Obchody
70-lecia zakończenia II wojny światowej, w Polsce przebiegało w atmosferze
skandalu i awantur, bo media i politycy nie do końca mogli ustalić, kiedy
podpisano akt kapitulacji III Rzeszy i
kto jest rzeczywistym zwycięzcą tej największej wojny w najnowszych dziejach
Europy. Pełno było polemik i komentarzy zmierzających do umniejszenia roli Związku
Radzieckiego i jego Armii Czerwonej w rozgromieniu hitlerowskiej zarazy. Starannie
omijano znaczący udział żołnierzy I i II Armii Wojska Polskiego, walczących
przy boku radzieckich żołnierzy, pominięto milczeniem fakt, że nad zdobytym
przez nich Berlinem powiewała także i polska flaga.
I
nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki okazuje się, że jednak Polacy
walczyli także na froncie wschodnim, że nie tylko z armiami zachodnich aliantów. Że, rzeczywiście, nad zdobytym z udziałem Polaków Berlinem załopotał biało-czerwony
sztandar.
Trzeba
było dopiero śmierci człowieka, który ten sztandar na Kolumnie Zwycięstwa zatknął,
by sobie polskie media przypomniały nagle jego nazwisko i dokonania polskich żołnierzy
walczących w regularnej polskiej armii przy boku Armii Czerwonej.
6
lipca w Surażu zmarł w wieku 96 lat.
†
Antoni Jabłoński
Kapitan Wojska Polskiego
Weteran,
który przeszedł cały szlak bojowy
I-szej Dywizji Piechoty im. Tadeusza
Kościuszki
Ostatni
żyjący żołnierz,
który
2
maja 1945 roku
zawieszał
polska flagę
na Kolumnie
Zwycięstwa w Berlinie
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI
Kpt.
Antoni Jabłoński, którego wojenne dzieje przypomina m.in. Gazeta Wyborcza, (do
niedawna niedostrzegająca osiągnięć polskich wojsk przy boku wojsk radzieckich
w czasie II wojny światowej) przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina.
Mieszkał
we wsi, którą najpierw zajęli Niemcy a potem Rosjanie. Ci ostatni wraz z innymi
osobami z rodzinnej wioski wcieli go do wojska. Rozpoczął służbę w radzieckich
oddziałach, w Woroneżu, gdzie dowiedział się o ataku Hitlera na ZSRR. Pierwszą
ranę w starciu z hitlerowskim najeźdźca otrzymał pod Briańskiem. Nie wrócił ze
szpitala na front, został odesłany do Czelabińska, gdzie pracował, jako murarz
przy stawianiu fabryk przemysłu obronnego. Gdy dowiedział się w 1943 r o formowaniu
polskich oddziałów, natychmiast się do nich zaciągnął. I tak trafił do obozu w
Sielcach nad Oką, gdzie formowano 1 Dywizję im. Tadeusza Kościuszki. Jako telegrafista
7. baterii I Pułku Artylerii Lekkiej brał udział w walkach pod Lenino, gdzie
dywizja przeszła chrzest bojowy.
Jak
wspominał Andrzej Jabłoński: „Dywizja
straciła 3 tys. ludzi, 2 tys. zostało rannych. Opór hitlerowców przełamał
dopiero czterogodzinny ostrzał 300 dział”. Potem były tereny przedwojennej Polski,
wyzwalanie Majdanka. „Widok był
wstrząsający, ale my musieliśmy iść dalej, do Warszawy. –wspominał - Z marszu wzięliśmy Pragę i stanęliśmy nad
Wisłą. Po drugiej stronie rzeki słychać było bój. Myśleliśmy że to nasze wojska
już przeprawiły się przez Wisłę. Już mieliśmy robić to samo, gdy na motorach
podjechało dwóch radzieckich oficerów i nakazało zawracać. Dopiero potem
dowódca powiedział nam, że w Warszawie wybuchło Powstanie”. Kilka miesięcy
później żołnierze przekroczyli zamarzniętą Wisłę i dotarli do Wału Pomorskiego
a po przełamaniu jego obrony - dotarli
nad Odrę.
Gazeta
Wyborcza szeroko przytacza wspomnienia nieżyjącego już weterana: ”Po sforsowaniu Odry wiedzieliśmy, że przed
nami jest już tylko Berlin, a tam czeka nas prawdziwe piekło: ulice pełne
barykad, przewrócone tramwaje, snajperzy w każdym oknie. I czołgi, które
strzelały bez przerwy, bo amunicję podawano im przez studzienki kanalizacyjne.
Po prostu nie było gdzie się skryć” - opowiadał Antoni Jabłoński.
Nocą
2 maja w pobliżu parku Tiergarten pod Kolumnę Zwycięstwa podeszło pięciu żołnierzy -
oficer polityczny Mikołaj Troicki
oraz Antoni Jabłoński, Aleksander
Karpowicz, Eugeniusz Mierzejewski i Kazimierz
Otap. Ze spadochronów, na których Niemcy
zrzucali berlińczykom żywność, żołnierze wycięli dwa płaty tkanin – białej i
czerwonej. Połączyli je drucikami z kabli instalacji rozbitych domów i tak zrobioną flagę powiesili na kolumnie. "Za
Polskę, za Warszawę, za zwycięstwo! Powiedzieliśmy
i zapłakaliśmy” – przypomina wspomnienia Antoniego Jabłońskiego Gazeta Wyborcza.
Przypomina też,że I-sza Dywizja im. Tadeusza Kościuszki w trakcie operacji
berlińskiej, jako część I-szej Armii
Wojska Polskiego, wzięła udział w walkach ulicznych w Berlinie przy boku Armii Czerwonej.
Jej zadaniem bojowym było zdobycie zaciekle bronionej przez hitlerowców dzielnicy
rządowej. Kościuszkowcy zdobyli kilka stacji metra, gmach politechniki. Do
niewoli wzięli ponad 2 tys. żołnierzy niemieckich.
Szkoda,
że nie napisała o tym w maju, gdy jeszcze żył Antoni Jabłoński, jeden z
nielicznych już polskich bohaterów walk o Berlin.
Po
wojnie kpt. Antoni Jabłoński wrócił do rodzinnego Suraża. Pracował tam w
miejscowym sklepie i jako listonosz. Tu
też zostanie za dwa dni (w czwartek, 9 lipca) pochowany.
Prawdziwy bohater i patriota, który narażał życie w wojnie by oswobodzić kraj z piekła faszyzmu. Skromny, dobry człowiek, po zwycięstwie w Berlinie wrócił do wyzwolonego kraju i uczestniczył w jego odbudowie ze zniszczeń. Służył Ojczyźnie najlepiej jak potrafił, bez fanfar, odszkodowań, żądania zadośćuczynienia jak robi to obecnie ekipa solidarnościowców. Za swoje trudy doczekał w tzw. "wolnej Polsce" upokorzeń, zniewag. Stał się obywatelem i żołnierzem gorszej kategorii, zapomnianym i wymazywanym z historii II wojny światowej. Jego miejsce zajęli bandyci i zbrodniarze, czyli "wyklęci", a taki smutny los zgotowali mu ci sami co tak drogo wycenili swoje zasługi w rujnowaniu tamtej Polski i wprowadzeniu dzikiego kapitalizmu.
OdpowiedzUsuńDla wrażliwych, uczciwych ludzi Pan Antoni jest wielkim Bohaterem. Cześć Jego pamięci!
Niemcy nie dokonywali poboru ludności do Wehrmachtu na podbitych terenach. Polacy nie byli zmuszani do służby w okupacyjnej armii.
OdpowiedzUsuńNiestety los tych, którzy znaleźli się pod sowiecką okupacją był inny.
Mój śp. ojciec zaczął studiować marksizm-leninizm na uniwersytecie czym uniknął wcielenia do cerwonej armii. Szczęśliwym losem nie został też wywieziony na białe niedźwiedzie.
Rzeczywiście, Niemcy nie zmuszali do służby gdyż ową ludność na miejscu rozstrzeliwali. Gdy uznali, że jest to zbyt kosztowny proceder w unicestwianiu podbitej ludności, znaleźli bardziej ekonomiczny sposób - gazowanie. Kosztowało ich to mniej i więcej można było zabić. Do tego stosowali na szeroką skalę palenie ludzi w stodołach, synagogach, kościołach. Co za humanitarny naród ci Niemcy?
UsuńRosjanie NIGDY powyższych barbarzyńskich metod nie stosowali! A wywózka na Syberię uratowała tysiącom życie, w szczególności Żydom.
Nie ma co dyskutować z kimś tak przesiąkniętym antyrosyjską propagandą. Ważne, ze potrafili to docenić wywiezieni, którzy do końca życia pracowali w tajdze aby odwdzięczyć się swoim Wybawcom. ;-)
UsuńTo nie kwestia propagandy lecz fakty. Tereny Rzeczpospolitej zajete przez Czerwoną Armię zostały włączone do Związku Radzieckiego a ludnośći nadano obywatelstwo a co za tym idzie obowiązek służby wojskowej. Takim sposobem pan Jabłoński znalazł się w szeregach Armii Czerwonej.
UsuńZwiązek Radziecki w Przeciwieństwie do Niemiec nie był sygnatariuszem Konwencji Genewskiej, która zabrania wcielania do wojska ludności na terenach okupowanych.