Moskiewska siedziba MIA Russia Today, maj 2018r. |
„Nierzetelne informacje, ich
powielanie i propagowanie mają swoje wewnętrzne i zewnętrze źródła, również
poza Unią Europejską. Jesteśmy poddawani propagandzie w szczególności ze strony
rosyjskich mediów, takich jak Russia Today”, uważa Olgierd Geblewicz, marszałek
województwa zachodniopomorskiego.
To
niektóre z opinii, jakie padły podczas międzynarodowej konferencji „Mowa
nienawiści, fake news, propaganda – współcześni wrogowie demokracji”, zorganizowanej
29 maja w Szczecinie przez Urząd Marszałkowski Województwa
Zachodniopomorskiego, przy akceptacji i z udziałem członków Komisji CIVEX
Komitetu Regionów z różnych państw UE, przedstawicieli Komisji Europejskiej oraz
dra Adama Bednara, Rzecznika Praw Obywatelskich, ekspertów medialnych i
zaproszonej młodzieży.
Była
to ciekawa i bardzo potrzebna konferencja, całkowicie zignorowana przez media
publiczne, chociaż cierpkich uwag o fatalnym stanie obecnego dziennikarstwa w
Polsce i UE – padło bardzo dużo.
Poza
zobrazowaniem olbrzymiego pola oddziaływania w europejskiej przestrzeni
publicznej agresji werbalnej przejawiającej się w tzw. mowie nienawiści a także
propagandy, dezinformacji i fake news, zjawisk, które zdaniem dra Bodnara,
nasiliły się mocno w Polsce od dwóch lat – z wypowiedzi zagranicznych gości
można było dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, o których oficjalnie w
UE raczej się nie mówi. I chociaż czasem, starano się wskazywać na Rosję, jako
winną ich powstawania, to z konferencyjnej dyskusji, owe przeświadczenie nie
było znowu takie pewne.
ŹRÓDŁA KURSU ANTYROSYJSKIEGO
W UE
Dosyć
jasno można było natomiast uświadomić sobie, w jakim zaklętym kręgu
antyrosyjskości tkwią organy i instytucje Unii Europejskiej, jakie mechanizmy
tą antyrosyjskość nakręcają.
Gdyby
nie emocjonalne wypowiedzi Indrè Vereikytè, nigdy bym sobie tego tak mocno nie
uświadomiła. Litwinka była w 2015 r. sprawozdawcą tzw. Raportu informacyjnego
Sekcji Stosunków Zagranicznych Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego
(EKES), dot. „wykorzystywania mediów do wpływania na procesy społeczne i
polityczne w UE i wschodnich państwach sąsiednich”, do którego chętnie wracała
w czasie konferencji w Szczecinie.
Od lewej:Kamil Durczok (TVN), Indrè Vereikytè (EKES, Litwa), red. Michał Niewiadomski (Rzeczpospolita) - podczas dyskusji plenarnej Fot.: Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego |
Raport EKES jest sam w sobie ciekawym dokumentem i
wartym analizy, zawiera, bowiem liczne przekłamania, wiele nieścisłości i
opiera się w dużej mierze na opiniach z USA. Stał się pierwszym oficjalnym
dokumentem roboczym UE na temat „rosyjskiej propagandy”. Kilka tygodni później
Parlament Europejski przyjął, ściśle z nim powiązane, sprawozdanie Gabrieliusa
Landsbergisa na temat stanu stosunków UE-Rosja.
Oba
dokumenty, pisane przez unijnych polityków z dawnych republik ZSRR, skażone
subiektywnymi opiniami i rusofobią autorów, traktowane jak ewangelie, stały się
kanwą dyskusji w Radzie Europejskiej i podstawą stworzenia organizacji
monitorującej działania medialne i propagandowe Rosji. Cała antyrosyjska unijna
retoryka ma źródło w tych dokumentach.
CASUS KRYMU
Indrè
Vereikytè jawnie przyznała podczas szczecińskiej konferencji, że analizą
wykorzystywania wpływu mediów na procesy społeczne, zajmuje się od 2015r. „od
aneksji Krymu przez Rosję” i tym, „jak to wpływa na procesy społeczne w
Europie, jak wpływa dezinformacja z Rosji na ten temat”.
Okazuję
się, że,
walka UE z „propagandą Kremla”, związana jest z zagrożeniem spójności państw unijnych i obawami o wpływ przypadku „Krym” na inne społeczności europejskie, dążące do samostanowienia, jak np. Baskowie, Szkoci, Kurdowie.
I nie tyle „aneksja” Krymu, jest problemem dla UE, co legalne wyrażanie woli społeczeństw poprzez referenda, takie jak na Krymie i ich akceptowanie.
Jak ujęła to litewska polityk, „konsekwencje tego mogą być kosztowne”.
walka UE z „propagandą Kremla”, związana jest z zagrożeniem spójności państw unijnych i obawami o wpływ przypadku „Krym” na inne społeczności europejskie, dążące do samostanowienia, jak np. Baskowie, Szkoci, Kurdowie.
I nie tyle „aneksja” Krymu, jest problemem dla UE, co legalne wyrażanie woli społeczeństw poprzez referenda, takie jak na Krymie i ich akceptowanie.
Jak ujęła to litewska polityk, „konsekwencje tego mogą być kosztowne”.
NA TROPIE DZIAŁAŃ KREMLA
Na
razie Unia, przez powołanie w 2015r. z inicjatywy Rady Europejskiej - grupy
zadaniowej East StratCom Task Forcer - stara się walczyć z rosyjską
„dezinformacją, propagandą i fake news”. Jest to samodzielna jednostka,
„skupiająca się na pro aktywnym komunikowaniu polityk i działań UE we wschodnim
sąsiedztwie”, tj. w Armenii, Azerbejdżanie, na Białorusi, w Gruzji, Mołdawii i na
Ukrainie oraz w samej Rosji.
East
StratCom Task Forcer składa się z 14 etatowych pracowników,
rekrutowanych z instytucji UE lub oddelegowanych przez państwa członkowskie.
Gwarantuje to rządom skażonym rusofobią, delegowanie do zespołu odpowiednich
pracowników. Siedziba grupy mieści się w Rydze.
Indrè
Vereikytè, podczas szczecińskiej konferencji podkreślała, w ciągu trzech lat
swojej działalności, grupa ta „wykryła” 5 tys. rosyjskich fałszywych informacji
i je prostowała. Rzecz w tym, że zamiast weryfikować fakty zawarte informacjach,
np. dot. Ukrainy, przyjmowała stanowisko władz Kijowa, uważając je za
wiarygodne a rosyjskie stanowiska - za dezinformację. Zarzuty nierzetelności
pracy tego zespołu i stosowanie kłamstw oraz uleganie opiniom zachodnich mediów
podnoszono już kilka razy w minionych latach w Holandii, Szwecji, Danii.
Głównym
efektem pracy zespołu jest cotygodniowy „przegląd dezinformacji” prezentowanych
w języku angielskim i rosyjskim na portalu - EUvsDisinfo.eu *.
Zawiera on kompilację raportów otrzymanych, jak podają służby dyplomatyczne UE, od członków „sieci niszczącej mity”. Przy czym te same służby informują, że przegląd jest zbiorem przypadków z szerokiej sieci współpracowników East Stratcom Task Force i nie może być uznany za oficjalne stanowisko UE.
Zawiera on kompilację raportów otrzymanych, jak podają służby dyplomatyczne UE, od członków „sieci niszczącej mity”. Przy czym te same służby informują, że przegląd jest zbiorem przypadków z szerokiej sieci współpracowników East Stratcom Task Force i nie może być uznany za oficjalne stanowisko UE.
„Sieć
niszcząca mity”, to nic innego, jak grupa nieznanych opinii publicznej ludzi,
najczęściej dziennikarzy, trudniących się „białym wywiadem”, która kreuje
stosunek UE do Rosji. Do współpracy w „sieci” werbują ich pracownicy grupy,
sięgając po ludzi o podobnych poglądach. Tym samym jakakolwiek obiektywność
jest z góry wykluczona. To samo dotyczy współpracujących ekspertów, instytucje,
think-tanki, itp.
Przy
takim obiegu informacji o „dezinformacji stosowanej ponoć przez Rosję”, nie
należy się dziwić unijnym politykom, że wygłaszają publicznie bzdury. Oni
powtarzają to, co im grupa zadaniowa podpowie. Wg założeń, informacje oraz
analizy i opinie tego organu mogą „dostarczyć cennych danych
dla analityków, dziennikarzy i urzędników”.
TO NIE MY, TO ONI
Cytując
wypowiedzi litewskiej polityk o MIA Russia Today, zwróciłam się do Natalii
Szczuckiej, dyrektorki Przedstawicielstwa Regionalnego Komisji Europejskiej, z
pytaniem, co zrobić, jeśli na międzynarodowej konferencji o dezinformacji i
fałszywych informacjach, jak ta w Szczecinie - serwowana jest dezinformacja i
fake news z ust przedstawicieli organów UE.
W efekcie - konsternacja! I zapewnienie, że grupa East Stratcom Task Force, ani EKES, nie są organami Komisji Europejskiej, a przedstawicielka KE w Polsce, nie czuje się kompetentna by, odpowiedzieć na moje pytanie.
W efekcie - konsternacja! I zapewnienie, że grupa East Stratcom Task Force, ani EKES, nie są organami Komisji Europejskiej, a przedstawicielka KE w Polsce, nie czuje się kompetentna by, odpowiedzieć na moje pytanie.
Mamy,
więc oficjalny organ UE, kreujący unijną opinię o Rosji, mający cechy cenzury
informacji płynących z Rosji, działający w sumie na wariackich papierach,
traktowany przez unijnych polityków i urzędników, jak Wyrocznia Delficka. Jednocześnie
- działający bez jakiejkolwiek kontroli społecznej i merytorycznej, podatny na
amerykańskie wpływy, co widać w różnych analizach i opracowaniach, z niejawnym
składem pracowników i współpracowników oraz budżetem - 1,1mln euro na 2018r.
Co
ciekawe, służby dyplomatyczne UE zastrzegają się, że grupa zadaniowa „nie
koncentruje się na opiniach i nie stara się nikogo ‘zamazać’. Sprawdza fakty i
identyfikuje dezinformację. Koncentruje się na wiadomości dezinformacyjnej, a
nie na posłańcu”. Co jest ewidentną nieprawdą, klasycznym fake news. Praktyka
grupy wskazuje na zupełnie, co innego.
BAŃKA INFORMACYJNA
Może
poza nielicznymi politykami i dziennikarzami, tak naprawdę, nikt nie zdaje
sobie sprawy, że o Rosji w UE powstała pewnego rodzaju, jak to określił na
szczecińskiej konferencji dr Adam Bodnar - „bańka informacyjna”. I nie jest to,
jak sugerowano w Szczecinie, zjawisko odnoszące się wyłącznie do młodego
pokolenia, które wiedzę czerpie z Internetu - sobie bliskich środowisk na
portalach społecznościowych, nie korzystając z innych źródeł wiedzy o
otaczającym go świecie.
Unia
Europejska stworzyła sobie pewien, być może politycznie wygodny mit o Rosji i
zamknęła się w „bańce informacyjnej”. Internet i jego portale społecznościowe a
także oparte na nowych technologiach media rosyjskie - zaczęły skutecznie
obalać unijne mity. I zamiast poszerzyć swoje źródła wiedzy o Rosji, bardziej
racjonalnie i profesjonalnie traktować informacje, Unia Europejska zaczęła
tępić m.in. pod pozorem rosyjskiej dezinformacji szkodzącej spójności UE –
właściwie każdą obiektywną lub pozytywną informację o Rosji lub z Rosji.
Autyzm
informacyjny Unii Europejskiej jest szkodliwy i im bardziej będzie ugruntowany,
tym trudniejszy do wyzwolenia się od niego.
Widać to było na przykładzie jednego z moderatorów konferencyjnych dyskusji, red. Michała Niewiadomskiego z „Rzeczpospolitej”, mającego problemy z rosyjskimi informacjami o gazociągu Nord Stream 2 i wydarzeniach na Ukrainie.
Widać to było na przykładzie jednego z moderatorów konferencyjnych dyskusji, red. Michała Niewiadomskiego z „Rzeczpospolitej”, mającego problemy z rosyjskimi informacjami o gazociągu Nord Stream 2 i wydarzeniach na Ukrainie.
Ciekawe,
że mówiąc o rosyjskiej dezinformacji, przedstawiciele Unii Europejskiej, który
tak ochoczo dyskutowali o niej w Szczecinie, nie zauważyli, że jednocześnie
sami siali dezinformację i propagandę, tworzyli fake news i manipulowali
informacjami.
________________
* link: https://euvsdisinfo.eu/retracing-the-steps-of-a-disinformation-campaign/
***
O opiniach Rzecznika Praw Obywatelskich dot. stanu polskiej żurnalistyki, mowie nienawiści u polityków, itp. - w następnym materiale.
________________
* link: https://euvsdisinfo.eu/retracing-the-steps-of-a-disinformation-campaign/
Witam.. Dziękuję za wyprostowanie mojej wiedzy odnośnie medialnego przekazu.. Teraz już wiem, Russia Today to dezinformacja.. Dzięki wielkie za tego Bloga.. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńChyba Pan/Pani nie do końca przeczytał/a ten mój tekst ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuńRT - Russia Today jest normalną i to rzetelną agencją informacyjną, a nie - dezinformacją.
A wojna Zachodu z RT jest wojną konkurencyjną, bo RT złamała monopol na zachodnie "prawdy objawione", ale nie zweryfikowane.
Zachód mógł do czasów RT dowolnie manipulować informacjami, nikt ich rzetelności nie poważał i wszyscy wierzyli jak w Pana Boga. Z chwilą pojawienia się na rynku medialnym MIA Russia Today - został włączony do tych informacji zachodnich element weryfikacji, dzięki czemu upadło wiele mitów a rzeczywistość okazała się zgoła odmienna.
Również serdecznie pozdrawiam,