31 lipca 2013

Głupie żarty Radosława Sikorskiego











Żarty Radosława Sikorskiego raczej 
nie na miejscu

Włodzimierz Cimowszewicz


Gazeta Wyborcza 30 lipca br na swojej stronie internetowej (www.gazeta.wyborcza.pl) zamieściła rozmowę z byłym premierem i szefem polskiej dyplomacji, senatorem  Włodzimierzem Cimoszewiczem.
Rozmowa ta została dzień wcześniej (29 lipca) zaprezentowana na stronie internetowej senatora (http://www.cimoszewicz.eu/w-mediach)
Ze względu na celność, moim zdaniem, uwag polskiego dyplomaty i parlamentarzysty, przytaczam ją  za stroną internetową senatora  - w całości.
***

Czy Polska słusznie odmówiła azylu politycznego Edwardowi Snowdenowi? Co przemawia za podjęciem takiej decyzji - czy tylko sojusz Polski z USA, czy też widzi pan inne powody? 
 - Z formalnego punktu widzenia, Polska nie odmówiła Snowdenowi azylu, bo jego wniosek nie był rozpatrzony. Znamy  jedynie nieoficjalne wypowiedzi ministra Sikorskiego.

Jak pan ocenia - jako były minister spraw zagranicznych - działania polskiej dyplomacji w sprawie azylu dla Snowdena? Przypomnę: rzecznik resortu stwierdził, że wniosku nie ma, bo nie dołączono do niego fotografii oraz pełnych danych osobowych. Minister Radosław Sikorski o odmowie udzielenia azylu poinformował za pomocą Twittera, a media obiegło nagranie z rozpoczęcia posiedzenia rady ministrów, kiedy zameldował premierowi, że daliśmy Snowdenowi „odpór”. 
- Reakcja ministra i jego rzecznika była pospieszna i chyba nie do końca przemyślana. Argumenty rzecznika brzmiały jak  biurokratyczny wykręt. Żarty Radosława Sikorskiego raczej nie na miejscu. Jeśli nie chcieli przyznać tego azylu, to mogli milczeć, ponieważ Snowden nie mógł przyjechać do Polski z powodu nieważnego paszportu. Jeśli z kolei z ujawnionych przez niego materiałów wynikałoby, ze amerykańskie służby naruszały prawa obywateli Polski, to rząd odrzucając możliwość głębszego zbadania sprawy zlekceważył swoje obowiązki. Jest jasne, że ze względu na relacje z USA wniosek Snowdena o azyl jest nieco kłopotliwy, zwłaszcza że Amerykanie zachowują sie w tej sprawie z gracją słonia, jednak albo poważnie traktujemy swoją konstytucję i prawo międzynarodowe, albo tylko tak udajemy. Szczególnie w przypadku ludzi odwołujących sie do tradycji Solidarności jest to dwuznaczne.

Jak ujawnił Snowden, Amerykanie podsłuchują i inwigilują również własnych sojuszników. Jak pan podejrzewa, dlaczego? Nie ufają im? 
- To oczywiste. Jestem przekonany, że jest to dość powszechne, ale nie oznacza to, że akceptowalne. Ponadto, służby specjalne, zwłaszcza słabo nadzorowane, mają skłonność do paranoidalnej podejrzliwości i nadaktywności. Parę lat temu mieliśmy w Polsce pisowskiego wiceszefa ABW, czy CBA, który wykraczając poza swoje obowiązki kilka tysięcy razy włączał się do systemu podsłuchu. Nic mu sie nie stało z tego powodu.

Jak polski rząd powinien zareagować na informacje o szpiegowaniu sojuszników? Czy Merkel zgłosiła pomysł zawarcia globalnego porozumienia w sprawie ochrony danych. Czy w pana ocenie takie porozumienie mogłoby być skuteczne i zastopowałoby nadużycia wywiadów, czy to jedynie pomysł na wyjście z politycznego kryzysu po ujawnieniu współpracy wywiadów USA i Niemiec, podczas której wykorzystywano dane z PRISM?
 - To oczywiście przede wszystkim próba zachowania twarzy przez polityków europejskich. Takie porozumienie będzie mało skuteczne, ale jednak uważam je za potrzebne. W ten sposób można ustalić obowiązujące reguły. Sojusznicy mogą uzgodnić jakieś mechanizmy wzajemnej kontroli. Dzisiaj wszystko to spowite jest mgłą.
Na zdjeciu: 
senator Cimoszewicz z łosiem
w Puszczy Białowieskiej  
Foto:   
www.cimoszewicz.eu 

26 lipca 2013

"Trojka" na rybach



Prezydenckie trofeum
Na kanwie materiału (z 16 lipca) o wyprawie prezydenta Putina  na dno Bałtyku przekomarzałam się na blogu z panem Bobrem, moim komentatorem, na temat prezydenckich urlopów – polskiego i rosyjskiego. Zaciekawionych odsyłam do komentarzy.

Napisałam wówczas, że w odróżnieniu do Bronisława Komorowskiego, który ostatnio  opublikował  na swojej stronie internetowej zdjęcie na którym  moczy nogi w Bałtyku w czasie spaceru po helskiej plaży, Władimir Putin dla odpoczynku preferuje bardziej ustronne, dziewicze miejsca Rosji, gdzie w męskim gronie oddaje się takim przyjemnościom, jak łowienie ryb, pływanie czy jazda konna.

Niczym jasno widząca wróżka przewidziałam prezydencki wypad na łono natury, co pięknymi zdjęciami potwierdził Kreml.
Siergiej Sojgu i Władimir Putin na wędkowaniu
W miniony weekend (20 – 23 lipca) trzech panów, których można nazwać „Super Trojką Rosji” – Władimir Putin (prezydent), Dimitri Miedwiediew (premier) i Siergiej Szojgu (minister obrony narodowej) pojechało na typowo męski weekend w ulubione strony prezydenta – nad jezioro Tuwa (Republika Tuwa) i nad Urbun, dopływ Jenisieju.  
Przy okazji panowie odwiedzili  Sajano-Szuszenskij Narodowy Rezerwat Biosfery, w którym są założone specjalne foto-pułapki do rejestrowania ruchu rzadkich zwierząt, będących w Rosji pod ścisłą ochroną.
Wypad okazał się nader udany, prezydent może się pochwalić nie byle jakim trofeum, złowił bowiem na spinning 21 kg szczupaka.
Syberyjski szczupak
Tu osobista dygresja.
Mój brat Tadeusz, który, niestety już nie żyje, był zapalonym wędkarzem. I chociaż z zawodu marynarz, kapitan żeglugi wielkiej, wszystkie wolne chwile spędzał …nad wodą. Czasami towarzyszyłam mu w wyprawach nad Odrę lub zachodniopomorskie jeziora w okolicach Drawska Pomorskiego na szczupaki i bolenie oraz inne ryby, dając się bez mała pożreć komarom. Ale to pestka, wobec widoków jakie dostarcza zapalony „moczykij” w walce z silną rybą. Moim zadaniem było czyhać z podbierakiem i pilnować suczki Zuzi, by nie rwała się bratu pomagać. Kiedyś tak pomagała, że skąpaliśmy się całą trójką w rzece a boleń zwiał w trzciny.

Przypominam sobie dawne lata, 80-te minionego wieku. Nie wiem ile kg miał szczupak  złowiony ongiś w Odrze, na wysokości Gryfina, ale był olbrzymi. Brat miał wtedy „malucha”, załadował swoje trofeum na dach samochodziku, i tak jak stał, w woderach (gumowych butach po pachwiny, na szelkach), kamizelce „rybowej”, która miała mnóstwo kieszeni i przyczepionych haczyków, wsiadł do autka i prosto znad rzeki przyjechał do urzędu miejskiego, w którym wówczas pracowałam. Wparował do mego gabinetu, wzbudzając oczywiście osłupienie damskiego personelu. Od progu, nie zwracając na dziewczyny, które go szalenie lubiły, wrzasnął: – Siostra, wyjrzyj przez okno! 
Wyjrzałam i zobaczyłam czerwone autko i wielką rybę na jego dachu. Z tyłu bagażnika na pół metra wystawał rybi ogon a z przodu wielka ryba szczerzyła zęby. Brat wsadził jej w pysk kawałek patyka. Korpus ryby był pieczołowicie owinięty w liście łopianu. Brat, gdy przywoził mi ryby, zawsze były wybebeszone i oskrobane, w środek wkładał łodygi pokrzyw i zawijał całość w łopian. W ten sposób ryba zachowywała świeżość. W wokoło samochodziku zebrał się tłumek ludzi. 
Po chwili zachwytów, komplementów i gratulacji: – Ach, panie Tadziu, ale z pana wspaniały mężczyzna, taaaaaka ryba!, oraz barwnych opisów zmagań z rybą, która oczywiście, łatwo złowić się nie dała, jak również powłóczystych spojrzeń dziewcząt, brat wyszedł z gabinetu. Potem na dole odbierał kolejne  gratulacje do gapiów, głównie panów.

Gdy wróciłam do domu, szczupak był nawet pokrojony w dzwonka i czekał na mnie w lodówce. Okazało się, że upieczone dzwonka, podane z masełkiem, pokropione cytrynka – były b. smaczne, a ja z mamą miałyśmy zaopatrzenie lodówki na dobre kilka dni.

Tak więc w pewnym sensie rozumiem te wypady prezydenckie w dzicz nad jeziora czy rzekę. Łowienie ryb to pasja, i na pewno dostarcza wielu niesamowitych emocji. Pokonać ponad 20 kg szczupaka jest trudno. A potem  ten rytuał przyrządzania… 
Bo taka ryba, świeżutka, dopiero co złowiona przygotowana w plenerze smakuje specjalnie. I żadna doskonała restauracja tej przyjemności nie odda.

Władimir Putin i Dimitri Miedwiediew
Prezydencka ryba także została także skonsumowana prawie od razu, zaś autorem zdjęć z udanego wędkowania jest jeden z  „Trojki” – Dimitri Miedwiediew.
...szczupak nie podawał się łatwo....


Nie ma wędkarza na świecie, który by się takim szczupakiem nie  pochwalił

Syberyjskie renifery, równie urodziwe jak lapońskie




Syberyjski pasterz reniferów

Media zachodnie, polskie też, będą niepocieszone, panowie się nie pokłócili, jak wyrokowały

***

Filmik z wyprawy „Trojki”, polecam nie tyle z racji rosyjskich VIP na łonie natury, co wspaniałej rosyjskiej  przyrody. Pokazane okolice zapierają dech w piersiach. Syberia zniewala...

25 lipca 2013

Niepowetowana strata




Michał Radgowski
Dziennikarz
1929 - 2013
Przedstawiciel, jeden z najwybitniejszych,
pokolenia dziennikarzy
na których przykładzie uczyłam się zawodu.
Na „Polityce” redagowanej przez Niego
i Mieczysława F. Rakowskiego
jeszcze w liceum uczyłam się
form dziennikarskiego warsztatu…
Odszedł jeden z moich Mistrzów. 


 Polska lewica i środowisko dziennikarskie
poniosły  niepowetowaną stratę.
R.I.P



 ***

Wspomnienie  red. Adama Krzemińskiego o red. Radgowskim

Docent W. nie żyje

Młode pokolenie dziennikarzy nie bardzo kojarzy jego nazwisko, ale w historii powojennej prasy polskiej Michał Radgowski był jednym z najjaśniejszych punktów. Znakomity felietonista i aforysta był jednym z najlepszych przedstawicieli tej lewicowej inteligencji, która z przedwojennego domu wyniosła kulturę i wrażliwość społeczną, a z własnego doświadczenia życiowego - rozwagę i umiarkowanie. 
Urodził się w 1929 r. w rodzinie warszawskiego sędziego. W latach 50. studiował filozofię. W latach 60. i 70. jako zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Polityka" Mieczysława F. Rakowskiego wydatnie współkształtował liberalny, otwarty na świat charakter pisma. W roku 1968 należał do tych, którzy uchronili tygodnik przed udziałem w antysemickiej kampanii. I był współautorem programowej polemiki z "Trybuną Ludu". To również dzięki niemu "Polityka" uchodziła za "polskiego 'Spiegla'" i najlepszy tygodnik "od Łaby do Władywostoku".
Jego cotygodniowe "Zamiast felietonu" - na dole ostatniej strony "Polityki", pod "Bywalcem" Passenta, było w latach 70. obok felietonów Kisiela w "Tygodniku Powszechnym", KTT i "Hamiltona" w "Kulturze" lekturą obowiązkową ówczesnego inteligenta. Bohaterem felietonów Radgowskiego był docent W. - nieco nieporadny, abstrakcyjnie myślący, a zarazem zaskakująco przenikliwy obserwator peerelowskiej rzeczywistości.
Dla nas, młodych redaktorów "Polityki" lat 70., Michał miał zawsze ciepłe słowo i cierpki dowcip. Był jak jego docent W. godnym zaufania człowiekiem rozmowy, zadumy, a zarazem ostro widzącym rzeczywistość. Do kręgu jego przyjaciół należeli  Wisława Symborska, Hanna Krall, Tadeusz Drewnowski...
W drugiej połowie lat 70. czuł się coraz ciaśniej. Do pierwszego wyraźnego spięcia z Rakowskim doszło w roku 1979 wokół "Drożdży". Nagrodę dla jednego z szefów TVP, Janusza Rolickiego, w sytuacji, gdy prawdziwym zaczynem myśli i działania jest KOR, Radgowski uznał za nie na miejscu.
W stanie wojennym odszedł wraz z jedną trzecią zespołu. Ale mimo to w lutym 1982, gdy Janek Bijak uruchamiał okaleczoną "Politykę", Michał usiadł na swoim dawnym miejscu. Dla otuchy.
W latach 80. pisywał felietony do "Kobiety i Życia" i "Dialogu", w 90. do "Rzeczpospolitej" Darka Fikusa. Ale docenta W. już nie wskrzesił. Czas refleksyjnego sarkazmu minął. Pozostały zbiory felietonów Radgowskiego, pozostała pierwsza biografia "Polityki". I są jeszcze przyjaciele, koledzy i czytelnicy Michała - znakomitego publicysty, redaktora i człowieka...

Adam Krzemiński
 publicysta "Polityki"

22 lipca 2013

Royal Baby - brytyjski "fioł"



Nie da się ukryć - z urodzenia jestem podwładną jej Królewskiej Mości Elżbiety II, a wszystko, co się urodzi na brytyjskiej ziemi jest własnością  królowej, czyli tzw. Korony. Ja też. 
Świat ujrzałam na oddziale położniczym kliniki uniwersyteckiej w Edynburgu. 
W  polskim dowodzie tożsamości wpisano mi miejsce urodzenia zgodnie z angielską wersją mojej metryki – Edinburgh. To samo widnieje w moim paszporcie. 
Jeden z portretów rodzice zrobili mi w pracowni  londyńskiego fotografa Vandyka, który portretował także rodzinę królewską
Jako Szkotka z urodzenia i Brytyjka – narodziny dziecka w królewskiej rodzinie przyjmuję z należytą atencją. Cieszę się, że wnuczek Elżbiety II – William  wraz z małżonką Kate, księżną Cambridge, stali się dzisiaj popołudniu  szczęśliwymi rodzicami Synka, oficjalnego pretendenta, trzeciego w kolejności po swoim tacie i dziadku -  do królewskiego tronu Wielkiej Brytanii.

Witaj na świecie Royal Baby i bądź szczęśliwy! 
Całe życie przed Tobą.

Welcome to the world of Royal Baby and be happy!
 Whole life in front of you.
Brytyjczycy lubią się wzorować na dworze królewskim, zatem i moje dzieciństwo było w jego cieniu. Miałam książęce” ubranka, zabawki, książeczki.
I chociaż dzieci królowej Elżbiety urodziły się kilka lat po mnie, to na starych fotografiach widać, że mama ubierała mnie …po książęcemu. 
Klasyczny  płaszczyk  londyńskich panienek, ciemno-błękitny z granatowym, aksamitnym kołnierzykiem, do tego identyczny kapelusik. Wszystkie dziewczynki królewskiej familii  nosiły takie same.  A za nimi -  małe Brytyjki To co się dzieje w Londynie i całej Anglii z okazji urodzin Royal Baby ma swoje bardzo stare tradycje, doświadczałam ich na własnej skórze. Są miłe, nie narzekam....

Z mamą na spacerze w The Hyde Park
 
. Modele wózków dziecięcych nie zmieniły się w Londynie od ponad ...60 lat. W podobnych  wożone są dzisiejsze brytyjskie niemowlęta. Na fotografii - mój brat na spacerze z mamą. Zdjęcie zrobione przed naszym londyńskim domem (w głębi)
Londyn w czasie wojny i tuż po niej był bez dzieci, zostały wywiezione zagranicę lub w bezpieczniejsze rejony Wielkiej Brytanii,  te które pozostały z rodzicami – miały zapewnione  wszystko i w najlepszych gatunkach i sprawdzonych wzorach. 
Mama, jak widać ze zdjęć, korzystała z tego dobrodziejstwa dosyć chętnie. A ja do dzisiaj pamiętam czerwone metalowe puszki z mlekiem w proszku …Gerbera, z charakterystycznym bobasem na winiecie. 
Ten totalny brytyjski "fioł" , jaki panuje obecnie na Wyspach z okazji narodzin królewskiego prawnuczka ma swoje wieloletnie korzenie. Żeby zrozumiec Brytyjczyków, trzeba to przeżyć na własnej skórze, jak ja. Zapewniam,  ten "fioł" jest całkowicie nieszkodliwy, a nawet bywa  najczęściej pozytywny.