Marc Chagall - "Ukrzyżowany" |
Jego pogarda jest wprawdzie bardziej wytworna, bardziej prawa, ale również bardziej bezowocna i uboższa w czyny. Wobec faktu Bożego wcielenia jest ta pogarda tak samo nie na miejscu, jak i tyrańska pogarda.
Kto gardzi człowiekiem, gardzi tym, co ukochał Bóg, więcej: gardzi postacią samego wcielonego Boga.
Istnieje jednakże i inna miłość do ludzi, prawa – w zamiarach, ale równa pogardzie. U jej podstaw leży ocena człowieka według li tylko drzemiących w nim wartości, według jego czerstwego zdrowia, trzeźwego rozsądku i głębokiej dobroci. Najczęściej miłość ta wzrasta w czasach spokoju, ale również w okresach wielkich kryzysów. Przypadkowe rozbłyśnięcie tych wartości może się stać podstawą osiąganej z trudem, szczerej w zamiarach miłości człowieka.
Z wymuszoną wyrozumiałością zło przeinterpretowane bywa w dobro, podłości się nie dostrzega, a usprawiedliwia się czyny karygodne. Z wielu powodów unika się wyraźnego tak, aż w końcu przytakuje się wszystkiemu.
Kocha się stworzony przez siebie obraz człowieka, który niewiele ma już wspólnego z rzeczywistością. l w końcu gardzi się przez to człowiekiem rzeczywistym, którego ukochał Bóg i którego istotę wziął na siebie.
Znać rzeczywistego człowieka i nim nie gardzić – taka postawa możliwa jest tylko dzięki wcieleniu Boga.
Ks. dr
Dietrich Bonhoeffer
Krzyż i Zmartwychwstanie, rozdz.13 „Ecce Homo”
Krzyż i Zmartwychwstanie, rozdz.13 „Ecce Homo”
Zapisałam 5 lat temu kilka osobistych refleksji z okazji Wielkiego Piątku.
Okazują się być aktualne do dzisiaj,
przytaczam je niżej z drobnymi uaktualnieniami
Okazują się być aktualne do dzisiaj,
przytaczam je niżej z drobnymi uaktualnieniami
Miejsce urodzenia i lata dziecięce spędzone w innej, zachodniej kulturze, czynią mnie poniekąd Brytyjką. Miałam
szczęście być wychowywaną w dwóch rytach wyznaniowych jednocześnie
– protestanckim (luterańskim) i rzymskokatolickim. Ekumeniczny dom i
ekumeniczne wychowanie. Rodzice uzgodnili, że otrzymamy z bratem nauki religii
obu wyznań rodziców, tradycje i zwyczaje z nim i związane – także.
Rodzice nas
ochrzcili w kościele protestanckim (anglikańskim), komunię mieliśmy jako nastolatki, katolicką,
ale indywidualną i w wieku konfirmacyjnym u luteran, czyli później niż dzieci
katolickie. W wielkanocnej tradycji domowej na równi – ważny był i
Wielki Piątek i niedzielne Zmartwychwstanie. Nauka religii katolickiej w szkole,
luterańskiej – w kościelnej szkółce niedzielnej.
Kiedy
będziemy samodzielni, uzgodnili rodzice, sami wybierzemy to, co nam
najbliższe. Jeszcze w liceum wybrałam luteranizm, chociaż nie manifestowałam go publicznie. Mama, katoliczka, domyślała się, ale milczała, cierpiąc jednak
z tego powodu. A ja nie chciałam jej tego cierpienia potęgować.
Obyczaje świąteczne (bożonarodzeniowe czy wielkanocne), kultywowane wg polskiej tradycji ziemiańskiego domu mojej Mamy, były zachowane aż do chwili jej śmierci. I teraz też są, ale nie mają katolickiego, sakralnego znaczenia. Nie ma wielkanocnego świecenia potraw w kościele, choć stary, liczący dziesięciolecia gipsowy baranek z czasów mojej podstawówki i tradycyjny zestaw polskiej „święconki” są na stole w czasie niedzielnego, uroczystego śniadania. Taty, którego praktycznie nie było w domu, moje decyzje nie zdziwiły, bowiem jego zdaniem - „wrodziłam się w dziadka” protestanta.
Obyczaje świąteczne (bożonarodzeniowe czy wielkanocne), kultywowane wg polskiej tradycji ziemiańskiego domu mojej Mamy, były zachowane aż do chwili jej śmierci. I teraz też są, ale nie mają katolickiego, sakralnego znaczenia. Nie ma wielkanocnego świecenia potraw w kościele, choć stary, liczący dziesięciolecia gipsowy baranek z czasów mojej podstawówki i tradycyjny zestaw polskiej „święconki” są na stole w czasie niedzielnego, uroczystego śniadania. Taty, którego praktycznie nie było w domu, moje decyzje nie zdziwiły, bowiem jego zdaniem - „wrodziłam się w dziadka” protestanta.
Wiele
przyczyn legło u podstaw tej decyzji.
Poza typowo
teologicznymi i doktrynalnymi przyczynami, były też natury czysto społecznej.
Blichtr i bogactwo, jakimi afiszuje się Kościół rzymskokatolicki w Polsce w
kontraście do niezbyt bogatego polskiego społeczeństwa i wynikające z tego
relatywne kryteria oceny ludzi – były też ważne w tej decyzji. Powściągliwość i
skromność, jaka cechuje kościoły protestanckie były mi bliższe. Upolitycznienie
i hipokryzję duchownych rzymskokatolickich też trudno było mi akceptować. Tak
było w PRL, III RP, i tak jest do dzisiaj.
Człowiek
jest z natury nieco leniwy i do wielu spraw podchodzi, rzekłabym ekonomicznie,
chce mieć wiele, jak najmniejszym kosztem. Dlatego szukałam już gotowych reguł
życia. Kiedy dokonywałam wyboru wyznania, byłam na etapie świadomego
formułowania zasad, jakimi chcę się kierować w życiu – osobistego kodeksu
etycznego.
Cywilizacja,
w jakiej się wychowałam, podpowiadała mi wzorce chrześcijańskie, oparte na
starożydowskim Dekalogu, dorzucając ewangeliczne Kazanie na górze Jezusa. Luteranizm uczył czytania Biblii od
najmłodszych lat, stąd niezła jej znajomość podpowiadała mi, by owo Kazanie na górze uznać za pewnego rodzaju wektor w tym osobistym kodeksie
etycznym.
Katolicyzm
bardziej skłania się ku katalogom różnych grzechów, jest skierowany ku zakazom
i karom, luteranizm ukierunkowując na Kazanie na górze –
podpowiadał praktyczne rozwiązania i afirmował miłość Boga.
Im byłam
starsza tym bardziej pasjonowała mnie etyka luterańska.
Najpierw był
Max Weber i jego „Etyka protestancka”
oraz protestancki etos pracy. Potem odkryłam dla siebie luterańskiego teologa i
etyka, ks. dra Dietricha Bonhoeffera, jego „Etykę” a przede wszystkim
pisma i listy.
Podoba mi
się optyka Bonhoeffera w postrzeganiu chrześcijaństwa. Jest bardzo bliska
mojej. U niego liczy się postawa w życiu, nazywa to „żywą ewangelią”.
I nie chodzi
tu o manifestacje z krzyżami w rękach po Krakowskim Przedmieściu, procesje po
miastach i wsiach, pielgrzymki do „miejsc świętych”, nachalna ewangelizacja
wszystkich dookoła, wieszanie krzyży i „świętych” obrazów, gdzie się tylko da.
Nie o Caritasy i Matki Teresy. Nawet nie cały rząd z prezydentem RP włącznie, na klęczkach w kościele.
Nie w tym rzecz.
Nie w tym rzecz.
Dietrich
Bonhoeffer uważał, że tylko codzienna działalność na rzecz drugiego
człowieka jest powołaniem chrześcijanina. „Nasz stosunek do Boga jest nowym życiem, polegającym na ‚byciu dla
innych’, na współudziale w bycie Jezusa! Nie jakieś nieskończone, nieosiągalne
zadania są transcendencją, lecz dany w tej chwili i osiągalny bliźni”, pisał
Bonhoeffer.
Miarą
chrześcijanina ma być po prostu zaangażowanie w kluczowe problemy
społeczne współczesnego świata. W ten sposób Bonhoeffer pojmował
naśladowanie Jezusa i dawanie świadectwa prawdzie. Istotą teologii,
jaką głosił jest teologia krzyża.
W bonhoefferowskiej interpretacji chrześcijaństwa zajmuje ona miejsce szczytowe:
jeżeli Chrystus stał się człowiekiem i okazał się posłuszny Bogu i swemu
przeznaczeniu, a triumfem Jego była Golgota, to życie chrześcijanina, polega na
naśladowaniu Chrystusa, które przejawia się w „byciu dla innych” w centrum problemów i wyzwań świeckiego
świata, gdzie jest ból, cierpienie i odrzucenie. „Nie ma
innej drogi odnowy Kościoła, cywilizacji i świata” uważał ks.
Bonhoeffer.
Ale to nie
taka droga, jaką lansuje m.in. część polskich duchownych Kościoła
rzymskokatolickiego, Radio Maryja, czy takie partie, jak PiS i jej obecne
władze rządzące Polską.
Dietrich
Bonhoeffer najlepiej wiedział, co to oznacza, ponieważ jego teologia zawsze
była wypadkową jego teologicznej refleksji i życiowych doświadczeń.
Jako czynny
antyfaszysta zostaje aresztowany 5 kwietnia 1943 r. i osadzony w więzieniu
śledczym Wehrmachtu w Tegel. Po nieudanym zamachu na Hitlera oraz odnalezieniu
akt o działalności ruchu oporu w Zossen, Bonhoeffer zostaje 8 października 1944
r. przeniesiony do berlińskiego więzienia gestapo.
5 kwietnia
1945 r. na rozkaz Hitlera zarządzono, że Bonhoeffer i inni członkowie ruchu
oporu z szeregów Abwehry zostaną zgładzeni. 8 kwietnia w obozie koncentracyjnym
Flossenbürg, do którego przewieziono więźniów, sąd pod przewodnictwem Ottona
Thorbecka wszystkich oskarżonych: ks. dra Bonhoeffera, admirała Canarisa i
innych oficerów skazał na śmierć. Wyrok wykonano nazajutrz. 9 kwietnia ks. dr
Dietrich Bonhoeffer został powieszony. Miesiąc później wojska radzieckie i polskie
wyzwoliły spod hitlerowskiej władzy Berlin i nazistowska III Rzesza Niemiecka
skapitulowała.
W ostatnich
listach więziennych widać, jak Bonhoeffer odczytuje na nowo przesłanie
biblijne i reinterpretuje swoją wcześniejszą teologię.
Osobistą
sytuację życiową rozumie, jako konsekwencję usilnych poszukiwań sposobu
realizacji swojego osobistego „naśladowania” Chrystusa, w wyniku, których
zaangażował się w konspirację i współpracę z garstką ludzi, często
areligijnych, którzy ryzykując wszystko mieli odwagę przeciwstawić się
nieludzkiemu, bezbożnemu systemowi politycznemu i jego ideologii. I tak jak
Chrystus zapłacili za to cenę najwyższą.
Choć
Bonhoeffer osobiście nigdy nie wspomina o grożącej mu śmierci, jako o aspekcie
krzyża – trudno powiedzieć, czy z niechęci do wszelkiej pozy, np. męczennika,
czy też z przemożnego pragnienia życia – niemniej fakt jego egzekucji stał się
najważniejszym dowodem na to, że potrafił nie tylko w sposób bezkompromisowy
pisać o najistotniejszych sprawach, ale pozostać im wierny, aż do śmierci. Tak
jak Ten, za Którym poszedł…
Nie ma we
mnie takiego heroizmu, i nawet tak głębokiej wiary, jak u ks. Bonhoeffera,
niemniej jednak staram się żyć zgodnie z zasadami etycznymi, jakie wyznaję i
swoje chrześcijaństwo akcentować codziennym życiem.
Marc Chagall - "Golgota" |
Gdzie krzyż, symbol dla każdego luteranina - święty, stał się rekwizytem, używanym bezpardonowo do walki politycznej lub sekciarskiego kultu tragicznie zmarłego prezydenta RP.
Jak się zachować, co i przed czym, lub przed kim bronić, i jak, do jakich granic się posunąć? …
Na te pytania,
które często sobie stawiam, czasem nie potrafię znaleźć odpowiedzi,
Coraz częściej, niestety…
Coraz częściej, niestety…
Przedruk z komentarzem
Bumerang Polski (Australia), 25 marca 2016r.
(komentarz z Bumeranga Polskiego - wyżej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz