Niemiecki
dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) [1] kilka dni temu
(18.05.2020) w swoich publikacjach sugeruje, że amerykańscy dyplomaci
wykorzystują spór w niemieckiej koalicji dot. rozlokowania w RFN amerykańskich
głowic atomowych i udział w „odstraszaniu
nuklearnym”, by przypomnieć o swych zarzutach wobec Niemiec, ale i
sformułować nowe propozycje.
„Odstraszanie nuklearne” jest elementem neo-trumanowskiej polityki odstraszania USA, stosowanej wobec Rosji od 1947r. i realizowanej obecnie w ramach polityki NATO, w którym dominującą rolę odgrywają USA.
Ambasador USA w RFN - Richard Grenell |
Amerykańska ambasador w Polsce Georgette Mosbacher napisała na Twitterze: „Jeśli Niemcy chcą zmniejszyć potencjał nuklearny i osłabić NATO, to być może Polska – która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyko i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał i u siebie”.
NIEMCY NIE SĄ ZADOWOLENI Z AMERYKAŃSKICH „ATOMÓWEK”
USA
modernizują broń atomową w RFN a w Niemczech: "Nikt nie będzie
wiedział", piszą Nina Werkhäuser,
Naomi Conrad dziennikarki niemieckie
z DW [2].
Ze
względu na ważność poruszanego tematu, przytaczam ich artykuł w całości.
10 lat temu Bundestag wezwał USA do
wycofania z terytorium RFN broni atomowej. Broń nie tylko pozostała, a nawet ma
zostać zmodernizowana.
- Czuję się jak potencjalny cel – mówi Elke Koller z drżeniem w głosie. Ta niemiecka emerytka mieszka w pobliżu bazy lotniczej Büchel w Nadrenii-Palatynacie, w południowo-zachodnich Niemczech. Niemal codziennie słyszy odgłos silników samolotów wojskowych. Jednak ten hałas nie przeszkadza jej tak bardzo, jak świadomość, że na terenie pobliskiej bazy składowane są bomby atomowe; ostatnie, jakie pozostały na terytorium RFN. Ich liczbę eksperci szacują na 15 do 20. Dokładne dane objęte są tajemnicą.
– Na początku wierzyłam, że po zakończeniu zimnej wojny bomby pozostaną może dwa, trzy lata – wspomina 77-letnia działaczka ruchu pokojowego.
– Myślałam, że zapomnieli je zabrać – dodaje. Bomby atomowe jednak do dziś pozostają w Büchel. Składowane są w podziemnych bunkrach, strzeżonych przez ciężko uzbrojonych amerykańskich żołnierzy. Nowe, masywne ogrodzenie otacza ten teren. Wkrótce atomowy arsenał z Büchel ma zostać unowocześniony, a bomby wymienione na nowszy model.
POD NUKLEARNYM PARASOLEM
W czasie zimnej wojny USA rozlokowały w Europie Zachodniej broń nuklearną, by odstraszyć Związek Radziecki. Większość tej broni Waszyngton wycofał po 1991 roku; pozostało szacunkowo około 150 bomb atomowych. Rozmieszczone są we Włoszech, w Turcji, w Belgii, Holandii i w Niemczech. To, że bomby znajdują się w miejscowości liczącej 1200 mieszkańców wie w Niemczech mało kto. Także Elke Koller, która sprowadziła się do Büchel w 1980 roku nic o tym nie wiedziała.
– To był dla mnie totalny szok – wspomina. Dowiedziała się o tym dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych z prasy. Niemiecki rząd nie potwierdził dotąd oficjalnie tych rewelacji.
"NUKLEARNA PARTYCYPACJA"
Büchel nie zostało jednak wybrane przypadkowo. Tutaj stacjonuje 33 Pułk Lotnictwa Taktycznego Luftwaffe. Gdyby doszło do ataku atomowego na Niemcy lub inne państwa NATO, niemieckie samoloty mogą zostać wyposażone w amerykańskie bomby. W natowskim żargonie nazywa się to nuklearną partycypacją; Niemcy nie dysponują bowiem bronią atomową. W tym modelu istnieje jasny podział zadań. Niemieccy piloci mogą przetransportować bomby nad cel; kody aktywacyjne znają tylko amerykańscy wojskowi.
ODSTRASZANIE STARYMI SAMOLOTAMI
Bomby atomowe są jasnym sygnałem odstraszania dla każdego potencjalnego przeciwnika – czytamy w strategii nuklearnej rządu USA.
Czy jednak bomby z Büchel rzeczywiście mają moc odstraszania?
Niemieckie samoloty typu Tornado, które miałyby zostać wyposażone w te bomby, to konstrukcja z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Pod względem technicznym są przestarzałe i podatne na awarie. Eksperci powątpiewają, czy byłyby w stanie stawić czoła nowoczesnej obronie przeciwlotniczej Rosji. Niemiecki rząd nie podjął jak dotąd długo oczekiwanej decyzji, czym zastąpić wysłużone Tornado.
Pod względem militarnym, składowana w Niemczech broń atomowa "z pewnością nie jest tak zwanym game changer", uważa Tobias Lindner, ekspert ds. obronności klubu poselskiego Zielonych w Bundestagu. Lindner uważa ją za "drogi, niebezpieczny i anachroniczny, symboliczny element po to, by mieć coś do powiedzenia w ramach NATO".
Podobnie widzi to Hans Kristensen, renomowany ekspert ds. wojskowości.
– Niemiecki rząd wierzy, że w ten sposób ma możliwość wpływania na decyzje USA w zakresie zastosowania broni atomowej. W mojej ocenie to całkowita iluzja – mówi duński naukowiec
Politycy w Berlinie zaprzeczają. – W chwili, gdy się z tego wycofamy, nikt już nie będzie nas pytać, jak ma wyglądać nuklearna strategia NATO – twierdzi poseł do Bundestagu Fritz Felgentreu (SPD).
CIEŃ ROSJI
10 lat temu, w marcu 2010 roku, Bundestag wezwał niemiecki rząd, by spowodował wycofanie broni atomowej z Niemiec. Jednak żaden z trzech rządów pod przywództwem Angeli Merkel nie zdobył się na ten krok.
Od kiedy Rosja, gwałcąc prawo międzynarodowe, anektowała w 2014 r. ukraiński półwysep Krym i rozlokowała zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych rakiety średniego zasięgu w Obwodzie Kaliningradzkim, wycofanie amerykańskich bomb atomowych z Niemiec stało się mało prawdopodobne.
– Demonstrujemy w ten sposób, że stoimy u boku Amerykanów – mówi pilot Tornado, który przez długi czas służył w bazie w Büchel.
Rozlokowane w bazie bomby typu B61-3 i B61-4 mają już po 30 lat. Zastąpione mają zostać przez nowoczesny model B61-12 wyposażony w mechanizm sterujący. Program modernizacji ma kosztować 10 mld euro.
Krytycy obawiają się, że nowe, bardziej precyzyjne bomby zwiększają ryzyko konfliktu nuklearnego.
– Osobiście bardzo się boję, że konflikt Wschód-Zachód może wybuchnąć na nowo – mówi Elke Koller, która w 2019 r. za swoje zaangażowanie otrzymała Akwizgrańską Nagrodę Pokojową.
Kiedy nowe bomby atomowe dotrą do Büchel, jeszcze nie wiadomo. Eksperci spodziewają się, że będzie to najwcześniej w roku 2022. W każdym razie, wymiana nastąpi w najwyższej tajemnicy – przypuszcza pilot Luftwaffe, który zna bazę w Büchel jak własną kieszeń. I dodaje: – Lotnisko zostanie zamknięte, przyleci amerykański samolot i nikt nie będzie wiedział, czy przywiózł Coca-Colę, czy zabrał bomby.”
Niemcy protestują przeciwko "atomówkom" w ich kraju |
- Czuję się jak potencjalny cel – mówi Elke Koller z drżeniem w głosie. Ta niemiecka emerytka mieszka w pobliżu bazy lotniczej Büchel w Nadrenii-Palatynacie, w południowo-zachodnich Niemczech. Niemal codziennie słyszy odgłos silników samolotów wojskowych. Jednak ten hałas nie przeszkadza jej tak bardzo, jak świadomość, że na terenie pobliskiej bazy składowane są bomby atomowe; ostatnie, jakie pozostały na terytorium RFN. Ich liczbę eksperci szacują na 15 do 20. Dokładne dane objęte są tajemnicą.
– Na początku wierzyłam, że po zakończeniu zimnej wojny bomby pozostaną może dwa, trzy lata – wspomina 77-letnia działaczka ruchu pokojowego.
– Myślałam, że zapomnieli je zabrać – dodaje. Bomby atomowe jednak do dziś pozostają w Büchel. Składowane są w podziemnych bunkrach, strzeżonych przez ciężko uzbrojonych amerykańskich żołnierzy. Nowe, masywne ogrodzenie otacza ten teren. Wkrótce atomowy arsenał z Büchel ma zostać unowocześniony, a bomby wymienione na nowszy model.
POD NUKLEARNYM PARASOLEM
W czasie zimnej wojny USA rozlokowały w Europie Zachodniej broń nuklearną, by odstraszyć Związek Radziecki. Większość tej broni Waszyngton wycofał po 1991 roku; pozostało szacunkowo około 150 bomb atomowych. Rozmieszczone są we Włoszech, w Turcji, w Belgii, Holandii i w Niemczech. To, że bomby znajdują się w miejscowości liczącej 1200 mieszkańców wie w Niemczech mało kto. Także Elke Koller, która sprowadziła się do Büchel w 1980 roku nic o tym nie wiedziała.
– To był dla mnie totalny szok – wspomina. Dowiedziała się o tym dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych z prasy. Niemiecki rząd nie potwierdził dotąd oficjalnie tych rewelacji.
"NUKLEARNA PARTYCYPACJA"
Büchel nie zostało jednak wybrane przypadkowo. Tutaj stacjonuje 33 Pułk Lotnictwa Taktycznego Luftwaffe. Gdyby doszło do ataku atomowego na Niemcy lub inne państwa NATO, niemieckie samoloty mogą zostać wyposażone w amerykańskie bomby. W natowskim żargonie nazywa się to nuklearną partycypacją; Niemcy nie dysponują bowiem bronią atomową. W tym modelu istnieje jasny podział zadań. Niemieccy piloci mogą przetransportować bomby nad cel; kody aktywacyjne znają tylko amerykańscy wojskowi.
ODSTRASZANIE STARYMI SAMOLOTAMI
Bomby atomowe są jasnym sygnałem odstraszania dla każdego potencjalnego przeciwnika – czytamy w strategii nuklearnej rządu USA.
Czy jednak bomby z Büchel rzeczywiście mają moc odstraszania?
Niemieckie samoloty typu Tornado, które miałyby zostać wyposażone w te bomby, to konstrukcja z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Pod względem technicznym są przestarzałe i podatne na awarie. Eksperci powątpiewają, czy byłyby w stanie stawić czoła nowoczesnej obronie przeciwlotniczej Rosji. Niemiecki rząd nie podjął jak dotąd długo oczekiwanej decyzji, czym zastąpić wysłużone Tornado.
Pod względem militarnym, składowana w Niemczech broń atomowa "z pewnością nie jest tak zwanym game changer", uważa Tobias Lindner, ekspert ds. obronności klubu poselskiego Zielonych w Bundestagu. Lindner uważa ją za "drogi, niebezpieczny i anachroniczny, symboliczny element po to, by mieć coś do powiedzenia w ramach NATO".
Podobnie widzi to Hans Kristensen, renomowany ekspert ds. wojskowości.
– Niemiecki rząd wierzy, że w ten sposób ma możliwość wpływania na decyzje USA w zakresie zastosowania broni atomowej. W mojej ocenie to całkowita iluzja – mówi duński naukowiec
Politycy w Berlinie zaprzeczają. – W chwili, gdy się z tego wycofamy, nikt już nie będzie nas pytać, jak ma wyglądać nuklearna strategia NATO – twierdzi poseł do Bundestagu Fritz Felgentreu (SPD).
CIEŃ ROSJI
10 lat temu, w marcu 2010 roku, Bundestag wezwał niemiecki rząd, by spowodował wycofanie broni atomowej z Niemiec. Jednak żaden z trzech rządów pod przywództwem Angeli Merkel nie zdobył się na ten krok.
Od kiedy Rosja, gwałcąc prawo międzynarodowe, anektowała w 2014 r. ukraiński półwysep Krym i rozlokowała zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych rakiety średniego zasięgu w Obwodzie Kaliningradzkim, wycofanie amerykańskich bomb atomowych z Niemiec stało się mało prawdopodobne.
– Demonstrujemy w ten sposób, że stoimy u boku Amerykanów – mówi pilot Tornado, który przez długi czas służył w bazie w Büchel.
Rozlokowane w bazie bomby typu B61-3 i B61-4 mają już po 30 lat. Zastąpione mają zostać przez nowoczesny model B61-12 wyposażony w mechanizm sterujący. Program modernizacji ma kosztować 10 mld euro.
Krytycy obawiają się, że nowe, bardziej precyzyjne bomby zwiększają ryzyko konfliktu nuklearnego.
– Osobiście bardzo się boję, że konflikt Wschód-Zachód może wybuchnąć na nowo – mówi Elke Koller, która w 2019 r. za swoje zaangażowanie otrzymała Akwizgrańską Nagrodę Pokojową.
Kiedy nowe bomby atomowe dotrą do Büchel, jeszcze nie wiadomo. Eksperci spodziewają się, że będzie to najwcześniej w roku 2022. W każdym razie, wymiana nastąpi w najwyższej tajemnicy – przypuszcza pilot Luftwaffe, który zna bazę w Büchel jak własną kieszeń. I dodaje: – Lotnisko zostanie zamknięte, przyleci amerykański samolot i nikt nie będzie wiedział, czy przywiózł Coca-Colę, czy zabrał bomby.”
Rozmieszczenie broni nuklearnej w RFN jest właściwie okryte tajemnicą. Tymczasem tajemnicą Poliszynela jest, że w bazie Büchel w Nadrenii-Palatynacie składowana jest amerykańska broń nuklearna. |
O
sporze w łonie niemieckiej koalicji rządowej odnoszącym się do udziału Niemiec
w strategii nuklearnego odstraszania NATO „Frankfurter Allgemeine
Sonntagszeitung” pisała już wcześniej (3.05.2020) [3]:
„Pod warstwą betonu, w Niemczech leży kilka amerykańskich bomb. Zapewne nie jest ich dużo, nie mają zbyt dużej siły rażenia i najprawdopodobniej znajdują się w bazie Buechel (Nadrenia-Palatynat w Niemczech zachodnich). W przypadku wojny nuklearnej Amerykanie sami nie zrzucą tych bomb. Przekażą je Niemcom, a ich samoloty Tornado dostarczą je do celu. Amerykańskie bomby i niemieckie bombowce składają się na nuklearny współudział. Ta współzależność istnieje od czasów zimnej wojny i żaden niemiecki rząd tego nie zmienił. Nawet kanclerze wywodzący się z socjaldemokracji nie zrobili tego, chociaż i SPD i Zieloni mieli wątpliwości” – uważa red .Konrad Schuller z FAZ.
„Pod warstwą betonu, w Niemczech leży kilka amerykańskich bomb. Zapewne nie jest ich dużo, nie mają zbyt dużej siły rażenia i najprawdopodobniej znajdują się w bazie Buechel (Nadrenia-Palatynat w Niemczech zachodnich). W przypadku wojny nuklearnej Amerykanie sami nie zrzucą tych bomb. Przekażą je Niemcom, a ich samoloty Tornado dostarczą je do celu. Amerykańskie bomby i niemieckie bombowce składają się na nuklearny współudział. Ta współzależność istnieje od czasów zimnej wojny i żaden niemiecki rząd tego nie zmienił. Nawet kanclerze wywodzący się z socjaldemokracji nie zrobili tego, chociaż i SPD i Zieloni mieli wątpliwości” – uważa red .Konrad Schuller z FAZ.
Za
przenoszenie amerykańskich głowic nuklearnych w czasie wojny odpowiedzialna
jest niemiecka Luftwaffe.
Nie podoba się to niemieckim politykom.
Szef SPD Norbert Walter-Borjans powiedział
„FAS”, że jest przeciwny „stacjonowaniu,
współdecydowaniu, a w szczególności użyciu broni jądrowej”. Dlatego też
jest przeciwny planom zakupu amerykańskich samolotów F-18 przeznaczonych do
przenoszenia broni jądrowej.
Nie podoba się to niemieckim politykom.
Przewodniczący SPD - Norbert Walter-Borjans |
Słowo „współudział”
sugeruje, że chodzi o nieszkodliwą przysługę, a w rzeczywistości chodzi o
zastosowanie „nieludzkiego rodzaju broni” w czasach, gdy nieobliczalny
prezydent USA podważa bezwarunkowe zaufanie do najważniejszego sojusznika i
dopuszcza użycie małej broni atomowej
jako opcji”, argumentuje polityk kierujący od grudnia
współrządzącą w Niemczech SPD.
Podobne stanowisko reprezentuje szef klubu SPD Rolf Muenzenich. Jego zdaniem Niemcy nie powinny godzić się w przyszłości na stacjonowanie broni atomowej na swoim terytorium. Jego zastępczyni Gabriela Heinrich dodała, że odstraszanie za pomocą instrumentów z czasów zimnej wojny jest „anachronizmem”.
Na
wypowiedzi liderów SPD amerykański ambasador Richard Grenell zareagował w
artykule, opublikowanym na łamach dziennika „Die Welt” w ubiegłym tygodniu: „Najwyższy czas, by Niemcy, zamiast
podkopywać solidarność, która stanowi fundament atomowego odstraszania NATO,
spełniły swoje zobowiązania wobec partnerów w sojuszu i systematycznie
inwestowały w nuklearne współdzielenie w ramach NATO” – napisał ambasador USA.
I zaapelował do politycznych przywódców Niemiec, a w szczególności do SPD, by
wyraźnie potwierdzili, iż RFN "dotrzyma tych obietnic”.
Podobne stanowisko reprezentuje szef klubu SPD Rolf Muenzenich. Jego zdaniem Niemcy nie powinny godzić się w przyszłości na stacjonowanie broni atomowej na swoim terytorium. Jego zastępczyni Gabriela Heinrich dodała, że odstraszanie za pomocą instrumentów z czasów zimnej wojny jest „anachronizmem”.
Ambasador USA w RFN - Richard Grenell i kanclerz RFN - Angela Merkel |
FAZ
natomiast ocenia, że Richardowi Grenellowi, który od niedawna pełni też obowiązki szefa
Wywiadu Narodowego, „mogło umknąć”
to, że jeszcze przed jego interwencją rząd federalny potwierdził zarówno udział
RFN w „nuklearnym odstraszaniu",
jak i wypełnianie zobowiązań w ramach NATO.
Wypowiedzi liderów SPD jednoznacznie skomentował szef niemieckiej dyplomacji Haiko Maas. „Jednostronne kroki, które podkopują zaufanie naszych najbliższych partnerów, nie zbliżają nas do celu, jakim jest świat wolny od broni atomowej. Wręcz przeciwnie. Osłabiają nasze sojusze” – oświadczył minister Maas, cytowany przez FAZ.
Gazeta wskazuje, że także Rolf Muetzenich odpierał zarzuty o podkopywanie współpracy w ramach Sojuszu. W wywiadzie dla grupy medialnej Funke ocenił, że to prezydent USA Donald Trump jest tym, który dzieli NATO. Podkreślił też, że „w żadnym wypadku nie kwestionuje NATO czy też niemieckiego członkostwa w Sojuszu”. Jak ocenił, „nie byłoby jednak dobrze dla Sojuszu Północnoatlantyckiego”, gdyby narzędziami, jakie ma do dyspozycji, były jedynie amerykańskie głowice atomowe ulokowane w Niemczech czy w innym miejscu.
Nie wszyscy socjaldemokraci podzielają krytyczne stanowisko szefa partii.
Fritz Felgentreu, którego wypowiedzi są wyżej, polityk SPD zajmujący się problemami obronności ostrzegł, że rezygnacja ze współudziału spowoduje utratę wpływu Niemiec na strategię odstraszania NATO.
Kierujący parlamentarną podkomisją do spraw rozbrojenia Karl-Heinz Brunner uważa natomiast, że daje to Niemcom „rzeczywiste prawo do współdecydowania”. Jednak „ostatnie słowo w sprawie użycia amerykańskiej broni atomowej z terytorium niemieckiego ma zawsze szef niemieckiego rządu – podkreślił.
Wypowiedzi liderów SPD jednoznacznie skomentował szef niemieckiej dyplomacji Haiko Maas. „Jednostronne kroki, które podkopują zaufanie naszych najbliższych partnerów, nie zbliżają nas do celu, jakim jest świat wolny od broni atomowej. Wręcz przeciwnie. Osłabiają nasze sojusze” – oświadczył minister Maas, cytowany przez FAZ.
Gazeta wskazuje, że także Rolf Muetzenich odpierał zarzuty o podkopywanie współpracy w ramach Sojuszu. W wywiadzie dla grupy medialnej Funke ocenił, że to prezydent USA Donald Trump jest tym, który dzieli NATO. Podkreślił też, że „w żadnym wypadku nie kwestionuje NATO czy też niemieckiego członkostwa w Sojuszu”. Jak ocenił, „nie byłoby jednak dobrze dla Sojuszu Północnoatlantyckiego”, gdyby narzędziami, jakie ma do dyspozycji, były jedynie amerykańskie głowice atomowe ulokowane w Niemczech czy w innym miejscu.
Nie wszyscy socjaldemokraci podzielają krytyczne stanowisko szefa partii.
Fritz Felgentreu, którego wypowiedzi są wyżej, polityk SPD zajmujący się problemami obronności ostrzegł, że rezygnacja ze współudziału spowoduje utratę wpływu Niemiec na strategię odstraszania NATO.
Kierujący parlamentarną podkomisją do spraw rozbrojenia Karl-Heinz Brunner uważa natomiast, że daje to Niemcom „rzeczywiste prawo do współdecydowania”. Jednak „ostatnie słowo w sprawie użycia amerykańskiej broni atomowej z terytorium niemieckiego ma zawsze szef niemieckiego rządu – podkreślił.
OGRANICZONA WOJNA ATOMOWA?
„Utrzymując swoje bomby na niemieckim
terytorium Ameryka potwierdza, że atak na Niemcy byłby atakiem na amerykańskie
mocarstwo atomowe. Ameryka nie może pozostawić Niemców samym sobie, ponieważ
dała Niemcom pod zastaw coś, czego nie może stracić”, tłumaczy
red. Konrad Schuller z FAZ.
Przeciwnicy udziału Niemiec w atomowym odstraszaniu zwracają uwagę, że głowice na terenie RFN są stosunkowo małe, co może skłonić prezydenta Donalda Trumpa do sprowokowania wojny nuklearnej o ograniczonym zasięgu. „W takim przypadku zniszczeniu uległyby Berlin i Mińsk, a nie Moskwa i Waszyngton” – czytamy w FAZ.
Ja dodaję jeszcze - Warszawę
Partie chadeckie CDU i CSU popierają udział Niemiec w nuklearnym odstraszaniu. SPD jest temu przeciwna.
Decyzja o zakupie F-18 zapadnie prawdopodobnie dopiero w następnej kadencji Bundestagu, po 2021 roku.
Przeciwnicy udziału Niemiec w atomowym odstraszaniu zwracają uwagę, że głowice na terenie RFN są stosunkowo małe, co może skłonić prezydenta Donalda Trumpa do sprowokowania wojny nuklearnej o ograniczonym zasięgu. „W takim przypadku zniszczeniu uległyby Berlin i Mińsk, a nie Moskwa i Waszyngton” – czytamy w FAZ.
Ja dodaję jeszcze - Warszawę
Partie chadeckie CDU i CSU popierają udział Niemiec w nuklearnym odstraszaniu. SPD jest temu przeciwna.
Decyzja o zakupie F-18 zapadnie prawdopodobnie dopiero w następnej kadencji Bundestagu, po 2021 roku.
[1] Anna
Widzyk: „FAZ: Ambasador USA sugeruje przeniesienie broni atomowej z RFN do
Polski”, DW, 18.05.2020, patrz: https://www.dw.com/pl/faz-ambasador-usa-sugeruje-przeniesienie-broni-atomowej-z-rfn-do-polski/a-53478569
[3] Jacek
Lepiarz: „Szef SPD nie chce w RFN broni atomowej USA”, DW, 3.05.2020,
patrz: https://www.dw.com/pl/szef-spd-nie-chce-w-rfn-broni-atomowej-usa/a-53316427
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz