07 lipca 2015

Flagowy Rzeczypospolitej Polskiej



Obchody 70-lecia zakończenia II wojny światowej, w Polsce przebiegało w atmosferze skandalu i awantur, bo media i politycy nie do końca mogli ustalić, kiedy podpisano akt kapitulacji  III Rzeszy i kto jest rzeczywistym zwycięzcą tej największej wojny w najnowszych dziejach Europy. Pełno było polemik i komentarzy zmierzających do umniejszenia roli Związku Radzieckiego i jego Armii Czerwonej w rozgromieniu hitlerowskiej zarazy. Starannie omijano znaczący udział żołnierzy I i II Armii Wojska Polskiego, walczących przy boku radzieckich żołnierzy, pominięto milczeniem fakt, że nad zdobytym przez nich Berlinem powiewała także i polska flaga.

I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki okazuje się, że jednak Polacy walczyli także na froncie wschodnim, że nie tylko z armiami zachodnich aliantów. Że, rzeczywiście, nad zdobytym z udziałem Polaków Berlinem załopotał biało-czerwony sztandar.

Trzeba było dopiero śmierci człowieka, który ten sztandar na Kolumnie Zwycięstwa zatknął, by sobie polskie media przypomniały nagle jego nazwisko i dokonania polskich żołnierzy walczących w regularnej polskiej armii przy boku Armii Czerwonej.



6 lipca w Surażu zmarł w wieku 96 lat.
Antoni Jabłoński
Kapitan Wojska Polskiego
1919 -2015
Weteran, który przeszedł cały szlak bojowy
I-szej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki
Ostatni żyjący żołnierz,
który
2 maja 1945 roku
zawieszał polska flagę
na Kolumnie Zwycięstwa w Berlinie
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI




Kpt. Antoni Jabłoński, którego wojenne dzieje przypomina m.in. Gazeta Wyborcza, (do niedawna niedostrzegająca osiągnięć polskich wojsk przy boku wojsk radzieckich w czasie II wojny światowej) przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina.  

Mieszkał we wsi, którą najpierw zajęli Niemcy a potem Rosjanie. Ci ostatni wraz z innymi osobami z rodzinnej wioski wcieli go do wojska. Rozpoczął służbę w radzieckich oddziałach, w Woroneżu, gdzie dowiedział się o ataku Hitlera na ZSRR. Pierwszą ranę w starciu z hitlerowskim najeźdźca otrzymał pod Briańskiem. Nie wrócił ze szpitala na front, został odesłany do Czelabińska, gdzie pracował, jako murarz przy stawianiu fabryk przemysłu obronnego. Gdy dowiedział się w 1943 r o formowaniu polskich oddziałów, natychmiast się do nich zaciągnął. I tak trafił do obozu w Sielcach nad Oką, gdzie formowano 1 Dywizję im. Tadeusza Kościuszki. Jako telegrafista 7. baterii I Pułku Artylerii Lekkiej brał udział w walkach pod Lenino, gdzie dywizja przeszła chrzest bojowy.

Jak wspominał Andrzej Jabłoński: „Dywizja straciła 3 tys. ludzi, 2 tys. zostało rannych. Opór hitlerowców przełamał dopiero czterogodzinny ostrzał 300 dział”. Potem były tereny przedwojennej Polski, wyzwalanie Majdanka. „Widok był wstrząsający, ale my musieliśmy iść dalej, do Warszawy. –wspominał - Z marszu wzięliśmy Pragę i stanęliśmy nad Wisłą. Po drugiej stronie rzeki słychać było bój. Myśleliśmy że to nasze wojska już przeprawiły się przez Wisłę. Już mieliśmy robić to samo, gdy na motorach podjechało dwóch radzieckich oficerów i nakazało zawracać. Dopiero potem dowódca powiedział nam, że w Warszawie wybuchło Powstanie”. Kilka miesięcy później żołnierze przekroczyli zamarzniętą Wisłę i dotarli do Wału Pomorskiego a  po przełamaniu jego obrony - dotarli nad Odrę.

Gazeta Wyborcza szeroko przytacza wspomnienia nieżyjącego już weterana: ”Po sforsowaniu Odry wiedzieliśmy, że przed nami jest już tylko Berlin, a tam czeka nas prawdziwe piekło: ulice pełne barykad, przewrócone tramwaje, snajperzy w każdym oknie. I czołgi, które strzelały bez przerwy, bo amunicję podawano im przez studzienki kanalizacyjne. Po prostu nie było gdzie się skryć” - opowiadał Antoni Jabłoński.

Nocą 2 maja w pobliżu parku Tiergarten pod  Kolumnę Zwycięstwa podeszło pięciu żołnierzy - oficer polityczny Mikołaj Troicki oraz Antoni Jabłoński, Aleksander Karpowicz, Eugeniusz Mierzejewski i Kazimierz Otap.  Ze spadochronów, na których Niemcy zrzucali berlińczykom żywność, żołnierze wycięli dwa płaty tkanin – białej i czerwonej. Połączyli je drucikami z kabli instalacji rozbitych domów  i tak zrobioną flagę powiesili na kolumnie.  "Za Polskę, za Warszawę, za zwycięstwo! Powiedzieliśmy i zapłakaliśmy” – przypomina wspomnienia  Antoniego Jabłońskiego Gazeta Wyborcza. Przypomina też,że I-sza Dywizja im. Tadeusza Kościuszki w trakcie operacji berlińskiej, jako część I-szej  Armii Wojska Polskiego, wzięła udział w walkach ulicznych w Berlinie przy boku Armii Czerwonej. Jej zadaniem bojowym było zdobycie zaciekle bronionej przez hitlerowców dzielnicy rządowej. Kościuszkowcy zdobyli kilka stacji metra, gmach politechniki. Do niewoli wzięli ponad 2 tys. żołnierzy niemieckich.

Szkoda, że nie napisała o tym w maju, gdy jeszcze żył Antoni Jabłoński, jeden z nielicznych już polskich bohaterów walk o Berlin.

Po wojnie kpt. Antoni Jabłoński wrócił do rodzinnego Suraża. Pracował tam w miejscowym sklepie i jako listonosz.  Tu też zostanie za dwa dni (w czwartek, 9 lipca) pochowany.

5 komentarzy:

  1. Prawdziwy bohater i patriota, który narażał życie w wojnie by oswobodzić kraj z piekła faszyzmu. Skromny, dobry człowiek, po zwycięstwie w Berlinie wrócił do wyzwolonego kraju i uczestniczył w jego odbudowie ze zniszczeń. Służył Ojczyźnie najlepiej jak potrafił, bez fanfar, odszkodowań, żądania zadośćuczynienia jak robi to obecnie ekipa solidarnościowców. Za swoje trudy doczekał w tzw. "wolnej Polsce" upokorzeń, zniewag. Stał się obywatelem i żołnierzem gorszej kategorii, zapomnianym i wymazywanym z historii II wojny światowej. Jego miejsce zajęli bandyci i zbrodniarze, czyli "wyklęci", a taki smutny los zgotowali mu ci sami co tak drogo wycenili swoje zasługi w rujnowaniu tamtej Polski i wprowadzeniu dzikiego kapitalizmu.
    Dla wrażliwych, uczciwych ludzi Pan Antoni jest wielkim Bohaterem. Cześć Jego pamięci!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemcy nie dokonywali poboru ludności do Wehrmachtu na podbitych terenach. Polacy nie byli zmuszani do służby w okupacyjnej armii.
    Niestety los tych, którzy znaleźli się pod sowiecką okupacją był inny.
    Mój śp. ojciec zaczął studiować marksizm-leninizm na uniwersytecie czym uniknął wcielenia do cerwonej armii. Szczęśliwym losem nie został też wywieziony na białe niedźwiedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, Niemcy nie zmuszali do służby gdyż ową ludność na miejscu rozstrzeliwali. Gdy uznali, że jest to zbyt kosztowny proceder w unicestwianiu podbitej ludności, znaleźli bardziej ekonomiczny sposób - gazowanie. Kosztowało ich to mniej i więcej można było zabić. Do tego stosowali na szeroką skalę palenie ludzi w stodołach, synagogach, kościołach. Co za humanitarny naród ci Niemcy?
      Rosjanie NIGDY powyższych barbarzyńskich metod nie stosowali! A wywózka na Syberię uratowała tysiącom życie, w szczególności Żydom.

      Usuń
    2. Nie ma co dyskutować z kimś tak przesiąkniętym antyrosyjską propagandą. Ważne, ze potrafili to docenić wywiezieni, którzy do końca życia pracowali w tajdze aby odwdzięczyć się swoim Wybawcom. ;-)

      Usuń
    3. To nie kwestia propagandy lecz fakty. Tereny Rzeczpospolitej zajete przez Czerwoną Armię zostały włączone do Związku Radzieckiego a ludnośći nadano obywatelstwo a co za tym idzie obowiązek służby wojskowej. Takim sposobem pan Jabłoński znalazł się w szeregach Armii Czerwonej.
      Związek Radziecki w Przeciwieństwie do Niemiec nie był sygnatariuszem Konwencji Genewskiej, która zabrania wcielania do wojska ludności na terenach okupowanych.

      Usuń