Antoni Macierewicz |
Media prawicowe oszalały ze złości, posypały się gromy na prezydenta Dudę, któremu przypisuje się wymuszenie na premierze, a właściwie na prezesie PiS - tej dymisji.
Minister
Macierewicz o swojej dymisji dowiedział się praktycznie wraz z zaproszeniem po
jej odbiór do pałacu prezydenckiego we wtorek rano, kilka godzin przed powołaniem
nowego składu Rady Ministrów. Macierewicz nie przewidywał dymisji do ostatniej
chwili. Miał za to świadomość negatywnej opinii prezydenta i dużej, głośnej dezaprobaty społecznej Był i jest nadal pupilkiem prezesa
Kaczyńskiego, przez co czuł się nietykalny.
Jak
wyglądały ostatnie dyskusje premiera z prezesem PiS prowadzone nocą z poniedziałku
na wtorek (8/9.01) – nie wiemy, ale skończyły się one de facto klęską - i samego Macierewicza, jak i prezesa PiS, który nie zdołał obronić swojego totumfackiego.
Jakich
argumentów używał premier Morawiecki, nie wiem, jak postawił pod ścianą
Jarosława Kaczyńskiego – też nie wiem, ale postawił na swoim i zmusił go do złożenia
broni. Szef MON został „odstrzelony”. Prezes
PiS zdołał tylko zagwarantować sobie wpływ na MON poprzez obsadzenie resortu „swoim”
przybocznym, a odwołanym ministrom – dyskrecję (bez udziału mediów) ceremonii odwołania u prezydenta.
Sam
minister Macierewicz przeczuwał kłopoty, sięgał po do tej pory niezawodne "smoleńskie" argumenty, inscenizował spotkanie w Białym Domu, wszystko nadaremno. Duet
prezydencko-premierowski okazał się silniejszy od duetu
prezesowsko-ministerialnego.
Reakcja radykalnej prawicy na odwołanie A. Macierewicza |
Jarosław
Kaczyński na razie powściągliwie reaguje na swoją porażkę, ale jednak z pewnymi
demonstracjami niezadowolenia. Na zaprzysiężeniu nowych ministrów nie pojawił
się, nie było go też tego samego dnia, wieczorem w pałacu prezydenckim, gdzie
Andrzej Duda podejmował na spotkaniu noworocznym klub parlamentarny PiS. Nieobecni
byli też nowo mianowani szefowie MON i MSWiA. Spotkanie to zostało przemilczane przez służby
prasowe prezydenckiej kancelarii, jest tylko informacja PAP na ten temat, w której
jednak zauważono nieobecność prezesa PiS i obu nowych ministrów.
Następnego dnia, podczas kolejnej „miesięcznicy” smoleńskiej, najważniejszą
osobą obok prezesa PiS był zdymisjonowany Macierewicz, którego zwolennicy PiS
witali gorąco, skandując jego imię. Antoni Macierewicz nie został jednak, jak
sugerowano w mediach - marszałkiem Sejmu, musiał się zadowolić szefowaniem podkomisji sejmowej
ds. katastrofy smoleńskiej.
Dzisiaj,
(11.01.) kolejnym aktem w tym
niewątpliwie ważnym dla PiS momencie - jest zrzeczenie się części funkcji
politycznych w PiS przez Joachima Brudzińskiego, który objął MSWiA. Stwierdził,
że nie wyrobi się z pracą na nowym stanowisku i mógłby zaniedbywać obowiązki przewodniczącego Komitetu Wykonawczego PiS.
Na
razie nie wiemy, czy jest to zachowanie wymuszone przez premiera, który nie
chce, by ministrowie byli w najwyższych władzach partii politycznych, co może kolidować
z ich pracą w resortach, czy też jest to racjonalna i samodzielna decyzja Joachima
Brudzińskiego, (w co raczej wątpię), ewentualnie - sugestia samego prezesa Kaczyńskiego.
Nie wiem i szybko się tego nie dowiemy. Na razie PiS, łącznie z samym prezesem,
po niewątpliwym szoku stara się zachować jakoś twarz.
Odnoszę
wrażenie, że Jarosław Kaczyński chyba nie do końca przewidział taki obrót sprawy.
Dotknął go klasyczny konflikt pokoleń. A Kaczyński, to nie prezydent Putin, z młodszym pokoleniem
nie potrafi znaleźć wspólnego języka i wspólnych celów.
Młodsi od prezesa PiS o ponad ćwierć wieku - premier i prezydent - mają jednak inne spojrzenie na współczesność.
Teraz dostali do rąk atrybuty władzy w Polsce. To pokolenie nawet nie za dobrze pamięta
czasy PRL. Żyją w innych światach, mają szerszą optykę spostrzegania, lepszą argumentację, znają
języki, bywali w świecie. Nie żyją przeszłością wbrew pozorom, ale
teraźniejszością, a czasem nawet przyszłością. Wizja Polski, wg prezesa PiS - nie
do końca do nich przemawia.
Najpierw zbuntował się prezesowi - prezydent i zaczął mówić wyraźnie i publicznie „nie”, teraz ze swoim „nie” doszedł – premier.
Najpierw zbuntował się prezesowi - prezydent i zaczął mówić wyraźnie i publicznie „nie”, teraz ze swoim „nie” doszedł – premier.
Jarosławowi
Kaczyńskiemu pozostał parlament z przewagą PiS, ale to pozory.
Polskie elity polityczne mają to do siebie, że potrafią, jak kameleon, zmieniać barwy partyjne i poglądy polityczne. I jak wyczują w tym prezydencko-premierowskim duecie jakąś siłę, odwrócą się od niego plecami bez żadnych skrupułów.
Kaczyńskiemu zostanie tylko „żelazny” trzon PiS z Macierewiczem, posłanką Pawłowicz i podobnymi.
Polskie elity polityczne mają to do siebie, że potrafią, jak kameleon, zmieniać barwy partyjne i poglądy polityczne. I jak wyczują w tym prezydencko-premierowskim duecie jakąś siłę, odwrócą się od niego plecami bez żadnych skrupułów.
Kaczyńskiemu zostanie tylko „żelazny” trzon PiS z Macierewiczem, posłanką Pawłowicz i podobnymi.
Czas
pokaże, jak sobie z tym poradzi. W każdym razie, na tej jego drodze do „monarchii
absolutnej” partyjnego uzurpatora, rządzącego niekonstytucyjnie Polską - pojawiły
się realne i raczej poważne przeszkody i barykady.
Czas też pokaże, czy opozycja potrafiła racjonalnie sytuację w PiS wykorzystać dla siebie.
Czas też pokaże, czy opozycja potrafiła racjonalnie sytuację w PiS wykorzystać dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz