23 września 2015

Nord Stream-2: gospodarka kontra polityka. Cz. 1



Podpisanie umowy
W ramach zorganizowanego po raz pierwszy w Rosji, we Władywostoku - Wschodniego Forum Ekonomicznego (Eastern Economic Forum) podpisano 4 września br. trzy duże i ważne dla Europy porozumienia energetyczne między Gazpromem a jego partnerami europejskimi, w tym: umowę akcjonariuszy nowo powołanej firmy projektowej (New European Pipeline AG), która zajmie się przygotowaniem i budową - trzeciej i czwartej nitki Gazociągu Północnego (Nord Stream). Fakt ten wywołał szalenie emocjonalne reakcje ze strony państw tranzytowych – Ukrainy, Słowacji i Polski.



Drugie porozumienie - to „term sheet” długoterminowego porozumienia między Gazpromem a OMV AG, w którym austriacki gigant energetyczny uzyskał dostęp do syberyjskich pól naftowych w zamian za udziały Gazpromu w aktywach europejskich OMV AG.

Trzecie porozumienie dotyczy wymiany aktywów - niemiecka spółka BASF/Wintershall, dostaje udział w polach naftowych na Syberii w zamian za możliwość działań wydobywczych Gazpromu na Morzu Północnym oraz kontrolę węzła gazowego w Niemczech wraz z największym systemem podziemnych zbiorników gazu w Europie.



Histeria wschodnioeuropejska

Prezes Nord Stream AG - Matthias Warnig, poinformował, że nową spółkę utworzyło sześć firm energetycznych z Rosji i Unii Europejskiej: rosyjski Gazprom z 51% udziałami, oraz brytyjski E. ON, niemiecki BASF/Wintershall SE, austriacki OMV AG - i holendersko-brytyjski Royal Dutch Shell Plc – po 10% udziałów i francuski Engie, (poprzednio GdF Suez) – z 9% udziałów. Jelena Burmistrowa, szefowa Gazprom Export potwierdziła, że umowa została podpisana.

Projekt inwestycyjny Nord Stream-2 przewiduje budowę kolejnych dwóch nitek gazociągu o łącznej mocy przesyłowej 55 mld m3 gazu rocznie. Gaz popłynie do Europy w 2019r., po wygaśnięciu porozumienia między Rosją a Ukrainą, dot. tranzytu gazu.

Zapowiedź rozbudowy gazociągu, biegnącego dnem Bałtyku bezpośrednio z Rosji do Niemiec, wywołała bardzo emocjonalne, by nie rzec - histeryczne reakcje Ukrainy, Słowacji i Polski. 

Ukraiński premier Arsenij Jaceniuk stwierdził, że rozbudowa Nord Streamu likwiduje na Ukrainie możliwości tranzytu gazu do Unii Europejskiej, co niesie utratę 1.8 mld USD dochodów państwa z tego tranzytu. Uznał projekt za „antyukraiński” i „antyeuropejski”. Słowacki premier Robert Fico po spotkaniu z Arsenijem Jaceniukiem w Bratysławie (10 września br.) oświadczył, że zachodnioeuropejscy liderzy i firmy „zdradziły” swoich wschodnich sąsiadów. — Uważają nas za idiotów. Nie można miesiącami mówić o stabilizacji sytuacji, a potem podejmować decyzję, która stawia Ukrainę i Słowację w sytuacji nie do pozazdroszczenia – powiedział słowacki premier. Prezydent Polski Andrzej Duda twierdzi natomiast, że projekt „całkowicie ignoruje” interesy Polski i szkodzi jedności Europy w obliczu rosyjskiej „agresji” na Ukrainie[1].

Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i komisarz ds. energetyki Maroš Šefčovič przyznaje, że niektóre kraje Unii czeka „bardzo trudna sytuacja”, w chwili, gdy Rosja zrezygnuje z tranzytu gazu do UE przez Ukrainę.

W Polsce po podpisaniu umowy o rozbudowie gazociągu pojawiły się przeróżne ekspertyzy i opinie ekspertów i analityków, wszystkie negatywne.

Polscy dziennikarze, eksperci i komentatorzy prześcigają się w biciu na alarm. Odnowiono kojarzenie rozbudowy bałtyckiej „rury” z paktem Ribbentrop-Mołotow. Wszyscy oni liczą na to, że Komisja Europejska zastopuje inwestycję i do rozbudowy gazociągu nie dopuści.

Tymczasem wszystko wskazuje, że są to płonne nadzieje, bowiem to tzw. „stare” kraje unijne, usilnie zabiegały w Rosji o rosyjsko-unijną inwestycję. 
Zgodnie z danymi Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), ujętymi w „Przeglądzie 2014” IEA, Rosja, w najbliższej przyszłości nadal pozostaje niezastąpionym źródłem gazu wobec malejącego jego wydobycia w Europie Północnej.



Unijne seppuku

Moskwa, zniechęcona mnożeniem przeszkód przez Brukselę, 1 grudnia 2014 r. oświadczyła, że odstępuje od budowy Gazociągu Południowego (South Stream). Zamiast niego, Rosjanie postanowili położyć gazociąg do Turcji. Rola Ukrainy, jako kraju tranzytowego dla dostarczanego Europie gazu - "zostaną zredukowana do zera" zapowiedział Aleksiej Miller, prezes Gazpromu.

Komisja Europejska, chcąc zablokować budowę gazociągu rosyjskiego na południu Europy, doszła do wniosku, że Gazprom, jako producent gazu, nie jest uprawniony do udziału w budowie gazociągu, dlatego też Parlament Europejski dwukrotnie wyraźnie sprzeciwił się inwestycji (17 kwietnia i 18 września 2014r.). Bułgaria została zmuszona do przerwania przygotowań do budowy, mimo, że z początkiem czerwca 2014, wydała oficjalne zezwolenie na budowę gazociągu w swoich wodach terytorialnych. W maju ub. r., prezydent Rosji Władimir Putin publicznie ogłosił, że jeśli UE nadal będzie blokować South Stream, to w końcu wstrzyma budowę gazociągu i Rosja przejdzie do budowy alternatywnego przez Turcję (Turkish Stream)[2].

I tu pojawiał się wielki problem Unii, która ma na pieńku z Turkami. Problem wiązał się z hipotetycznym zwiększeniem wpływów Turcji, jako państwa tranzytowego, które nie jest członkiem Unii. Unijne stosunki z Ankarą, która siłą rzeczy musi być również uwzględniona w przyszłych negocjacji dostaw gazu - zostały poważnie zdegradowane w ciągu ostatnich kilku lat. Federica Mogherini, szefowa unijnej dyplomacji, w czasie wizyty w Ankarze w II połowie grudnia ub. roku, skarżyła się, że Turcja popiera obecnie mniej niż 30% działań Brukseli w polityce zagranicznej Unii, chociaż wcześniej akceptacja obejmowała aż 80%. Negocjacje dot. przystąpienia Turcji do UE ciągną się w nieskończoność, z powodu procedur dostosowania polityki Ankary i tureckiego prawa do norm unijnych. Ankara stoi na stanowisku, że wszelka akceptacja wymogów UE musi być połączona ze współdecydowaniem, bez tego jest „zaprzeczeniem UE”. Unia się temu sprzeciwia.

Na pomoc USA też z nie można liczyć. W tym samym czasie John Kerry, sekretarz stanu USA odrzucił wniosek Federiki Mogherini o włączenie do planowanej umowy TTIP rozdziału dot. energii.

Rosja ostrzegała Unię na różne sposoby, że nie może czekać w nieskończoność. Aż w końcu zamknęła budowę South Stream. Ale te ostrzeżenia i decyzje były w Berlinie i Brukseli najwyraźniej lekceważone. Kanclerz Merkel wciąż starała się przekonać Rosję do odwołania decyzji „złomowania” gazociągu South Stream. W połowie grudnia oświadczyła, że UE „nigdy całkowicie” nie była przeciwko budowie South Stream i pragnie by Moskwa zmieniła zdanie na temat budowy tego gazociągu. „Stosunki gospodarcze, niezależnie od różnych ocen, zawsze powinny być skonstruowane bardzo wiarygodnie." – przekonywała Rosjan[3], niestety za późno. Rosja decyzji nie zmieniła.

Gospodarka niemiecka odnotowała z tego powodu duże straty. M.in. niemiecki producent stali Salzgitter stwierdził na koniec 2014 r., że zamknięcie inwestycji przyniesie mu straty w dwucyfrowych milionach euro, bowiem prowadzoną w kooperacji z hutą Dillinger produkcję dla „EuroPipe” trzeba przerwać a setki ludzi zwolnić z pracy. Producent stali zamiast zysków netto, liczył straty[4], a rentowność i stabilizacja spółki zostały zagrożone. Także dla innych  podwykonawców, którzy oczekiwali korzystnych ofert biznesowych z tej inwestycji, jej wstrzymanie oznacza straty w milionach euro. Spółka BASF/ Wintershall miała nadzieję na wejście "do w najważniejszych lig światowych producentów gazu"[5], które zostały zniweczone[6].



Szukanie rozwiązań kryzysu gazowego

Berlin i Bruksela stanęły w grudniu ub. roku przed koniecznością szukania alternatywnych dostaw gazu ziemnego do Europy.

Pierwszą alternatywą, rzuconą przez komisarza Maroša Šefčoviča, był tzw. „korytarz południowy” (TANAP), z Azerbejdżanu, przez Kaukaz Południowy i Turcję do UE, a stamtąd do Włoch przez Albanię (Trans Adriatic Pipeline, TAP). Jego budowa miałaby się zakończyć w 2019 r. a szacunkowo można byłoby nim dostarczyć Europie z azerbejdżańskich złóż od 9 do 12 mld m3 gazu rocznie. Jednak zadeklarowane wielkości gazu przez Azerbejdżan okazały się tylko kroplą w morzu europejskich potrzeb. Ten pomysł nie wypalił.

Dla porównania – rosyjski South Stream miał transportować 63 mld m3 gazu rocznie. Wg szacunków IEA – zapotrzebowanie na gaz w UE w ciągu najbliższych dwóch lat wzrośnie do 450 mld m3 gazu rocznie!

Kolejne opcje – to przesył gazu z północnego Iraku oraz Iranu. Mimo obiecujących początków i sukcesów biznesowych, współpraca w tym zakresie okazała się niekorzystna, bowiem nałożone przez Zachód sankcje utrudniały współpracę.

Z potencjalnych dostawców gazu z Azji Środkowej, tylko Turkmenistan i Kazachstan nie zostały dotknięte zachodnimi sankcjami.

M.in. wszystkie te w/w uwarunkowania doprowadziły w 2013 r. do rezygnacji z budowy gazociągu „Nabucco”.

Amerykańskie łupkowe eldorado dla UE też się nie sprawdza. Perspektywy importu z USA gazu do UE są gorsze niż się spodziewano. USA twierdzą, że do 2016r. będą gotowe eksportować ok. 98 mld m3 gazu „szczelinowego”, to prawie tyle samo, co wynosi eksport gazu z Kataru (105 mld m3). Ale trafi on przede wszystkim do Azji, gdzie ceny sprzedaży są wyższe o 50% niż na rynku unijnym.

Friedbert Pflüger, b. specjalista ds. polityki zagranicznej CDU, obecnie dyrektor Europejskiego Centrum Energii i Bezpieczeństwa Zasobów (EUCERS) w londyńskim słynnym Kolegium Królewskim, wyjaśnia[7], że ze względu na koszty frachtu morskiego (przesyłki), gaz łupkowy z USA nie będzie w żadnej mierze tańszy od gazu rosyjskiego, a nawet droższy.

Zdesperowani niemieccy politycy i eksperci wszczęli błagalny alarm, by przekonać Moskwę do kontynuowania współpracy gazowej.

***
Część 2 artykułu - poniżej


Artykuł  (w obu częściach)
 opiera się m.in. na analizach i opiniach 
zawartych w raportach:
oraz innych materiałach analitycznych 
ekspertów niemieckich





[1] Wszystkie wypowiedzi za agencją Bloomberg, patrz -  Radoslav Tomek i Ladka Mortkowitz Bauerova:   ”Eastern Europe Bashes West as Putin Gas Link Plan Splits EU”, 11 września 2015r., link: http://www.bloomberg.com/news/articles/2015-09-11/eastern-europe-bashes-west-as-putin-gas-link-plan-splits-europe

[2] "Plan B - South Stream wybiera trasy przez Grecję i Turcję”, patrz:  www.euractiv.com  z 19.08.2014.

[3]South-Stream-Pipeline: Merkel mahnt neue Gespräche mit Russland An”, patrz: . www.euractiv.de  z 15.12.2014.

[4]Pipeline-Aus kostet Salzgitter Millionen”, patrz:  www.handelsblatt.com  z 30.12.2014.

[5]Wintershall sieht Kerngeschäft in Russland”, patrz:  www.handelsblatt.com  z 15.12.2014.

[6]BASF und Gazprom stoppen Milliarden-Deal”, patrz:  www.sueddeutsche.de  z 18.12.2014.


[7]  Friedbert Pflüger: „Nowe opcje energetyczne w Europie - ale Rosja pozostaje ważna”. Arbeitsgruppe Außen- und Sicherheitspolitik der Atlantik-Brücke, Briefing Paper nr 3.

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem tylko budowa gazociągu przez Turcję ma rację bytu a Nord Stream II nie ma wcale. Pozatym w dobie wojny gospodarczej Moskwa sie musi liczyć z wypowiedzeniem kontraktów na gaz i ropę oraz nie podpisaniem nowych przez UE natomiast sadzę że odbiór przez kraje południa przez które popłynie nitka bedzie kontynuowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gazociągiem Nord Stream-2 zainteresowani są przede wszystkim Niemcy i to dla ich wielkich magazynów gazu i dla niemieckiej gospodarki potrzeba rocznie ok. 80 mld m3 błękitnego paliwa.Poza tym jest to gwarancja zaopatrzenia całej Europy północnej w gaz, co dla Polski nie powinno być obojętne. Bo w wypadku jakiejkolwiek awarii gazociągów na Ukrainie,co w czasie wojny domowej i awantur w Kijowie jest możliwe, czy kradzieży przez Ukraińców gazu, co się już zdarzało, zawsze Polska może skorzystać z dostaw gazu od strony Niemiec.Wzdłuż zachodniej granicy Polski biegnie gazociąg OPAL, odnoga lądowa od Nord Streamu. I w naszym interesie jest by w Opalu i w niemieckich magazynach na północy RFN był gaz i nie ważne że był, jest i będzie to gaz rosyjski.

      Usuń