13 czerwca 2020

Polski najazd na Czechy

Odremontowana zabytkowa kapliczka w czeskiej wsi Pelhřimovy, dla Polaków - obiekt strategiczny wojskowego znaczenia


Tego by nawet nie wymyślił wojak Szwejk. Polscy żołnierze wspomagający wojska ochrony pogranicza (Straży Granicznej), nie bardzo wiadomo na czyj rozkaz, przekroczyli czeską granicę i zablokowali dostęp do zabytkowej kapliczki po czeskiej stronie.
Jakby nie patrzeć — wojska państwa należącego do NATO samowolnie przekroczyły granicę innego NATO-wskiego państwa i zaanektowały część jego terytorium. Mówiąc trywialnie - Polska dokonała bezpodstawnej napaści na Czechy.

Polska staje się krajem nieprzewidywalnym z wojskowego punktu widzenia. A to już niebagatelna sprawa i ma charakter międzynarodowy w kontekście bezpieczeństwa militarnego w Europie.

 Cała sprawa ma mikroskopijny wymiar, bo siła uderzeniowa Wojska Polskiego na Czechy to …zaledwie dwóch żołnierzy z bronią automatyczną i składanym krzesełkiem. Wydaje się bardziej śmieszna i żenująca, niż groźna, ale zaistniała, i jest międzynarodowym skandalem.

Obserwatorzy wydarzenia mogą to spointować tak: państwa NATO napadają same na siebie, i jak tu NATO traktować poważnie, to nieobliczalna organizacja militarna.
Zabytkowa kapliczka (w trakcie remontu) — granica z Polską była i jest dobrze oznakowana-


Granica polsko-czeska, ustanowiona na potoku Hrozova (polska nazwa potoku – Troja) przecina polską wieś Pielgrzymów na dwie części, czeska część wsi nosi nazwę Pelhřimovy i leży w regionie Osoblažsko, lokalnej częścią Śląskich Rudoltic. Przez potok przerzucony jest mostek, a jakieś 30/40 metrów za mostkiem, po czeskiej stronie - stoi zabytkowa kapliczka, będąca aktualnie w końcowym etapie renowacji. To jeden z niewielu zabytków w tej okolicy, nb. spełniający nadal funkcje sakralne dla miejscowej ludności. Ostatnio wierni i turyści przeżywają szok widząc uzbrojonych Polaków uniemożliwiających im wejście do kapliczki lub jej fotografowanie.
 
Mostek nad potokiem, który jest jednocześnie polsko-czeską granicą, w głębi kapliczka, (zdjęcie zrobione w czasie remontu kapliczki i mostka). Polscy żołnierze mieli stać przed mostkiem, na polskim terytorium, ale przenieśli się pod kapliczkę w Czechach z niewiadomych przyczyn.

Kiedy w Polsce z racji pandemii zamknięto granice, pogranicznicy, wspomagani przez żołnierzy Wojska Polskiego zablokowali wszelkie przejścia graniczne, także to - na mostku nad polsko-czeskim potokiem. Potok stanowi tu granicę państwową.
Na początku postawiono uzbrojony posterunek przed mostkiem na polskiej stronie. Ale po jakimś czasie wojskowi uznali, że najlepiej przejść mostek i postawić polskie posterunki za mostkiem, po czeskiej stronie. O konsekwencji naruszenia granicy nikt nie pomyślał, bo z myśleniem naszej armii nie zawsze po drodze. I tak zabytkowa kapliczka stała się polskim jeńcem, do którego dostęp bronią polscy wartownicy. Nikt nie może podejść do kapliczki, polska armia dzielnie przepędza stamtąd wiernych i turystów. Jak pisze czeska prasa: „Polacy ustawili punkt kontrolny na czeskim brzegu z posterunkiem przed kaplicą”. Incydentem granicznym zainteresował się czeski tygodnik Denik[1].
Polski posterunek wojskowy przed zabytkową czeską kapliczką w czeskiej wsi Pelhřimovy
Polscy żołnierze wycieli drzewa i rozpalili ognisko przed kaplicą, oczywiście nikogo nie pytając o zgodę. Poza bronią, Wojsko Polskie wyposażyło ich, jak widać - w składane krzesełko i wodę mineralną.

Jak relacjonuje czeski dziennik, inspektor, który sprawuje nadzór budowlany podczas remontu kaplicy w Pelhřimovy, 28 maja pojawił się jak zwykle w pracy. Chciał zrobić dokumentację fotograficzną dotyczącą odporności tynków na warunki atmosferyczne. Polscy żołnierze zabronili mu fotografowania zabytkowego obiektu, jednoznacznie dając do zrozumienia, że „Czesi nie mogą chodzić do kaplicy”.
Czeska kapliczka nadal pełni funkcje sakralne dla miejscowej ludności, przede wszystkim dla …Polaków.
Polski posterunek wojskowy powinien stać przed widocznym w tle - mostkiem nad granicznym potokiem, w pobliżu drogi biegnącej przez polską część wsi.. Na zdjęciu — nabożeństwo w czeskiej kapliczce i wierni z Polski.

Czesi starali się postępować polubownie z polskimi żołnierzami – intruzami na ich ziemi. Na początku czerwca, w miniony weekend, „Tęczowy Ruch Jesseniky” (Hnutí Duha Jeseníky) zorganizował we wsi Pelhřimovie spotkanie wolontariuszy wspierających działania Ruchu
Koordynator Ivo Dokoupil udał się do polskich żołnierzy, aby poinformować, że spodziewa się więcej gości, a niektórzy będą zainteresowani wizytą w kaplicy. Spotkała go przykra niespodzianka. „Kiedy rozkazuje ci żołnierz w mundurze obcej (zagranicznej) armii z karabinem maszynowym - jest to okropne doświadczenie”, przyznaje. „Nie pozwolili mi podejść bliżej niż dziesięć metrów. Dlaczego polska armia decyduje, gdzie mogę być na terytorium Czech, a gdzie nie? Żołnierze nie rozmawiali ze mną o kompetencjach swojej misji w Czechach. Nawet (o tym), kto może nam pozwolić na wizytę w kaplicy ”, opisał to spotkanie czeskim mediom zaskoczony Ivo Dokoupil.
W przeszłości fotografował wydarzenia na Majdanie oraz na rozdartych wojną domową terenach Słowiańska i Doniecka. Jednak w Pelhřimovie nie odważył się wyciągnąć kamery przed uzbrojonymi w broń maszynową polskimi żołnierzami.
Zabytkowa kapliczka, starannie odnawiana zachowała w części barokowy wystrój wnętrza. Matkę Boską z kaplicy strzegą teraz polscy żołnierze, pytanie tylko — przed kim i dlaczego?
Kaplica należy do stowarzyszenia Omnium, które remontuje zabytki. Właścicielem gruntu jest gmina. Wojsko polskie nie było zainteresowane opinią właścicieli i uzyskaniem pozwolenie przebywania na ich terytorium, o zgodę nikogo w Czechach nie pytano.
Nie mogliśmy zareagować na incydent w Pelhřimovie, ponieważ strona polska nie konsultowała z nami swoich zamiarów, ani decyzji. Jedynym organem, który zaczął rozmawiać z nami na temat sytuacji na terenie gminy, jest regionalna policja. Została już zapoznana z zaistniałą sytuacji w Pelhřimovie i zaczęła ją rozwiązywać ”, powiedział kilka dni temu czeskim dziennikarzom burmistrz Śląskich Rudoltic - Mojmír Pargač.
O incydencie granicznym zostało zawiadomione polskie MSZ i MSWiA. Jak poinformowała czeskie media Hana Malá z działu prasowego czeskiego ministerstwa spraw wewnętrznych: „Po stronie polskiej było nieporozumienie, kaplica jest już dostępna”. Nie mniej jednak, jak podają czeskie media: „Chociaż kaplica w Pelhřimova jest dostępna na życzenie, to pozostaje wciąż częścią punktu kontrolnego polskiej armii. Polscy żołnierze nadal decydują przy pomocy karabinów maszynowych, na przykład, co wolno fotografować w pobliżu kaplicy, a co nie”. Nadal traktują oni czeską kapliczkę tak, jakby stanowiła część wojskowej infrastruktury – i to o znaczeniu strategicznym dla Polski.
Okupacja terytorium naszego południowego sąsiada trwa przynajmniej od 28 maja, tj. od czasu, gdy polscy żołnierze przepędzili z przed czeskiej kapliczki specjalistę budowlanego.
Kiedy dokładnie napadliśmy na Czechy? Tego niestety żadne ze źródeł nie podaje
Podobnie, jak powodów przeprowadzenia tej międzynarodowej operacji przez nasze wojsko.
Oczywiście, czeskie władze interweniowały w Warszawie. Minister spraw wewnętrznych Jan Hamáček, z właściwym Czechom poczuciem humoru, ale i też z pewną dozą dyplomacji, spokojnie skomentował incydent, uważając, że strona polska miała „trochę inny” pogląd na otwarcie granic niż on. Dobrze, że nie przypomniał Polakom, jak ongiś Władimir Putin, aneksji Czechosłowacji w 1938r. przez polskie wojsko, ale inni Czesi pamiętali... 
„Żołnierze Wojska Polskiego realizują na granicach wsparcie Straży Granicznej. Lokalizacja posterunku była wynikiem nieporozumienia, a nie działaniem celowym i została niezwłocznie skorygowana. Nie jest natomiast prawdą, jakoby polscy żołnierze zabronili robienia zdjęć kapliczki, poprosili natomiast o niefotografowanie samego posterunku”, wyjaśniało polskie Ministerstwo Obrony Narodowej (wydział prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych im. gen. B. Kwiatkowskiego) w odpowiedzi na pytania czeskiego dziennikarza Filipa Harzera i polskich dziennikarzy.
Swój posterunek Polacy postawili kilka metrów od kapliczki i robiąc zdjęcia kapliczki trudno nie robić zdjęć żołnierzom. Bezprawne przekraczanie granicy, wejście na terytorium obcego państwa, postawienie tam posterunku wojskowego i rąbanie drzew przed czeską kaplicą bez zgody właściciela terenu, robienie z nich ogniska i przepędzanie ludzi od obiektu sakralnego — trudno jest nazwać „nieporozumieniem”, jak sugeruje nasze MON.
Polskie ministerstwo obrony narodowej nadal ustala, co tak naprawdę się wydarzyło na czesko-polskim pograniczu i nie potrafiło wczoraj udzielić jednoznacznych wyjaśnień[2] 
Biuro prasowe MON, obiecuje wprawdzie udzielić informacji, ale „granica polsko-czeska jest daleko, więc musi trochę potrwać, zanim sprawa zostanie zbadana”. Na wątpliwości dziennikarzy z Wirtualnej Polski: czy na miejsce incydentu wyruszyła komisja, i czy to „najszybciej”, to kilka dni, MON odpowiedział, że jednak „rozmowy prowadzone są przy wykorzystaniu telefonicznych łączy”. Czyli - bez wizji lokalnej.
Czesi twierdzą, że Polacy nadal są po czeskiej stronie i traktują ich kapliczkę, jako strategiczny obiekt wojskowy, prezentując przy tym zdjęcia, jako dowód rzeczowy, a Polacy, na podstawie pogawędek telefonicznych twierdzą - że polskiego wojska tam już nie ma.
Dr Ivan David, Parlament Europejski
Czeski polityk dr Ivan David, deputowany Parlamentu Europejskiego, publicysta i psychiatra, tak skomentował to wydarzenie[3]: 
„Czy Polacy inspirowani się Turkami, jak rozlokowali swoich żołnierzy na obcym terytorium? A nasza dyplomacja nie widzi problemu? Czy Polska podąża za nieszczęśliwą historią przed II wojną światową? (...) To jest całkowicie skandaliczny incydent. Można by oczekiwać, że nasze MSZ się zaangażuje. I tak się stało - i na pierwszy rzut oka (ale tylko na pierwszy rzut oka) wszystko wydaje się być O’K (...). Bo potem przekaz (medialny) idzie dalej, i jest to powód, żeby reagować: „Kaplica Pelhřimovská jest dostępna na życzenie, ale pozostaje częścią punktu kontrolnego wojska polskiego. Polscy żołnierze nadal decydują np. o tym, co można sfotografować wokół kaplicy, a czego nie można sfotografować. No i jak, czy mam rozumieć, że nasze MSZ zaakceptowało ruch polskich sił zbrojnych na naszym terytorium, bez protestu? Co to za wybryki, pytam?!”

I kto tu ma rację?
Zdaniem mojego kolegi z Czech, którego nazwisko pozostawiam sobie do wyłącznej wiadomości:

 „Czesi mieli wysłać tam w nocy oddział, otoczyć i wziąć Polaków pod areszt. Następnie zażądać zadośćuczynienia za straty moralne i koszty akcji.
Zachowanie Polaków, w tym pograniczników, wobec Czechów jest chamskie i poniżej wszelkie
Podobna, chociaż inna sytuacja, miała miejsce na początku pandemii, gdy nie chciano wydać ciała zmarłego nagle na zawał w Polsce czeskiego kierowcy przygranicznego
Rodzina Czecha płakała, błagała, a Polaków to nic nie obchodziło..., bo są przepisy
Zaproponowali wydanie urny z prochami. Sprawą zajął się wtedy poseł Andrzej Rozenek.
Po prostu Polacy Czechów mają za nic i nie liczą się z nimi. Jak zawsze górę bierze polska podłość i głupie stawianie na swoim. Dlatego w ogóle Polaków nikt nie lubi, w tym Czesi i Słowacy”.

Przykre to słowa, ale zasługujemy na nie...
Za chwilę posterunki na przejściach granicznych znikną i ten pod czeską kapliczką - także, ale problem polskiego najazdu na Czechy - już nie.

Zdjęcia:
František Kuba /Denik
Artykuł opublikowano
 na platformie VKontakt
11 czerwca 2020r.,
pod linkiem:
 https://vk.com/@sophico43-polski-najazd-na-czechy





[1] František Kuba: „Nečekané komplikace. Polská armáda zakázala přístup k české kapličce”, portal Denik.cz (8-14.06.2020) z 6.06.2020, patrz: https://www.denik.cz/regiony/polska-armada-zakazala-pristup-k-ceske-kaplicce-20200606.html

[2] Barbara Kwiatkowska: „Konflikt na polsko-czeskiej granicy. Polscy żołnierze zaanektowali kapliczkę”, portal WP.pl z 10.06.2020, patrz: https://wroclaw.wp.pl/konflikt-na-polsko-czeskiej-granicy-polscy-zolnierze-zaanektowali-kapliczke-6519985199287008a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz