Nad jeziorem Kiezienoj Am |
Na
zaproszenie Fundacji Wspierania Dyplomacji Społecznej im. A.M. Gorczakowa i
przy współudziale ministerstwa ds. młodzieży Republiki Czeczeńskiej wraz z
grupą polskich dziennikarzy uczestniczyłam (w dniach od 10 do 17 września br.)
w tzw. press-tour po Północno-Kaukaskim Okręgu Federalnym.
Miałam
okazję zawitać do Kraju Stawropolskiego (Piatigorsk), pojechać do Południowej
Osetii (Biesłan) i pobyć w Czeczenii (Groznyj, jezioro Kiezienoj Am, wodospady).
Była
to dla mnie konfrontacja kulturowa i cywilizacyjna ze światem zupełnie mi
obcym, ale za to nader negatywnie prezentowanym przez zachodnie i polskie
media. Wcześnie, przy wjechaniu i wyjechaniu z Rosji, znalazł się czas na
kolejne poznawanie nieznanych zakamarków Moskwy.
WRAŻENIA CIEKAWA I
ZASKAKUJĄCE
Nim
podsumuję cała eskapadę, najpierw postaram się odnotować, to, co zrobiło na
mnie szczególne wrażenie.
Będą to odrębne materiały, bogato ilustrowane na określone tematy.
Będą to odrębne materiały, bogato ilustrowane na określone tematy.
Oczywiście
zacznę od Moskwy i wieczorno-nocnego wypadu na ul. Piatnicką, w dawne centrum
handlowe Moskwy. Taki prolog wyprawy pod Elbrus.
Potem
Kraj Stawropolski i Piatigorsk. Szczególną uwagę chciałabym zwrócić na
spotkanie przy „okrągłym stole kultury”, zorganizowanym przez Piatigorski
Uniwersytet Państwowy, ze uwzględnieniem kultywowania na nim nauki języka polskiego, z kilkoma słowami o tamtejszej Polonii. Być może to będą
dwa odrębne materiały – Polonia, jako jeden artykuł, a uniwersytet i „stół kultury” – drugi,
odrębny.
Następnie
- wizyta na memorialnym cmentarzu ofiar ataku terrorystycznego w Biesłanie i
przy okazji, szokujące dowody brutalnego traktowanie dzikich zwierząt przez
mieszkańców Biesłanu. O krzywdzonych misiach piszę już poniżej, nie dają mi spokojnie spać....
W
Groznym kilka epizodów zakodowała szczególnie moja pamięć – wizytę w meczecie
„Serce Czeczenii” i krótkie interview dla lokalnej telewizji, wizytę w Czeczeńskiej
Akademii Nauk, spotkanie w Czeczeńskiej Izbie Społecznej, gdzie naświetlono
problemy i ważne kwestie społeczne republiki (muszę ściągnąć tekst wystąpienia
szefa Izby), wizyta w Muzeum Narodowym Czeczenii, wreszcie wspaniałe ogrody
meczetu…..
Była też niezapowiedziana wizyta w kombinacie
rolno-spożywczym „Lider – A” (agrokombinat
centrojenskij) w Gudermies, w której mogłam naocznie zobaczyć jak wygląda
współpraca z krajami Zachodu, w tym także z Polską, skąd pochodzi zestaw maszyn
do przetwórstwa mięsa firmy Nowicki - Metalbud.Bo i pokosztować specjałów kombinatu. Trafiłam na soczki z rokitnika, a to już moja specjalność od czasu wędrówki z Nataszą po ulicy Piatnickiej w Moskwie, inaugurującej mój wrześniowy pobyt w Rosji.
Oczywiście
nie ominę wspaniałych wodospadów przy kompleksie sportowo-turystycznym
„Nichałoj”
Osobno
zajmę się kompleksem sportowo-turystycznym „Kezenoy-Am” oraz spotkaniem z
młodymi dziennikarzami Czeczenii i ciekawą z nimi dyskusją o islamie. Być może
ten temat islamu widzianego oczami młodych, połączę z opisem meczetu w „Serce
Czeczenii” a o młodych dziennikarzach napiszę dodatkowo na podstawie ich
artykułów w lokalnej gazecie młodzieżowej. Jeszcze nie przemyślałam sposobu
uwiecznienia tego spotkania.
Na
koniec wrócę do Moskwy i poszukiwań chramu p/w Świętej Trójcy z XVII i
nieoczekiwanym zwiedzaniem starej przędzalni przerobionej na lofty.
CZEGO NIE BYŁO, A
ZAPLANOWANO
Kiedy
to wszystko sobie uporządkuję, zanotuję – będę miała, jaki taki ogląd całości.
Wiele rzeczy nie dziwiło mnie tak mocno, jak koleżanki i kolegów z wypadu na Kaukaz. Nie tylko mam podobny stosunek do wyznania, jak Czeczeńcy, więc mnie zgodność ich codziennego zachowania z zasadami wytyczonymi im przez Koran, nie dziwiła, ale też sporo o Czeczeni poczytałam, nie tylko w zachodnich mediach. Sięgnęłam po prasę czeczeńską, rosyjskie publikacje o Czeczenii. Nie jechałam "zielona". Znałam też uchodźców z Czeczeni, którzy przewijali się przez Szczecin.
Muszę, przede wszystkim, wyjaśnić z organizatorami press-tour po Czeczenii - dlaczego radykalnie zmieniono program spotkań w Groznym.
Przez te zmiany nie miałam szans porozmawiania z ministrem rozwoju gospodarczego o ważnych tematach, ani z ministrem kultury, nie było zapowiedzianego spotkania w czeczeńskim parlamencie z szefem komisji ds. polityki narodowościowej i informacyjnej.
Wiele rzeczy nie dziwiło mnie tak mocno, jak koleżanki i kolegów z wypadu na Kaukaz. Nie tylko mam podobny stosunek do wyznania, jak Czeczeńcy, więc mnie zgodność ich codziennego zachowania z zasadami wytyczonymi im przez Koran, nie dziwiła, ale też sporo o Czeczeni poczytałam, nie tylko w zachodnich mediach. Sięgnęłam po prasę czeczeńską, rosyjskie publikacje o Czeczenii. Nie jechałam "zielona". Znałam też uchodźców z Czeczeni, którzy przewijali się przez Szczecin.
Muszę, przede wszystkim, wyjaśnić z organizatorami press-tour po Czeczenii - dlaczego radykalnie zmieniono program spotkań w Groznym.
Przez te zmiany nie miałam szans porozmawiania z ministrem rozwoju gospodarczego o ważnych tematach, ani z ministrem kultury, nie było zapowiedzianego spotkania w czeczeńskim parlamencie z szefem komisji ds. polityki narodowościowej i informacyjnej.
Oglądanie
studia lokalnej telewizji nie było dla mnie żadną atrakcją. Choć odnotowałam,
że lokalna telewizja stara się kultywować kulturę i język czeczeński, i ma wiele urodziwych młodych kobiet w swoich redakcjach. Zdecydowanie więcej niż mężczyzn.
Te
spotkania były istotne, bo głównym celem wyjazdu do Czeczenii - dla mnie osobiście
- była gospodarka (przemysł wydobywczy i przetwórstwa naftowego) i kwestie
stosunków narodowościowych w Czeczenii i w na Kaukazie. I do tych rozmów przygotowałam się nader solidnie. Czasami odnosiłam wrażenie,że zbyt solidnie, jak na oczekiwania gospodarzy.
W tych kwestiach spora porcja pytań pozostaje bez odpowiedzi. Zaraz ustalę adresy mailowe niedoszłych rozmówców i te pytania wyślę im drogą elektroniczną, może dostanę na nie odpowiedź…
W tych kwestiach spora porcja pytań pozostaje bez odpowiedzi. Zaraz ustalę adresy mailowe niedoszłych rozmówców i te pytania wyślę im drogą elektroniczną, może dostanę na nie odpowiedź…
NESESER WĘDRUJĄCY WŁASNYMI
DROGAMI
Dziwnym trafem, mój neseser z laptopem, wszelkimi dokumentami wyjazdu
(programami, przygotowanymi informatorami, notatkami, opisem stanu gospodarki w Czeczenii, przetłumaczonym na język polski stenogramem
z obrad Rady ds. stosunków narodowościowych przy Prezydencie FR, itp.) a także
ładowarkami do aparatu fotograficznego i komórki - załadowany wraz z nami i bagażami go
autokaru w Piatigorsku, nie trafił do Groznego.
Gdy przeładowywano nas na pograniczu Kraju Stawropolskiego z Czeczenią z autokaru
do busików, nikt go nie znalazł. I
wszyscy zarzekali się, że go w autokarze nie ma. Jego brak zgłosiłam w czasie
tego przeładunku. Wtedy usłyszałam, że jest ….w Piatigorsku.
Jak mógł być w Piatigorsku, skoro wg późniejszej wersji był „schowany” gdzieś w zakamarkach autokaru i z pogranicza wrócił do Piatigorska, czyli dojechał ... później?
Jak mógł być w Piatigorsku, skoro wg późniejszej wersji był „schowany” gdzieś w zakamarkach autokaru i z pogranicza wrócił do Piatigorska, czyli dojechał ... później?
Dziwna
sprawa. W każdym razie awantury żadnej nie robiłam, ale po dwóch dniach w
Groznym stwierdziłam, już nieco wściekła, że się nie ruszam nad jezioro, jeśli
nie będzie nesesera. Zapewniano mnie, że na pewno dojedzie wieczorem, bo jest
już w drodze. Pojechałam nad jezioro, nesesera nie było, miał dojechać nocą.
Udało
się w recepcji kompleksu sportowo-turystycznego wypożyczyć ładowarkę do
telefonu, aparat fotograficzny ładował się recepcji przez komputer, a laptop
pojawił się z neseserem następnego dnia – rano. Potrzebował ponad dwóch dób, by
do mnie trafić.
Dzięki
peregrynacjom nesesera – zostałam pozbawiona możliwości robienia zdjęć w
Groznym. Trochę się udało, ale wyczerpały się baterie w komórce i w aparacie
fotograficznym i koniec ze zdjęciami.
A ładowarki w neseserze, który „jedzie” z Piatigorska i dojechać nie może. W końcu dojechał w nienaruszonym stanie, z wyjątkiem laptopa, którego Czeczeńscy wyciągnęli, by mi go załadować. Zresztą niepotrzebnie, bo w ośrodku nad jeziorem gniazda elektryczne były nawet w luźno po terenie rozrzuconych altanach, nie tylko w pokojach.
A ładowarki w neseserze, który „jedzie” z Piatigorska i dojechać nie może. W końcu dojechał w nienaruszonym stanie, z wyjątkiem laptopa, którego Czeczeńscy wyciągnęli, by mi go załadować. Zresztą niepotrzebnie, bo w ośrodku nad jeziorem gniazda elektryczne były nawet w luźno po terenie rozrzuconych altanach, nie tylko w pokojach.
Trochę
mi tylko szkoda zdjęć, jakie chciałam zrobić ślicznym studentkom z czeczeńskiego
uniwersytetu, były, jak róże w rajskim ogrodzie…
Jednak
nim rozpocznę wędrówkę przez Moskwę na Kaukaz, najpierw zacznę od sprawy bardzo
przykrej, szokującej wręcz.
Wjazdu do Osetii Południowej pilnują żołnierze |
BIEDNE MISIE Z BIESŁANU
Ktoś,
kto zna ZOO w Poznaniu, zwłaszcza to NOWE, gdzie jest wzorcowo wręcz prowadzony
azyl dla niedźwiedzi skrzywdzonych przez ludzi, lub które sama natura skazała
na ludzką opiekę – vide młodziutka
niedźwiedzica Cisna, ulubienica całego Poznania i nie tylko, ktoś, kto
obserwował przywracanie w poznańskim ZOO radość życia Baloo, młodemu niedźwiedziowi
cyrkowemu, któremu wyrwano pazury z łap – trudno zrozumieć, dlaczego ludzie
skazują niedźwiedzie i inne dzikie zwierzęta na straszliwe cierpienia.
Odwiedzając
w miniony wtorek, 12 września (br.) Biesłan, gdzie wstąpiliśmy jadąc z
Piatigorska do Groznego, by odwiedzić „Miasto Aniołów”, memorialny
cmentarz dzieci – ofiar ataku terrorystycznego na tamtejszą szkołę - po drugiej
stronie drogi, dokładnie naprzeciwko wejścia na cmentarz, znalazłam przypadkowo
stojące w opuszczonym ogrodzie dwie klatki ze zwierzętami – dwoma niedźwiedziami
brunatnymi i dwoma wilkami.
Zdębiałam
widząc, w jakich warunkach przebywały te zwierzęta, zresztą zdjęcia mówią same
za siebie.
Niedźwiedzie z Biesłanu |
Temperatury
powyżej 30 C, a zwierzęta bez cienia, gdzie by się mogły schronić i bez wody do
picia!
Dzisiaj
skontaktowałam się z ZOO w Poznaniu, dostałam adresy międzynarodowej
organizacji zajmującą się ochroną zwierząt - „Four Paws”, która ma w programie
ochronę niedźwiedzi, walczy o ich dobrostan m.in. na Ukrainie i w Bułgarii,
więc może też zajmie się skrzywdzonymi misiami z Biesłanu, skoro sami Rosjanie nie potrafią im zapewnić godziwej egzystencji.Jutro się z tą organizacją skontaktuję, swoje europejskie biuro mają w Brukseli.
Młode wilczki z Biesłanu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz