie na prezesie PiS - tej dymisji. 
Szok nieco minął i ujawniają się powoli kulisy tego odwołania. I chociaż prominentni parlamentarzyści PiS zapewniają, że odbyło się to za pełną aprobatą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, to wcale nie jest to aż tak pewne.

Minister Macierewicz o swojej dymisji dowiedział się praktycznie wraz z zaproszeniem po jej odbiór do pałacu prezydenckiego we wtorek rano, kilka godzin przed powołaniem nowego składu Rady Ministrów. Macierewicz nie przewidywał dymisji do ostatniej chwili. Miał za to świadomość negatywnej opinii prezydenta i dużej, głośnej dezaprobaty społecznej Był i jest nadal pupilkiem prezesa Kaczyńskiego, przez co czuł się nietykalny.

Jak wyglądały ostatnie dyskusje premiera z prezesem PiS prowadzone nocą z poniedziałku na wtorek (8/9.01) – nie wiemy, ale skończyły się one de facto klęską - i samego Macierewicza, jak i prezesa PiS, który nie zdołał obronić swojego totumfackiego.

Jakich argumentów używał premier Morawiecki, nie wiem, jak postawił pod ścianą Jarosława Kaczyńskiego – też nie wiem, ale postawił na swoim i zmusił go do złożenia broni. Szef MON został „odstrzelony”. Prezes PiS zdołał tylko zagwarantować sobie wpływ na MON poprzez obsadzenie resortu „swoim” przybocznym, a odwołanym ministrom – dyskrecję (bez udziału mediów) ceremonii odwołania u prezydenta.  

Sam minister Macierewicz przeczuwał kłopoty, sięgał po do tej pory niezawodne "smoleńskie" argumenty, inscenizował spotkanie w Białym Domu, wszystko nadaremno. Duet prezydencko-premierowski okazał się silniejszy od duetu prezesowsko-ministerialnego. 
Reakcja radykalnej prawicy na odwołanie A. Macierewicza

Jarosław Kaczyński na razie powściągliwie reaguje na swoją porażkę, ale jednak z pewnymi demonstracjami niezadowolenia. Na zaprzysiężeniu nowych ministrów nie pojawił się, nie było go też tego samego dnia, wieczorem w pałacu prezydenckim, gdzie Andrzej Duda podejmował na spotkaniu noworocznym klub parlamentarny PiS. Nieobecni byli też nowo mianowani szefowie MON i MSWiA. Spotkanie to zostało przemilczane przez służby prasowe prezydenckiej kancelarii, jest tylko informacja PAP na ten temat, w której jednak zauważono nieobecność prezesa PiS i obu nowych ministrów.

Następnego dnia, podczas kolejnej „miesięcznicy” smoleńskiej, najważniejszą osobą obok prezesa PiS był zdymisjonowany Macierewicz, którego zwolennicy PiS witali gorąco, skandując jego imię. Antoni Macierewicz nie został jednak, jak sugerowano w mediach - marszałkiem Sejmu, musiał się zadowolić szefowaniem podkomisji sejmowej ds. katastrofy smoleńskiej.

Dzisiaj, (11.01.) kolejnym aktem w tym niewątpliwie ważnym dla PiS momencie - jest zrzeczenie się części funkcji politycznych w PiS przez Joachima Brudzińskiego, który objął MSWiA. Stwierdził, że nie wyrobi się z pracą na nowym stanowisku i mógłby zaniedbywać obowiązki przewodniczącego Komitetu Wykonawczego PiS. 

Na razie nie wiemy, czy jest to zachowanie wymuszone przez premiera, który nie chce, by ministrowie byli w najwyższych władzach partii politycznych, co może kolidować z ich pracą w resortach, czy też jest to racjonalna i samodzielna decyzja Joachima Brudzińskiego, (w co raczej wątpię), ewentualnie - sugestia samego prezesa Kaczyńskiego. Nie wiem i szybko się tego nie dowiemy. Na razie PiS, łącznie z samym prezesem, po niewątpliwym szoku stara się zachować jakoś twarz.

Odnoszę wrażenie, że Jarosław Kaczyński chyba nie do końca przewidział taki obrót sprawy. Dotknął go klasyczny konflikt pokoleń. A Kaczyński, to nie prezydent Putin, z młodszym pokoleniem nie potrafi znaleźć wspólnego języka i wspólnych celów.

Młodsi od prezesa PiS o  ponad ćwierć wieku - premier i prezydent - mają jednak inne spojrzenie na współczesność. Teraz dostali do rąk atrybuty władzy w Polsce. To pokolenie nawet nie za dobrze pamięta czasy PRL. Żyją w innych światach, mają szerszą optykę spostrzegania, lepszą argumentację, znają języki, bywali w świecie. Nie żyją przeszłością wbrew pozorom, ale teraźniejszością, a czasem nawet przyszłością. Wizja Polski, wg prezesa PiS - nie do końca do nich przemawia.
Najpierw zbuntował się prezesowi  - prezydent i zaczął mówić wyraźnie i publicznie „nie”, teraz ze swoim „nie” doszedł – premier.

Jarosławowi Kaczyńskiemu pozostał parlament z przewagą PiS, ale to pozory. 
Polskie elity polityczne mają to do siebie, że potrafią, jak kameleon, zmieniać barwy partyjne i poglądy polityczne. I jak wyczują w tym prezydencko-premierowskim duecie jakąś siłę, odwrócą się od niego plecami bez żadnych skrupułów. 
Kaczyńskiemu zostanie tylko „żelazny” trzon PiS z Macierewiczem, posłanką Pawłowicz i podobnymi.

Czas pokaże, jak sobie z tym poradzi. W każdym razie, na tej jego drodze do „monarchii absolutnej” partyjnego uzurpatora, rządzącego niekonstytucyjnie Polską - pojawiły się realne i raczej poważne przeszkody i barykady. 
Czas też pokaże, czy opozycja potrafiła racjonalnie sytuację w PiS wykorzystać dla siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz