Podpisanie umowy |
Drugie porozumienie - to „term sheet” długoterminowego
porozumienia między Gazpromem a OMV AG, w którym austriacki gigant energetyczny
uzyskał dostęp do syberyjskich pól naftowych w zamian za udziały Gazpromu w
aktywach europejskich OMV AG.
Trzecie porozumienie dotyczy wymiany aktywów
- niemiecka spółka BASF/Wintershall, dostaje udział w polach naftowych na
Syberii w zamian za możliwość działań wydobywczych Gazpromu na Morzu Północnym
oraz kontrolę węzła gazowego w Niemczech wraz z największym systemem
podziemnych zbiorników gazu w Europie.
Histeria
wschodnioeuropejska
Prezes Nord Stream AG - Matthias
Warnig, poinformował, że nową spółkę utworzyło sześć firm energetycznych z
Rosji i Unii Europejskiej: rosyjski Gazprom
z 51% udziałami, oraz brytyjski E. ON,
niemiecki BASF/Wintershall SE, austriacki OMV AG - i holendersko-brytyjski Royal
Dutch Shell Plc –
po 10% udziałów i francuski Engie,
(poprzednio GdF Suez) – z 9% udziałów. Jelena Burmistrowa, szefowa
Gazprom Export potwierdziła, że umowa została podpisana.
Projekt
inwestycyjny Nord Stream-2 przewiduje budowę kolejnych dwóch nitek gazociągu o
łącznej mocy przesyłowej 55 mld m3 gazu rocznie. Gaz popłynie do
Europy w 2019r., po wygaśnięciu porozumienia między Rosją a Ukrainą, dot.
tranzytu gazu.
Zapowiedź
rozbudowy gazociągu, biegnącego dnem Bałtyku bezpośrednio z Rosji do Niemiec,
wywołała bardzo emocjonalne, by nie rzec - histeryczne reakcje Ukrainy,
Słowacji i Polski.
Ukraiński
premier Arsenij Jaceniuk stwierdził, że rozbudowa Nord Streamu likwiduje na
Ukrainie możliwości tranzytu gazu do Unii Europejskiej, co niesie utratę 1.8
mld USD dochodów państwa z tego tranzytu. Uznał projekt za „antyukraiński” i „antyeuropejski”. Słowacki premier Robert Fico po spotkaniu z
Arsenijem Jaceniukiem w Bratysławie (10 września br.) oświadczył, że
zachodnioeuropejscy liderzy i firmy „zdradziły” swoich wschodnich sąsiadów. — Uważają nas za idiotów. Nie można
miesiącami mówić o stabilizacji sytuacji, a potem podejmować decyzję, która
stawia Ukrainę i Słowację w sytuacji nie do pozazdroszczenia – powiedział
słowacki premier. Prezydent Polski Andrzej Duda twierdzi natomiast, że projekt
„całkowicie ignoruje” interesy Polski
i szkodzi jedności Europy w obliczu rosyjskiej „agresji” na Ukrainie[1].
Wiceprzewodniczący Komisji
Europejskiej i komisarz ds. energetyki Maroš
Šefčovič
przyznaje, że niektóre kraje Unii czeka „bardzo trudna sytuacja”, w chwili, gdy
Rosja zrezygnuje z tranzytu gazu do UE przez Ukrainę.
W Polsce po podpisaniu umowy o
rozbudowie gazociągu pojawiły się przeróżne ekspertyzy i opinie ekspertów i
analityków, wszystkie negatywne.
Polscy
dziennikarze, eksperci i komentatorzy prześcigają się w biciu na alarm.
Odnowiono kojarzenie rozbudowy bałtyckiej „rury” z paktem Ribbentrop-Mołotow.
Wszyscy oni liczą na to, że Komisja Europejska zastopuje inwestycję i do
rozbudowy gazociągu nie dopuści.
Tymczasem
wszystko wskazuje, że są to płonne nadzieje, bowiem to tzw. „stare” kraje
unijne, usilnie zabiegały w Rosji o rosyjsko-unijną inwestycję.
Zgodnie z danymi Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), ujętymi w „Przeglądzie 2014” IEA, Rosja, w najbliższej przyszłości nadal pozostaje niezastąpionym źródłem gazu wobec malejącego jego wydobycia w Europie Północnej.
Zgodnie z danymi Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), ujętymi w „Przeglądzie 2014” IEA, Rosja, w najbliższej przyszłości nadal pozostaje niezastąpionym źródłem gazu wobec malejącego jego wydobycia w Europie Północnej.
Unijne seppuku
Moskwa,
zniechęcona mnożeniem przeszkód przez Brukselę, 1 grudnia 2014 r. oświadczyła,
że odstępuje od budowy Gazociągu Południowego (South Stream). Zamiast niego, Rosjanie postanowili położyć gazociąg do
Turcji. Rola Ukrainy, jako kraju tranzytowego
dla dostarczanego Europie gazu - "zostaną
zredukowana do zera" zapowiedział Aleksiej Miller, prezes
Gazpromu.
Komisja Europejska, chcąc zablokować budowę
gazociągu rosyjskiego na południu Europy, doszła do wniosku, że Gazprom, jako
producent gazu, nie jest uprawniony do udziału w budowie gazociągu, dlatego też
Parlament Europejski dwukrotnie wyraźnie sprzeciwił się inwestycji (17 kwietnia
i 18 września 2014r.). Bułgaria została zmuszona do
przerwania przygotowań do budowy, mimo, że z początkiem
czerwca 2014, wydała oficjalne zezwolenie na budowę gazociągu w swoich wodach
terytorialnych. W maju ub. r., prezydent Rosji
Władimir Putin publicznie ogłosił, że jeśli UE nadal będzie blokować South
Stream, to w końcu wstrzyma budowę gazociągu i Rosja przejdzie do budowy
alternatywnego przez Turcję (Turkish Stream)[2].
I
tu pojawiał się wielki problem Unii, która ma na pieńku z Turkami. Problem wiązał się z hipotetycznym zwiększeniem wpływów Turcji, jako państwa tranzytowego,
które nie jest członkiem Unii. Unijne stosunki z
Ankarą, która siłą rzeczy musi być również uwzględniona w przyszłych negocjacji
dostaw gazu - zostały poważnie zdegradowane w ciągu ostatnich kilku lat.
Federica Mogherini, szefowa unijnej dyplomacji, w czasie wizyty w Ankarze w II
połowie grudnia ub. roku, skarżyła się, że Turcja popiera obecnie mniej niż 30%
działań Brukseli w polityce zagranicznej Unii, chociaż wcześniej akceptacja
obejmowała aż 80%. Negocjacje dot. przystąpienia Turcji do UE ciągną się w
nieskończoność, z powodu procedur dostosowania polityki Ankary i tureckiego
prawa do norm unijnych. Ankara stoi na stanowisku, że wszelka akceptacja
wymogów UE musi być połączona ze współdecydowaniem, bez tego jest
„zaprzeczeniem UE”. Unia się temu sprzeciwia.
Na pomoc USA też z nie można liczyć. W tym
samym czasie John Kerry, sekretarz stanu USA odrzucił wniosek Federiki
Mogherini o włączenie do planowanej umowy TTIP rozdziału dot. energii.
Rosja ostrzegała Unię na różne sposoby, że
nie może czekać w nieskończoność. Aż w końcu zamknęła budowę South Stream. Ale
te ostrzeżenia i decyzje były w Berlinie i Brukseli najwyraźniej lekceważone.
Kanclerz Merkel wciąż starała się przekonać Rosję do odwołania decyzji
„złomowania” gazociągu South Stream. W połowie grudnia oświadczyła, że UE
„nigdy całkowicie” nie była przeciwko budowie South Stream i pragnie by Moskwa
zmieniła zdanie na temat budowy tego gazociągu. „Stosunki gospodarcze, niezależnie
od różnych ocen, zawsze powinny być skonstruowane bardzo wiarygodnie." –
przekonywała Rosjan[3], niestety za późno. Rosja decyzji nie
zmieniła.
Gospodarka
niemiecka odnotowała z tego powodu duże straty. M.in. niemiecki producent stali
Salzgitter stwierdził na koniec 2014 r., że zamknięcie
inwestycji przyniesie mu straty w dwucyfrowych milionach euro, bowiem
prowadzoną w kooperacji z hutą Dillinger produkcję dla „EuroPipe” trzeba
przerwać a setki ludzi zwolnić z pracy. Producent stali zamiast zysków netto,
liczył straty[4], a rentowność i stabilizacja spółki zostały zagrożone. Także
dla innych podwykonawców, którzy oczekiwali korzystnych ofert biznesowych
z tej inwestycji, jej wstrzymanie oznacza straty w milionach euro. Spółka BASF/ Wintershall miała nadzieję na wejście "do w najważniejszych lig światowych
producentów gazu"[5],
które zostały zniweczone[6].
Szukanie rozwiązań kryzysu
gazowego
Berlin
i Bruksela stanęły w grudniu ub. roku przed koniecznością szukania
alternatywnych dostaw gazu ziemnego do Europy.
Pierwszą alternatywą, rzuconą przez komisarza
Maroša Šefčoviča, był tzw. „korytarz południowy” (TANAP), z Azerbejdżanu, przez Kaukaz Południowy i Turcję do UE, a
stamtąd do Włoch przez Albanię (Trans
Adriatic Pipeline, TAP). Jego budowa miałaby się zakończyć w 2019 r. a
szacunkowo można byłoby nim dostarczyć Europie z azerbejdżańskich złóż od 9 do
12 mld m3 gazu rocznie. Jednak zadeklarowane wielkości gazu przez
Azerbejdżan okazały się tylko kroplą w morzu europejskich potrzeb. Ten pomysł
nie wypalił.
Dla porównania – rosyjski South Stream miał
transportować 63 mld m3 gazu rocznie. Wg szacunków IEA –
zapotrzebowanie na gaz w UE w ciągu najbliższych dwóch lat wzrośnie do 450 mld
m3 gazu rocznie!
Kolejne opcje – to przesył gazu z północnego
Iraku oraz Iranu. Mimo obiecujących początków i sukcesów biznesowych,
współpraca w tym zakresie okazała się niekorzystna, bowiem nałożone przez
Zachód sankcje utrudniały współpracę.
Z potencjalnych dostawców gazu z Azji
Środkowej, tylko Turkmenistan i Kazachstan nie zostały dotknięte zachodnimi
sankcjami.
M.in. wszystkie te w/w uwarunkowania
doprowadziły w 2013 r. do rezygnacji z budowy gazociągu „Nabucco”.
Amerykańskie łupkowe eldorado dla UE też się
nie sprawdza. Perspektywy importu z USA gazu do UE są gorsze niż się
spodziewano. USA twierdzą, że do 2016r. będą gotowe eksportować ok. 98 mld m3
gazu „szczelinowego”, to prawie tyle samo, co wynosi eksport gazu z Kataru (105
mld m3). Ale trafi on przede wszystkim do Azji, gdzie ceny sprzedaży
są wyższe o 50% niż na rynku unijnym.
Friedbert Pflüger, b. specjalista ds.
polityki zagranicznej CDU, obecnie dyrektor Europejskiego Centrum Energii i
Bezpieczeństwa Zasobów (EUCERS) w
londyńskim słynnym Kolegium Królewskim, wyjaśnia[7], że ze względu na koszty frachtu morskiego (przesyłki),
gaz łupkowy z USA nie będzie w żadnej mierze tańszy od gazu rosyjskiego, a
nawet droższy.
Zdesperowani niemieccy politycy i eksperci
wszczęli błagalny alarm, by przekonać Moskwę do kontynuowania współpracy
gazowej.
***
Część 2 artykułu - poniżej
***
Część 2 artykułu - poniżej
Artykuł (w obu częściach)
opiera się m.in. na analizach i opiniach
zawartych w raportach:
oraz innych materiałach analitycznych
ekspertów niemieckich
[1] Wszystkie wypowiedzi za agencją Bloomberg,
patrz - Radoslav Tomek i Ladka
Mortkowitz Bauerova: ”Eastern Europe Bashes West as Putin Gas Link
Plan Splits EU”, 11 września 2015r., link: http://www.bloomberg.com/news/articles/2015-09-11/eastern-europe-bashes-west-as-putin-gas-link-plan-splits-europe
[2] "Plan B - South Stream wybiera trasy przez
Grecję i Turcję”, patrz:
www.euractiv.com z
19.08.2014.
[3] „South-Stream-Pipeline:
Merkel mahnt neue Gespräche mit Russland An”, patrz: . www.euractiv.de z
15.12.2014.
[4] „Pipeline-Aus kostet Salzgitter Millionen”,
patrz: www.handelsblatt.com z 30.12.2014.
[5] „Wintershall sieht
Kerngeschäft in Russland”, patrz: www.handelsblatt.com
z
15.12.2014.
[6] „BASF und Gazprom
stoppen Milliarden-Deal”, patrz: www.sueddeutsche.de z 18.12.2014.
[7] Friedbert Pflüger: „Nowe opcje energetyczne w Europie - ale Rosja pozostaje ważna”. Arbeitsgruppe
Außen- und Sicherheitspolitik der Atlantik-Brücke, Briefing Paper nr 3.
Moim zdaniem tylko budowa gazociągu przez Turcję ma rację bytu a Nord Stream II nie ma wcale. Pozatym w dobie wojny gospodarczej Moskwa sie musi liczyć z wypowiedzeniem kontraktów na gaz i ropę oraz nie podpisaniem nowych przez UE natomiast sadzę że odbiór przez kraje południa przez które popłynie nitka bedzie kontynuowany.
OdpowiedzUsuńGazociągiem Nord Stream-2 zainteresowani są przede wszystkim Niemcy i to dla ich wielkich magazynów gazu i dla niemieckiej gospodarki potrzeba rocznie ok. 80 mld m3 błękitnego paliwa.Poza tym jest to gwarancja zaopatrzenia całej Europy północnej w gaz, co dla Polski nie powinno być obojętne. Bo w wypadku jakiejkolwiek awarii gazociągów na Ukrainie,co w czasie wojny domowej i awantur w Kijowie jest możliwe, czy kradzieży przez Ukraińców gazu, co się już zdarzało, zawsze Polska może skorzystać z dostaw gazu od strony Niemiec.Wzdłuż zachodniej granicy Polski biegnie gazociąg OPAL, odnoga lądowa od Nord Streamu. I w naszym interesie jest by w Opalu i w niemieckich magazynach na północy RFN był gaz i nie ważne że był, jest i będzie to gaz rosyjski.
Usuń