Minął 2012 rok. Jaki on był dla mojej Ojczyzny i naszych wielkich sąsiadów – Niemiec i Rosji, których największa polska partia opozycyjna oskarża, że z Polski zrobili swoje niemiecko-rosyjskie kondominium?
Z mojego oglądu Polska w 2012 r.
jawi się ciekawie.
We wrześniu z dumą oglądałam w
Berlinie na międzynarodowej wystawie Berlin Air Show osiągnięcia polskiego
przemysłu lotniczego, najbardziej innowacyjnej gałęzi gospodarki narodowej.
Byliśmy w gronie najlepszych. Polska była specjalnym gościem wystawy, otwierali
ją wspólnie polski premier Donald Tusk i niemiecka kanclerz Angela Merkel.
Nieco wcześniej, uczestniczyłam w Dniach
Bałtyckich w Berlinie, zamykających niemiecką prezydencję w Radzie Państw Morza
Bałtyckiego i było mi szalenie smutno, że Polska nie wykorzystała szansy by się
ciekawie zaprezentować. Nie było jej widać ani na konferencjach merytorycznych,
ani na seminarium zorganizowanym przez niemiecki MSZ, ani na uroczystym zakończeniu z udziałem
prezydenta Joachima Gaucka.
A
szkoda, bo wbrew pozorom polska gospodarka morska ma się nieźle a i inne
dziedziny gospodarki narodowej specjalnie nie kuleją. Polska ciągle jest w
czołówce ekonomicznej państw unijnych.Chyba nie potrafimy siebie racjonalnie i
profesjonalnie zaprezentować.
Rosja, która z dniem 1 lipca ub. r. przejęła
przewodnictwo w Radzie zaprezentowała się godnie – byli rosyjscy artyści,
szalenie ciekawe stoisko reklamujące Rosję (pyszności pierożki, elegancko
wydane albumy i informatory turystyczne), Rosjanie czynnie uczestniczyli w
obradach seminaryjnych.
Region, w którym mieszkam, Pomorze Zachodnie,
owocnie zakończył wielomiesięczne zabiegi o modernizację linii kolejowej ze
Szczecina do Berlina, zwłaszcza po stronie niemieckiej. W grudniu ub. r. , w Szczecinie z udziałem ministrów
transportu obu państw zostały podpisane porozumienia międzyrządowe - linia po
stronie niemieckiej zostanie zelektryfikowana i zmodernizowana w ciągu kilku
najbliższych lat.
U zachodniego sąsiada niechybnie
sukcesem jest kolejna kadencja kanclerz Merkel na stanowisku szefa CDU, co
gwarantuje stabilność polityczną i w Niemczech i w UE. Polsko-niemieckie
stosunki transgraniczne rozwijają się pomyślnie, chociaż nie podoba się to
neofaszystom ze wschodnich landów. Natrafiają jednak na zdecydowane reakcje ze
strony polskich i niemieckich antyfaszystów, którzy połączyli swoje siły.
Polacy skutecznie zasiedlają opustoszałe miasteczka i wsie przygranicznych
niemieckich landów, dając im impuls do nowego życia.
Na wschodniej granicy Polski, też
można odnotować dobre relacje transgraniczne, tym razem z Rosją. Wprowadzony na
koniec lata wolny, bezwizowy ruch przygraniczny z Obwodem Kaliningradzkim owocuje
przede wszystkim na płaszczyźnie społecznej. Dla Rosjan przyjeżdżających do
Trójmiasta rodzimy handel przypomniał sobie język rosyjski, przygotował
parkingi dla autokarów i zmotoryzowanych kaliningradczyków, bo Rosjanin okazał
się znakomitym klientem. I to nie ten bogaty z klasy oligarchów, ale ten
przeciętny, zwyczajny, który do Polski przyjeżdża zaopatrzyć lodówkę. To w
jakimś sensie niweluje skandaliczne zachowanie polskich pseudokibiców wobec
Rosjan w czasie Euro 2012.
Polacy i Rosjanie szybko znajdują
wspólny język, wspólne upodobania
i konsekwentnie łamią stereotypy
lansowane przez polskie elity polityczne.
Rosjanie pojawiają się na polskich
uczelniach, młodzi polscy naukowcy jeżdżą do Rosji prowadzić swoje badania naukowe.
Widać ich było i w Szczecinie i w Sankt Petersburgu w minionym roku.
Dla Rosjan i Rosji w minionym roku,
od strony politycznej – najważniejsze były wybory prezydenckie i pierwszy okres
formowania się struktur władzy państwowej. Rosjanie mają to już za sobą i mogą
spokojnie stwierdzić, że im się udało w tej materii. W Polsce sukcesy Rosji
przyjmowane są z oporami i wielkimi irracjonalnymi lękami. Niestety, miniony rok
nie był ich pozbawiony. Są one nieustannie podsycane przez skrajną opozycję,
budującą swój byt polityczny na tragedii w Smoleńsku. Choć tu należy odnotować
maleńki sukces, bowiem władze polskie postanowiły ostatnio skuteczniej walczyć z
mitami o katastrofie i bardziej zdecydowanie reagować na wszelkie insynuacje. Także
reakcję kierownictwa dziennika „Rzeczpospolita”
na artykuł o trotylu znalezionym w rozbitym samolocie i w domyśle – o zamachu, mimo histerycznej
reakcji dużej części środowiska dziennikarskiego – należy zaliczyć do reakcji zdroworozsądkowych.
Niestety, powoli normalizowane stosunki
z naszym wielkim wschodnim sąsiadem od czasu do czasu nadwyręża swoimi
wyskokami, jak Filip z konopi, szef polskiej dyplomacji, wprowadzając sporo
zamieszania.
Pod koniec ub. roku urządził rosyjsko-amerykańsko-ujnijną
awanturę o zwrot resztek po rozbitym w Smoleńsku samolocie. Efekt był tych
zabiegów był żałosny. A ministrowi Sikorskiemu przyniósł sporo drwin i krytyki.
Dyplomacja rosyjska, a nawet sam prezydent Putin, w publicznych wypowiedziach
przypomnieli polskiemu ministrowi, że w Rosji obowiązuje prawo, że ani szef
dyplomacji ani prezydent nie mieszają się do prowadzonych śledztw, bo to byłoby
złamaniem rosyjskiej konstytucji. Że złom samolotu wróci do właściciela jak
zakończy się rosyjskie śledztwo.
Szefowa dyplomacji unijnej ponoć wspomniała
o sprawie przy prywatnej, kuluarowej herbatce z Siergiejem Ławrowem w czasie
szczytu UE- Rosja, ale treści tej pogawędki nie ujawniono. Dyplomacja rosyjska ma
co innego na głowie, niż wraki rozbitych w Rosji samolotów, nieźle sobie radzi
z powstrzymywaniem Zachodu i USA przed interwencją w Syrii, co było m.in. kanwą
znacznej części rozmów na szczycie w Brukseli. Mogę tylko życzyć naszemu
szefowi dyplomacji takich umiejętności i światowego prestiżu, jakim cieszy się
Siergiej Ławrow.
Miniony rok był dla mnie szczególny
i udany. I oby takich więcej mi się przydarzyło. Wydałam kolejną książkę, opinia publiczna
przyjęła ją przychylnie, uczestniczyłam w kilku zagranicznych konferencjach,
które były cenne dla mojej pracy zawodowej, odwiedziłam Schwerin, urocze miasto
Meklemburgii-Pomorza Przedniego, w którym nie byłam prawie 30 lat. Poznałam
wielu wspaniałych ludzi, nawiązałam udane przyjaźnie…
Nie mam
prognoz na nowy rok, ale chciałabym by nie był gorszy niż ten miniony.
Mojej Ojczyźnie życzę
wszelkiej pomyślności w 2013 roku.
Naszym wielkim
sąsiadom: Rosji i Niemcom – także.
Ich stabilność i
sukcesy są gwarantem
naszej stabilności i
naszych sukcesów.
Mam też nadzieję, że
nasze stosunki z Rosją
będą któregoś dnia
takie same,
jak Polski i Niemiec.
***
Felieton opublikowany na polskojęzycznych stronach internetowych
rozgłośni Radia "Głos Rosji" 2 stycznia 2013 r.
http://polish.ruvr.ru/2013_01_02/Warszawa-Moskwa-Co-za-nami/
http://polish.ruvr.ru/2013_01_02/Warszawa-Moskwa-Co-za-nami/
Szanowna Pani, Tym razem zadziwia nadmiar optymizmu, jeżeli nie lukru. Przeczytałem właśnie Baumana "To nie jest dziennik" i stamtąd świat wygląda inaczej, bardziej ponuro a Polska spełnia w nim szczególnie przykrą role. Najbardziej odczuwa to młode pokolenie, które Bauman określa jako "Pokolenie zero; zero perspektyw, zero przyszłości". Bardziej wierzą Baumanowi.
OdpowiedzUsuńŻyczę wiele dobrego w Nowym Roku
Jasny Gwincie, mam zwyczaj oceniać rzeczywistość osobiście a nie wg literatury cudzych sądów. Wierzę w to, przede wszystkim, co jest moim osobistym doświadczeniem - w to co osobiście zobaczyłam i usłyszałam.
UsuńMłode pokolenie z mego najbliższego otoczenia nie jest pokoleniem ZERA, pokoleniem zerowych perspektyw i zerowej przyszłości.
Młodzi mają pracę, konsekwentnie i systematycznie podnoszą kwalifikację, zdobywają lepsze pozycje zawodowe, ich dzieci znakomicie się chowają.
Ale ich ambicje nie są z kapelusza, oparte na mrzonkach. To ludzie konkretnych zawodów, po studiach technicznych, pracujący w prywatnych, dobrze zarządzanych firmach. Mają swoje pasje. Normalne pokolenie 30-latków.
Cechowała ich zawsze - pracowitość, chęć uczenia się i zdobywania konkretnych umiejętności oraz uznanie progresywności w dochodzeniu do celu.
Inżynier mech. rolnictwa - pracuje jako inż. elektryk, zdobył wszelkie uprawnienia, niedawno się ożenił i ma 3-miesiecznego synka. Własnościowa kawalerka, samochód.Myśli o nowym większym mieszkaniu.
Jego siostra, uniwersytecka polonistka skończyła jednocześnie bibliotekarstwo i informatykę, zdobyła wszystkie tytuły nauczycielskie - uczy w gimnazjum, bo nauczycielstwo to jej pasja.Jej mąż - chłopak po tech. meblarskim, w wyuczonym zawodzie był bez perspektyw, więc po wojsku zdobył zawodowe prawo jazdy i uprawnienia związane ze sprzętem przeciwpożarowym, pracuje w branży p/poz. i jest zadowolony. Ostatnio, po kolejnym etapie doszkalania zawodowego awansował na kierownicze stanowisko. Rodzina spłaciła już swoje volvo (kupili z drugiej ręki) i zaczyna myśleć o adaptacji strychu nad ich 2-pokojowym mieszkaniem, bo się rodzina powiększyła.
Młodzi (inż. elektryk i nauczycielka) pochodzą ze wsi, położonej 100 km za Szczecinem, osiadli w Szczecinie na stałe. Tech. meblarz a teraz p/pożarnik pochodzi z Przemyśla, ale za żoną wylądował w Szczecinie
To nie jest stracone pokolenie.
To młodzi ludzie, realnie osadzeni w rzeczywistości, ceniący konkretne zawody i umiejętności, budujący na tym swoje osobiste życie.
Taka droga życiowa w naszym kraju jest dostępna dla każdego, trzeba tylko chcieć, być pracowitym, oszczędnym i racjonalnym. Opisywane rodzeństwo na swoje obecne mieszkania odkładało,dorabiając w czasie studiów. Ich udziały w kupnie mieszkań były b. wysokie, resztę dołożyła rodzina. 2 lata po studiach dzieciaki miały własne mieszkania.Oczywiście są to nie nowe lokalne, lecz kupione na rynku wtórnym, starannie wyremontowane z pełnymi wygodami.
Dlatego opowieści o straconym pokoleniu w Polsce wkładam między bajki.
Szanowna Pani, Nie neguje przykładów. Ja także znajdę kilka podobnych. Jak wiem dzieci Gudzowatego i innych oligarchów problemów nie mają. Ale znam tysiące innych z mojego otoczenia i z prasy. Jeden znajomy po dwóch fakultetach układa nocą towary na półkach i po wielu latach jest w końcu zadowolony. Rzecz dotyczy fundamentu. Bauaman pisze o nim tak; "Demokracja nie może poprzestawać na obietnicy jednostkowego bogacenia się. Jej największą i najbardziej unikalną cechą jest służba wolności wszystkich ludzi.: U nas państwo służy tylko swoim wybranym i bogatym. Za kilka dni mam wykład dla setki inżynierów w tym wielu z doktoratami, z ważnej dziedziny wysokiej technologii. Ważnej także kiedyś dla polskiej żeglugi i stoczni. Teraz oni wszyscy pracują jako handlowcy, znając tylko symbole produktów i ich ceny. Nie maja pojęcia co jest w środku. Są zdumieni gdy opowiadam im o tym co jest w środku jak to działa i jak się wytwarzało. Patrzą na mnie jak na faceta z innej planety nie wierząc, że ja kiedyś byłem inżynierem, wynalazcą i coś tworzyłem. Robi im się głupio i smutno, mając auta i laptopy. Do czasu jak ich nie wyleją i będą pisać setki CV bez odpowiedzi. Trzeba by było jeszcze wiele słów. Ale muszą wystarczyć pozdrowienia i nadzieja na zrozumienie tych prostych zależności. Żakowski parę dni temu ich przepraszał.
OdpowiedzUsuńDrogi Jasny Gwincie.
UsuńPo pierwsze - nie opisywałam dzieci prominentów i bogaczy, ale wiejskie, gdzie matka pracuje jako urzędniczka urzędzie gminy a ojciec gospodarował na kilkunastu ha.
Po drugie - nie ma czegoś takiego jak "służba wolności" jako cecha demokracji. Demokracja, teoretycznie, jako system sprawowania władzy w państwie daje wszystkim te same szanse w zdobyciu wykształcenia. reszta zależy od ludzi. Rodziców, nauczycieli i samej młodzieży. Nawet w wiejskiej szkole można być solidnie przygotowanym do liceum czy innej szkoły średniej, to zależy od kadry nauczycielskiej i władz gminy, która zatrudnia ich w swojej szkole.I tak dalej - w powiatowej szkole średniej, w szkołach wyższych.Reszta zależy od dzieci i ich rodziców.To ich osobiste wybory gdzie się będą uczyć i czego będą się uczyć poza wymaganym minimum.
Po trzecie - takie zawody jak stoczniowiec (inż. okrętownictwa) - to zawody dużego ryzyka, jak i cała branża stoczniowa jest branżą dużego ryzyka, czego udowodnia historia przemysłu okrętowego w Europie. I ktoś al będzie wybitnym fachowcem, znającym także języki i szukać będzie pracy w swoim zawodzie na całym świecie, albo będzie z czasem bezrobotny.
Po czwarte - tytuły naukowe w Polsce to nie legitymacja czytania ze zrozumieniem, kojarzenia faktów i logicznego myślenia. Ale wina leży po stronie uczelni, która "wykształciła" ograniczonych tępaków i wypuściła ich w świat z tytułami inżynierów magistrów czy doktorów.Al nie jest to wina ustroju zwanego demokracją, ale ludzi, którzy ten ustrój w danym państwie kultywują.
Nie mam pojęcia dlaczego red. żakowski ich przepraszał, bo z Pana opisu wynika, że ich poziom wiedzy oscyluje na poziomie lichego gimnazjum.
Po piąte - doskonale rozumiem zależności między wiedzą a inteligencją. Miałam szczęście mieć rodziców ceniących samodzielność w myśleniu swoich dzieci,kreatywne liceum i doskonałych nauczycieli w tym liceum, co dało mi rzetelne podstawy do korzystania z wiedzy zdobywanej na studiach i w dalszym procesie dokształcania się. Rodzice i szkoła podstawowa zadbali wspólnie bym przekroczyła z sukcesem próg abstrakcyjnego myślenia.
Ci opisywani przez pana inżynierowie - widać tego daru nie mieli.
Ustrój PRL daleki był od nazwania go - demokratycznym.
Ale to akurat temu "realnemu socjalizmowi" w PRL, poza wkładem osobistym w moje wychowanie rodziców - zawdzięczam solidną edukację i rozwój intelektualny, które owocują skutecznie do dzisiaj.
Brawo, Pani Zofio!
OdpowiedzUsuńNatalia Filipowicz (FB-friend)
dziękuję za miłe słowa!
OdpowiedzUsuń